Kocur odszedł od kotki, machając wściekle ogonem i bolącym policzkiem. Oblodzona Sadzawka pomimo już nie najmłodszego wieku nadal potrafiła go opieprzyć z taką samą siłą, jak wtedy gdy był jeszcze jej uczniem. Warunki karmicielki były jasne. Miał zakaz zbliżania się do jej kociaków na odległość dwóch lisich ogonów. Aronia nie marudził. Wręcz się cieszył na samą myśl mniejszej ilości spędzania czasu z rozpuszczonymi gówniakami jego ukochanego kuzyna. Rozmasował bolący polik i wkroczył jeszcze na chwilę do Lśniącej Łapy, by poinformować kotkę o zastrzeżeniach starszej karmicielki. Szylkretka ze zdziwieniem kiwnęła łbem, nawet nie chcąc pytać o szczegóły, a bawiące się kociaki nawet nie przejęły się ich spotkaniem. Widząc wracającą do kociarni dawną mentorkę, pośpiesznie wyszedł z legowiska, by udać się do swojego posłania i cieszyć się spokojem na resztę dnia. Nagłe poruszenie w niewielkim krzewie koło żłobka przykuło jego uwagę. Zwrócił wzrok w jego stronę i ujrzał niebieskie zmartwione ślipia Jesionka. Uśmiechnął się lekko do malca i powędrował przed siebie, stwierdzając, że może za jazgotem czekoladowego będzie lekko tęsknił.
* * *
Cały klan pracował nad odbudową obozu, lecz przez nagłe nadciągnięcie Pory Nagich Drzew i mrozu, nie było to takie łatwe. Słodki Język zużyła większość ziół do opatrywania rannych kotów oraz infekcji i nie zdążyła uzupełnić zapasów przed nadejściem śnieżnej pory roku. Brakowało jej także paru innych na wypadek Białego Kaszlu lub Czarnego Kaszlu, który jeszcze podczas wędrówki zabrał im aż trzy koty. Większość ziół była nieosiągalna podczas takich mrozów, ale na szczęście na farmie Dwunożnych istniał Zamknięty Świat. Pomimo zimna i śniegu tam dzięki przezroczystym ścianą wciąż było ciepło i rośliny były nadal zielone. Kocur przypadkiem odkrył tajne wejście w ziemi zbawiony zapachem kocimiętki. Jednak na tą wyprawę potrzebował pomocnika, żeby nie skończyła się jak jego ostatnia z Lśniącą Różą. Kogoś o silnej woli albo po prostu kogoś komu nie będzie miał jak zrobić kociaków. Aroniowy Podmuch widząc wracającego z patrolu Jesionową Łapę wraz ze swoim mentorem gapą Białym Kłem, skierował łapy w ich stronę. Młody uczeń wydawał się dobrym towarzyszem. Z jego ruchliwością ucieczka w razie niebezpieczeństwa będzie błyskawiczna i wątpił, że ten skusi się na wspólną degustację kocimiętką.
— Młody, chcesz iść ze mną zdobyć kocimiętkę z farmy Dwunożnych? — rzucił lekko nonszalancko.
Niebieskie ślipia kocurka spojrzały na niego zaskoczone.
— A co z Malinową Łapą? — zapytał o brata zdziwiony, że nie ma go u boku mentora.
Czarno-biały wojownik westchnął na myśl o swoim uczniu. Gdy w końcu nadarzyła mu się szkolenia czegoś innego niż baby musiało mu się trafić zakompleksione mysie serce.
— Eh — mruknął ciężko, starając się ugryź w język i nie powiedzieć o burasie nic złego. — Cierń mu wszedł w łapę i musiał iść do medyczki — wyjaśnił w skrócie.
Naprawdę nie miał pojęcia jakim cudem ta chodząca porażka życiowa nadepnęła na kolec w takim śniegu.
— To ja jus ide — wyseplenił cicho Biały Kieł, zostawiając tą dwójkę samą.
Aronia odprowadził młodszego wojownika wzrokiem i znów skierował wzrok na Jesionowa Łapę.
— No i jak?
<Jesionku? idziesz na wycieczkę z wujaszkiem?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz