Był to pogodny poranek. Słońce świeciło i nie zapowiadało się na deszcz, i mimo chłodnego wiaterku, przebywanie na dworze nie sprawiało młodemu żadnej nieprzyjemności, wręcz przeciwnie. Tak więc Gruszka jak to już miał w zwyczaju, wstał i spróbował wymknąć się ze żłobka. Tym razem jednak nie było tak łatwo.
- A dokąd my się wybieramy? – poczuł zęby swojej rodzicielki na swoim karku, po czym został znowu przyciągnięty do jej boku.
Srebrny musiał pomyśleć o jakiejś wymówce, inaczej Oblodzona Sadzawka by go nie wypuściła. Zrobił małą, jednoosobową burzę mózgów, po czym w końcu na coś wpadł,
- No bo, mamo... – zaczął, starając się udawać słaby i zmęczony głos.- Brzuch mnie boli, chciałem się przejść do Słodkiego Języka żeby dała mi jakieś zioła czy coś. – niebieska widocznie pomyślała przez chwilę nad odpowiedzią, po czym westchnęła.
- No dobra, idź, ale jeśli dowiem się od Słodkiego Języka, że cię u niej nie było, to sobie porozmawiamy. – burknęła, puszczając czekoladowego, który tylko kiwnął głową i podreptał w stronę wyjścia ze żłobka.
Kociak żwawo wybiegł na polankę, i rozejrzał się po obozie. Nic nowego, parę kotów rozmawiało przy stosie zwierzyny, a po drugiej stronie polany druga grupka przygotowywała się do wyjścia na patrol. Wiedząc, że jego mama z pewnością spyta się uzdrowicielki o to, czy u niej był, uznał, że to może nawet nie taki zły pomysł, może znajdzie się tam coś ciekawego. Skierował się do schronienia medyczki spokojnym krokiem, a gdy tam dotarł, po dokładnej inspekcji środka stwierdził, że jej tam nie ma. No cóż, tylko więcej wolności dla niego! Gruszka natychmiast podszedł do składziku ziół, przeglądając je i robiąc przy okazji niezły bałagan. Nie napotkał jak na razie niczego co przykułoby jego uwagę. Skubnął kilka listków, ale wszystkie albo śmierdziały, albo były strasznie gorzkie i sprawiały że niebieskooki wykrzywiał pyszczek na wszystkie możliwe sposoby. Nagle natknął się na coś zdecydowanie ciekawszego. Kusząco pachnące zielone listki. Czekoladowy podskoczył w ich stronę i powąchał z bliska, co tylko bardziej zachęciło go do spróbowania. W smaku, w przeciwieństwie do innych nie były aż tak złe, dalej dało się czuć gorycz, ale była ona stłumiona przez ten zapach...
Wielce mądry Gruszka doszedł do wniosku, że skoro ładnie pachnie i smakuje, to nie może być szkodliwe, i zjadł cały zapas w posiadaniu medyczki. Najwyżej pomoże jej później to pozbierać.
<Słodka? Grucha jest na kocimiętkowym haju>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz