Uwaga, opowiadanie zawiera przemoc i gore
Gruszkę obudziły delikatne promienie słońca przedzierające się przez plątaninę korzeni nad nim. Kociak przeciągnął się i ziewnął, gotowy rozpocząć kolejny, normalny dzień. Nic nie zwiastowało żadnej zmiany, pogoda była ładna i idealna do zabawy poza żłobkiem. Czekoladowy usiadł nieco z boku, rozglądając się. W kociarni robiło się coraz ciaśniej. Do wesołej gromadki dołączyła właśnie dwójka kociąt Szopiego Ogona, trzy znajdki i młoda, znaleziona dzień wcześniej samotniczka. Mimo, że kocurek nie był fanem takiego ścisku, żałował, że raczej nie będzie miał okazji spędzić z nimi więcej czasu, gdyż już za kilka wschodów słońca miał zostać uczniem. Był podekscytowany nowymi możliwościami, które będą na niego czekać w uczniowskim życiu, ale w jego głowie również mnożyły się pytania. Kto będzie jego mentorem? Jak szybko zostanie wojownikiem? Czy będzie mógł w końcu polować i walczyć za swój klan? Mimo, że ruchliwością nie dorównywał bratu, ciągłe siedzenie w jednym miejscu trochę go męczyło. Chciał wreszcie wyjść z obozu i zobaczyć tereny Klanu Nocy.
Nagle, z myśli wyrwał go przeraźliwy wrzask. Nigdy nie słyszał czegoś podobnego, i było to zdecydowanie gorsze od wrzasków Malinka. Słyszał wiele kotów, ich syczenie i agresywne krzyki. Chcąc zobaczyć co się dzieje, wybiegł ze żłobka, ignorując Oblodzoną Sadzawkę, która próbowała uspokoić kociaki i zmusić je do ukrycia się. Wybiegł na polanę, a widok który ujrzał uderzył w niego z siłą borsuka. Niegdyś zielona, miękka trawa była teraz prawie całkowicie splamiona lepką, czerwoną mazią, a w powietrzu unosił się zapach gniewu, strachu i śmierci. Gdzieniegdzie leżały już nieruchome sylwetki kotów, których nie był w stanie rozpoznać po poharatanych ciałach i splamionych krwią futrach. Klan Nocy został zaatakowany, lecz Gruszka dalej nie wiedział przez kogo i dlaczego. Co jego klan zrobił takiego tym kotom, że odwdzięczają się w tak okrutny sposób? Wszystko co miał aktualnie przed oczami było rzeczywiście przerażające, ale w całym zamieszaniu nie widział na razie nikogo ze swojej rodziny, dzięki czemu kocurowi trochę ulżyło. Miał szczerą nadzieję, że wszyscy na których mu zależy są zdrowi i w bezpiecznym miejscu.
I wtedy zobaczył jego. Rudego kocura, którym zawsze był zastraszany przez mamę i rodzeństwo, o którym słyszał tyle okropnych historii, którego tak bały się niektóre kocięta. Przywódcę Klanu Klifu, Lisią Gwiazdę. Walczącego z jego ojcem. W pierwszej chwili skamieniał ze strachu, po chwili ruszając w stronę rudo-biało-czekoladowej kuli futra. Musiał mu jakoś pomóc, prawda? Obiecał sobie, że będzie chronił każdego ze swojej rodziny za wszelką cenę, a więc to właśnie zrobi. Jednakże gdy zbliżył się do walczących wojowników, Lis rzucił Kaczego Pląsa na kamień. Arlekin przestał się poruszać, a jego oddech stał się ciężki i powolny. Gruszka chciał, żeby to już się skończyło. Chciał, by przywódca wrogiego klanu zostawił już jego tatę i poszedł walczyć z kimś innym. Ale oczywiście, wszystko potoczyło się inaczej. Rudy postawił łapę na pysku wojownika i wbił w niego pazury. Kociak poczuł nagły ścisk w gardle, miał ochotę krzyczeć po pomoc, ale żaden dźwięk nie opuścił jego pyska. Nagle Lisia Gwiazda schylił się ku głowie przeciwnika, i jednym ruchem wyrwał z niej oko, wypluwając je z pogardą. Tak się złożyło, że oko poleciało tuż pod łapki czekoladowego, powodując mocny odruch wymiotny i chęć natychmiastowej ucieczki. Sparaliżowany strachem srebrny wpatrywał się dalej w gałkę oczną leżącą u jego łap. Wydawało mu się że zmasakrowane oko patrzy się wprost na niego. A Lis nie przestawał. Dobrał się do brzucha Kaczego, i dosłownie zaczął rozrywać jego ciało na kawałki, gdy arlekin resztkami sił wrzeszczał z bólu. Atakującemu zdawało się to sprawiać ogromną przyjemność. Kawałki mięsa były wszędzie, przeróżne narządy, jelita i nawet kawałki kości były rozwleczone wokół pola walki. Gruszka rozpaczliwie chciał odwrócić wzrok, uciec, zwinąć się w kłębek i następnego dnia obudzić się, by to wszystko okazało się zwykłym koszmarem. Jednak nie był w stanie nawet zamknąć oczu, czy wykonać jakikolwiek ruch, a to nie był sen. To wszystko działo się naprawdę. Jego ojciec był właśnie masakrowany i rozrywany przez tego potwora, a on nie mógł nic z tym zrobić. Tylko patrzeć i czekać na jego kolej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz