Tak jak zapowiedział, Lwia Grzywa przerwał trening i zaprowadził ją do legowiska. Chciał, żeby spędziła czas u medyczek, ale powiedziała mu, że wszystko w porządku. Chyba jej nie uwierzył, ale ustąpił, zostawiając ją pod opieką Sroczego Żaru. Koteczka zwinęła się w kącie i już nie ruszyła, pogrążona we własnych uczuciach. Nawet zachód słońca nie wywabił jej na zewnątrz, nie udało się to także podniesionym głosom dochodzącym gdzieś z obozu (normalnie cynamonowa nie przepuściłaby takiej okazji, żeby dowiedzieć się czegoś nowego i bezszelestnie zjawiła, żeby obserwować co się dzieje).
Płakała. Chrupnięcie kości, krew, martwa mysz. To wszystko przewijało się w jej głowie, od początku i od początku, doprowadzając ją do rozpaczy. Od nadmiaru emocji jej drobne ciałko drżało.
Powoli docierało do niej, że wszystkie myszy, które kiedykolwiek jadła, też kiedyś tak siedziały, jedząc ziarnenka i nie spodziewając się, że zaraz zginą.
Jadła martwe zwierzęta. Zwierzęta zabite przez klanowiczów.
Czy jej mamusia i brat też zabijali zwierzęta?
Ta myśl sprawiła, że zaniosła się kolejną falą łez.
Czy ona też będzie musiała zabijać?
Obudziła się tak samo zmęczona, jak była wcześniej i uświadomiła sobie, że ktoś nad nią stoi.
- Jak się dzisiaj czujesz? - zapytał jej mentor.
- Dobrze - miauknęła cichutko.
- No nie wydaje mi się. - Rudy uśmiechnął się smutno, krytycznie przyglądając się jej podkrążonym ślepiom i brudnemu futerku. - Na pewno nie chcesz, żeby zobaczył cię medyk? Sokole Skrzydło jest naprawdę sympatyczny, zobaczysz.
- Nie - miauknęła, kręcąc głową.
- Jak sobie tam chcesz - westchnął mentor. - Odpocznij w takim razie i jutro widzimy się na treningu.
Pójdźka miała nadzieję, że nie zobaczą się jutro.
Treningi stały się dla niej udręką. Lwia Grzywa nauczył ją tropić i docierać do zwierzyny, ale gdy stawała naprzeciw niej, zaczynała drżeć i nie była w stanie zebrać się do skoku. Nie miała zamiaru skrzywdzić żadnego z tych stworzeń, nie mogła! Przestała też jeść, nie będąc w stanie przełknąć niczego, co dawniej żyło.
Mentor nie mógł zrozumieć, jak to się dzieje, że gdy już prawie miała zdobycz, ona zawsze uciekała. Nie dostrzegał rozterek uczennicy i za każdym razem pocieszał ją, że następnym razem się uda.
Bała się i nienawidziła każdego następnego razu. Czuła się… gorsza. Inna. Myśl, że ktoś mógłby to zauważyć napełniała ją takim lękiem, że nie potrafiła w nocy spokojnie zasnąć.
Po parunastu bezowocnych wschodach słońca, Lwia Grzywa zmienił taktykę. Zaczął uczyć koteczkę walki, ale i to jej nie szło. Nie potrafiła się skupić, bojąc się, że zaraz znowu będą musieli zapolować, przed oczami ciągle mając martwą mysz.
Nawet rozmowa z Wilczym Sercem nie ukoiła jej nerwów. Spotkali się na kolejnym zgromadzeniu i przez chwilę koteczka znowu była małą córeczką, z zapartym tchem słuchającą opowieści kocura. A później wróciła do obozu i wszystko stało się takie, jak przedtem.
Dlaczego nie powiedziała mamusi? Nie chciała być dla niej problemem. Sroczy Żar zasługiwała na idealne dzieci i właśnie taka chciała być. A było to możliwe dopóki kocica nie wiedziała o jej problemach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz