Ryjówkę obudziło mocne szturchnięcie. Szylkretka mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, przewracając się na drugi bok. Zużyty mech zaszeleścił wraz z ruchem jej szczupłej sylwetki.
Od razu wróciła do niej pełna świadomość. Córka Słonika wskoczyła na równe łapki, jeżąc sierść i obojętnie wpatrując się w Wielką Panią. Melodyjka wyglądała dzisiaj na wyjątkowo zdenerwowaną. Ryjówka nie zamierzała dowiadywać się, jaki jest ku temu powód. Dorośli wiecznie mieli jakieś widzi mi się. Koteczka przywykła do dziwnego zachowania starych. Miała już dziewięć księżyców, uważała się za wystarczająco dorosłą i pojmowała więcej zawiłości świata.
- Nie wyszli dzisiaj na polowanie. - szepnęła siostrze do ucha Mucha. - Rozmawiali o czymś szeptem.
- Może knują jak się nas pozbyć.
Koteczka zajęła się wylizaniem swojego futerka z wszelkich nieczystości. Co ją miały obchodzić Wielkie Koty. Niech robią sobie co chcą i tak miała ich zdanie głęboko pod ogonem. Szepty rozległy się ponownie. Ryjówka miała złe przeczucie. Nasiliło się ono, gdy Melodyjka zbliżyła się do potomstwa i mocno popchnęła je łapą w stronę wyjścia z nory. Szylkretka wskoczyła na równe łapki, wybiegając na świeże powietrze.
Wiatr musnął jej pyszczek, gdy koteczka rozglądała się wokół. Biały puch pokrywający ziemię, był strasznie zimny. Pora Nagich Drzew nie podobała się samotniczce. Brakowało zwierzyny, przez co chodziła głodna, natomiast chłód bardzo doskwierał jej półdługiej sierści. Pożałowała, że nie ma jej dłuższej.
- Nie obijać się. Musimy dojść do granicy przed wieczorem. - mruknęła Melodyjka.
Wielka Pani ruszyła w tylko sobie znanym kierunku, nawet nie odwracając się w stronę córek. Słonik ponownie, wiernie krocząc przy boku przyjaciółki. Mucha i Ryjówka wymieniły zdezorientowane spojrzenia. Może Wielkie Koty zamierzały zabrać je na kolejną naukę polowania? Z tą myślą obie koteczki wyruszyły za opiekunami.
Droga dłużyła się niemiłosiernie. Ryjówka czuła jak łapki zaczynają odmawiać jej posłuszeństwa, a przecież nie miała słabej kondycji. Kotka starała się przyspieszyć, żeby dogonić opiekunów, ale oni byli o wiele skoków królika przed nią i Muchą. Siostra dysząc ciężko, zatrzymała się, sadzając tyłek na ziemi. Ryjówka poszła w ślad za nią, wdzięczna, że może złapać chociaż trochę oddechu. Uwielbiała wędrować, ale mimo wieku, nie była jeszcze przyzwyczajona do tak długich dystansów. Zwykle przecież zapuszczała się poza Norę i wracała przed zachodem słońca. Wielkie Koty już nawet nie obchodziło, gdzie tak znika i nie próbowali jej zatrzymać. Światopogląd Ryjówki też mocno się różnił od tego kocięcego. O ile dawniej czuła się bezpiecznie w Norze, z czasem zrozumiała, że tam jest tylko miejsce jej urodzenia. Nora zrobiła się ciasna, dusiła się w towarzystwie tylu krewniaków. Nie pałała też sympatią do Wielkiej Pani i Pana Słonika, wręcz ich nie lubiła. O Melonie już nie myślała, uznając, że nie jest tego warty. A co z Muchą? Dalej czuła przywiązanie do siostry, lojalność i potrzebę ochrony tej istotki, ale nawet to zaczęło słabnąć, zastąpione myślą, że wszystko przeminie. Ryjówka nie potrafiła kochać. Nie znała tego uczucia, jedynie przywiązanie.
- Nie guzdrać się! - Melodyjka spiorunowała ich spojrzeniem. Czekoladowa szylkretka pomyślała, że gdyby wzrok mógł zabić, już leżałaby martwa.
- Dokąd idziemy? - spytała Mucha.
Wielka Pani w kilku susach znalazła się przy kotkach, obrzucając je zirytowanym spojrzeniem. Koniuszek jej ogona drgał nerwowo. O cokolwiek chodziło, musiała być niespokojna.
- Traficie do Klanu Burzy. - oznajmiła. Ryjówka zastrzygła uszkami. Wielka Pani opowiedziała jej o klanach. Wspomniała o Klanie Klifu, Klanie Wilka, Klanie Nocy i właśnie Klanie Burzy. Dodała jeszcze coś o Klanie Lisa. Ryjówka nie dopytywała wtedy, skąd ma taką wiedzę, wiedząc, że prędzej oberwie, niż pozna odpowiedz. O życiu w klanie nie wiedziała nic. - Nie zawiedźcie nas.
- Dlaczego mamy tam iść? Nie możemy zostać? - spytała Ryjówka. Trochę zainteresowała się tematem. Melodyjka i Słonik chcieli się ich pozbyć i nawet własnołapnie prowadzili ich do jakiegoś nieznanego pociechą miejsca? Interesujące.
- Nie możecie. - tym razem odezwał się Słonik, stojący obok Melodyjki. Wymienił spojrzenie z towarzyszką. - Byliśmy tam przez chwilę. Dlatego nie możecie się przyznać, że jesteście z nami spokrewnione.
- Czemu was już tam nie ma? - tym razem pytanie zadała Mucha.
Ogon Melodyjki uderzył o ziemię z niezadowoleniem.
- Mieliśmy swoje powody i tyle.
Ryjówce taka odpowiedz się nie spodobała. Nie bez powodu opuścili przecież klan. Może nawet Melodyjka była już wtedy brzemienna. Kotka wypuściła ze świstem powietrze. Rodzice oczekiwali, że będą ich oczami i uszami? Szpiegami? A może po prostu mieli już dość jej i Muchy, a to wydało im się najbardziej odpowiednią opcją?
- Dlaczego teraz? Jak już zaczęłyśmy sobie wszystko układać? - pokręciła łebkiem koteczka.
Nie odpowiedzieli. Zignorowali pytanie koteczki, nakazując córką dalszą wędrówkę. Ryjówka niechętnie stawiała każdy kolejny krok. Nie wiedziała czego się w Klanie Burzy mogła spodziewać. A jeśli ją zabiją?
- Gdy was spytają co robicie na ich terenie, odpowiecie, że chcecie służyć Klanowi Burzy. Zaprowadzą was do Mokrej Gwiazdy. Pewnie jeszcze nie zdechł. - warknęła pod nosem Melodyjka. - Dowiedzieliście się o istnieniu klanu od rodziców. Pieszczochów, o imionach Puszczyk i Kania. Wasz krewny, Kręciołek, dołączył do Klanu Burzy i chciałyście pójść w jego ślady, zaciekawione opowieścią. Czy wszystko jasne?
Było.
Cała czwórka przyspieszyła, wchodząc głębiej w malutki lasek. Ryjówka odwróciła się przez ramię, ostatni raz wpatrując się w miejsce swojego narodzenia. Nora mignęła daleko na horyzoncie, podobnie jak ulubione drzewo oraz znajomy strumień. Nadszedł czas samodzielności.
Przeskoczyła kretowisko. Las pozostał za nimi. Znaleźli się na wolnym terenie, wrzosowiskach. Nie otaczały ich drzewa, widziała jedynie pojedyncze krzaki. Kotka postawiła kolejny krok na nowej ziemi, rozglądając się z zaciekawieniem. Wyłapała od razu zapach królików, mimo ogromnej ilości śniegu.
- Co to? - ogon Muchy wskazał na daleki cel.
Ryjówka musiała wysilić wzrok, żeby dojrzeć lepiej dziwny sprzęt. Pierwszy raz widziała podobną rzecz. Zerknęła na Słonika i Melodyjkę. Wydawali się dziwnie spokojni. Jeśli faktycznie przebywali w Klanie Burzy przez chwilę, musieli zbadać znalezisko.
- Stary potwór Dwunożnych. - odpowiedział Słonik.
Ryjówka otworzyła pyszczek, chcąc spytać o tych całych "Dwunożnych", jednak od razu go zamknęła. Pytania były złe.
- Trzymajcie się tam. - miauknął kocur. Coś w jego głosie przywiodło na myśl smutek?
Nie potrzeba słów wsparcia. Ona zawsze sobie poradzi. Od kociaka kierowała się tą myślą i własnym zdaniem. Ryjówka odwróciła łebek, nie spoglądając nawet na Wielkie Koty, wpatrzone w odległy horyzont.
- Dalej pójdziecie same. - mruknęła Melodyjka zimnym tonem głosu.
Szylkretka zastrzygła uszami. Nie będzie tęsknić za Wielką Panią, od której jedynie dostawała pokarm i po uszach. Spiorunowała ją wzrokiem, marząc, żeby rzucić się na kocicę i posmakować jej krwi.
- Jak zwykle. - syknęła, jeżąc sierść.
Coś w oczach Melodyjki wskazało na to, że ciut za bardzo się odezwała. Kocica zmrużyła oczy w szparki, w nieprzyjaznym geście, również jeżąc sierść.
- Powinnaś być wdzięczna, gówniarzu. Gdyby nie łaskawość moja i Słonika, już dawno gryzłabyś piach.
- Od kiedy bycie wronią strawą nazywamy łaskawością?
Poczuła pazury na swoim policzki, które przejechały po jej skórze. Działo się to bardzo szybko, zanim łapa Melodyjki cofnęła się, ze wściekłym syknięciem. Ryjówka zacisnęła na chwilę ślepia, próbując powstrzymać cały gniew buzujący w jej ciałku oraz pozbyć się bólu.
- Odpuść, Melo. - Słonik zwrócił się do samotniczki, próbując ją uspokoić, żeby nie doszło do większego aktu brutalności.
Ryjówka najzwyczajniej w świecie odwróciła się, jakby do niczego nie doszło. Ruszyła przed siebie. Nie odwróciła się, żeby dojrzeć spojrzenia opiekunów. O czym w tej chwili myśleli Melodyjka i Słonik? O tym, że odzyskali wolność, czy może bardziej tym, że na zawsze stracili swoje potomstwo? Ryjówka czuła ogromny żal i nigdy więcej nie chciała ich wiedzieć na oczy.
A jej siła stanie się największym dowodem na to, że nie była od nich nigdy zależna.
Usłyszała kroki Muchy, która pobiegła za siostrą. Lekko zdyszana dogoniła szylkretkę. Teraz szły ramię w ramię. Nie spieszyły się. Teren był nieznany, a one nie umiały walczyć. Zdecydowanie byłoby źle, gdyby wpadły w łapy lisa.
Mocny nieznany zapach, szybko dotarł do ich nosków. Akurat były blisko jakiejś króliczej nory. Zanim kotki się obejrzały, zostały otoczone przez trójkę kotów. Jeden miał białe futro, inny mniejszy kremowe, natomiast ostatni, prawdopodobnie lider całego patrolu, mógł się pochwalić burą sierścią.
- Co robicie na terytorium Klanu Burzy? - miauknął.
Mucha wystąpiła o krok do przodu.
- Nazywam się Mucha. A to moja siostra, Ryjówka. Chciałybyśmy służyć Klanowi Burzy.
Kocury spojrzały po sobie. Wnuczka Koniczynki starała się wychwycić najmniejszy szczegółów burzaków. Tak na wszelki wypadek. Szeptali coś do siebie. Wychwyciła jedynie "Mokry" "Zaprowadzić" "Kociaki". Na szczęście nie musiały używać siły. Patrol oznajmił, że mają pójść za nimi i chociaż Ryjówce na język cisnęły się obelgi, że nie musi ich słuchać, ruszyła za burzakami.
Zapamiętała trasę, którą się skierowali. Chód kocurów był wyćwiczony, szybki. Ryjówka i Mucha musiały się natrudzić, żeby za nimi nadążyć. Można powiedzieć, że się opłaciło, gdyż wiele uderzeń serca później znalazły się w nowym miejscu.
- To obóz. - miauknął bury. - Zaprowadzimy was do Mokrej Gwiazdy. On zdecyduje, co z wami zrobić.
Czyli nie zdechł pomyślała pierworodna.
Najstarszy kocur udał się w stronę legowiska przywódcy, natomiast pozostała dwójka została przy kotkach. Ryjówka z ulgą stwierdziła, że nie próbowali do nich zagadać. Inaczej nie ręczyła za swoje pazurki.
W obozie panowało poruszenie. Koty z zainteresowaniem, ale i czujnością, spoglądały w stronę nieznajomych intruzek. Ich zapach był zbyt intensywny. Było ich za dużo. Ryjówce kręciło się w głowie od takiego tłumu. Przywykła do ciasnoty i jedynie czwórki kotów w swoim życiu. Zbyt głośno. Zbyt inaczej.
- Mokra Gwiazda was oczekuje. - bury wrócił do kotek, uśmiechając się nieśmiało.
Ryjówka i Mucha spojrzały na siebie porozumiewawczo, zanim obie ruszyły do legowiska. Wchodząc do środka, szylkretka na chwilę poczuła się jakby wróciła do Nory. Chociaż tutaj było więcej miejsca. Jej wzrok przesunął się od niezjedzonego zająca, do siedzącego na mchowym posłaniu kocura. Wyglądał na starego. Jego niebieskie futro lśniło jednak czystością, a pół łysy ogon wskazywał, że trochę już w życiu przeszedł. Niebieskie ślepia utkwił w obliczu dwóch nieznajomych kociaków.
- Jestem Mokra Gwiazda, przywódca Klanu Burzy. Ośle Ucho powiedział mi, że zostałyście znalezione na naszych terenach i chcecie dołączyć. To prawda?
- My chcemy być jak wujek.
Ryjówka zebrała w sobie wszystkie siły. Mała ranka na jej policzku dalej krwawiła, zadając nieprzyjemne szczypanie, ale nie było teraz czasu zajmować się dziełem. Wyszła przed siostrę, która pozwoliła jej przejąć prowadzenie. Ryjówka zawsze miała duszę lidera.
- Bo widzi pan, nasz krewny imieniem Kręciołek, wiele księżyców temu postanowił żyć z klanami. Nasi rodzice, pieszczochy imionami Kania i Puszczyk, opowiedzieli nam o tym. O klanach. Chciałybyśmy spróbować. - miauknęła. Mówiła miłym tonem głosu. Chociaż wewnętrznie chciała splunąć pod łapy liderowi i warknięciem zmusić go do przyjęcia do klanu. Musiała być grzeczna, żeby osiągnąć cel. A jeśli się odezwie, może oberwać i jeszcze obserwować, jak Mucha zostaje krzywdzona.
- My nie mamy gdzie się podziać. Błagamy pana! - wlepiła wielkie, brązowe ślepia w Mokrą Gwiazdę.
<Mokra Gwiazdo?>