Najlepszym jednak stało się oglądanie gwiazd. Małych punkcików na ciemnym niebie. Lśniły pięknym blaskiem, łagodnie migocząc. Było ich tysiące! A może nawet miliony! Kocurek nie potrafił ich zliczyć, chociaż próbował. Z tego co mówiła mu czarno-biała, w nich krył się Klan Gwiazdy. Więc też byli tacy mali? Podskoczył, chcąc doskoczyć i zerwać jedną z gwiazdek, ale nie udało mu się to i upadł na tyłeczek. Wyciągnął łapkę, może mu się jednak uda?
- Są za daleko. - miauknął do niego Poziomkowy Blask.
Rzucił mu pytające spojrzenie. W sensie gwiazdki? Westchnął i trzepnął ogonkiem z niezadowoleniem, nim spojrzał ponownie na niebo, zachwycając się tym widokiem. Postanowił, że nigdy nie zapomni tego wszystkiego.
- Widzisz jak pięknie! - spojrzała na rudego.
Kocurek również spojrzał w stronę koteczki. Jej oczka błyszczały z radości. Pewnie też się cieszyła, mimo iż widziała je wiele razy, z tego co mu mówiła.
- Piekne! - potwierdził maluch, ponownie skacząc na krótkich łapkach.
Czuł się trochę zmęczony, w końcu potrzebował w tym wieku dużo snu. Jednak zmusił swoje ślepka do spoglądania dalej na gwiazdy. Tak, były naprawdę cudowne.
***
Trochę się zmieniło od czasu oglądania gwiazd. Kaczorek urósł. Może niewiele, ale dla niego to było sporo! Do tego jego sierść nie była już puszkowata, miał też większą wiedzę o otaczającym go świecie. Wiedział dobrze jak funkcjonowało życie w klanie oraz znał imiona kilku pobratymców, zaglądających do żłobka. To sprawiało, że czuł się mądry.
Nie tylko w jego życiu coś się zmieniło. Liczący jeden księżyc maluch, obserwował wszystko co działo się w kociarni, w przerwach między psotami. Kilka kociąt wyszło i już nie wróciło. Widywał ich od czasu do czasu, gdy bawił się przed żłobkiem, pod okiem rodziców. Był bardzo zdziwiony, gdy wracali, lub wychodzili z obozu, bo przecież kociakom nie wolno. Dopiero gdy zdał sobie sprawę, że zostali uczniami, poczuł większą ulgę. Tak właśnie dotychczas pełna wrzasków i dzieciaków kociarnia, stała się bardziej spokojna. A przynajmniej na tyle, na ile potomkowie Jesionowego Wichru i Brzoskwiniowej Bryzy pozwalali. Poza nimi, w żłobku pozostały jeszcze kocięta cioci Płotkowego Skoku.
Kaczorkowi najbardziej było smutno, że nie mieszka z nimi Mgiełka. Jej mama została, opiekując się maluchami, a ona została uczennicą. Szkoda, zdążył ją bardzo polubić. Wiele się od niej nauczył i to ona pokazała mu gwiazdy. Kocurek zamierzał więc ją odwiedzić. Czekał tylko na odpowiedni moment.
Ten wydarzył się szybko, gdy tylko Brzoskwiniowa Bryza wyszła na chwilę ze żłobka, zapewne w celu potrzeby fizjologicznej. Kociak od razu wykorzystał moment, podbiegając na krótkich łapkach do wyjścia.
- A ty dokad? Nie moses fyjsc bez wiedsy mamy! - Jesiotr jak na złość, musiał go zauważył i już kroczył w jego stronę, by zdeptać karzełka.
Kaczorek syknął na niego.
Kaczorek syknął na niego.
- Spadaj glupku!
Wyskoczył ze żłobka. Poczuł przyjemny wiatr ocierający się o jego sierść. Z zachwytem, krótko rozejrzał się po obozie, zanim puścił się biegiem. Jesiotr nie pognał za nim. Zbyt przestrzegał zasad, by opuścić kociarnię. Ha! Kaczorek nawet nie zauważył w biegu, że na kogoś wpadł. Wywalił się na ziemię i już miał nakrzyczeć na tego kogoś, gdy dojrzał Mglistą Łapę.
- Mgielka! - miauknął, podnosząc się do siadu i wlepiając zaciekawione ślepka w koteczkę. - Sostalas medykiem?
Naprawdę musiał wiedzieć!
Naprawdę musiał wiedzieć!
<Mgiełko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz