Kocura naprawdę zdziwiła prośba uczennicy, a raczej jej matki, ale przystanął na nią, mimo, że naprawdę nie chciał. Po feralnym polowaniu z Biegnącym Potokiem i niekomfortowymi pogaduszkami z mamą nauka gadatliwej uczennicy była naprawdę ostatnim, czego teraz potrzebował. Ale przecież wstyd by było odmówić i sprawić komuś przykrość czy wprowadzić w złość. Jednakże troszkę mu to wszystko śmierdziało… ale po co Pluskająca Łapa miałaby go okłamywać? Raczej nie miała powodu, więc nie miała po co kłamać. Chyba. Tylko czemu akurat on? Był beznadziejnym wojownikiem oraz nie umiał w kontakty z dziećmi, a już tym bardziej w uczenie ich. Chociaż z drugiej strony kotka nie była aż tak mocno młodsza od niego... pokręcił łbem, żwawo przebierając krótkimi łapami. Liście szeleściły pod stopami, a słońce przyjemnie przygrzewało futerko. Och, jak przyjemnie.
— To… jak to jest być wojownikiem, dobrze? — zapytała niespodziewanie.
— Jak to jest być wojownikiem? Hm… no no chyba dobrze — miauknął niepewnie. — Na pewno inaczej niż uczniem… ale da się przyzwyczaić do zmian.
— Jak bardzo inaczej? — Oho, zaczęło się wypytywanie.
— No… nie wstajesz już z rana na treningi, nie zajmujesz się starszymi i karmicielkami… jest znacznie więcej polowań i patrolów no i szkolenie własnych uczniów — wyjaśnił z zakłopotaniem, nie wiedząc do końca, jak to sensownie przedstawić.
— Masz własnego ucznia?
— Nie… nie nie, nie mam — zaoponował, energicznie kręcąc łebkiem. Właściwie to w ogóle nie widział siebie w roli mentora. Nie umiałby przekazać wiedzy!
Pluskająca Łapa otworzyła pyszczek, jakby chciała zapytać o coś jeszcze, ale akurat w tym momencie dotarli do rzeki. Obejrzał się za uczennicą i przystanął na brzegu, wlepiając spojrzenie w taflę. Po chwili na niej obok jego odbicia pojawiło się również odbicie ciekawskiego szylkretowego pyska. Jaskrowy Pył przełknął ślinę,zastanawiając się od czego by zacząć. Bo w zasadzie… to trochę jak szkolenie własnego ucznia.
— No to… chyba znasz już podstawy? Musisz usiąść tak, żeby twój cień nie padał na wodę i odpowiednio się przygotować… — zaczął, a gdy otrzymał odpowiedź w postaci kiwnięcia łbem na tak, ostrożnie kontynuował. — No i jak ryba już będzie przepływać… musisz się wymachnąć i wyrzucić ją na brzeg, no a potem dobić. Nie wiem… mam ci pokazać? — zapytał, przebierając łapami w miejscu. Oddech trochę mu przyspieszył ze stresu.
— Mhm… mógłbyś — stwierdziła, nie odrywając wzroku od wartkiego nurtu.
— Dobrze, odsuń się — poprosił łagodnie, a gdy Pluskająca Łapa usunęła się na odpowiednią odległość, nie spuszczając jednak z niego wzroku, ułożył się w odpowiedniej pozycji i nerwowo oczekując, aż jakaś ryba łaskawie przetnie taflę.
Spoczywające na nim pomarańczowe ślepia tylko odbierały mu resztki pewności siebie. Na pewno to zepsuje, nie ma szans, że nie. Skompromituje się przed młodą uczennicą. Skoro nawet zdobyczy nie umiał ponieść do obozu bez przewrócenia się po drodze… odetchnął i skupił cały swój umysł na obserwowaniu rzeki.
Minęło trochę czasu, aż zaobserwował rybią sylwetkę. Tyle czasu, że kotka siedząca za nim zdawała się zacząć denerwować. Zmrużył ślepia i wykonał gwałtowny ruch łapą. Zdobycz wyskoczyła, jednak razem z nią na kocura spadła niemała ilość wody skutecznie zasłaniająca pole widzenia. Ciecz dostała się do oczu. Zdezorientowany wojownik cofnął się i tak właściwie fartem nadepnął łapą na złapaną rybę, przyciskając ją do podłoża. Chwilę mu zajęło, aż zdołał się otrząsnąć i dobić wijącą się jeszcze ofiarę. Odetchnął głęboko. Miał rację, zepsuł. Czując, że łapią go wstyd i zażenowanie, niechętnie odwrócił się w stronę Pluskającej Łapy. Wiotkie ciałko zwierzyny zwisało mu z pyska. Zamrugał kilka razy i upuścił je po uświadomieniu sobie, że jeśli będzie je wciąż trzymał, uczennica nic a nic nie zrozumie.
— Mniej więcej tak. No… z naciskiem mniej więcej — wydukał z zakłopotaniem.
<Pluskająca Łapo?>
Słodki ❤️
OdpowiedzUsuń