Był tak bardzo zaabsorbowany grzebaniem łapą w ziemi, że zauważył swoją siostrę dopiero po kilku uderzeniach serca od momentu, w którym zagaiła do niego. Powoli obrócił w jej stronę głowę. Jego ciemnopomarańczowe oczy przypominały teraz dwie matowe kule, pozbawione jakiejkolwiek chęci do życia.
– Niedobrze – zachrypiał. Jego głos nie brzmiał za ciekawie, ponieważ nie pił nic przez długi czas. Wolał zostawić resztki wody tym, którzy naprawdę jej potrzebowali. – Boli mnie gardło i jestem spragniony.
– Lawendowy Płatek dała mi miód do lizania. Nie był smaczny, ale pomógł. Może ty też spróbujesz? – zaproponowała, przechylając łebek w bok.
– Miód jest okropny! – zaprotestował od razu. – Skleił mi całą mordkę! Jeszcze teraz mam go gdzieś na łapach... – zerknął na poduszeczki u palców, a ujrzawszy tam złocistą kroplę miodu potarł kończyną o wysuszoną trawę.
– W takim razie nic na to nie poradzę – zachichotała, siadając przy czarnym boku brata. Jej łagodny uśmiech natychmiast zmizerniał. – Czemu te wszystkie nieszczęścia nas spotykają? Najpierw Rdzawa, później Skra, a teraz ten pożar... Czym sobie na to zasłużyliśmy, bracie? - opuściła głowę, zasmucona tym wszystkim, co musiała przeżyć.
Mały wtulił się w niebiesko-kremowe futro na karku siostry.
– Ne mamm poeihia – mówił niewyraźnie, ponieważ jego mordka przylegała do ciała Rosy.
Na wspomnienie o ich zmarłym bracie w ciemnopomarańczowych oczach czarnego kocura zamigotały szkliste łzy. Mocno zacisnął powieki, stulając uszy do czaszki. Bardzo tęsknił za kremowym kocięciem i oddałby wszystko, aby to jeszcze z nimi było. Załkał w szylkretowe futerko siostry, nie zwracając uwagi na osiadły na nim popiół oraz smród dymu. To nie miało w tym momencie znaczenia. Potrzebował jej bliskości, bowiem ona jako jedyna mogła mu jakkolwiek pomóc. Nawet matka czy ojciec nie potrafiliby pocieszyć swojego syna, ponieważ nie czuli tego, co Rosa oraz Mały- owszem, również byli smutni, lecz uczucie, które paliło od środka tą młodą dwójkę, było niewyobrażalne dla kotów, które swoje już przeżyły i były choć odrobinę uodpornione na ból psychiczny.
– Lawendowy Płatek dała mi miód do lizania. Nie był smaczny, ale pomógł. Może ty też spróbujesz? – zaproponowała, przechylając łebek w bok.
– Miód jest okropny! – zaprotestował od razu. – Skleił mi całą mordkę! Jeszcze teraz mam go gdzieś na łapach... – zerknął na poduszeczki u palców, a ujrzawszy tam złocistą kroplę miodu potarł kończyną o wysuszoną trawę.
– W takim razie nic na to nie poradzę – zachichotała, siadając przy czarnym boku brata. Jej łagodny uśmiech natychmiast zmizerniał. – Czemu te wszystkie nieszczęścia nas spotykają? Najpierw Rdzawa, później Skra, a teraz ten pożar... Czym sobie na to zasłużyliśmy, bracie? - opuściła głowę, zasmucona tym wszystkim, co musiała przeżyć.
Mały wtulił się w niebiesko-kremowe futro na karku siostry.
– Ne mamm poeihia – mówił niewyraźnie, ponieważ jego mordka przylegała do ciała Rosy.
Na wspomnienie o ich zmarłym bracie w ciemnopomarańczowych oczach czarnego kocura zamigotały szkliste łzy. Mocno zacisnął powieki, stulając uszy do czaszki. Bardzo tęsknił za kremowym kocięciem i oddałby wszystko, aby to jeszcze z nimi było. Załkał w szylkretowe futerko siostry, nie zwracając uwagi na osiadły na nim popiół oraz smród dymu. To nie miało w tym momencie znaczenia. Potrzebował jej bliskości, bowiem ona jako jedyna mogła mu jakkolwiek pomóc. Nawet matka czy ojciec nie potrafiliby pocieszyć swojego syna, ponieważ nie czuli tego, co Rosa oraz Mały- owszem, również byli smutni, lecz uczucie, które paliło od środka tą młodą dwójkę, było niewyobrażalne dla kotów, które swoje już przeżyły i były choć odrobinę uodpornione na ból psychiczny.
< Roso? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz