BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

21 listopada 2017

Od Sarenki

Gdy ptaki przylatują, a pąki rosną na drzewach zaczyna się czas, gdy rodzi się najwięcej kociąt. W Klanie Lisa od dawna nie zawitały nowe, młode pyszczki. Klanowicze błądzili bez celu po lasach, a tereny tak obfitowały w zwierzynę, że każdy mógł najeść się do syta, a na stosie jeszcze zostawało sporo zwierzyny w porównaniu do innych pór. Każdy zastanawiał się czy nadciągnął dobry czas, gdy mogli odpoczywać niczym się nie zamartwiając czy zły. Myszy i nornice pojawiały się po to, by zaspokoić młode kocięta. Delikatne kwiatki powoli wyrastały zza wysokiej trawy, a spokojny wietrzyk powiewał na sianko, które drgało pod jego wpływem. Ucho Sarenki drgnęło, gdy kolejny podmuch wdarł się do stodoły. Wymruczała coś pod nosem i przewróciła się na drugi bok, by rozprostować łapy i otworzyć w ziewnięciu pyszczek, który przecinała blizna. Zdążyła się już prawie zagoić, ale za każdym razem, gdy tak robiła czuła ból idący wzdłuż pyska. Powoli podniosła się i poruszyła kilka razy swoim kijkiem, jak to miała w zwyczaju. Jako dzieciak nieźle oberwała, ale zdawało się, że nic sobie z tego nie robi. Szła twardym krokiem przez stodołę, nie mając nawet zbytniej ochoty na przywitanie się z już obudzonymi Lisimi. Nie starała się iść zgrabnie czy tym bardziej ładnie - była Sarną, nie żadną Sarenką, córką Sowy i Szramy, a także potomkiem Wilczej Gwiazdy, największego lidera, którego znają ci błędni wojownicy krążący za sosnami opatulającymi miejsce zamieszkania jej klanu, rodziny. Gdy ktoś powie rodzina od razu przypominasz sobie wspólne płakanie sobie jak jakieś beksy i pocieszanie się w trudnych chwilach. Tutaj tak nie było, nie czuła żadnego z tych uczuć do otaczających ją kotów. Nie było płaczu czy pocieszania. Było życie. Nie dostaniesz maku na pocieszenie, jedynie zaciśnij zęby i walcz o swoje, nawet jeśli miałbyś iść drogą stworzoną z trupów. Jej łapy były splamione krwią i mimo młodego wieku miała dużo rzeczy na sumieniu. W jej uszach po nocach słychać było wrzaski, a przed oczami podczas snu widziała, jak pazury zatapiają się coraz głębiej i głębiej w ciele niewinnego kota. Otaczał ją las, który wyglądał pięknie podczas Pory Nowych Liści - ona jednak jedynie deptała fiołki i zabijała zające, wychylające noski ze swoich norek. Wysunęła pazury i zahaczyła nimi o nornicę leżącą na stosie, która razem z łapą uniosła się w powietrze. Chwyciła ją zębami, a z pazurów skapnęło kilka kropelek szkarłatnej krwi. Ruszyła z nim przed wyjście ze stodoły i zaczęła go jeść. Po chwili dosiadł się do niej Jasio.
- Huh, cze... eść - Wymamrotała pomiędzy żuciem mięsa. Nie miała zamiaru przerywać konsumpcji na rzecz kocura, ale spojrzała na niego z ukosa. Zawsze trzymała się zasady, że gdy się z kimś rozmawia to trzeba mu patrzeć w oczy, tym bardziej jeśli żyje się w takim świecie jak ten, gdzie każdy w każdej chwili może rzucić się na ciebie z pazurami do gardła. Odgryzła kolejny większy kawałek nornicy i połknęła go, czując już wystarczający dosyt tymi kilkoma, aczkolwiek dużymi kęsami. Odsunęła zdobycz i spojrzała na Jasia, który zajmował się wróblem. - Czegoś chcesz? 
- Wiesz, pomyślałem, że moglibyśmy wybrać się na wspólny patrol.
Sarenka uniosła jedną brew, a jej pyszczek wykrzywił się w podejrzliwym uśmiechu. Słodkim jak maliny, ale ostrym jak ciernie. Nie wiedziała do końca czy da się nabrać, gdyż równie dobrze jej kolega, mógł ponownie zaprowadzić ją na ekhe obchód po Siedlisku Dwunożnych, a tego łaciata nie miała zamiaru powtarzać. Te koty wyglądały na zadowolone, ale w głębi duszy wiedziała, że to nie one wybrały ten los i, że po prostu tam się urodziły i nie potrafiły przejść z tego wygodnego życia w świat pełni krwi, ale i wolności.
- No dobra, ale jak gdzieś znowu polecisz, to ci dowalę. Mocno! Ale wiesz co, nawet mi nieco żal tych twoich znajomych... - Zbliżyła się nieco do Jasia i wtuliła się w jego futerko. Miękkie futerko, które opatulało ciało jak na razie pozbawione bolesnych szram, a jedynie mniejsze zadrapania. Miał jeszcze przed sobą dużo księżyców i mimo tego, że był w podobnym wieku co Sarenka to reprezentował się znacznie lepiej zważywszy na to, że padające na nią słońce właśnie rzucało blaskiem na jej drewnianą łapę i ogon, z którego został jedynie mały kikut. - I żal mi też tego, że przewróciłeś się tak boleśnie na trawę.
- Co?
Popchnęła go bokiem, nie dając mu nawet kilka bić serca na zorientowanie się co miała na myśli. Ziemia zadrżała, a do jej uszu dotarło uderzenie i jęknięcie na tyle głośne, że Trujący Bluszcz również musiała wyjrzeć ze stodoły. W jej oczach błyszczało niezadowolenie, ale nie był to jakiś rzadki widok, dlatego Sarenka zignorowała ją i zamiast tego zerwała się z ziemi. Skierowała na wstającego Jasia zarówno żółte, jak i niebieskie oko. Nie trwała w tej pozycji zbyt długo, być może dlatego, że jej towarzysz rzucił się na nią prawie od razu, ale ta zdążyła mu umknąć i rzucić się do ucieczki. Słyszała trzaskanie gałązek pod jej łapami i krople uderzające o liście. Omijała sosny, które rosły nieopodal stodoły w lasku ją otaczającym. Nagle potknęła się o swoją drewnianą łapę i zrobiła fikołka uderzając w drzewo. Usłyszała śmiech, dlatego szybko potrząsnęła głową, gdyż obraz przed jej oczami nadal był zamazany. Po chwili córka Sowy mruknęła głośno:
- To nie śmieszne! Pft, przynajmniej wreszcie podniosłeś swój tłusty zad i przeszliśmy już nieco części lasu.
Wypluła piach, który wpadł jej do pyszczka i otrzepała futerko. Połączenie wody i piachu z pewnością nie było dobrym połączeniem o czym przekonała się dosłownie przed chwilą na własnej skórze. Jej futerko było posklejane, a wśród nich pełno było igliwi, ale nie zwracałam na to większej uwagi i po prostu szłam przed siebie. Dzień był piękny i ciepły, ale z drzew nadal spadały jeszcze pojedyńcze kropelki. Co noc robiło się coraz zimniej co nie zapowiadało nic dobrego, a także często niebo było zachmurzone - jesienna pogoda przybywała o wiele szybciej niż powinna, a ten dzień był wyjątkowo ciepły jak na resztę ostatnich, chociaż nie bardzo interesowało to dwójkę kotów, a przynajmniej Sarenkę.
Na szczęście las nie był zbyt wielki, ba, rosło tam tylko trochę drzewek, dlatego po chwili wyszli na otwarty teren jakim było Siedlisko Owiec. Na szczęście te, jeszcze nie zostały wypuszczone, gdyż panował blady świt, dlatego dwójka przeszła bez większych problemów. Siedlisko jednak było na tyle wielkie, że zajęło nieco czasu zanim pastwisko zaczęło się kończyć, a jej oczom ukazały się dzikie łąki i polany, które ciągnęły się, aż do terenów klanów. W końcu dotarli w miejsce, skąd najbardziej było czuć Klan Klifu. Nieco zwolniła i schyliła się niuchając w powietrzu. Zerknęła na Jasia czy robi to samo co ona, chociaż ostatecznie stwierdziła, że jeżeli wpakuje się w tarapaty tylko i wyłącznie z własnej głupoty to nie będzie miała go zamiaru ratować. Ruszyła powoli w stronę oznakowania starając się, by nie stanąć na niczym co wywołałoby niepożądany hałas - co prawda znajdowali się na terenach niczyich, ale kogoś mogłaby zdenerwować dwójka samotników pałętająca się obok terenów łowieckich. Zastygła w bezruchu i podniosła wyżej głowę, by stwierdzić czy nigdzie nie chodzi wrogi patrol. Cisza, przerywana jedynie szelestem liści z lasu, znajdującego się zaraz obok Głębokiej Ścieżki. Westchnęła z ulgą i nieco szybszym krokiem wyminęła granicę i już chciała udać się dalej w miejsce gdzie najlepiej polować, gdy usłyszała tupot łap. Co prawda cichy, ale nadal dosłyszalny w ciszy łąki.
- Ej, wy tam - Usłyszała po chwili i zaczęła przeklinać w duszy na trawę, która na ostry i ciernie, rosła tutaj najniżej. Nadal stała w bezruchu, a jedynie jej powoli poruszająca się klatka piersiowa i otwarte oczy dawały znak, że nie zasnęła na stojąco. Zerknęła na niego kątem oka i odparła:
- Nikogo tu nie ma.
- Co tutaj robicie.
- Do kogo mówisz? - Spytała ponownie, tym razem już mniej poddenerwowana i z uśmieszkiem na pysku, a Jasio spojrzał na nią najpierw ze zdziwieniem, a później również się jego pysk wykrzywił się w zadziornym uśmieszku.
- No, do różowych jeży, co? - Mruknął nieznajomy Klifiak i od razu słychać było, że zahaczali jego granicę wytrzymałości. To była właśnie zabawa, w którą najchętniej lubiła grać. Droczenie się z każdym napotkanym kotem. Tym razem głos zabrał Jaś, zanim szara zdążyła w ogóle otworzyć pysk:
- Żadnych nie widzę.
- Agh, idźcie zanim naprawdę się zdenerwuję. Już.
- Mówisz do jeży?
- AGHHHH, SIO!
Zmrużyła oczy powstrzymując się od parsknięcia gromkim śmiechem i po chwili odwróciła się dając znak pyskiem, że mogą iść, bo zapewniła sobie wystarczającą dawkę rozrywki. Zaczęłam przedzierać się przez trawę, która była wyższa i dziksza tym więcej kroków robili w przeciwną stronę niż jest las. Nagle jednak zatrzymała się, a jej przydupas, jakim jest Jasiu wpadł prosto na nią i mruknął pod nosem coś dla niej niezrozumiałego.
- ...jacyś głupi samotnicy - Usłyszała słowa z oddali, które zapewne należały do tego samego kota z którym przed chwilą rozmawiali. Zmrużyła ozy, czując jak stroszy jej się futerko, jednakże nie przejęła się tym na tyle, by odwrócić się i splunąć mu w pysk albo bardziej zagrać na nerwach. -...oprócz tego nic niepokojącego nie zauważyłem.
- A ja za to widziałem, widziałem! - Z daleka słychać było rozemocjonowany głos jakiegoś młodzika - Trawa była żółta i w dodatku jakoś tak z drzew spływała strasznie zimna woda, brrr
 - Jak myślisz czy to te brednie o, których gadali medycy? Wiesz, te drzewo i mroźna zima...

Biegli ile sił w łapach w kierunku stodoły. Sarenka nie zważała na to, że bolały ją łapy, gdy przebiegała przez małą Grzmiącą Ścieżkę, która oddzielała klany od Siedliska Owiec. Nie zwracała też uwagi na bolący pysk, który wiele razy ocierała się o konary drzew. W końcu razem z Jasiem wpadła do stodoły, gdzie na szczęście była większość kotów; wszyscy spojrzeli na nich ze zdziwieniem. Jedni przerwali pielęgnację, a inni właśnie mieli odłożyć swoje zdobycze na stos. Szaro-biała miała ochotę odpowiedzieć od razu, ale przeznaczyła te kilka bić serca spokojnego stania na wzięcia kilka głębokich oddechów.
- Klanie Lisa! Jak zapewne wiecie o ostatniej pełni przyglądałam się zgromadzeniu. Doskonale wiecie, że to Klan Nocy zabił Sowęć. Klan Nocy jest słabszy niż zazwyczaj. Ma królowe do obrony, a co za tym idzie kociaki. Nie posiadają medyka*, więc nikt nie będzie mógł ich leczyć. To nasza szansa! Pokarzemy im, że z Klanem Lisa się nie zadziera! - Wykrzyczała, a wśród tłumu rozległy się zadowolone pomruki. - Przypuszczamy, że nadciąga mroźna Pora Nagich Drzew, a może nawet bardzo zimna Pora Opadających Liści, dlatego stwierdziłam, że powinniśmy... zaatakować teraz. Stwierdzam, że możemy oficjalnie powitać Zająca Biegnącego Po Łące oraz Czarną Kroplę Deszczu, mmm... no dobrze, wyruszy ze mną jedynie Kropelka, Szrama, Jaś i ja, wasza dwójka zostanie w obozie.
Usłyszała ciche westchnięcie Zająca, ale nic na nie nie odpowiedziała. Wydała rozkazy i miał się ich trzymać, nieważne, że mówiła niezbyt oficjalnie. Była nową przywódczynią i teraz ona decydowała co robią i po co robią. Może dla niektórych atakowanie i narażanie się na duży klan tylko z powodu jakiejś kotki był głupi, ale dla niej mogła nawet sama umrzeć, chociaż mimo wszystko nie mogła na to pozwolić - w końcu co z tego, że pomści Sowę, skoro nie dokończy jej planów? Nie rozumiała za bardzo co ma na celu pomoc Klanu Wilka, ale skoro jej najlepsza matka im pomagała to musiało mieć to dużo więcej sensu niż się wydaje.

Szli powoli, a słońce chyliło się już ku zachodowi. Pojawił się wietrzyk, co prawda delikatny, ale przyprawiający Sarenkę o dreszcze. Drzewa rzucały złowrogi cień na ziemię porośniętą wysoką trawą. Szli wzdłuż Drogi Grzmotu, a potwory po niej jadące co chwila wydawały głośne ryki, a dym z nich wylatujący szczypał oczy członków Klanu Lisa, którzy szli na wojnę. W końcu byli już blisko terenów Klanu Nocy, dlatego przeszli szybko i niepostrzeżenie przez drogę. Poruszali się blisko drzew, w cieniu, by być jak najmniej zauważalnym. Przeszkadzały im białe futerka, dlatego szli jeszcze wolniej. Pierwsza córka z drugiego miotu zdawała się nie być zestresowana. Szła z głową wysoko prowadząc grupę, a zaraz obok niej szedł Szrama dysząc jej głośno w ramię, jednakże nie odwracała głowy w jego stronę. Mieli zadanie do wykonania. Przylgnęła bardziej do ziemi dopiero gdy wyczuła już wyraźny zapach łowców ryb. Jeżeli dobrze myślała to jeszcze nie przeszedł tu patrol, dlatego nakazała swoim towarzyszom, by razem z nią ukucnęli wśród krzewów, pomiędzy którymi rosło nieco czosnku, który mógł przytłumić ich zapach. W tym momencie nie liczyło się, że nawet po starannej pielęgnacji futra długo zajmie zanim z jej futra zaniknie zapach czosnku. Teraz liczyło się jedno. Walka. Czekali długo, a może to te bicia serca się tak wydłużały. Gdy już znudzeni przymykali oczy, nagle zza wysokiej trawy i drze wyłoniła się trójka kotów, w tym jeden nieco młodszy, więc najpewniej zaliczał się jeszcze do terminatorów, chociaż nie wyglądał też na jakiegoś malutkiego. Raz... Szepnęła cicho. Dwa... Dodała nieco głośniej, ale nadal szeptem. Trzy. Dodała już normalnym tonem, a gdy skoczyła na pierwszego lepszego kota momentalnie cisza napięcia zamieniła się w hałas, wymieszany z głosami i prychnięciami. Wbiła pazury w jego bok, a on syknął z bólu i odrzucił ją lisią długość dalej. Dopiero wtedy mogła przyglądnąć się uważnie kotu. Jego futerko było szare, ale w blasku zachodzącego słońca widać było, że posiada także białe plamy, które teraz były zaplamione szkarłatną krwią. W jego pomarańczowych oczach widać było strach, ale dopatrzyła się też błysku wściekłości. Taki sam widać było w jej oczach, dlatego ruszyła w jego stronę uderzając go bokiem z siłą, która zdaje się miała go przewrócić, jednak słabo się to udało, gdyż kocur jedynie upadł, ale nie widać było żadnych zadrapań. Zdenerwowana Sarenka chciała go zaatakować jeszcze raz, ale ten zdążył na nią skoczyć i przygwoździć do ziemi.
- Po co to robicie? - Spytał ją, patrząc jej prosto w oczy.
- A, weź się.
Kopnęła go prosto w brzuch, a on odleciał ponownie, ale tym razem przywalił w głowę. Widziałam krew, która kapała z rany zrobionej na jego brzuchu. Starał się podnieść, ale nie udawało mu się. Jęknął jedynie z bólu, a szara napędzana niekontrolowaną wściekłością ponownie na niego zaszarżowała, a gdy znalazła się wystarczająco blisko to jedynie ugryzła go w szyję, a ten padł na ziemię. Przez chwilę patrzyła się na niego, a później szturchnęła go łapą. Martwy. Nagle usłyszała krzyk i coś skoczyło prosto w jej bok. Zaorała w ziemię i przywaliła głową w drzewo. Wszystko zaczęło jej się kręcić przed oczami. Oddychała z trudem, aż w końcu jakiś inny kot skoczył na wojownika, który ją przydusił. Odetchnęła z ulgą, ale nadal czuła się na skraju wyczerpania.

<Jaś? Klan Nocy?>
*Sarna nie wie, że Dryf to med
+ Skaczący Wzrok dedł
Niech nikt inny się nie wpycha, plz
I jak KN ją porwie, to będzie fajna fabuła (y)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz