Ściemniało się. Pora nagich drzew kojarzyła się Orlikowemu Szeptowi z dzieciństwem i budowaniem korytarzy w śniegu. Wspominał z uśmiechem na pysku zabawy wraz ze swoim rodzeństwem i Cętkowanym Kwiatem. Z czasem dołączyła Konwaliowe Serce, szybko mianowania na uczennicę. Biel śnieżnej pierzyny udowadniał kocurkowi, że długa sierść była czymś więcej niż tylko wyglądem zewnętrznym. W zimne dni futro ocieplało małego Orlika i stanowiło prowizoryczne legowisko dla Bluszcz.
To minęło. Druga zima w życiu Orlikowego Szeptu przyniosła śmierć matki. Utrata Koniczynki utrudniała mu pozbycie się uczucia smutku i rozpaczy. Ostatnie dni przesiedział w legowisku, a jedzenie przynosiły mu na zmianę partnerka i Konwaliowe Serce.
Co po chwilę ktoś z wojowników kazał mu się uśmiechnąć, pobiegać po śniegu albo pójść po kocimiętkę. Podobno poczułby się lepiej.
Tylko... Biały ledwo mógł się ruszyć. Nie czuł motywacji do zrobienia czegokolwiek. Po prostu stał się takim posągiem, o podobnym kolorze co leżący w legowisku śnieg. Jedyne, czego się podjął, to rytmiczne strzepywanie jasnego puchu z własnego ciała.
Leżał na swoim miejscu do spania, gdy zauważył Jeżową Ścieżkę. Zdziwił się. Spodziewał się, że czekoladowy spędza czas ze swoim bratankiem albo ponownie udaje, że uczy Konwaliowe Serce. Asystent usiadł przy wojowniku i objął go swoim ogonem.
Wiem jak się czujesz. — powiedział cicho. W odpowiedzi biały tylko zastrzygł uszami. Na nic więcej nie było go stać. - Tęsknię za Brzozowym Szeptem, ale wiem, że ona jest ze mną cały czas, czuwając nade mną wraz z naszymi innymi przodkami. Koniczynka chciałaby, byś to wiedział i nie dawał się ponieść żałobie. Ból nigdy nie minie, ale ty i ja mamy za dużo kotów do stracenia, by się mu oddawać.
Każde słowo Jeżowej Ścieżki trafiło do Orlikowego Szeptu. Medykowi łatwo było mówić, lecz.... Przeżyli to samo. Utracili swoich bliskich. Dodatkowo czekoladowy borykał się na codzień z walką o życie i śmierć, więc nieco przyzwyczaił się do martwych ciał. Jednak sam biały również pozbawiał życia małych istot. Co musiały czuć dzieci zająców, które nigdy nie ujrzą ponownie zabitej matki, spałaszowanej przez rozumne koty?
Istniała spora różnica między świadomymi swojego istnienia klanowiczami a zwykłą zwierzyną łowną.
- A... Ale... Ona nie zasługiwała... Była niewinna... Przygarnęła pod swój ogon Melodyjną Łapę, a teraz... Wszystko bez niej wydaje się strasznie trudne - jąkał się Orlikowy Szept. Miał wrażenie, że zapomina słów. Język odmawiał mu posłuszeństwa i cała wypowiedź wychodziła bardzo powoli z jego ust. - Czy... Nie powinieneś być z Dreszczem? On też potrzebuje pomocy.
Czekoladowy podniósł kącik ust na wieść o kremowym bratanku.
- Kocham go z całego serca. Wniósł w moje księżyce nowe życie. Leczę go, ale potrwa to długie lata. A ty cierpisz duchowo. Nie trać młodości. - Czekoladowy trącił nosem ucho wojownika.
- To... Pomóż mi, proszę. - Orlikowy Szept spojrzał wielkimi oczami na spokojne lico asystenta medyka. Skoro nikt ani nic nie przywróci życia cynamonce, to może chociaż z czyjąś pomocą przywróci swoje do pionu?
To minęło. Druga zima w życiu Orlikowego Szeptu przyniosła śmierć matki. Utrata Koniczynki utrudniała mu pozbycie się uczucia smutku i rozpaczy. Ostatnie dni przesiedział w legowisku, a jedzenie przynosiły mu na zmianę partnerka i Konwaliowe Serce.
Co po chwilę ktoś z wojowników kazał mu się uśmiechnąć, pobiegać po śniegu albo pójść po kocimiętkę. Podobno poczułby się lepiej.
Tylko... Biały ledwo mógł się ruszyć. Nie czuł motywacji do zrobienia czegokolwiek. Po prostu stał się takim posągiem, o podobnym kolorze co leżący w legowisku śnieg. Jedyne, czego się podjął, to rytmiczne strzepywanie jasnego puchu z własnego ciała.
Leżał na swoim miejscu do spania, gdy zauważył Jeżową Ścieżkę. Zdziwił się. Spodziewał się, że czekoladowy spędza czas ze swoim bratankiem albo ponownie udaje, że uczy Konwaliowe Serce. Asystent usiadł przy wojowniku i objął go swoim ogonem.
Wiem jak się czujesz. — powiedział cicho. W odpowiedzi biały tylko zastrzygł uszami. Na nic więcej nie było go stać. - Tęsknię za Brzozowym Szeptem, ale wiem, że ona jest ze mną cały czas, czuwając nade mną wraz z naszymi innymi przodkami. Koniczynka chciałaby, byś to wiedział i nie dawał się ponieść żałobie. Ból nigdy nie minie, ale ty i ja mamy za dużo kotów do stracenia, by się mu oddawać.
Każde słowo Jeżowej Ścieżki trafiło do Orlikowego Szeptu. Medykowi łatwo było mówić, lecz.... Przeżyli to samo. Utracili swoich bliskich. Dodatkowo czekoladowy borykał się na codzień z walką o życie i śmierć, więc nieco przyzwyczaił się do martwych ciał. Jednak sam biały również pozbawiał życia małych istot. Co musiały czuć dzieci zająców, które nigdy nie ujrzą ponownie zabitej matki, spałaszowanej przez rozumne koty?
Istniała spora różnica między świadomymi swojego istnienia klanowiczami a zwykłą zwierzyną łowną.
- A... Ale... Ona nie zasługiwała... Była niewinna... Przygarnęła pod swój ogon Melodyjną Łapę, a teraz... Wszystko bez niej wydaje się strasznie trudne - jąkał się Orlikowy Szept. Miał wrażenie, że zapomina słów. Język odmawiał mu posłuszeństwa i cała wypowiedź wychodziła bardzo powoli z jego ust. - Czy... Nie powinieneś być z Dreszczem? On też potrzebuje pomocy.
Czekoladowy podniósł kącik ust na wieść o kremowym bratanku.
- Kocham go z całego serca. Wniósł w moje księżyce nowe życie. Leczę go, ale potrwa to długie lata. A ty cierpisz duchowo. Nie trać młodości. - Czekoladowy trącił nosem ucho wojownika.
- To... Pomóż mi, proszę. - Orlikowy Szept spojrzał wielkimi oczami na spokojne lico asystenta medyka. Skoro nikt ani nic nie przywróci życia cynamonce, to może chociaż z czyjąś pomocą przywróci swoje do pionu?
<Jeżowa Ścieżko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz