- Ja... Gdy ci powiem, o czym, a właściwie o kim śniłem, uznasz mnie za szaleńca - powiedział płowy, chcąc tylko zamknąć oczy i zasnąć w miękkim legowisku. Sytuacja okazała się niezbyt bezpieczna. Stracił przytomność, a Konwaliowe Serce musiała go dotknąć, aby użyć potrzebnych ziół. Westchnął, podczas powrotu zatrzyma się przy jakiejś trawie i się w niej wytarza. Inaczej ktoś nakapuje Iglastej Gwieździe, że lynx pachnie jak klan burzy, a wtedy wojownika czekałyby nieprzyjemne konsekwencje.
- Powiedz. Nie będę się śmiać. Za bardzo cię kocham, żeby nazywać cię szaleńcem - miauknęła czarna, delikatnie ocierając się o ciało partnera.
Świtająca Maska drgnął. Za tym dotykiem tęsknił codziennie. Za dotykiem medyczki, pachnącej pięknymi ziołami. Ukochanej istoty, która jedyna poznała jego ukryte wnętrze.
Zawahał się. Co się wydarzy, jeśli powie Konwaliowemu Sercu o swoim śnie? Cienisty kocur nie przybędzie ponownie? Nie będzie go mamił? Medyczka zaśmieje się płowemu prosto w pysk, bo zauważy dziwne zachowananie swojego wilczego Romea.
- Niech będzie - zdecydował. Trudno, lepiej pozostać szczerym wobec ukochanej. Może kotka pomoże mu w pozbyciu się halucynacji. Wtedy odzyskałby wolny umysł i nie musiałby obawiać się o trafienie na stos ziół u Potrójnego Kroku. - Widziałem cienistego kocura. Nie mogłem się ruszyć. Obiecał mi spotkanie się w realnym życiu i... Czerpał przyjemność z mojego bezruchu. Mam wrażenie, że mnie szpieguje.
Konwaliowe Serce pokiwała głową że zrozumieniem. Kocur nie spodziewał się tak wyważonej reakcji po żółtookiej. Spodziewał się medycznego komentarza, a tu... Nic. Widocznie za słabo zarysował sytuację.
- Powoli świta. Powinieneś ze spokojem wrócić do swojego klanu. Muszę iść... Żałuję takiego końca... Wolałabym udać się za tobą - miauknęła smutna Konwaliowe Serce, przymykając oczy. Lynx wstał i położył głowę na karku ukochanej.
- Wątpię, czy spodobałoby ci się życie w klanie wilka. Ciągle są jakieś niepokoje i bunty. Podobno nasz były zastępca przyprowadził dziwnego gościa do medyków, gdy przebywałem jeszcze w żłobku. Potem bunt... Masz za delikatną psychikę - szeptał. - Powinniśmy żyć jako samotnicy. Nie obowiązywałyby nas żadne zasady czy kodeksy.
- Nie... Nie wyrzeknę się swojej rangi, przykro mi, Świecie. Zresztą... Dobrze mi się żyje w klanie burzy. Spokojnie, pokojowo. Nie wdajemy się w żadne wojny. Chciałabym, aby tak pozostało - mówiła czarna.
Koty pożegnały się ze sobą i wróciły do swoich klanów, myśląc o kolejnym spotkaniu.
Czekał na nią w tym samym miejscu, co zawsze. Bardzo żałował, że nie próbował się wykraść na zgromadzenie. Mógłby chociaż na chwilę porozmawiać z ukochaną w krzaczkach, z dala od wścibskich spojrzeń. Zwrócenie uwagi kotki na siebie okazałoby się trudne, ponieważ Potrójny Krok uważnie obserwował zachowanie płowego w ciągu ostatnich kilku dni. A przyłapał go tylko na krótkim spotkaniu z Ciernikiem. Gadanie do siebie od razu jest chorobą? Co to za medyk, który w każdym szuka chociaż odrobiny uszczerbku na zdrowiu. Jeszcze chwila, a cały klan stanie się jednym wielkim obozowiskiem medyków i pacjentów. Dodatkowo kolejną przeszkodą okazałaby się Fasolkowa Łapa. Prywatnie nic nie miał do kolejnego dzieciaka przywódcy, ale kolejna przylepa mogła nakapować kalece.
Zauważył kontury czarnej na horyzoncie. Kotka przybiegła i od razu otarła się o ciało ukochanego na przywitanie.
- Nareszcie możemy się zobaczyć. Naprawdę żałuję, że nie było cię na zgromadzeniu - miauknęła.
- Cóż... Podobno nic ciekawego się nie działo. Znowu bym siedział z medykami i pewnie bym oberwał od Potrójnego Kroku łapą - odpowiedział Świtająca Maska z uśmieszkiem.
- Cóż... Rozmawialiśmy o twoich upodobaniach. Wiesz... Prawie doszliśmy do wniosku, że lubisz kocury - powiedziała łobuzersko czarna.
Wibrysy płowego zadrżały ze zdziwienia. Że co?! Od kiedy medycy aż tak bardzo interesują się czyimiś preferencjami dotyczącymi płci? Skrzywił się, nie wyobrażał sobie dłuższego romansu z kocurem. Czułby się strasznie niezręcznie i nie widziałby w partnerze nikogo więcej niż, co najwyżej, przyjaciela.
- Dlaczego mnie obgadywaliście? - zapytał się z udawanym smutkiem kocur, kładąc się na ziemi.
- Powiedz. Nie będę się śmiać. Za bardzo cię kocham, żeby nazywać cię szaleńcem - miauknęła czarna, delikatnie ocierając się o ciało partnera.
Świtająca Maska drgnął. Za tym dotykiem tęsknił codziennie. Za dotykiem medyczki, pachnącej pięknymi ziołami. Ukochanej istoty, która jedyna poznała jego ukryte wnętrze.
Zawahał się. Co się wydarzy, jeśli powie Konwaliowemu Sercu o swoim śnie? Cienisty kocur nie przybędzie ponownie? Nie będzie go mamił? Medyczka zaśmieje się płowemu prosto w pysk, bo zauważy dziwne zachowananie swojego wilczego Romea.
- Niech będzie - zdecydował. Trudno, lepiej pozostać szczerym wobec ukochanej. Może kotka pomoże mu w pozbyciu się halucynacji. Wtedy odzyskałby wolny umysł i nie musiałby obawiać się o trafienie na stos ziół u Potrójnego Kroku. - Widziałem cienistego kocura. Nie mogłem się ruszyć. Obiecał mi spotkanie się w realnym życiu i... Czerpał przyjemność z mojego bezruchu. Mam wrażenie, że mnie szpieguje.
Konwaliowe Serce pokiwała głową że zrozumieniem. Kocur nie spodziewał się tak wyważonej reakcji po żółtookiej. Spodziewał się medycznego komentarza, a tu... Nic. Widocznie za słabo zarysował sytuację.
- Powoli świta. Powinieneś ze spokojem wrócić do swojego klanu. Muszę iść... Żałuję takiego końca... Wolałabym udać się za tobą - miauknęła smutna Konwaliowe Serce, przymykając oczy. Lynx wstał i położył głowę na karku ukochanej.
- Wątpię, czy spodobałoby ci się życie w klanie wilka. Ciągle są jakieś niepokoje i bunty. Podobno nasz były zastępca przyprowadził dziwnego gościa do medyków, gdy przebywałem jeszcze w żłobku. Potem bunt... Masz za delikatną psychikę - szeptał. - Powinniśmy żyć jako samotnicy. Nie obowiązywałyby nas żadne zasady czy kodeksy.
- Nie... Nie wyrzeknę się swojej rangi, przykro mi, Świecie. Zresztą... Dobrze mi się żyje w klanie burzy. Spokojnie, pokojowo. Nie wdajemy się w żadne wojny. Chciałabym, aby tak pozostało - mówiła czarna.
Koty pożegnały się ze sobą i wróciły do swoich klanów, myśląc o kolejnym spotkaniu.
po zgromadzeniu
Czekał na nią w tym samym miejscu, co zawsze. Bardzo żałował, że nie próbował się wykraść na zgromadzenie. Mógłby chociaż na chwilę porozmawiać z ukochaną w krzaczkach, z dala od wścibskich spojrzeń. Zwrócenie uwagi kotki na siebie okazałoby się trudne, ponieważ Potrójny Krok uważnie obserwował zachowanie płowego w ciągu ostatnich kilku dni. A przyłapał go tylko na krótkim spotkaniu z Ciernikiem. Gadanie do siebie od razu jest chorobą? Co to za medyk, który w każdym szuka chociaż odrobiny uszczerbku na zdrowiu. Jeszcze chwila, a cały klan stanie się jednym wielkim obozowiskiem medyków i pacjentów. Dodatkowo kolejną przeszkodą okazałaby się Fasolkowa Łapa. Prywatnie nic nie miał do kolejnego dzieciaka przywódcy, ale kolejna przylepa mogła nakapować kalece.
Zauważył kontury czarnej na horyzoncie. Kotka przybiegła i od razu otarła się o ciało ukochanego na przywitanie.
- Nareszcie możemy się zobaczyć. Naprawdę żałuję, że nie było cię na zgromadzeniu - miauknęła.
- Cóż... Podobno nic ciekawego się nie działo. Znowu bym siedział z medykami i pewnie bym oberwał od Potrójnego Kroku łapą - odpowiedział Świtająca Maska z uśmieszkiem.
- Cóż... Rozmawialiśmy o twoich upodobaniach. Wiesz... Prawie doszliśmy do wniosku, że lubisz kocury - powiedziała łobuzersko czarna.
Wibrysy płowego zadrżały ze zdziwienia. Że co?! Od kiedy medycy aż tak bardzo interesują się czyimiś preferencjami dotyczącymi płci? Skrzywił się, nie wyobrażał sobie dłuższego romansu z kocurem. Czułby się strasznie niezręcznie i nie widziałby w partnerze nikogo więcej niż, co najwyżej, przyjaciela.
- Dlaczego mnie obgadywaliście? - zapytał się z udawanym smutkiem kocur, kładąc się na ziemi.
<Konwaliowe Serce?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz