Przytulić?
Samo dotknięcie sierści było dla niej na tyle odpychające, że nie potrafiła się do tego zebrać. Zawsze gdy czuła obok bliskość, przypominała jej się łapa matki z wysuniętymi pazurami, gdy bezczelnie dawała swojej córce kary, za właściwie nic. Drgnęła na samą myśl, kuląc się lekko. Oczy znowu zaszły jej łzami. Dlaczego tylko ją zawsze spotykały nieszczęścia? Mówi się, że ktoś ma dobre dzieciństwo, a złe dorosłe życie, lub na odwrót. U Żabki to nie istniało. Zdarzały się dobre chwile, ale zawsze po nich następowały jakieś tragedie. Trauma pozostawiona przez Otylię, została z nią na całe życie, natomiast strata Chuderlawego Skowytu, tylko utwierdziła kotkę, że nie zasługuję na spokój. A może coś kiedykolwiek pójdzie po jej myśli? Jakoś nie potrafiła w to uwierzyć.
— Prze-przepraszam, Żabko, n-nie pła-płacz.
Kotka dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że kolejne łzy ciekną po jej policzkach. Szybko otarła je łapą. Nie potrafiła jednak stłumić smutku, który był doskonale dostrzegalny w jej pięknych oczach. Leszczynowa Bryza też to zobaczył. Widziała to po wyrazie jego pyszczka. Poczuła wyrzuty sumienia, że widział ją w takim stanie. Spuściła głowę, spoglądając na własne łapy.
— To nie twoja wina, Leszczynku. Ja jestem wszystkiemu winna. — westchnęła ciężko kotka, zamierzając się otworzyć przed wojownikiem. — Zawsze gdy kogoś pokocham, albo myślę, że będzie lepiej, dzieję się zawsze jakaś tragedia. Przynoszę pecha. Boli mnie to bardzo, że kiedyś...
Nie dokończyła, zalewając się łzami. Wtuliła łebek w sierść Leszczynowej Bryzy, w pierwszym, instynktownym odruchu. Zmoczyła ją zapewne własnymi łzami, ale w tej chwili potrzebowała po prostu uspokojenia. Z resztą tak, jak od wielu księżyców.
<Leszczynku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz