̶ A ty skąd jesteś? Zesłał cię Klan Gwiazdy czy może istnieje jakieś magiczne drzewo, z którego spadacie? Przyjdą jeszcze jakieś kociaki po tobie?
Brzoskwinka przygryzła dolną wargę i napuszyła lekko sierść, słysząc pytanie Jesionka. Skąd była? Dobre pytanie. Ostatnimi czasy mieszkała, cóż… Wszędzie. Koty klanowe chyba rzadko wędrowały, a ona nie miała zamiaru popisywać się przed potencjalnym przyjacielem.
̶ Wiesz, to ostatnie to dobre pytanie. Otóż żadne kociaki po mnie nie przyjdą, tylko moja rodzina. Znajdzie mnie i po mnie przyjdzie. Tylko trzeba poczekać… Dzień lub dwa… Może trochę dłużej? ̶ Zawahała się, po czym podskoczyła wesoło i uśmiechnęła się do nowego towarzysza wędrówek. Bo tak chyba mogła go już nazywać, prawda?
̶ Wiesz co, Jesionku? Chyba mi się tu podoba. Nigdy nie mieszkałam w plątaninie wierzby (a mieszkałam już w wielu miejscach!), ale to musi być świetna twierdza. Myślisz, że jak ładnie poprosimy, to pozwolą nam wyjść i ponurkować w rzece?
Z nadzieją spojrzała na starszego kocurka. Niebieskie ślepia Jesionka rozbłysły najpierw ekscytacją na myśl o zabawie, a następnie przyćmił je blask wątpliwości.
̶ Nie pozwolą nam. Tylko uczniowie i wojownicy mogą wychodzić.
Naburmuszona usiadła i owinęła puchaty ogon wokół łap. Jak to tak? Widziała więcej świata niż te wszystkie dziadki razem wzięte, ale mimo to zamierzali przetrzymywać ją w obozie jak jakiegoś niewolnika. Gniew nie trwał długo i już po chwili kremowa znalazła sobie alternatywną rozrywkę. Łapkami przysunęła do siebie sosnową szyszkę, która jakimś dziwnym trafem znalazła się na wyspie. Podrzuciła ją lekko, a przedmiot z cichym „stuk” uderzył Jesionka w skroń. Oh, gdyby wtedy wiedziała, że następne wschody słońca znacząco zmienią jej opinię o klanowym życiu.
***
Dopiero po jakimś czasie zdecydowała się opuścić żłobek klanu nocy. To nie tak, że była takim histerykiem, który ze strachu o własne życie uparcie nie wychylał nawet wąsa z kociarni. Nie. Ale nie była też głupia. Nabrała wiele podejrzliwości i nie miała zamiaru ryzykować, że jakiś potwór wyskoczy zza rogu i zaciśnie zęby na jej puchatej szyi. Przełknęła głośno ślinę, czując gulę w gardle.
Kodeks wojownika… hm, doprawdy? Jedyne zasady, jakie znała do tej pory to odpowiednio: nie oddalaj się od braci, słuchaj się mamy, nie zabieraj niepotrzebnych śmieci z każdej wyprawy. A kodeks wojownika najwidoczniej istniał głównie po to, żeby go łamać… Bo chyba ci goście niepachnący rybą nie byli zaproszeni, nie? Ot, dziwne przemyślenia pani Brzoskwinki.
Był jeszcze Jesionek, jej dawny kolega z legowiska. O, właśnie zmierzał w jej kierunku. Cóż, musiał zarobić podczas walki solidny łomot, bowiem na jego pysku od teraz prezentowały się trzy ślady po pazurach. Nie były to głębokie szramy biegnące przez pół mordy, nie, ale zdecydowanie coś bardziej subtelnego. Powitała go skinięciem głowy.
̶ Wiesz… Może lepiej byłoby zostać w obozie? ̶ mruknęła, wciąż czując nieprzyjemne mrowienie na szyi. Nie chciała, by jej słowa zostały odebrane jako troska… Co w sumie miało w sobie sporo prawdy.
̶ Bezpieczniej ̶ nacisnęła.
<Jesionku? Albo już raczej Jesionowa Łapo? Powodzenia z galaretą uvu>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz