Obydwoje odeszli tak szybko i niespodziewanie…
A ona wciąż w to nie dowierzała.
Wciąż po skończonym treningu przechodziła ją myśl o wyżaleniu się tatusiowi i ciepłym przywitaniem z Koniczynką. Ale zaraz potem do niej docierało, że ich już nie było. Że już nigdy ich nie zobaczy, nie usłyszy, nie wtuli się w miękkie futra dla rozładowania emocji.
Jeszcze nic nigdy nie wyprowadziło Melodyjną Łapę z równowagi tak bardzo, jak ostatnie wydarzenia. Zdawała się... przygasnąć. Zdusiła w sobie całą radość, pewność siebie, energię i aroganckość, by te ustąpiły miejsca żalowi, smutku i tęsknocie. Po raz pierwszy w jej 20-księżycowym życiu otrzymała na łeb kubeł zimnej wody, który otrząsnął ją i pokazał szarą rzeczywistość. Po raz pierwszy poczuła bezsilność. Po raz była tak bardzo niepewna swoich działań. I po raz pierwszy nie wierzyła w to, co się wokół niej działo.
Potworna tęsknota rozpierała ją od środka, wprowadzając w stan otępienia oraz przywołując ból. Przecież tatuś nie mógł od tak zniknąć… potrzebowała go… a jednak tak doskonale pamiętała wiotkie ciało leżące na środku obozu… będące… takie prawdziwe… chciała tatusia z powrotem. Chciała, by znowu nazwał ją swoją małą księżniczką, opowiedział przyjemną historię, pochwalił, przytulił. Z Koniczynką było to samo… ale ona w przeciwieństwie do tatusia była taka młodziutka… a jednak… była wspaniałą mamusią, o jakiej Melodyjna Łapa mogłaby tylko pomarzyć… nie powinna umrzeć, nie teraz. Tatuś też. Obydwoje powinni przy niej być. Nie zasłużyli sobie na to… ona sobie na to nie zasłużyła.
— Melodyjko, może… przejdziemy się? — zapytał ostrożnie Słonikowa Łapa, który całkowicie niespodziewanie znalazł się przed kotką siedzącą przygarbioną w kącie obozu.
Uniosła powoli łeb znad lekko nadgryzionego królika.
— Czemu nie — mruknęła obojętnie, podnosząc się z miejsca.
Przyjaciele opuścili obóz, nie zamieniając ze sobą słowa. Uczennica odwróciła się, wlepiając zmrużone oczy w niebo. Słońce szczytowało, a na niebie nie było ani chmurki, lecz mimo to ciepło się im nie udzielało. Śnieg chrobotał pod stopami, a łapy się w nim co i raz zapadały. Co jakiś czas półdługie futro przeszywał chłodny wiatr. Melodyjna Łapa zwróciła spojrzenie z powrotem na swojego towarzysza, z początku nic nie mówiąc.
— Słoniku, wiesz co? Zastanawiam się, czemu wszystko musiało się tak zwalić. Przecież było już dobrze… tak wyśmienicie się bawiliśmy życiem… a te śmierdzące umarlaki grzejące dupy wśród gwiazd postanowiły pozbawić nas rodziców, ot tak bez uprzedzenia czy wskazania ich zaginięcia. Bo przecież obydwoje byli niewinni. Te gnidy… — Zatrzymała się na chwilę, by wbić pazury w ziemię. Bezskutecznie, gleba była zamarznięta.
— Nie wiem, czemu — przyznał kocur.
— To wszystko zadziało się tak szybko… — kontynuowała, z każdą chwilą coraz bardziej napełniając się czystą furią. A on jej nie przerywał. — Nie mieli prawa umrzeć, nie teraz. Zasługiwali jeszcze na długie księżyce. My zasługiwaliśmy na długie księżyce. Z nimi. Widzisz, ty już nie masz nikogo, ja mam matkę, która ani trochę się mną nie interesuje. Od śmierci tatusia ani razu się do mnie nie odezwała, nawet nie powiedziała głupiego "jak się czujesz". No a ty swojego ojca nawet nie poznałeś. — Im dłużej mówiła, tym bardziej podnosiła ton głosu, aż w końcu nerwowy szept przemienił się w pewien pomruku żalu i niezadowolenia wrzask. — Dlatego, nie wiem jak ty, ale ja mam już dość. Dość tych sztucznych uśmiechów Burzowiczów, życia, jak gdyby nic się nie stało. Nieposzanowania nas i naszych wartości. Czemu takie łamagi jak Burzowy Mróz czy Cętkowany Kwiat od dawna grzeją posadę wojowników, a my nie, hm? Tutejsze koty nie mają za grosza poczucia sprawiedliwości. A do tego jeszcze… jeszcze Czapli Potok. Czemu to on nie zdechł zamiast tatusia i Koniczynki? Za nim nikt by nie płakał. Bynajmniej nie my. Musimy… postawić temu kres. — Strzepnęła z wąsów kilka płatków śniegu. Właśnie zaczęło padać. A Melodyjna Łapa wróciła do dawnej siebie.
A może to i nie była dawna ona? W tej Melodyjnej Łapie płynęło jeszcze więcej furii i chęci zemsty. I ta Melodyjna Łapa wiedziała, że tak tego nie zostawi.
Piękne opko
OdpowiedzUsuńDAJESZ MELO DAWAJ CZEKAM NA KONTYNUACJE
OdpowiedzUsuń