Rudawy uczeń zmarszczył nos.
- Nie udało mi się. - powiedział dobitnie. Szary kocur odparł na to:
- To prawda, jednak nie powinieneś oceniać siebie zbyt surowo. Jak na pierwszy raz wykonałeś wszystko prawie idealnie. Jakbyś się nie zawahał, już miałbyś tę mysz. - kocurek westchnął cicho, jednak nie popadł w zadumę. Wiedział, że tak naprawdę do mianowania pozostała mu tylko nauka polowania. Inne rzeczy miał opanowane, ale mimo to chciał umieć wszystko prawie perfekcyjnie, zanim otrzyma tytuł wojownika. Zakopali mysz i poszli dalej.
Po dłuższym czasie znaleźli nornicę, skubiącą ziarenko. Zdumiewające, jakim cudem przyroda mimo pożaru odradza się na nowo.
Pustułkowy Dziób dał znak, aby upolował to stworzonko. Jego serce podskoczyła z podniecenia, ale wziął dwa wdechy i uspokoił się. Z zaciętym wyrazem twarzy podkradał się bliżej małego ssaka, pamiętając o wskazówkach mentora. Stanął. I w mniej niż uderzenie serca skoczył w kierunku zwierzyny.
Tym razem się nie wahał. Błyskawicznie uniemożliwił nornicy ucieczkę, a następnie zabił ją. Krew pociekła mu po pyszczku, barwiąc go na czerwono. Zlizał ciecz ze smakiem, ale nawet nie ważył się zjeść piszczki. To oczywiste złamanie kodeksu.
- Dobra robota. - pochwalił go zastępca.
A on poczuł, jak duma go zalewa.
***
Milcząca Gwiazda urodziła po raz drugi. Trójkę kotek, z tego co mówiono. Oczywiście Szepcząca Łapa od razu odwiedziła matkę i spędzała wolny czas z młodszym rodzeństwem. Widział, że siostra lubi kocięta - wpierw nawiązała znajomości z dziećmi Liliowej Łodygi, a teraz z nimi. Na świat przyszły również kocięta nowej członkini klanu Wilka, Wierzbowego Nosa. W pierwszych dniach był tam straszny tłok, więc unikał wchodzenia do żłobka. Chciał zaczekać na odpowiedni moment. Szept, jak to w jej stylu, znowu zniechęciła się do niego, gdy odmówił odwiedzenia matki. Ale ona nigdy go nie rozumiała. Tylko Pustułkowy Dziób go rozumie i lubi.
Z niepokojem zauważył, że oddalił się od rodzicielki i przybranego ojca. Właściwie od jakiegoś czasu żył tylko treningami i spotkaniami z miętowookim kocurem. Jednak liderka również nie starała się nawiązywać z nim kontaktu. Najpewniej było to spowodowane nawałem obowiązków, jednakże Płonąca Łapa zasmucony uznał, że to pewnie przez jego wybryk w dalekim dzieciństwie, gdy wraz z Szeptem i Rdzawą chcieli wyjść z obozu. Przyłapano ich jednak na gorącym uczynku, a siostry obwiniły jego, najgorsze jednak było rozczarowanie kocicy. Kocurek nie spał całą noc, kipiąc nienawiścią do sióstr i wstrętem do samego siebie. Mimo ogólnej sympatii klanu, czuł się odtrącony, chociaż nie mógł powiedzieć, na jakiej podstawie to wnioskuje. Ale praktycznie nikt by nie zrozumiał jego prawdziwych emocji - on sam siebie do końca nie ogarniał.
Po udanym polowaniu wszedł do żłobka i aż odurzył go znany mu z dzieciństwa zapach mleka. Powoli podszedł do Milczącej Gwiazdy, która na jego szczęście nie spała.
- Płonąca Łapa. - powiedziała cicho, nawet nie na powitanie. Było to raczej stwierdzenie faktu. - Przyszedłeś. - rudy uczeń kiwnął tylko głową i podszedł jeszcze bliżej, uważając, by nie zdeptać jakiegoś z kociąt (wierzcie mi, Płonący jest naprawdę wielki). Usiadł obok i zapytał:
- Jesteś zmęczona?
- Tak.
- Ja... mam sobie pójść? - mimo potrzeby bycia z rodzicielką wiedział, co to znaczy być napastowanym przez nachalnego kota. Nie chciał być takim osobnikiem. Nie chciał być nią*.
- Nie, synu, zostań. - uśmiechnęła się lekko i wskazała łapą na kocięta. - Czyż nie są piękne? -zapytała. Kocur spojrzał na małe, bezradne siostry i uznał, że nie tylko nie może, ale i nie chce zaprzeczać.
- Oczywiście, że to najcudowniejsze kocięta. W końcu mają taką wspaniałą matkę, ojca... - głos mu się zawiesił. On sam nie miał ojca. Borsuczy Goniec nie mógł mu go zastąpić, kimkolwiek ten biologiczny był. Szepcząca Łapa nie przejmowała się ich pokrewieństwem, ale dla niego to nie było to samo. Wojownik zazwyczaj stał po stronie siostry, co głównie było widać po zebraniu. Westchnął cicho, co wyglądało dość dziwnie po takiej nagłej pauzie. To jego brano za dziwaka i kota o kamiennym sercu. Bolało go to, ale - jak to on - nie pokazywał, że te spojrzenia z tamtego wieczoru jakkolwiek go ubodły. Nagle w głowie odbiły się echem słowa Lamparciej Gwiazdy i mimowolnie znów poczuł do niego sympatię.
- Niepokoi cię coś? - zapytała Milcząca Gwiazda, przerywając dziwny tok myśli. Płonący potrząsnął łbem.
- Nie, ale chcę, żebyś wiedziała, mamo, że Klan Wilka jest moją rodziną i zawsze będę mu wierny.
Kocica uniosła do góry brew i uśmiechnęła się:
- A skąd to nagłe wyznanie?
- Bo... chcę, byś to wiedziała. Na przyszłość.
Z pyszczka kotki zniknął uśmiech, za to obydwie brwi powędrowały wysoko do góry.
- Czy coś planujesz? - zapytała spokojnie, ale podejrzliwie.
- Nie, skąd. Po prostu nie chcę, abyś złościła się za tamto zebranie. Ja naprawdę chcę dbać o dobro Klanu Wilka, a według mnie wojna z Klanem Burzy nie jest rozsądna. - brwi kotki wzniosły się jeszcze wyżej, więc szybko dodał: - Oczywiście cokolwiek postanowisz, to będę walczył za nasz klan.
- Mam nadzieję. - kocica uspokoiła się i zamruczała, czując bicia serc malutkich kociąt. Pochylił się, a liderka polizała go po głowie. Nagle usłyszeli kroki.
Weszła Szepcząca Łapa. Spojrzała na nią i brata.
- Cześć. - przywitała się.
- Hej. - powiedział o dziwo łagodnym tonem. Nie był w nastroju do odpychania kotki i wyjątkowo gotów był posłuchać jej ględzenia i nawiązać z nią w miarę normalną konwersację.
<Milcząca Gwiazda? Szepcząca Łapa?>
* oczywiście chodzi o Szepczącą Łapę, jakby ktoś nie zajarzył.
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
30 września 2017
Od Ostrego CD Miętowego Oddechu
Ostry bardzo polubił Miętowy Oddech. Zabawa z nim była zdecydowanie lepsza i przyjemniejsza niż z rodzeństwem. Toteż często ignorował swoich braci i siostrę (jakby to w ogóle było coś niezwykłego), wyczekując rudego wojownika.
Teraz siedział w wejściu do kociarni, udając że nie słyszy bijących się tuż za nim Słoneczka i Sójki. Nagle zaprzestali walki, by znów ustawić się do pierwszej pozycji i warczeli na siebie niemiłosiernie głośno, piorunując się spojrzeniem i okrążając się. Następnie, z wielkim wrzaskiem, Słoneczko skoczył na siostrę. Ostry na chwilę spojrzał na nich spod zmrużonych powiek, mając ochotę krzyknąć, żeby byli ciszej, bo ogłuchnąć można od ich wrzasków. Wiedział jednak, że jego matka skarciłaby go za to i powiedziała, że też powinien się z nimi pobawić. Zerknął na siedzącego obok Bagiennego Dzwonka Strzyżyka, który co chwila zerkając na myjącą się matkę, naśladował ją. Ostry przewrócił oczami i znów odwrócił się, wypatrując Miętowego Oddechu. Wtem jednak Słoneczko krzyknął nagle i nim Ostry zdążył się odwrócić, coś wpadło na niego, przewracając go.
- EEJ! ZŁAŹ ZE MNIE!
Sójka, choć niezdarnie i wkładając mu przy okazji swoją łapę do pyska, zeszła z niego. Słoneczko, stojący tuż nad nim, zaśmiał się cicho, lecz widząc wściekłą minę Ostrego, który już był na łapach, ukrył rozbawienie. Rudo-biały kocurek doskoczył do niego i zbliżył się tak, że nie dzieliła ich nawet długość myszy. Mimowolnie z gniewu wyszczerzył kły.
- Ile razy już wam mówiłem, żebyście mnie nie mieszali do tych waszych głupich zabaw?!
Sójka stanęła obok brata.
- To akurat było przez przypadek - miauknęła - sorki.
Oba kociaki wycofały się, najwyraźniej nie chcąc drążyć tematu i użerać się z Ostrym. Ten prychnął i odwrócił wzrok. Niemal natychmiast zauważył rude futro Miętowego Oddechu. Chciał od razu pognać do niego, odwrócił się jednak i krzyknął do Bagiennego Dzwonku:
- Mamo, idę do Miętowego Oddechu! - nie czekając na odpowiedź, wybiegł z kociarni.
Wojownik niemal od razu przerwał toaletę, gdy go ujrzał.
- Cześć maluchy - miauknął - Co tu robicie?
Ostry obejrzał się i zauważył, że Słoneczko i Sójka stoją tuż za nim.
- Kto wam pozwolił za mną biec? - warknął do nich
- Zgadnij! - Słoneczko odezwał się niemal od razu.
Sójka za to prychnęła.
- Ale jesteś dzisiaj wredny!
Kątem oka Ostry zauważył, że choć wolno i z wyraźnym powątpiewaniem, podbiega do nich również i Strzyżyk. Kilka razy obejrzał się za siebie, tak, że Ostry od razu zrozumiał, że to mama kazała mu pójść i pospędzać trochę czasu z rodzeństwem.
I tak oto, zamiast móc pospędzać trochę czasu sam na sam z Miętowym Oddechem, Ostry musiał użerać się z rodzeństwem.
<Miętuś?>
Teraz siedział w wejściu do kociarni, udając że nie słyszy bijących się tuż za nim Słoneczka i Sójki. Nagle zaprzestali walki, by znów ustawić się do pierwszej pozycji i warczeli na siebie niemiłosiernie głośno, piorunując się spojrzeniem i okrążając się. Następnie, z wielkim wrzaskiem, Słoneczko skoczył na siostrę. Ostry na chwilę spojrzał na nich spod zmrużonych powiek, mając ochotę krzyknąć, żeby byli ciszej, bo ogłuchnąć można od ich wrzasków. Wiedział jednak, że jego matka skarciłaby go za to i powiedziała, że też powinien się z nimi pobawić. Zerknął na siedzącego obok Bagiennego Dzwonka Strzyżyka, który co chwila zerkając na myjącą się matkę, naśladował ją. Ostry przewrócił oczami i znów odwrócił się, wypatrując Miętowego Oddechu. Wtem jednak Słoneczko krzyknął nagle i nim Ostry zdążył się odwrócić, coś wpadło na niego, przewracając go.
- EEJ! ZŁAŹ ZE MNIE!
Sójka, choć niezdarnie i wkładając mu przy okazji swoją łapę do pyska, zeszła z niego. Słoneczko, stojący tuż nad nim, zaśmiał się cicho, lecz widząc wściekłą minę Ostrego, który już był na łapach, ukrył rozbawienie. Rudo-biały kocurek doskoczył do niego i zbliżył się tak, że nie dzieliła ich nawet długość myszy. Mimowolnie z gniewu wyszczerzył kły.
- Ile razy już wam mówiłem, żebyście mnie nie mieszali do tych waszych głupich zabaw?!
Sójka stanęła obok brata.
- To akurat było przez przypadek - miauknęła - sorki.
Oba kociaki wycofały się, najwyraźniej nie chcąc drążyć tematu i użerać się z Ostrym. Ten prychnął i odwrócił wzrok. Niemal natychmiast zauważył rude futro Miętowego Oddechu. Chciał od razu pognać do niego, odwrócił się jednak i krzyknął do Bagiennego Dzwonku:
- Mamo, idę do Miętowego Oddechu! - nie czekając na odpowiedź, wybiegł z kociarni.
Wojownik niemal od razu przerwał toaletę, gdy go ujrzał.
- Cześć maluchy - miauknął - Co tu robicie?
Ostry obejrzał się i zauważył, że Słoneczko i Sójka stoją tuż za nim.
- Kto wam pozwolił za mną biec? - warknął do nich
- Zgadnij! - Słoneczko odezwał się niemal od razu.
Sójka za to prychnęła.
- Ale jesteś dzisiaj wredny!
Kątem oka Ostry zauważył, że choć wolno i z wyraźnym powątpiewaniem, podbiega do nich również i Strzyżyk. Kilka razy obejrzał się za siebie, tak, że Ostry od razu zrozumiał, że to mama kazała mu pójść i pospędzać trochę czasu z rodzeństwem.
I tak oto, zamiast móc pospędzać trochę czasu sam na sam z Miętowym Oddechem, Ostry musiał użerać się z rodzeństwem.
<Miętuś?>
Od Małej Łapy C.D Casablanki
Do czarnych uszu dotarł głośny dźwięk potworów przejeżdżających przez ścieżkę, na co futro porastające kark terminatora uniosło się do góry. Postawił jeden krok w tył, zastanawiając się nad powrotem na terytoria Klanu Wilka. Nim jednak podjął jakąkolwiek decyzję, z rosnącego nieopodal drzewa zeskoczyła kocica o nietypowym wyglądzie. Jej futro było inne niż u kotów, które dotychczas widział. Pomimo ciepłej barwy oczu samotniczki, przepełnione one były zimnem oraz chłodem. Po kościstym grzbiecie Małej Łapy przebiegł dreszcz niepokoju.
- Jesteś jednym z tych zdziczałych kotów? - jej głos był szorstki.
- Ch-chyba... T-to znacz-czy już n-nie - odpowiedział w zaskakująco szybkim tempie.
Niebieski łeb kocicy przechylił się w bok, a jedna z jej brwi uniosła się ku górze.
- Czyli?
Czarny kocur głośno przełknął ślinę.
- B-bo ja nie w-wiem cz-czy mog-gę ci powiedzieć... - wydukał.
Złociste ślepia kocicy przybrały kształt wąskich szparek. Mała Łapa widząc to, zaczerpnął dużo powietrza w płuca, a następnie wypuścił z cichym świstem przez swój nos. Nieznajoma wzbudzała w nim lęk. Nie wiedział, do czego była zdolna, dlatego wolał podporządkować się jej i nie robić sobie kłopotów.
- Należałem d-do Klan-nu Wi-wilka, ale n-no nie radziłem sobie jako terminator, dlategouciekłemichciałemzamieszkaćudwunogów - ostatnie kilka słów wypowiedział na jednym wydechu, przez co mogło być to niezrozumiałe dla samotniczki.
Pochylił głowę do dołu, wlepiając wzrok w swoje krótkie łapy, poprzecinane gdzieniegdzie ciemniejszymi prążkami.
- Jesteś jednym z tych zdziczałych kotów? - jej głos był szorstki.
- Ch-chyba... T-to znacz-czy już n-nie - odpowiedział w zaskakująco szybkim tempie.
Niebieski łeb kocicy przechylił się w bok, a jedna z jej brwi uniosła się ku górze.
- Czyli?
Czarny kocur głośno przełknął ślinę.
- B-bo ja nie w-wiem cz-czy mog-gę ci powiedzieć... - wydukał.
Złociste ślepia kocicy przybrały kształt wąskich szparek. Mała Łapa widząc to, zaczerpnął dużo powietrza w płuca, a następnie wypuścił z cichym świstem przez swój nos. Nieznajoma wzbudzała w nim lęk. Nie wiedział, do czego była zdolna, dlatego wolał podporządkować się jej i nie robić sobie kłopotów.
- Należałem d-do Klan-nu Wi-wilka, ale n-no nie radziłem sobie jako terminator, dlategouciekłemichciałemzamieszkaćudwunogów - ostatnie kilka słów wypowiedział na jednym wydechu, przez co mogło być to niezrozumiałe dla samotniczki.
Pochylił głowę do dołu, wlepiając wzrok w swoje krótkie łapy, poprzecinane gdzieniegdzie ciemniejszymi prążkami.
< Casablanca? >
Od Różanej Łapy
Opowiadanie jest opóźnione, za co serdecznie przepraszamy.
Od dłuższego czasu, uczennica medyka była przygotowywana do swoich obowiązków. Jednym z nich było odbieranie porodu. Przez dłuższy czas jej mentorka, Fenkułowe Serce robiła to sama, lecz teraz miała przy sobie uczennicę, którą musiała nauczyć jak zbiera się zioła, do czego one służą, a także do gry wchodził jeszcze Kodeks Medyka i właśnie odbieranie porodów królowych przez medyków, w tym przypadku ich dwójkę. Różana Łapa nie mogła się doczekać, miała zobaczyć jak rodzi się nowe życie. Wiedziała, że może doświadczyć czegoś takiego z Złotym Kłosem. Odrzuciła myśli o ważnym dla niej kocurze na bok. Bagienny Dzwonek spodziewała się kociąt. Nagle Różana Łapa usłyszała głośne miauczenie i obudziła się, po czym wyszła z legowiska uczniów. Fenkułowe Serce też to usłyszała, bo wkrótce gdy uczennica medyka się z nią spotkała blisko legowiska medyka, medyczka Klanu Klifu niosła w pyszczku zioła.
- Te kfczyki mogę pofównac tylko z jednym. Bfagienny Dzwonek fodzi.- powiedziała czarno-biała.
- Fenkułowe Serce jesteś pewna?-spytała Różana Łapa, która brała pod uwagę to, że jej mentorka mogła się pomylić.
- Jestem pewfna. Nawet jesli sie mylę, to przeciez kazfdy popelnia bledy.- odparła medyczka, nadal trzymając w pyszczku potrzebne zioła i Różana Łapa była pewnie, że gdyby Fenkułowe Serce nie trzymałaby tych ziół w pyszczku, uśmiechnęłaby się.
Jej zamyślenie przerwały słowa jej mentorki.
- Chofdź Rozana Lapo, nie mamy czasu do stfacenia.- rzekła czarno-biała i
uczennica medyka razem z medyczką skierowały się w stronę kociarni.
Gdy obie kotki dotarły na miejsce, żadne kocię jeszcze się nie wydostało z brzucha królowej.
- Rozana Lapo, pfzynieś patyk, on pomoże Bfagiennemu Dzfonkowi.- powiedziała Fenkułowe Serce.
Uczennica medyka szybko znalazła patyk i wróciła do obozu.
- Różana Łapo daj ten patyk Bagiennemu Dzwonkowi.-rzekła medyczka, która położyła zioła w kupkę.
Uczennica medyka szybko to zrobiła
Wkrótce Fenkułowe Serce dała zioła królowej, która urodziła pierwsze kocię.
- Różana Łapo poliż kocię złą stroną, tak by błona mogła pęknąć i ono mogło zacząć oddychać.- powiedziała czarno-biała.
Ona posłuchała i zrobiła jak jej powiedziano.
Urodziły się jeszcze trzy małe kuleczki, które teraz ssały mleko Bagiennego Dzwonka.
Ten widok sprawiał, że Różana Łapa czuła się szczęśliwa.
Od dłuższego czasu, uczennica medyka była przygotowywana do swoich obowiązków. Jednym z nich było odbieranie porodu. Przez dłuższy czas jej mentorka, Fenkułowe Serce robiła to sama, lecz teraz miała przy sobie uczennicę, którą musiała nauczyć jak zbiera się zioła, do czego one służą, a także do gry wchodził jeszcze Kodeks Medyka i właśnie odbieranie porodów królowych przez medyków, w tym przypadku ich dwójkę. Różana Łapa nie mogła się doczekać, miała zobaczyć jak rodzi się nowe życie. Wiedziała, że może doświadczyć czegoś takiego z Złotym Kłosem. Odrzuciła myśli o ważnym dla niej kocurze na bok. Bagienny Dzwonek spodziewała się kociąt. Nagle Różana Łapa usłyszała głośne miauczenie i obudziła się, po czym wyszła z legowiska uczniów. Fenkułowe Serce też to usłyszała, bo wkrótce gdy uczennica medyka się z nią spotkała blisko legowiska medyka, medyczka Klanu Klifu niosła w pyszczku zioła.
- Te kfczyki mogę pofównac tylko z jednym. Bfagienny Dzwonek fodzi.- powiedziała czarno-biała.
- Fenkułowe Serce jesteś pewna?-spytała Różana Łapa, która brała pod uwagę to, że jej mentorka mogła się pomylić.
- Jestem pewfna. Nawet jesli sie mylę, to przeciez kazfdy popelnia bledy.- odparła medyczka, nadal trzymając w pyszczku potrzebne zioła i Różana Łapa była pewnie, że gdyby Fenkułowe Serce nie trzymałaby tych ziół w pyszczku, uśmiechnęłaby się.
Jej zamyślenie przerwały słowa jej mentorki.
- Chofdź Rozana Lapo, nie mamy czasu do stfacenia.- rzekła czarno-biała i
uczennica medyka razem z medyczką skierowały się w stronę kociarni.
Gdy obie kotki dotarły na miejsce, żadne kocię jeszcze się nie wydostało z brzucha królowej.
- Rozana Lapo, pfzynieś patyk, on pomoże Bfagiennemu Dzfonkowi.- powiedziała Fenkułowe Serce.
Uczennica medyka szybko znalazła patyk i wróciła do obozu.
- Różana Łapo daj ten patyk Bagiennemu Dzwonkowi.-rzekła medyczka, która położyła zioła w kupkę.
Uczennica medyka szybko to zrobiła
Wkrótce Fenkułowe Serce dała zioła królowej, która urodziła pierwsze kocię.
- Różana Łapo poliż kocię złą stroną, tak by błona mogła pęknąć i ono mogło zacząć oddychać.- powiedziała czarno-biała.
Ona posłuchała i zrobiła jak jej powiedziano.
Urodziły się jeszcze trzy małe kuleczki, które teraz ssały mleko Bagiennego Dzwonka.
Ten widok sprawiał, że Różana Łapa czuła się szczęśliwa.
Nowi członkowie Klanu Gwiazd i Pustki!
KWIECISTY ŚPIEW
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Przyczyna śmierci: Śmierć podczas porodu
Odeszła do Klanu Gwiazd.
Od Pręgowanej Łapy C.D. Złotej Melodii
makiem zasiał zbliżała się do królika, który niczego nie świadom miał stać się jej celem łowieckim. Mentorka była nie daleko niej, przez co ta czuła się bezpieczniej i pewniej. Skoczyła i poczuła się jakby leciała a kiedy wylądowała zacisnęła zęby na karku długo-ucha. Szarpał się niemiłosiernie aż jego ból skończył jeden mocny chwyt Pręgowanej Łapy.
- Mam! - Powiedziała wesoło Pręguska.
- Gratuluję - Odpowiedziała jej dumna z niej mentorka.
Uczennica przez chwilkę wydawała się, jakby miała zaraz wybuchnąć ze szczęścia.
- Udało mi się! - Pomyślała wesoło. - Tak!
Obie kotki rozmawiały ze sobą całą drogę. Złota Melodia pomagała trochę w niesieniu sporego królika.
- Na następnym treningu może pójdziemy głębiej w nasze tereny. - Powiedziała wojowniczka.
- To super! - Odpowiedziała terminatorka.
Po wróceniu do obozu położyły zajęczaka na innych zdobyczach.
Tygrysiej Łapy nie było więc terminatorka postanowiła odwiedzić Błękitną, Cienia, Agreścika i... Chmurkę. Terminatorce zrobiło się smutno. Przypomniała sobie o sowie która porwała tego kociaka. Jednak uczennica postanowiła jednak zobaczyć jej małych przyjaciół.
- Hej! - Zawołała wchodząc do żłobka.
Wszystkie kociaki skoczyły w jej stronę
- Hej! - Przekrzykiwały się nawzajem.
< Agreścik? Błękitna? >
- Mam! - Powiedziała wesoło Pręguska.
- Gratuluję - Odpowiedziała jej dumna z niej mentorka.
Uczennica przez chwilkę wydawała się, jakby miała zaraz wybuchnąć ze szczęścia.
- Udało mi się! - Pomyślała wesoło. - Tak!
Obie kotki rozmawiały ze sobą całą drogę. Złota Melodia pomagała trochę w niesieniu sporego królika.
- Na następnym treningu może pójdziemy głębiej w nasze tereny. - Powiedziała wojowniczka.
- To super! - Odpowiedziała terminatorka.
Po wróceniu do obozu położyły zajęczaka na innych zdobyczach.
Tygrysiej Łapy nie było więc terminatorka postanowiła odwiedzić Błękitną, Cienia, Agreścika i... Chmurkę. Terminatorce zrobiło się smutno. Przypomniała sobie o sowie która porwała tego kociaka. Jednak uczennica postanowiła jednak zobaczyć jej małych przyjaciół.
- Hej! - Zawołała wchodząc do żłobka.
Wszystkie kociaki skoczyły w jej stronę
- Hej! - Przekrzykiwały się nawzajem.
< Agreścik? Błękitna? >
Od Lawendowego Płatka C.D Pręgowanej Łapy
Lawendowy Płatek posłusznie wyszła z średniej wielkości krzewów, zostawiając za nimi swoje zebrane zioła. Po co miała ukrywać się przed znaną już jej uczennicę? Bez sensu.
Medyczka nawet nie zauważyła, że znalazła się tak blisko granicy z Klanem Burzy. Po raz kolejny. A także znowu spotkała Pręgowaną Łapę. Na szczęście, była sama, bez innych wojowników, czy uczniów.
- Witaj ponownie, Pręgowana Łapo - Lawendowy Płatek przywitała się kulturalnie
Pręgowana Łapa uśmiechnęła się lekko w stronę niebieskawej medyczki. Parzyła się na Lawendowy Płatek pytającym wzrokiem, jakby chciała zapytać "Co ty tu robisz?". Uczennica wiedziała, że Lawendowy Płatek przybyła zebrać potrzebne zioła, lecz dlaczego akurat tu, jeszcze po wczorajszej awanturze? Samej trudno było sobie odpowiedzieć.
- Lawendowy Płatku... - zaczęła Pręgowana Łapa - Pomóc ci?
Medyczka słyszała niepewność w głosie terminatorki. Wczoraj też chciała pomóc, lecz jej odmówiła. Dziś nazbierała więcej ziół, przydała by się jej pomoc.
- Za krzakami są nazbierane przeze mnie zioła, przyniesiesz mi je? - poprosiła
Pręgowana Łapa posłusznie podeszła do krzewów, wynosząc z nich garstkę roślin. Lawendowy Płatek uśmiechnęła się lekko.
- Trudno powiedzieć, których szukam. Nastała Pora Opadających Liści, wszystko więdnie...
Lawendowy Płatek dała krótki sygnał ogonem, by uczennica Klanu Burzy zmierzała za nią. I tak właśnie zrobiła.
Nastała głucha cisza. Nawet szum opadających liści trudno było usłyszeć. Lawendowy Płatek kątem oka spojrzała na Pręgowaną Łapę. Wyglądała na zamyśloną. Medyczka zastanawiała się przez chwilę, nad czym tak uparcie rozmyśla. Chciała rozpocząć rozmowę, lecz Pręgowana Łapa była szybsza.
- Wspominałaś o konflikcie z Klanem Burzy... - terminatorka spojrzała w niebiesko oczy medyczki - Co się stało, że się nie dogadujemy?
Lawendowy Płatek spuściła wzrok na ziemię. Jak trzeba to trzeba, lecz bardzo nie chciała o tym wspominać.
- To się stało, kiedy jeszcze byłam wojowniczką - zaczęła -Nasze klany zaczęły się sprzeczać, aż doszło do wojny, w której ucierpiałam najbardziej... Chodź bitwa się zakończyła, nasze klany w każdej chwili mogą zaatakować... - Lawendowy Płatek tylko streściła historię, całej i tak by ta uczennica nie zrozumiała...
Pręgowana Łapo?
Medyczka nawet nie zauważyła, że znalazła się tak blisko granicy z Klanem Burzy. Po raz kolejny. A także znowu spotkała Pręgowaną Łapę. Na szczęście, była sama, bez innych wojowników, czy uczniów.
- Witaj ponownie, Pręgowana Łapo - Lawendowy Płatek przywitała się kulturalnie
Pręgowana Łapa uśmiechnęła się lekko w stronę niebieskawej medyczki. Parzyła się na Lawendowy Płatek pytającym wzrokiem, jakby chciała zapytać "Co ty tu robisz?". Uczennica wiedziała, że Lawendowy Płatek przybyła zebrać potrzebne zioła, lecz dlaczego akurat tu, jeszcze po wczorajszej awanturze? Samej trudno było sobie odpowiedzieć.
- Lawendowy Płatku... - zaczęła Pręgowana Łapa - Pomóc ci?
Medyczka słyszała niepewność w głosie terminatorki. Wczoraj też chciała pomóc, lecz jej odmówiła. Dziś nazbierała więcej ziół, przydała by się jej pomoc.
- Za krzakami są nazbierane przeze mnie zioła, przyniesiesz mi je? - poprosiła
Pręgowana Łapa posłusznie podeszła do krzewów, wynosząc z nich garstkę roślin. Lawendowy Płatek uśmiechnęła się lekko.
- Trudno powiedzieć, których szukam. Nastała Pora Opadających Liści, wszystko więdnie...
Lawendowy Płatek dała krótki sygnał ogonem, by uczennica Klanu Burzy zmierzała za nią. I tak właśnie zrobiła.
Nastała głucha cisza. Nawet szum opadających liści trudno było usłyszeć. Lawendowy Płatek kątem oka spojrzała na Pręgowaną Łapę. Wyglądała na zamyśloną. Medyczka zastanawiała się przez chwilę, nad czym tak uparcie rozmyśla. Chciała rozpocząć rozmowę, lecz Pręgowana Łapa była szybsza.
- Wspominałaś o konflikcie z Klanem Burzy... - terminatorka spojrzała w niebiesko oczy medyczki - Co się stało, że się nie dogadujemy?
Lawendowy Płatek spuściła wzrok na ziemię. Jak trzeba to trzeba, lecz bardzo nie chciała o tym wspominać.
- To się stało, kiedy jeszcze byłam wojowniczką - zaczęła -Nasze klany zaczęły się sprzeczać, aż doszło do wojny, w której ucierpiałam najbardziej... Chodź bitwa się zakończyła, nasze klany w każdej chwili mogą zaatakować... - Lawendowy Płatek tylko streściła historię, całej i tak by ta uczennica nie zrozumiała...
Pręgowana Łapo?
29 września 2017
Od Casablanki CD Małej Łapy
Nie wierze, że ten prostak to zrobił! Nie mogłam już z nim wytrzymać, jak on mógł sobie pomyśleć, że jest mnie wart?! Nie dorasta mi do łap. Może co najwyżej wylizać mi końcówkę ogona, bo tylko do tego się nadaję. Co ja się będę oszukiwać?! Nie poznałam jeszcze osoby, która nie jest na tak niskim poziomie co ten nafaszerowany gównem debil. Widziałam wielu niedorozwiniętych pod kilkoma względami kocurów no ale on to wymyślił jakiś nowy rodzaj głupoty. Mam nadzieję, że nie doczekam się potomstwa z tą pomyłką. Nawet jeśli doczekam się młodych nie wiem co z nimi zrobić. Nie wrócę do ludzi, znowu zamkną mnie z tym zboczeńcem! Wiem też, że jeśli pójdę do innych mogą zacząć szukać moich właścicieli, zwłaszcza, że mam na szyi obroże. Tutaj w okolicy wszyscy się znają, tak mi się przynajmniej wydaję. Od pewnego kocura, który mieszkał kawałek dalej, dowiedziałam się, że w lesie mieszkają cztery klany zdziczałych kotów. Podobno polują na zwierzęta takie jak myszy, wróble i zaskrońce, które czasem widywałam w ogrodzie. Jednak nigdy bym zbliżyła się na taką bliską odległość. Te wszystkie leśne stwory są takie... nieprzewidywalne. Nawet gdybym była głodna, nie zjadłabym czegoś takiego, przecież to jeszcze chwile temu jeszcze żyło! Ten dziwny kot gadał też coś o jakiś Gwiezdnych i zmarłych wielkich kotach. Wspomniał o wojownikach, liderze i uczniach. Mieli oni dbać o dobre imię i całokształt klanu. Może nie jest to taki głupie? Nawet jeśli mnie przyjmą, szybko zauważą moje dość... skromne umiejętności jeśli chodzi o polowanie na wszelkie gryzonie czy te latające szczury. Może w tych całych "klanach" mogę się na coś przydać nawet jeśli nie umiem za wiele. Z tych przemyśleń wyrwał mnie smród samochodów, no tak, droga jest już za tamtą skarpą. Ziemia zadrżała pod moimi łapami, musiało przejechać coś większego, może uda mi się teraz przebiec na drugą stronę, tam zaczynają się podmokłe tereny, a za nimi jest las o którym wspominał kocur. Truchtem podbiegłam do drogi. Przed pyszczkiem przejechał mi rozpędzony samochód, śmierdzące powietrze uderzyła w moje nozdrza. Kiedy śmierdząca puszka na kółkach sobie pojechała szybko przebiegłam przed drogę. Wbiegłam za gąszcz paproci, a potem wskoczyłam na powalony pieniek, żeby nie musieć wchodzić do błota. Skacząc z gałęzi na gałąź zdążyłam już zauważyć, że nie jestem aż w takiej dobrej formie jak myślałam. Przynajmniej nie jestem tłusta jak ten zidiociały karzeł. Zeskoczyłam z niskiej gałęzi zgrabnie upadając na ziemie. Poczułam dziwny zapach, pachniało kotem, ale ten zapach był zmieszany z wonią drzew. Czyżby to jeden z tych dzikusów.
<Mała Łapa? Tak dla informacji, Casi będzie chamska ale i jednocześnie zaciekawiona klanami.>
<Mała Łapa? Tak dla informacji, Casi będzie chamska ale i jednocześnie zaciekawiona klanami.>
Siema
Siema
~Sowa
Ej kurde zapomniałam powiedzieć co z moimi kitku.
Kwiecista umarła podczas porodu, dziecki też.
Bobera zabiła Sowa, a Sowę zabił patrol KN.
S i e m a.
Od Srebrnego Deszczu C.D. Małej Łapy
Kocur zerknął na terminatora. Wiedział, źe nigdy nie ma treningu bez głupich pytań. Choć on i tak zadawał je podczas treningu.
- Zawsze były cztery klany. Gdyby w lesie żył jeden wielki klan, żaden kot by nad nim nie zapanował. Poza tym inni by chcieli przejąć władzę na lasem, więc potem i tak takie stado by się rozbiło - odparł wojownik. Kocurek cały czas patrzył na niego wielkimi, przerwżonymi oczami.
- A gd-gdyby był kot, k-który by umiał z-zapanować nad sta-stadem? - spytał drżącym głosem uczeń.
- Wtedy rozbiłyby to Klan Gwiazdy. - odpowiedział wojownik. Wtedy wyczuł pewien znajomy zapach... To był patrol Klanu Nocy.
- Wyczułem Klan Nocy, Mała Łapo. Musimy iść, bo inaczej będziemy się spowiadać z tego, co tu robiliśmy. Szybko!
Jego przerażonego terminatora przeszedł dreszcz i po chwili pognał za swoim mentorem. Gdy byli na swoich terytoriach, mogli spokojnie dotrzeć do obozu.
- Pamiętaj, że jutro trening, Mała Łapo - informował Srebrny Deszcz. - Masz się wyspać, bo od jutra polowanie!
Na słowo polowanie uczeń wzdrygnął się, a potem poszedł za swoim mentorem do obozu.
/------/
Piękny wieczór. Klan Gwiazdy obserwował obóz ze Srebrnej Skóry. Gwiazdy lśniły na niebie. Srebrny rozmyślał w legowisku wojowników, jakby tu sprawić, by uczeń się tak nie bał. Twardy orzech do zgryzienia. Ale cóż... Kot nie może zmienić pręg. Może dało się go jeszcze poprawić. Nagle przyszedł mu pomysł, który pewnie się nie uda, bo każdy jego pomysł kończy się klęską.
Kocur powędrował do legowiska uczniów i spojrzał na Małą Łapę. Po chwili terminator spojrzał na niego.
- Słuchaj, Mała Łapo... - zaczął siadając obok kocurka - Musimy porozmawiać. Powiedz mi szczerze... Czego ty się tak bardzo boisz?
<Mała Łapo? Sorki, że tak długo>
- Zawsze były cztery klany. Gdyby w lesie żył jeden wielki klan, żaden kot by nad nim nie zapanował. Poza tym inni by chcieli przejąć władzę na lasem, więc potem i tak takie stado by się rozbiło - odparł wojownik. Kocurek cały czas patrzył na niego wielkimi, przerwżonymi oczami.
- A gd-gdyby był kot, k-który by umiał z-zapanować nad sta-stadem? - spytał drżącym głosem uczeń.
- Wtedy rozbiłyby to Klan Gwiazdy. - odpowiedział wojownik. Wtedy wyczuł pewien znajomy zapach... To był patrol Klanu Nocy.
- Wyczułem Klan Nocy, Mała Łapo. Musimy iść, bo inaczej będziemy się spowiadać z tego, co tu robiliśmy. Szybko!
Jego przerażonego terminatora przeszedł dreszcz i po chwili pognał za swoim mentorem. Gdy byli na swoich terytoriach, mogli spokojnie dotrzeć do obozu.
- Pamiętaj, że jutro trening, Mała Łapo - informował Srebrny Deszcz. - Masz się wyspać, bo od jutra polowanie!
Na słowo polowanie uczeń wzdrygnął się, a potem poszedł za swoim mentorem do obozu.
/------/
Piękny wieczór. Klan Gwiazdy obserwował obóz ze Srebrnej Skóry. Gwiazdy lśniły na niebie. Srebrny rozmyślał w legowisku wojowników, jakby tu sprawić, by uczeń się tak nie bał. Twardy orzech do zgryzienia. Ale cóż... Kot nie może zmienić pręg. Może dało się go jeszcze poprawić. Nagle przyszedł mu pomysł, który pewnie się nie uda, bo każdy jego pomysł kończy się klęską.
Kocur powędrował do legowiska uczniów i spojrzał na Małą Łapę. Po chwili terminator spojrzał na niego.
- Słuchaj, Mała Łapo... - zaczął siadając obok kocurka - Musimy porozmawiać. Powiedz mi szczerze... Czego ty się tak bardzo boisz?
<Mała Łapo? Sorki, że tak długo>
Od Zroszonej Łapy
Zroszona Łapa przyglądała się wielobarwnym koronom drzew skąpanych w blasku powoli wstającego Słońca. Ostatnie księżyce przeminęły jej bardzo szybko, w końcu albo trenowała albo zajmowała się uczniowskimi obowiązkami. Przedwczoraj dopiero zorientowała się, że nastała Pora Opadających Liści, gdy natrafiła na kolejnego z rzędu pomarańczowo- złotego liścia. Ktoś powie, że to niemożliwe, nie dla Zroszonej.
Przeciągnęła się nabierając do płuc rześkiego, chłodnego powietrza. Klan też powoli się budził. Już pierwsze patrole przekraczały mur okalający obóz. Gdzieś jej mignęła srebrzysta sylwetka Srebrnego Deszczu z jej bratem kurczowo za nim podążającym. Ostatnio mało rozmawiali ale oboje w końcu mieli swoje obowiązki. Może po mianowaniu będą mieli więcej czasu dla siebie. Tak samo z Lilową Łodygą, która powróciwszy do wojowniczego życia cały czas jest zajęta. Złotookiej marzy się aby ona jej brat i rodzice byli w jednym patrolu ale zdaje sobie sprawę, że to mało prawdopodobne.
- Cześć!
Kotka wzdrygnęła się usłyszawszy blisko ucha doskonale znany głos. Nie zdziwił jej widok Szepczącej Łapy, która swoją drogą sporo ją przewyższała wzrostem. Uczennica liderki obrzuciła ją radosnym spojrzeniem, które mimo wszystko ostatnimi czasy zdawało się być lekko przyćmione a raczej od Zgromadzenia. Unikała z nią tego tematu, bo wiedziała, że tylko ją nakręci na odbicie domniemanej porwanej Rdzawej Łapy.
- Hej – odpowiedziała jej równie radośnie – Jak ci przebiega trening?
- Niedługo zostanę wojowniczką! – wypięła dumnie pierś – Mam wrażenie, że to nastanie lada dzień.
Szylkretowa zaśmiała się widząc entuzjazm swojej starszej rówieśniczki. Ona na pewno zostanie wspaniałą wojowniczką ale co do siebie samej nie miała pewności. Na ostatnim treningu kiepsko jej szło polowanie. Jakoś nie potrafiła się skupić. A wiedziała, że egzamin pewnie będzie tylko kwestią czasu. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez jej kręgosłup, gdy pomyślała o wielkim rozczarowaniu jej mentorki i najbliższych.
- Co tak zmarniałaś? – niebieskooka przyjrzała się jej uważnie – Mentor cię źle traktuje? Ja mu dam! Jak…
- Nie to nie o to chodzi – spojrzała na lekko zachmurzone niebo – Mentora mam świetnego. To chyba ja coś nie tak robię.
- Jak to? Nie użalaj się nad sobą tylko powiedz w czym rzecz!
- Nauka polowania kiepsko mi idzie a wręcz tragicznie! Nawet grube myszy są ode mnie zwinniejsze!
Pręgowana kotka zaśmiała się, co uraziło Zroszoną Łapę ale nie odezwała się.
- Nie mogłaś od razu? Jak chcesz to ja mogę cię trochę podszkolić!
- Naprawdę? – Złotooka podekscytowana podskoczyła do niej – Dziękuję! Tylko czy ty nie masz jakiś swoich planów? Ja akurat dzisiaj mam odwołany trening, bo Kwiecisty Śpiew musiała coś załatwić.
< Szepcząca Łapo? Taki trochę gniot no ale może aż tak źle nie jest>
Przeciągnęła się nabierając do płuc rześkiego, chłodnego powietrza. Klan też powoli się budził. Już pierwsze patrole przekraczały mur okalający obóz. Gdzieś jej mignęła srebrzysta sylwetka Srebrnego Deszczu z jej bratem kurczowo za nim podążającym. Ostatnio mało rozmawiali ale oboje w końcu mieli swoje obowiązki. Może po mianowaniu będą mieli więcej czasu dla siebie. Tak samo z Lilową Łodygą, która powróciwszy do wojowniczego życia cały czas jest zajęta. Złotookiej marzy się aby ona jej brat i rodzice byli w jednym patrolu ale zdaje sobie sprawę, że to mało prawdopodobne.
- Cześć!
Kotka wzdrygnęła się usłyszawszy blisko ucha doskonale znany głos. Nie zdziwił jej widok Szepczącej Łapy, która swoją drogą sporo ją przewyższała wzrostem. Uczennica liderki obrzuciła ją radosnym spojrzeniem, które mimo wszystko ostatnimi czasy zdawało się być lekko przyćmione a raczej od Zgromadzenia. Unikała z nią tego tematu, bo wiedziała, że tylko ją nakręci na odbicie domniemanej porwanej Rdzawej Łapy.
- Hej – odpowiedziała jej równie radośnie – Jak ci przebiega trening?
- Niedługo zostanę wojowniczką! – wypięła dumnie pierś – Mam wrażenie, że to nastanie lada dzień.
Szylkretowa zaśmiała się widząc entuzjazm swojej starszej rówieśniczki. Ona na pewno zostanie wspaniałą wojowniczką ale co do siebie samej nie miała pewności. Na ostatnim treningu kiepsko jej szło polowanie. Jakoś nie potrafiła się skupić. A wiedziała, że egzamin pewnie będzie tylko kwestią czasu. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez jej kręgosłup, gdy pomyślała o wielkim rozczarowaniu jej mentorki i najbliższych.
- Co tak zmarniałaś? – niebieskooka przyjrzała się jej uważnie – Mentor cię źle traktuje? Ja mu dam! Jak…
- Nie to nie o to chodzi – spojrzała na lekko zachmurzone niebo – Mentora mam świetnego. To chyba ja coś nie tak robię.
- Jak to? Nie użalaj się nad sobą tylko powiedz w czym rzecz!
- Nauka polowania kiepsko mi idzie a wręcz tragicznie! Nawet grube myszy są ode mnie zwinniejsze!
Pręgowana kotka zaśmiała się, co uraziło Zroszoną Łapę ale nie odezwała się.
- Nie mogłaś od razu? Jak chcesz to ja mogę cię trochę podszkolić!
- Naprawdę? – Złotooka podekscytowana podskoczyła do niej – Dziękuję! Tylko czy ty nie masz jakiś swoich planów? Ja akurat dzisiaj mam odwołany trening, bo Kwiecisty Śpiew musiała coś załatwić.
< Szepcząca Łapo? Taki trochę gniot no ale może aż tak źle nie jest>
Od Małej Łapy
Westchnął głośno, uderzając czarnym zadkiem o jałową ziemię, a następnie zamknął swoje ciemnopomarańczowe oczy, kierując pyszczek ku górze. Ostatnimi czasy z jego koncentracją nie było za dobrze, ponieważ rozpraszały go nieprzyjemne myśli o przyszłości, lecz także o Skrze. Gorycz po śmierci brata nadal w nim tkwiła. Nie był w stanie pogodzić się ze straceniem kremowego kocura, a nauka ze Srebrnym Deszczem ani trochę nie ułatwiała mu w codziennym funkcjonowaniu. Oznakami jego podłamania psychicznego były rany po kocich zębach na łapach, które sam je zostawił, choć wmawiał innym kotom, że jest to pamiątka po walce ze szczurami, która tak naprawdę nigdy nie nastąpiła. Uchylił powieki, aby spojrzeć na jasnoniebieskie niebo będące ponad koronami drzew. Wlepił wzrok w jeden z białych obłoczków mknących nad jego niewielką głową, powoli wiodąc za nim swoimi ciemnymi oczami. Mała Łapa nieustannie czuł lęk przed swoją przyszłością. Nie radził sobie jako terminator, dlatego nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek otrzyma rangę wojownika. Jego umiejętności polowania pozostawiały wiele do życzenia, a o walce to nawet nie warto wspominać. Milcząca Gwiazda dążyła do utworzenia z Klanu Wilka potęgi i obawiał się, że aby tego dokonać, będzie ona musiała wygnać z klanu tak słabe jednostki jak on. Na samą myśl o tym poczuł nieprzyjemny dreszcz, przebiegający przez jego kościsty grzbiet. Nie chciał sprawić zawodu swoim rodzicom oraz Zroszonej Łapie, a wiedział, że jeśli przywódczyni ogłosi ten zły wyrok to na forum wszystkich kotów to ich rodzina będzie źle postrzegana w oczach innych. Duża łza przepełniona goryczą i żalem spłynęła po jego czarnym poliku, pozostawiając na nim ledwie widoczną, wilgotną smugę. Kocur nie wiedział, co miał ze sobą zrobić. On wiedział, że był tym najsłabszym z miotu i choć chciał to nic nie mógł na to poradzić. Wtedy do jego głowy przyszła pewna myśl. Serce zabiło mu szybciej, a oczy rozszerzyły. Skierował pyszczek w stronę terytoriów Klanu Burzy. Mentor mówił mu, że za nimi znajduje się gniazdo dwunogów, w którym mieszkają pieszczochy, czyli koty porzucające wolność oraz niezależność na rzecz wygody. Głośno przełknął ślinę, a następnie podjął szybką decyzję, niekoniecznie dobrą i odpowiedzialną. Wstał, po czym biegiem ruszył przed siebie, kierując swoje krótkie łapy w stronę Klanu Burzy, aby później przekroczyć Drogę Grzmotu i dotrzeć na bagna, skąd droga do siedlisk dwunożnych jest prosta.
< Casablanca? >
Od Rdzawej Łapy C.D Gradowej Mordki
Z głośnym mruczeniem przysunęła się do boku ładnego kocura, niby przypadkiem muskając go koniuszkiem ogona. Następnie wyszeptała do jego ucha, które delikatnie drgnęło słysząc dźwięk.
- Pomogę ci pozbierać zioła - jej głos był niczym balsam dla uszu, dźwięczny i cudowny.
Asystent medyka niechętnie skinął jej łbem, łapiąc w pysk kilka ziół, liści i kwiatów, a Rdzawa Łapa zrobiła dokładnie to samo. Czuła słodki aromat na podniebieniu, aczkolwiek mieszał się również z gorzkim smakiem. Zrobiła kwaśną minę, ale gdy Gradowa Mordka spojrzał na nią przelotnie, uśmiechnęła się głupiutko. Czemu przy nim czuła się tak dziwnie? Jakby jej łapy były splątane niewidzialnym sznurkiem, a z pyszczka wydobywały się najczęściej jakieś dźwięki nie przypominające nic kociego. Szła za nim, widząc jego masywne łapy i dyndający ogon. Chciała z nim porozmawiać, ale przypomniała sobie o ziołach w kiełkach i ze zrezygnowaniem pokręciła szylkretowym łebkiem.
Będąc już w legowisku medyka, Gradowa Mordka wziął resztę liści, owoców, kwiatów i tak dalej z pyszczka Rdzawej Łapy. Wtedy uczennica z niezwykle puszystym ogonem przycisnęła nos do jego nosa, a asystent medyka odsunął się z wyraźną pogardą i odrazą.
- Co robisz? - fuknął, z obrzydzeniem czyszcząc pyszczek przednią łapką - Co to miało znaczyć, Rdzawa Łapo? Domagam się wyjaśnień!...
Terminatorka spojrzała na niego fikuśnie, unosząc ku góry prawą brew, po czym łakomie oblizała pyszczek i przysunęła się do kocura. Jej żółte oczy świdrowały jego duszę od wewnątrz, a jej samej zaczęło robić się gorąco, pomimo jesiennego chłodu na zewnątrz.
- Mówiłam, że mi się podobasz - wymruczała, mrużąc ślepia.
Gradowa Mordka wzdrygnął się. Wyglądał na rozsierdzonego, smutnego i zarazem obrażonego - a ona przecież mówiła prawdę! Kochała go i nic tego nie zmieni.
- Wyjdź stąd - wycedził, trzepiąc ogonem po bokach - i nigdy nie wracaj.
Szylkretowa koteczka była zdezorientowana. Musieli o tym pogadać, a nie szukał najłatwiejszego rozwiązania. Co za kot!
- Porozmawiajmy - poprosiła.
Usiadła naprzeciwko niego, mierząc go łagodnym spojrzeniem, po czym zaczęła czyścić swoją klatkę piersiową.
<< Gradowa Mordko? >>
- Pomogę ci pozbierać zioła - jej głos był niczym balsam dla uszu, dźwięczny i cudowny.
Asystent medyka niechętnie skinął jej łbem, łapiąc w pysk kilka ziół, liści i kwiatów, a Rdzawa Łapa zrobiła dokładnie to samo. Czuła słodki aromat na podniebieniu, aczkolwiek mieszał się również z gorzkim smakiem. Zrobiła kwaśną minę, ale gdy Gradowa Mordka spojrzał na nią przelotnie, uśmiechnęła się głupiutko. Czemu przy nim czuła się tak dziwnie? Jakby jej łapy były splątane niewidzialnym sznurkiem, a z pyszczka wydobywały się najczęściej jakieś dźwięki nie przypominające nic kociego. Szła za nim, widząc jego masywne łapy i dyndający ogon. Chciała z nim porozmawiać, ale przypomniała sobie o ziołach w kiełkach i ze zrezygnowaniem pokręciła szylkretowym łebkiem.
Będąc już w legowisku medyka, Gradowa Mordka wziął resztę liści, owoców, kwiatów i tak dalej z pyszczka Rdzawej Łapy. Wtedy uczennica z niezwykle puszystym ogonem przycisnęła nos do jego nosa, a asystent medyka odsunął się z wyraźną pogardą i odrazą.
- Co robisz? - fuknął, z obrzydzeniem czyszcząc pyszczek przednią łapką - Co to miało znaczyć, Rdzawa Łapo? Domagam się wyjaśnień!...
Terminatorka spojrzała na niego fikuśnie, unosząc ku góry prawą brew, po czym łakomie oblizała pyszczek i przysunęła się do kocura. Jej żółte oczy świdrowały jego duszę od wewnątrz, a jej samej zaczęło robić się gorąco, pomimo jesiennego chłodu na zewnątrz.
- Mówiłam, że mi się podobasz - wymruczała, mrużąc ślepia.
Gradowa Mordka wzdrygnął się. Wyglądał na rozsierdzonego, smutnego i zarazem obrażonego - a ona przecież mówiła prawdę! Kochała go i nic tego nie zmieni.
- Wyjdź stąd - wycedził, trzepiąc ogonem po bokach - i nigdy nie wracaj.
Szylkretowa koteczka była zdezorientowana. Musieli o tym pogadać, a nie szukał najłatwiejszego rozwiązania. Co za kot!
- Porozmawiajmy - poprosiła.
Usiadła naprzeciwko niego, mierząc go łagodnym spojrzeniem, po czym zaczęła czyścić swoją klatkę piersiową.
<< Gradowa Mordko? >>
Od Rdzawej Łapy C.D Lamparciej Gwiazdy
Szylkretowa uczennica przez uderzenie serca zastanawiała się nad wagą słów czarnego kocura. Nikt im nie zostanie, prócz tej kościstej koteczki, która jeszcze upierała się, iż nie będzie chciała mieć kociąt. Gdy ona umrze (nawiasem mówiąc, śmiercią cudowną i honorową), nikt im nie zostanie oraz nie przedłuży rodu. Chociaż szczerze nie obchodziło ją to za bardzo.
- Nie będę specjalnie ''przedłużać rodu'' z byle twojej zachcianki, kochany - fuknęła, unosząc ku górze czoło z poczuciem z wyższości.
Lider Klanu Burzy westchnął ciężko, przybierając kamienny wyraz pyska. Rdzawa Łapa w duszy podziwiała jego cierpliwość do niej, bo ona szczerze mówiąc nie wytrzymałaby i sprałaby taką terminatorkę. Wyczekiwała jego reakcji, unosząc ku góry wąskie brwi.
- Uważam, iż po prostu każda kotka powinna mieć kocięta - powiedział z ciężkim brzmieniem głosu. Wyglądał na bardzo przybitego i zmęczonego.
- Odłóżmy tę rozmowę, dobra? - odpowiedziała równie zrezygnowanym tonem koteczka, miotając koniuszkiem ogona i rytmicznie uderzając nim o kamienne podłoże legowiska przywódcy.
Widząc jego potrząśnięciem łbem na ''tak'', delikatnym i lekkim krokiem wycofała się w ostatnie promienie słońca. Czując promyki tańczące na jej rozgrzanej skórze, zamruczała z radością. Życie było piękne, dopóki nie myślała o przyszłości. I o ojcu, kociętach, Klanie Burzy...
Idąc sprężystym krokiem w kierunku stosiku, wzięła znowu najchudszą zwierzynę. Złapała ją zwinnie w kiełki, zanurzając je w bezwładnie zwisającym ciałku. Ciemnoczerwona krew spłynęła po jej wardze i ruszyła w kierunku klatki piersiowej, po czym kropelki skapywały na grunt, barwiąc go na szkarłatną barwę. Oblizała się i poczęła konsumować żyjątko, delektując się jego kruchym mięsem.
/-/
Kilka wschodów słońca później była gotowa do rozmowy ze swoim tatą. Nie szła już tak odważnie i pewnie przed siebie, potykała się i jakby wahała się czy iść dalej. Nigdy nie stchórzy, ale bała mu się tego powiedzieć.
- Jak to powiem? - mruknęła pod nosem, wymijając Pręgowaną Łapę - Hej, tato, nie że coś ale kocham się w medyku. I nigdy nie pokocham nikogo innego, pa... Nie no, to głupie!... - kopnęła kamyk, który poturlał się w kierunku ogromnego kota.
Kocur który stał przed nim był to we własnej osobie jej ojciec. Sądząc po jego postawie i wyrazie pyska - wszystko słyszał.
<< Lamparcia Gwiazdo? >>
- Nie będę specjalnie ''przedłużać rodu'' z byle twojej zachcianki, kochany - fuknęła, unosząc ku górze czoło z poczuciem z wyższości.
Lider Klanu Burzy westchnął ciężko, przybierając kamienny wyraz pyska. Rdzawa Łapa w duszy podziwiała jego cierpliwość do niej, bo ona szczerze mówiąc nie wytrzymałaby i sprałaby taką terminatorkę. Wyczekiwała jego reakcji, unosząc ku góry wąskie brwi.
- Uważam, iż po prostu każda kotka powinna mieć kocięta - powiedział z ciężkim brzmieniem głosu. Wyglądał na bardzo przybitego i zmęczonego.
- Odłóżmy tę rozmowę, dobra? - odpowiedziała równie zrezygnowanym tonem koteczka, miotając koniuszkiem ogona i rytmicznie uderzając nim o kamienne podłoże legowiska przywódcy.
Widząc jego potrząśnięciem łbem na ''tak'', delikatnym i lekkim krokiem wycofała się w ostatnie promienie słońca. Czując promyki tańczące na jej rozgrzanej skórze, zamruczała z radością. Życie było piękne, dopóki nie myślała o przyszłości. I o ojcu, kociętach, Klanie Burzy...
Idąc sprężystym krokiem w kierunku stosiku, wzięła znowu najchudszą zwierzynę. Złapała ją zwinnie w kiełki, zanurzając je w bezwładnie zwisającym ciałku. Ciemnoczerwona krew spłynęła po jej wardze i ruszyła w kierunku klatki piersiowej, po czym kropelki skapywały na grunt, barwiąc go na szkarłatną barwę. Oblizała się i poczęła konsumować żyjątko, delektując się jego kruchym mięsem.
/-/
Kilka wschodów słońca później była gotowa do rozmowy ze swoim tatą. Nie szła już tak odważnie i pewnie przed siebie, potykała się i jakby wahała się czy iść dalej. Nigdy nie stchórzy, ale bała mu się tego powiedzieć.
- Jak to powiem? - mruknęła pod nosem, wymijając Pręgowaną Łapę - Hej, tato, nie że coś ale kocham się w medyku. I nigdy nie pokocham nikogo innego, pa... Nie no, to głupie!... - kopnęła kamyk, który poturlał się w kierunku ogromnego kota.
Kocur który stał przed nim był to we własnej osobie jej ojciec. Sądząc po jego postawie i wyrazie pyska - wszystko słyszał.
<< Lamparcia Gwiazdo? >>
27 września 2017
Od Milczącej Gwiazdy C.D Lawendowego Płatku
Przez jej umysł przeszły wszystkie dostępne uczucia - szczęście, ulga, strach, złość i wszystko inne. To było cudowne! Ponownie zaszła w ciążę, aczkolwiek przeczuwała to już wcześniej. Cały ból i ogromny brzuch oraz nabrzmiałe sutki nie mogły być z przypadku, a trochę się już na tym znała.
Zamruczała z rozbawieniem, ocierając się o polik Lawendowego Płatku. Ach, ależ świetnie! Jednak nagle poczuła niesamowitą bolączkę, która zawładnęła jej smukłym ciałem. Liderka opadła na posłanie z mchu, cała drżąc, jakby w jakiś piekielnych konwulsjach. Niebiesko-cętkowana medyczka posłała jej przerażone spojrzenie, ale koniuszkiem ogona nakazała leżeć. Kocica padła na posłanie z mchu, a jej ciałko porywały konwulsje. Ten poród będzie trudniejszy.
W tym momencie medyczka przyniosła kilka ziół, pajęczyn i innych nieznanych jej maści. Schludnie ułożyła je w rządek, uśmiechając się przyjaźnie.
- Spokojnie, Milcząca Gwiazdo - jej głos brzmiał niczym anielskie ukojenie -, pamiętaj, by zachować spokój. Rozluźnij mięśnie, ale staraj się napierać. Ja zajmę się resztą.
Liderka Klanu Wilka dostosowała się do poleceń świeżo upieczonej medyczki, starając się regularnie oddychać. Pot wstąpił na jej niebieskawą sierść, zmarszczyła brwi i starała się przeć.
Zapowiadał się długi dzień.
/-/
Gdy na aksamitnie czarne niebo wstąpiły gwiazdy, Milcząca Gwiazda leżała już z trójką cudownych kociąt. Ze słów Lawendowego Płatku wynika, iż wszystkie to kotki.
Przywódczyni leżała na boku wraz ze swoimi córeczkami, które wtulały się w jej krótkie futro i ssały mleko. Były lekko wychudzone, aczkolwiek nie było po nich widać, iż są chore. Urodziły się w trudnej porze, to fakt, ale dadzą radę. Mają najsilniejszą linię przodków. Z głębokim westchnięciem polizała je po łebkach, gdy wejście do leża medyczki przysłonił Borsuczy Goniec. Ciemność ogarnęła całe legowisko koteczki, a ona sama wycofała się do tunelu. Zapewne nie chciała nam przeszkadzać.
- Cześć skarbie - usłyszała przy uchu mruczenie swojego wybranka, a następnie poczuła jego język na swoim karku.
Odetchnęła głęboko, robiąc mu miejsce na posłaniu z mchu. Gdy ułożył się obok niej, zatopiła swój pyszczek w jego kolorowej sierści. Ach, ależ on był cudowny! Przynosił jej ukojenie w najtrudniejszych chwilach jej życia. Nie myślała, iż to z nim będzie razem do końca swych dni. Przyszedł do Klanu Wilka jako nic nieznaczący uczeń, mający mleko pod nosem, ale dzięki jej najbardziej lojalnemu zastępcy stał się dobrym wojownikiem. A teraz? To ojciec jej dzieci, starszy wojownik, jeden z bardziej zaufanych kotów w Klanie.
- Witaj kochanie - odpowiedziała mruknięciem, liżąc go po poliku - są śliczne. Jak je nazwiemy?
Point wytężył wzrok, który utkwił w najmniejszej, brązowej kulce. Jego niebieskie oczy jakby zaszły mgłą, a niebieskawy koniuszek ogona przywódczyni drgnął niespokojnie. Coś się dzieje?
- Przypomina mi moją matkę - wyznał w końcu, nadal nie spuszczając z niej spojrzenia - może... może się nazywać Różyczka?
Milcząca Gwiazda skinęła poważnie niewielkim łebkiem - imię do niej pasowało. Była taka delikatna i niewinna, zupełnie jak róża, aczkolwiek za niedługo pokaże swoje kolce. A jeśli jej partnerowi sprawia to przyjemność i przypomina o matce, to jeszcze bardziej do niej pasuje.
- A tą chce nazwać Promyczek - pokazała nosem na drugą kotkę, trochę większą od poprzedniej - również na cześć mojej matki, ale ona nazywała się Słoneczny Stok. Chociaż to będzie promyk jej pamięci, czyż nie?
Wojownik skinął w skupieniu łebkiem. Jego ogon podążył w stronę ostatniej koteczki, bardzo podobnej do ojca, ale miała inne ułożenie łat. Miała piękne i niespotykane umaszczenie! Z gardła Milczącej Gwiazdy wydobył się pomruk dumy. Wiedziała, iż będą jej godnymi zastępczyniami.
- A tą nazwiemy... - mruknęła cicho, splatając ogon z ogonem Borsuczego Gońcy.
- Bieguś - odparł równie cichutko kocur, mrużąc swe błękitne ślepia.
Niebieskawa kocica kiwnęła mu koniuszkiem ogona na sygnał, iż respektuje jego zdanie i się zgadza. Więc Różyczka, Promyczek i Bieguś - trzy cudowne koteczki z równie niezwykłymi rodzicami. Na tę myśl liderka zaczęła głośniej mruczeć i przysunęła się bliżej kociąt. Gdy zaczęły ugniatać jej brzuch malutkimi łapkami i ssać jej sutki, point liznął każdą po główce.
- Muszę iść - powiedział przeciągle, ze smutkiem spoglądając na swoje córki - prowadzę zaraz patrol, a myślę że Pustułkowy Dziób nie chciałby żadnych opóźnień.
Po raz ostatni polizał swoją partnerkę po łbie i przesunął szorstkim językiem po główkach córek. Następnie zniknął w wejściu, na uderzenie serca przysłaniając światło księżyca. Potem masywna i wysoka sylwetka kocura rozpłynęła się w wieczornym powietrzu.
Wtedy z tunelu wyszła niebiesko-cętkowana medyczka, siadając obok przywódczyni. Jej oczy świeciły zapałem, aczkolwiek na uderzenie serca przygasły. Czyżby przypomniała sobie o Księżycowej Łapie? Na wspomnienie optymistycznej i uroczej terminatorki, Milcząca Gwiazdę przeszedł dreszcz. Przypomniała sobie ogień zemsty płonący w ślepiach niedawnej wojowniczki, gdy chciała pomścić swoją siostrę. Uniemożliwiła jej to bitwa z Klanem Burzy w której została ciężko ranna, nie mogła pełnić dalej funkcji kotki walczącej. Liderka wróciła do rzeczywistości z głębokim westchnięciem.
- Są piękne - ciszę przerwał idealnie czysty głos medyczki, która co chwilę rzucała niespokojne spojrzenia na kocięta.
Niebieskawa liderka Klanu Wilka pokiwała w skupieniu niewielkim łebkiem. Rzuciła szybkim wzrokiem na legowisko medyczki, gdzie na głazach i niedużych półeczkach z drewna były gałązki, różne zioła czy też maści. Ona nie potrafiłaby się w tym wszystkim odnaleźć, a Lawendowy Płatek radziła sobie z tym idealnie. Ale od pewnego czasu widziałam, iż nie jest w najlepszym nastroju. Może spowodowała to śmierć Widmowego Wilka, która nawiasem mówiąc dotknęła również cały Klan?
- Lawendowy Płatku - zaczęła Milcząca Gwiazda, wlepiając w nią spojrzenie krystalicznie niebieskich oczu.
Kotka, jakby obudzona z transu, wzdrygnęła się i odwróciła łebek w jej stronę.
- T... tak? - mruknęła niepewnie, zwieszając wzrok na swoje łapy.
Widziała jej niecierpliwość, niepewność, zażenowanie - wiedziała również, iż te emocje dosłownie w niej buzują. Musi je uwolnić, inaczej to się źle skończy.
- Co się dzieje? - zapytała rzeczowo.
Medyczka rzuciła jej zdezorientowane spojrzenie, ale niebieskawa kocica doskonale wiedziała, iż wie o czym mówi.
<< Lawendowy Płatku? >>
Zamruczała z rozbawieniem, ocierając się o polik Lawendowego Płatku. Ach, ależ świetnie! Jednak nagle poczuła niesamowitą bolączkę, która zawładnęła jej smukłym ciałem. Liderka opadła na posłanie z mchu, cała drżąc, jakby w jakiś piekielnych konwulsjach. Niebiesko-cętkowana medyczka posłała jej przerażone spojrzenie, ale koniuszkiem ogona nakazała leżeć. Kocica padła na posłanie z mchu, a jej ciałko porywały konwulsje. Ten poród będzie trudniejszy.
W tym momencie medyczka przyniosła kilka ziół, pajęczyn i innych nieznanych jej maści. Schludnie ułożyła je w rządek, uśmiechając się przyjaźnie.
- Spokojnie, Milcząca Gwiazdo - jej głos brzmiał niczym anielskie ukojenie -, pamiętaj, by zachować spokój. Rozluźnij mięśnie, ale staraj się napierać. Ja zajmę się resztą.
Liderka Klanu Wilka dostosowała się do poleceń świeżo upieczonej medyczki, starając się regularnie oddychać. Pot wstąpił na jej niebieskawą sierść, zmarszczyła brwi i starała się przeć.
Zapowiadał się długi dzień.
/-/
Gdy na aksamitnie czarne niebo wstąpiły gwiazdy, Milcząca Gwiazda leżała już z trójką cudownych kociąt. Ze słów Lawendowego Płatku wynika, iż wszystkie to kotki.
Przywódczyni leżała na boku wraz ze swoimi córeczkami, które wtulały się w jej krótkie futro i ssały mleko. Były lekko wychudzone, aczkolwiek nie było po nich widać, iż są chore. Urodziły się w trudnej porze, to fakt, ale dadzą radę. Mają najsilniejszą linię przodków. Z głębokim westchnięciem polizała je po łebkach, gdy wejście do leża medyczki przysłonił Borsuczy Goniec. Ciemność ogarnęła całe legowisko koteczki, a ona sama wycofała się do tunelu. Zapewne nie chciała nam przeszkadzać.
- Cześć skarbie - usłyszała przy uchu mruczenie swojego wybranka, a następnie poczuła jego język na swoim karku.
Odetchnęła głęboko, robiąc mu miejsce na posłaniu z mchu. Gdy ułożył się obok niej, zatopiła swój pyszczek w jego kolorowej sierści. Ach, ależ on był cudowny! Przynosił jej ukojenie w najtrudniejszych chwilach jej życia. Nie myślała, iż to z nim będzie razem do końca swych dni. Przyszedł do Klanu Wilka jako nic nieznaczący uczeń, mający mleko pod nosem, ale dzięki jej najbardziej lojalnemu zastępcy stał się dobrym wojownikiem. A teraz? To ojciec jej dzieci, starszy wojownik, jeden z bardziej zaufanych kotów w Klanie.
- Witaj kochanie - odpowiedziała mruknięciem, liżąc go po poliku - są śliczne. Jak je nazwiemy?
Point wytężył wzrok, który utkwił w najmniejszej, brązowej kulce. Jego niebieskie oczy jakby zaszły mgłą, a niebieskawy koniuszek ogona przywódczyni drgnął niespokojnie. Coś się dzieje?
- Przypomina mi moją matkę - wyznał w końcu, nadal nie spuszczając z niej spojrzenia - może... może się nazywać Różyczka?
Milcząca Gwiazda skinęła poważnie niewielkim łebkiem - imię do niej pasowało. Była taka delikatna i niewinna, zupełnie jak róża, aczkolwiek za niedługo pokaże swoje kolce. A jeśli jej partnerowi sprawia to przyjemność i przypomina o matce, to jeszcze bardziej do niej pasuje.
- A tą chce nazwać Promyczek - pokazała nosem na drugą kotkę, trochę większą od poprzedniej - również na cześć mojej matki, ale ona nazywała się Słoneczny Stok. Chociaż to będzie promyk jej pamięci, czyż nie?
Wojownik skinął w skupieniu łebkiem. Jego ogon podążył w stronę ostatniej koteczki, bardzo podobnej do ojca, ale miała inne ułożenie łat. Miała piękne i niespotykane umaszczenie! Z gardła Milczącej Gwiazdy wydobył się pomruk dumy. Wiedziała, iż będą jej godnymi zastępczyniami.
- A tą nazwiemy... - mruknęła cicho, splatając ogon z ogonem Borsuczego Gońcy.
- Bieguś - odparł równie cichutko kocur, mrużąc swe błękitne ślepia.
Niebieskawa kocica kiwnęła mu koniuszkiem ogona na sygnał, iż respektuje jego zdanie i się zgadza. Więc Różyczka, Promyczek i Bieguś - trzy cudowne koteczki z równie niezwykłymi rodzicami. Na tę myśl liderka zaczęła głośniej mruczeć i przysunęła się bliżej kociąt. Gdy zaczęły ugniatać jej brzuch malutkimi łapkami i ssać jej sutki, point liznął każdą po główce.
- Muszę iść - powiedział przeciągle, ze smutkiem spoglądając na swoje córki - prowadzę zaraz patrol, a myślę że Pustułkowy Dziób nie chciałby żadnych opóźnień.
Po raz ostatni polizał swoją partnerkę po łbie i przesunął szorstkim językiem po główkach córek. Następnie zniknął w wejściu, na uderzenie serca przysłaniając światło księżyca. Potem masywna i wysoka sylwetka kocura rozpłynęła się w wieczornym powietrzu.
Wtedy z tunelu wyszła niebiesko-cętkowana medyczka, siadając obok przywódczyni. Jej oczy świeciły zapałem, aczkolwiek na uderzenie serca przygasły. Czyżby przypomniała sobie o Księżycowej Łapie? Na wspomnienie optymistycznej i uroczej terminatorki, Milcząca Gwiazdę przeszedł dreszcz. Przypomniała sobie ogień zemsty płonący w ślepiach niedawnej wojowniczki, gdy chciała pomścić swoją siostrę. Uniemożliwiła jej to bitwa z Klanem Burzy w której została ciężko ranna, nie mogła pełnić dalej funkcji kotki walczącej. Liderka wróciła do rzeczywistości z głębokim westchnięciem.
- Są piękne - ciszę przerwał idealnie czysty głos medyczki, która co chwilę rzucała niespokojne spojrzenia na kocięta.
Niebieskawa liderka Klanu Wilka pokiwała w skupieniu niewielkim łebkiem. Rzuciła szybkim wzrokiem na legowisko medyczki, gdzie na głazach i niedużych półeczkach z drewna były gałązki, różne zioła czy też maści. Ona nie potrafiłaby się w tym wszystkim odnaleźć, a Lawendowy Płatek radziła sobie z tym idealnie. Ale od pewnego czasu widziałam, iż nie jest w najlepszym nastroju. Może spowodowała to śmierć Widmowego Wilka, która nawiasem mówiąc dotknęła również cały Klan?
- Lawendowy Płatku - zaczęła Milcząca Gwiazda, wlepiając w nią spojrzenie krystalicznie niebieskich oczu.
Kotka, jakby obudzona z transu, wzdrygnęła się i odwróciła łebek w jej stronę.
- T... tak? - mruknęła niepewnie, zwieszając wzrok na swoje łapy.
Widziała jej niecierpliwość, niepewność, zażenowanie - wiedziała również, iż te emocje dosłownie w niej buzują. Musi je uwolnić, inaczej to się źle skończy.
- Co się dzieje? - zapytała rzeczowo.
Medyczka rzuciła jej zdezorientowane spojrzenie, ale niebieskawa kocica doskonale wiedziała, iż wie o czym mówi.
<< Lawendowy Płatku? >>
26 września 2017
Od Złotej Melodii
Złota Melodia wyłapał spojrzenie szylkretowej kotki i westchnęła cicho. Rdzawa Łapa wydawała się z pozoru bardzo miła i przyjacielska do wszystkich kotów w klanie, więc dlaczego nie sprzyja dobrymi relacjami z Pręgowaną Łapą? Zadawała sobie sto pytań na sekundę, lecz ta pokręciła szybko głową, próbując pozbyć się tych myśli. W końcu nie była to jej sprawa.
- Jutro poćwiczymy walkę, oraz polowania na większe ofiary - miauknęła, posyłając ciepły uśmiech w stronę młodej kotki. - A teraz idź odpocznij.
- Dobrze - odparła pręgowana, kierując się w stronę legowiska uczniów.
Wojowniczka bacznie obserwowała każdy ruch młodej kotki, a kiedy znikła jej z pola widzenia, niemrawo weszła do swojego legowiska.
*Time Skip*
Złota Melodia przedzierała się przez zarośnięte krzaki jałowca, co chwilę sprawdzając czy uczennica idzie za nią.
W okresie bycia jej mentorką kotka nie zamierzała spuścić jej z oka. Bardzo ją polubiła i obdarowywała ją stuprocentowym zaufaniem, co rzadko jej się zdarza z nowo poznanymi kotami. Nagle zatrzymała się, słysząc cichy szelest niedaleko nich. Instynktownie zaczęła węszyć, po czym odwróciła się w stronę terminatorki z szerokimi uśmiechem, rysującym się na pysku.
- Królik - szepnęła, pokazując koniuszkiem ogona w jego stronę. - Udowodnij mi co zapamiętałeś z wczorajszej lekcji - dodała po chwili, bezszelestnie skradając się w stronę zwierzyny.
<Pręgowana Łapo?>
- Jutro poćwiczymy walkę, oraz polowania na większe ofiary - miauknęła, posyłając ciepły uśmiech w stronę młodej kotki. - A teraz idź odpocznij.
- Dobrze - odparła pręgowana, kierując się w stronę legowiska uczniów.
Wojowniczka bacznie obserwowała każdy ruch młodej kotki, a kiedy znikła jej z pola widzenia, niemrawo weszła do swojego legowiska.
*Time Skip*
Złota Melodia przedzierała się przez zarośnięte krzaki jałowca, co chwilę sprawdzając czy uczennica idzie za nią.
W okresie bycia jej mentorką kotka nie zamierzała spuścić jej z oka. Bardzo ją polubiła i obdarowywała ją stuprocentowym zaufaniem, co rzadko jej się zdarza z nowo poznanymi kotami. Nagle zatrzymała się, słysząc cichy szelest niedaleko nich. Instynktownie zaczęła węszyć, po czym odwróciła się w stronę terminatorki z szerokimi uśmiechem, rysującym się na pysku.
- Królik - szepnęła, pokazując koniuszkiem ogona w jego stronę. - Udowodnij mi co zapamiętałeś z wczorajszej lekcji - dodała po chwili, bezszelestnie skradając się w stronę zwierzyny.
<Pręgowana Łapo?>
Od Miętowego Oddechu C.D. Ostrego
Spoważniałem. Kociak nie wiedział co mi się stało, więc lekko prawie nie zauważalnie przechylił łebek.
- Ostry... To nie jest tak, że gdy ma się siwy włos od razu się umiera. Dużo kotów w naszym Klanie ma dużo siwych włosów i jeszcze żyje. I będzie żyć długo. Koty zazwyczaj umierają, gdy mają ponad sto księżyców. Ja mam dopiero 16 księżyców i na razie nie mam zamiaru wybierać się do Klanu Gwiazd. - wyjaśniłem.
- Czyli jeszcze nie umierasz? - spytał maluch.
- Oczywiście, że nie! I obiecuję Ci, że będę jeszcze żył, gdy ty będziesz Wojownikiem.
- Eee... Pobawimy się jeszcze? - spytał inny kociak.
Spojrzałem na resztę. Patrzeli na mnie wyczekująco ze świecącymi oczami.
- No... Dobrze. Ale teraz ja was gonię.
Potem wstałem i zacząłem ganiać za kociakami. Złapałem jednego z nich i przygarnąłem do siebie.
- Ha! Mam Cię. - zaśmiałem się.
Kociak zaczął się wyrywać, więc mu pomogłem i go puściłem.
- A niech to. Uciekł mi. - poskarżyłem się.
Kociak się zaśmiał, a ja zacząłem gonić Ostrego, który przebiegł obok mnie. Biegł koło wejścia do żłobka, do którego wszedł Krucza Gwiazda. Ledwo co przed nim wyhamowałem i prawie styknęliśmy się nosami. Zaśmiałem się niezręcznie.
- Musimy porozmawiać. - powiedział surowo.
- Czyli już się nie bawimy? - spytał smętnie któryś kociak.
Nikt nie odpowiedział. Ja i Krucza Gwiazda po prostu wyszliśmy i skierowaliśmy się do jego legowiska. Czarny kocur usiadł i kazał mi zrobić to samo, więc to zrobiłem.
- A więc to tak... - zaczął - Bawisz się z kociętami zamiast być przydatny?
- Nie... - chciałem zacząć się tłumaczyć, ale ten mi przerwał.
- Powinieneś polować tak jak inni. Pora nagich drzew już za pasem, a ty się wygłupiasz z kociętami.
- Polowałem...
- Cicho. Ja teraz mówię. Skoro to zrobiłeś to powinieneś iść na patrol, a nie lenić się tu w obozie.
W końcu zdenerwowany fuknąłem i powiedziałem do starszego kocura:
- Skoro uważasz, że się lenię, to daj mi jakiegoś ucznia. Może wtedy się na coś przydam.
Potem wyszedłem i udałem się do legowiska wojowników, aby udać się na drzemkę.
***
Następnego dnia udałem się na poranny posiłek. Przed tym wszedłem na zewnątrz i poczułem jak chłodny wiatr muska moje futro oraz wąsy. Otrząsnąłem się i zabrałem się za poranną toaletę. Po chwili zauważyłem jak banda malutkich punktów zmierza w moją stronę. Po chwili wszyscy z biało-rudym kociakiem na czele byli już przy mnie.
- Cześć maluchy. Co tu robicie? - spytałem.
- Ostry... To nie jest tak, że gdy ma się siwy włos od razu się umiera. Dużo kotów w naszym Klanie ma dużo siwych włosów i jeszcze żyje. I będzie żyć długo. Koty zazwyczaj umierają, gdy mają ponad sto księżyców. Ja mam dopiero 16 księżyców i na razie nie mam zamiaru wybierać się do Klanu Gwiazd. - wyjaśniłem.
- Czyli jeszcze nie umierasz? - spytał maluch.
- Oczywiście, że nie! I obiecuję Ci, że będę jeszcze żył, gdy ty będziesz Wojownikiem.
- Eee... Pobawimy się jeszcze? - spytał inny kociak.
Spojrzałem na resztę. Patrzeli na mnie wyczekująco ze świecącymi oczami.
- No... Dobrze. Ale teraz ja was gonię.
Potem wstałem i zacząłem ganiać za kociakami. Złapałem jednego z nich i przygarnąłem do siebie.
- Ha! Mam Cię. - zaśmiałem się.
Kociak zaczął się wyrywać, więc mu pomogłem i go puściłem.
- A niech to. Uciekł mi. - poskarżyłem się.
Kociak się zaśmiał, a ja zacząłem gonić Ostrego, który przebiegł obok mnie. Biegł koło wejścia do żłobka, do którego wszedł Krucza Gwiazda. Ledwo co przed nim wyhamowałem i prawie styknęliśmy się nosami. Zaśmiałem się niezręcznie.
- Musimy porozmawiać. - powiedział surowo.
- Czyli już się nie bawimy? - spytał smętnie któryś kociak.
Nikt nie odpowiedział. Ja i Krucza Gwiazda po prostu wyszliśmy i skierowaliśmy się do jego legowiska. Czarny kocur usiadł i kazał mi zrobić to samo, więc to zrobiłem.
- A więc to tak... - zaczął - Bawisz się z kociętami zamiast być przydatny?
- Nie... - chciałem zacząć się tłumaczyć, ale ten mi przerwał.
- Powinieneś polować tak jak inni. Pora nagich drzew już za pasem, a ty się wygłupiasz z kociętami.
- Polowałem...
- Cicho. Ja teraz mówię. Skoro to zrobiłeś to powinieneś iść na patrol, a nie lenić się tu w obozie.
W końcu zdenerwowany fuknąłem i powiedziałem do starszego kocura:
- Skoro uważasz, że się lenię, to daj mi jakiegoś ucznia. Może wtedy się na coś przydam.
Potem wyszedłem i udałem się do legowiska wojowników, aby udać się na drzemkę.
***
Następnego dnia udałem się na poranny posiłek. Przed tym wszedłem na zewnątrz i poczułem jak chłodny wiatr muska moje futro oraz wąsy. Otrząsnąłem się i zabrałem się za poranną toaletę. Po chwili zauważyłem jak banda malutkich punktów zmierza w moją stronę. Po chwili wszyscy z biało-rudym kociakiem na czele byli już przy mnie.
- Cześć maluchy. Co tu robicie? - spytałem.
<Kociaki?>
Od Fioletowej Chmury do Tygrysiej Łapy
Uczennica podeszła do mnie szybkim krokiem i uśmiechnięta otarła się o mój bok. Ja, chociaż byłam szczęśliwa, udawałam obojętną, jak to ja, i polizałam ją po głowie.
-Jutro, niedługo po wschodzie słońca, rozpoczniemy nasz trening.- powiedziałam, starając się, aby mój głos był jak najciemniejszy. Wolałam, żeby na początku trochę się mnie bała, ale miałam zamiar potem być łagodniejsza i milsza.- Będę czekała przed legowiskiem wojowników. -dokończyłam i odeszłam dalej.
✿ Rano ✿
Pręgowana kotka na wpół obudzona podbiegła do mnie o wyznaczonej porze.
-Będziesz musiała się przyzwyczaić do wcześniejszego wstawania, abyśmy miały więcej czasu na naukę. Ale i tak zdążyłaś, plus dla ciebie. To teraz chodź.
Tygryska pokiwała głową i ruszyła za mną.
-Co będziemy dzisiaj robić?- spytała gdy już wyszliśmy. Zatrzymałam się, żeby szła obok mnie.
-Pokaże ci tereny.- odpowiedziałam spokojnie gdy ta mnie dogoniła.
Kotka uśmiechnęła się delikatnie. Potarłam ją delikatnie szarym ogonem po jej pręgowanym grzbiecie.
<Tygrysia? Nie miałam pomysłu>
-Jutro, niedługo po wschodzie słońca, rozpoczniemy nasz trening.- powiedziałam, starając się, aby mój głos był jak najciemniejszy. Wolałam, żeby na początku trochę się mnie bała, ale miałam zamiar potem być łagodniejsza i milsza.- Będę czekała przed legowiskiem wojowników. -dokończyłam i odeszłam dalej.
✿ Rano ✿
Pręgowana kotka na wpół obudzona podbiegła do mnie o wyznaczonej porze.
-Będziesz musiała się przyzwyczaić do wcześniejszego wstawania, abyśmy miały więcej czasu na naukę. Ale i tak zdążyłaś, plus dla ciebie. To teraz chodź.
Tygryska pokiwała głową i ruszyła za mną.
-Co będziemy dzisiaj robić?- spytała gdy już wyszliśmy. Zatrzymałam się, żeby szła obok mnie.
-Pokaże ci tereny.- odpowiedziałam spokojnie gdy ta mnie dogoniła.
Kotka uśmiechnęła się delikatnie. Potarłam ją delikatnie szarym ogonem po jej pręgowanym grzbiecie.
<Tygrysia? Nie miałam pomysłu>
25 września 2017
Od Ostrego CD Miętowego Oddechu
Nim Miętowy Oddech w ogóle zdążył mrugnąć, cztery rudo-czarno-białe kuleczki niczym jeden duch oblazły go ze wszystkich stron. Sójka i Słoneczko jako pierwsi próbowali wskoczyć mu na grzbiet (co, jak można się spodziewać, okazało się być trudne). Ostry, czując nagłą potrzebę wykazania się i powalenia kocura, zaczął wbijać mu w łapę jego ostry, przerośnięty kieł. Nawet Strzyżyk, ku zaskoczeniu wszystkich, podbiegł do wojownika i choć nie atakował go jak jego rodzeństwo, stał tuż obok z błyskiem w oczach zadzierając łepek by spojrzeć w złote oczy Miętowego Oddechu.
Kilka wbitych pazurów i kłów później wojownik nagle, jak gdyby nie był w stanie oprzeć się bezlitosnym atakom kociaków, upadł na ziemię.
- Ale jesteście silni! Powaliliście mnie! - zawołał, na co Sójka i Słoneczko podskoczyli radośnie. Jednak Ostry nie dał się tak łatwo zwieść.
- Oszukujesz! Taki z ciebie wojownik że nie umiesz walczyć uczciwie i z... z... honotorem!...
- Honorem - szepnęła Sójka, która nagle znalazła się obok.
- ...Upadłeś specjalnie, żeby pozwolić nam wygrać!
Miętowy Oddech wydawał się zaskoczony tym nagłym obrotem spraw. Najwidoczniej nie spodziewał się, że go zdemaskują. Szybko jednak zabrał głos, gotów się tłumaczyć.
- Ale to...
- Kłamca! - znów warknął Ostry głosem najpełniejszym oskarżeń na jaki go było stać- Wielki, stary oszust!
Wojownik znów wyglądał na zbitego z tropu.
- Stary...?
- No stary! - głos Ostrego znów był spokojny, a ślady wcześniejszego gniewu i wybuchu zniknęły tak nagle jak się pojawiły. - Ile księżyców temu zostałeś wojownikiem?
- Eee... No już kilka minęło...
- No właśnie! Już tyle ich minęło, że nie dasz rady powiedzieć ile pere... pre... cyzo... dokładnie! - zrobił krok naprzód, wciąż stając na przeciw kocura, mrużąc oczy i starając się przeszywać go wzrokiem. - Zanim zostanie się uczniem, mijają wieki. Zanim ukończy się szkolenie, mijają następne. Czyli jesteś już tak stary, że za kilka księżyców zaczniesz siwieć!
Ostry zauważył, że pysk Miętowego Oddechu nagle wygina się w wielki uśmiech, aby chwilę potem nagle się zaśmiać.
- Jestem pewien, że za kilka księżyców nie będę miał jeszcze ani jednego siwego włosa.
- Będziesz miał! - upierał się kocurek - A wiesz co oznacza, że ktoś ma siwe włosy wśród sierści?
- Co takiego?
- Że niedługo umrze. - przechylił lekko łepek - Ty też niedługo umrzesz, prawda? Szkoda, polubiłem cię.
Ostry zauważył tę dziwną zmianę na pysku kocura i nie rozumiał jej. Bo czy powiedział coś dziwnego? A może wojownik nie spodziewał się, że kociak wyzna mu że już go polubił i będzie mu go żal? Oczekując jego słów, patrzył na niego badawczym wzrokiem.
<hahah, Mięt?>
- Kłamca! - znów warknął Ostry głosem najpełniejszym oskarżeń na jaki go było stać- Wielki, stary oszust!
Wojownik znów wyglądał na zbitego z tropu.
- Stary...?
- No stary! - głos Ostrego znów był spokojny, a ślady wcześniejszego gniewu i wybuchu zniknęły tak nagle jak się pojawiły. - Ile księżyców temu zostałeś wojownikiem?
- Eee... No już kilka minęło...
- No właśnie! Już tyle ich minęło, że nie dasz rady powiedzieć ile pere... pre... cyzo... dokładnie! - zrobił krok naprzód, wciąż stając na przeciw kocura, mrużąc oczy i starając się przeszywać go wzrokiem. - Zanim zostanie się uczniem, mijają wieki. Zanim ukończy się szkolenie, mijają następne. Czyli jesteś już tak stary, że za kilka księżyców zaczniesz siwieć!
Ostry zauważył, że pysk Miętowego Oddechu nagle wygina się w wielki uśmiech, aby chwilę potem nagle się zaśmiać.
- Jestem pewien, że za kilka księżyców nie będę miał jeszcze ani jednego siwego włosa.
- Będziesz miał! - upierał się kocurek - A wiesz co oznacza, że ktoś ma siwe włosy wśród sierści?
- Co takiego?
- Że niedługo umrze. - przechylił lekko łepek - Ty też niedługo umrzesz, prawda? Szkoda, polubiłem cię.
Ostry zauważył tę dziwną zmianę na pysku kocura i nie rozumiał jej. Bo czy powiedział coś dziwnego? A może wojownik nie spodziewał się, że kociak wyzna mu że już go polubił i będzie mu go żal? Oczekując jego słów, patrzył na niego badawczym wzrokiem.
<hahah, Mięt?>
24 września 2017
Od Pręgowanej Łapy
Kotka szła przed siebie pewnym krokiem. Rozglądała się po łąkach. Widziała myszy jedzące nasiona i inne zboża. Obok niej szła mentorka. Złota Melodia wskazała jej ryjówkę. Pręgowanej Łapie nie trzeba było długo tłumaczyć. Zaczaiła się i... Wtedy jej mentorka skoczyła na nią a ta odruchowo odskoczyła. Zaczęły się drapać i tłuc, lecz terminatorka wiedziała, że to tylko ćwiczenie.
- Dosyć- Powiedziała stanowczo do terminatorki- Teraz się schowam. Musisz mnie znaleźć.-
Kotka posłusznie kiwnęła łebkiem.
Kiedy jej mentorka się schowała uczennica zaczęła węszyć i biegać dookoła.
Wtem spostrzegła, że nie jest na swoim terenie. Jest na terenie klanu Nocy!
- Cholera.- Powiedziała zirytowana.
W oddali zobaczyła cztery koty. Przyczaiła się w paru krzewach i czekała na ruch owych kotów.
-Coś czuję-Powiedział jeden.
-Ja też- Powiedział inny głos.
-Szkarłatny Wichrze. Czujesz to?- Zapytał głos.
Kotka myślała, że ją ominął lecz do jej kryjówki wtargnął jakiś koci łeb.
- Patrzcie!-Powiedział męski głos.
Kotka syknęła w jego stronę a następnie pacnęła pazurami w pysk napastnika który ją natychmiastowo upuścił.
-Klan Burzy jak się nie mylę?-
Kotka się nie odezwała. Przybrała postawę bojową a następnie wysunęła pazury.
Podszedł do niej niebiesko pręgowany kocur.
- Dosyć- Powiedziała stanowczo do terminatorki- Teraz się schowam. Musisz mnie znaleźć.-
Kotka posłusznie kiwnęła łebkiem.
Kiedy jej mentorka się schowała uczennica zaczęła węszyć i biegać dookoła.
Wtem spostrzegła, że nie jest na swoim terenie. Jest na terenie klanu Nocy!
- Cholera.- Powiedziała zirytowana.
W oddali zobaczyła cztery koty. Przyczaiła się w paru krzewach i czekała na ruch owych kotów.
-Coś czuję-Powiedział jeden.
-Ja też- Powiedział inny głos.
-Szkarłatny Wichrze. Czujesz to?- Zapytał głos.
Kotka myślała, że ją ominął lecz do jej kryjówki wtargnął jakiś koci łeb.
- Patrzcie!-Powiedział męski głos.
Kotka syknęła w jego stronę a następnie pacnęła pazurami w pysk napastnika który ją natychmiastowo upuścił.
-Klan Burzy jak się nie mylę?-
Kotka się nie odezwała. Przybrała postawę bojową a następnie wysunęła pazury.
Podszedł do niej niebiesko pręgowany kocur.
<Tato?>
Od Pręgowanej Łapy C.D. Lawendowego Płatka
''Ale dlaczego mam odejść?" -Pomyślała- ''Przecież mój klan powiadomił by mnie o jakichś konfliktach. Czyż nie?" W tym momencie ujrzała Tygrysią Łapę.
- Siostro ona nie jest groźna to...- Kotka zauważyła, że za Tygrysią Łapą wyłaniają się dwa kocie kształty.
"Nie.." - Pomyślała.- "Nie!" - A jednak tak... Tygrysia Łapa powiadomiła patrol o jej zniknięciu. Żółte oczy terminatorki powędrowały na medyczkę. Była przerażona. Dopiero teraz Pręgowana Łapa dostrzegła blizny medyczki. W jednej sekundzie zrozumiała wszystko.
-Pręgowana Łapo chodź tu. Ona może być niebezpieczna.-Powiedziała jak się zdawało Blady Świt.
-Nie!- krzyknęła i stanęła bliżej Medyczki klanu Wilka.
- To zwykłe dranie!-Zawołała Blady Świt.
- To przecież kot jak ty czy ja.- Pręga próbowała jak mogła wytłumaczyć, że Medyczka nic jej nie zrobi.
- Uciekaj - Szepnęła Do Lawendowego Płatka tak by tylko ta ją słyszała.Niebiesko-cętkowany kształt zaczął biec w swoją stronę.
Koteczka obróciła się za medyczką ostatni raz i poszła w stronę znajomych jej kotów. Chciała wydrzeć się na siostrę za to co zrobiła.
-Przepraszam.- Terminatorka położyła po sobie uszy.
-Nigdy więcej- Powiedziała Blady Świt.
Kotka wróciła do obozu. Do nikogo się nie odzywała nawet do matki.
Nic nie zjadła tylko poszła spać
///
Następnego dnia miała znaleźć jakiegoś zająca. Trochę jak sprawdzian tylko trudniejszy.
Właśnie zauważyła jakiegoś młodzika. Jadł... Zioła Lawendowego Płatka!
Znowu poczuła jej zapach. Lecz postanowiła udawać, że nic nie wie o jej przebywaniu tu.
Jak zwykle zaczaiła się i złapała długo-uchego zwierzaka.
-Wiem, że tu jesteś!- krzyknęła.
Zza krzaków wyłoniła się znana jej postać.
- Siostro ona nie jest groźna to...- Kotka zauważyła, że za Tygrysią Łapą wyłaniają się dwa kocie kształty.
"Nie.." - Pomyślała.- "Nie!" - A jednak tak... Tygrysia Łapa powiadomiła patrol o jej zniknięciu. Żółte oczy terminatorki powędrowały na medyczkę. Była przerażona. Dopiero teraz Pręgowana Łapa dostrzegła blizny medyczki. W jednej sekundzie zrozumiała wszystko.
-Pręgowana Łapo chodź tu. Ona może być niebezpieczna.-Powiedziała jak się zdawało Blady Świt.
-Nie!- krzyknęła i stanęła bliżej Medyczki klanu Wilka.
- To zwykłe dranie!-Zawołała Blady Świt.
- To przecież kot jak ty czy ja.- Pręga próbowała jak mogła wytłumaczyć, że Medyczka nic jej nie zrobi.
- Uciekaj - Szepnęła Do Lawendowego Płatka tak by tylko ta ją słyszała.Niebiesko-cętkowany kształt zaczął biec w swoją stronę.
Koteczka obróciła się za medyczką ostatni raz i poszła w stronę znajomych jej kotów. Chciała wydrzeć się na siostrę za to co zrobiła.
-Przepraszam.- Terminatorka położyła po sobie uszy.
-Nigdy więcej- Powiedziała Blady Świt.
Kotka wróciła do obozu. Do nikogo się nie odzywała nawet do matki.
Nic nie zjadła tylko poszła spać
///
Następnego dnia miała znaleźć jakiegoś zająca. Trochę jak sprawdzian tylko trudniejszy.
Właśnie zauważyła jakiegoś młodzika. Jadł... Zioła Lawendowego Płatka!
Znowu poczuła jej zapach. Lecz postanowiła udawać, że nic nie wie o jej przebywaniu tu.
Jak zwykle zaczaiła się i złapała długo-uchego zwierzaka.
-Wiem, że tu jesteś!- krzyknęła.
Zza krzaków wyłoniła się znana jej postać.
<Lawenda?>
Od Paprociowej Łapy C.D. Świetlikowej Ścieżki
- Palący Piorun.
W głowie widziałam sylwetkę ojca, jego żółte oczy, jego czarno-białe futro... Brak mi go, lecz gdzie jest? Tego nie wie nikt, lecz w myślach słyszałam głos: "Musisz go odnaleźć, musisz go odnaleźć". Popatrzyłam na Świetlikową Ścieżkę.
- Musimy go odnaleźć -powiedziałam cicho. Kotka trochę rozkojarzona pokiwała głową i wróciłyśmy do obozu, by porozmawiać o tym z liderem. Ta króciutka droga, stawała się coraz dłuższa. W głowie przypominałam sobie spokojny charakter ojca. Przez moją nieuwagę i zamyślenie prawie wpadłam na drzewo.
-Uważaj Paprociowa Łapo! - z przodu dobiegł głos mentorki
-Uważam! - odkrzyknęłam.
Gdy dotarliśmy do obozu, widziałam poranny patrol. Inne koty dalej spały, lub odpoczywały w legowiskach. Poszłyśmy do Płomiennej Gwiazdy. Świetlikowa Ścieżka weszła pierwsza ja zaraz za nią. W cieniu ujrzałam rudą sierść przywódcy, Świetlikowa Ścieżka zaczęła mówić... Lecz ja dalej byłam rozkojarzona. Moja mentorka rozmawiała z przywódca ja stałam obok i wpatrywałam się w ciemność. Nagle usłyszałam głos mentorki
- Paprociowa Łapo!
<Świetlikowa Ścieżko?>
W głowie widziałam sylwetkę ojca, jego żółte oczy, jego czarno-białe futro... Brak mi go, lecz gdzie jest? Tego nie wie nikt, lecz w myślach słyszałam głos: "Musisz go odnaleźć, musisz go odnaleźć". Popatrzyłam na Świetlikową Ścieżkę.
- Musimy go odnaleźć -powiedziałam cicho. Kotka trochę rozkojarzona pokiwała głową i wróciłyśmy do obozu, by porozmawiać o tym z liderem. Ta króciutka droga, stawała się coraz dłuższa. W głowie przypominałam sobie spokojny charakter ojca. Przez moją nieuwagę i zamyślenie prawie wpadłam na drzewo.
-Uważaj Paprociowa Łapo! - z przodu dobiegł głos mentorki
-Uważam! - odkrzyknęłam.
Gdy dotarliśmy do obozu, widziałam poranny patrol. Inne koty dalej spały, lub odpoczywały w legowiskach. Poszłyśmy do Płomiennej Gwiazdy. Świetlikowa Ścieżka weszła pierwsza ja zaraz za nią. W cieniu ujrzałam rudą sierść przywódcy, Świetlikowa Ścieżka zaczęła mówić... Lecz ja dalej byłam rozkojarzona. Moja mentorka rozmawiała z przywódca ja stałam obok i wpatrywałam się w ciemność. Nagle usłyszałam głos mentorki
- Paprociowa Łapo!
<Świetlikowa Ścieżko?>
Od Miętowego Oddechu C.D. Ostrego
Jeden z maluchów Bagiennego Dzwonka wstał i spojrzał na mnie z... Nie dowierzaniem? Potem wstał na równe łapki i podbiegł do mnie. Był taki malutki i słodki. Taka puchata kuleczka.
- Cześć - miauknął kociak - Jestem Ostry, a ty?
- Ja jestem Miętowy Oddech. - odpowiedziałem.
- Ostry proszę, idź spać kochanie. - powiedziała Karmicielka.
- Ale ja nie chcę. - odpowiedział malec.
- Rób to, co Ci mama każe. Małe kocięta, takie jak ty muszą dużo spać, żeby zostać dobrymi Uczniami, a potem wielkimi Wojownikami. - powiedziałem łagodnie.
- Tak wielkimi jak ty?
Kocurek pewnie nie wiedział o co mi chodzi i pomylił wielkie czyny ze wzrostem. Zaśmiałem się i odpowiedziałem:
- Tak. Takimi jak ja.
- Miętowy Oddech, gdzie się podziałeś? - dobiegł mnie głos brata z zewnątrz.
- Już muszę iść. Ale mam dla Ciebie zabawkę. - powiedziałem i dałem dla malca listek, który mnie tu przyprowadził.
Maluch spojrzał na listek, a potem za mnie.
- Przyjdziesz jeszcze? - spytał.
- Jasne. Czemu nie miałbym odwiedzić swojego kolegi? - odpowiedziałem pytaniem.
Bagienny Dzwonek spojrzała na mnie wdzięcznym spojrzeniem. Potem wstałem i skierowałem się do wyjścia.
***
Kilka dni później wróciłem z polowania. Upolowałem dwa tłuste króliki, nornicę i wróbla.
~ Polowanie dość dobre jak na mnie - zaśmiałem się w duszy z samego siebie.
Odłożyłem swoją zdobycz na stertę i popatrzałem na Fenkułowe Serce, która wychodziła ze żłobka. Zmartwiłem się, że coś się stało. Wziąłem królika dla Bagiennego Dzwonka i ruszyłem do kociarni. Po drodze przypomniało mi się, że miałem odwiedzić swojego małego kolegę - Ostrego. Wszedłem do środka. Wszystkie kociaki bawiły się i szalały, może oprócz Ostrego. Ten siedział przy swojej matce i bawił się listkiem, którego mu zostawiłem. Podszedłem bliżej. Gdy tylko biało-rudy kocurek mnie zobaczył podbiegł do mnie szczęśliwy, a za raz po nim reszta kociąt. Odłożyłem królika przy Karmicielce.
Ostry? (banda słodziutkich puszków mnie napadła)
- Cześć - miauknął kociak - Jestem Ostry, a ty?
- Ja jestem Miętowy Oddech. - odpowiedziałem.
- Ostry proszę, idź spać kochanie. - powiedziała Karmicielka.
- Ale ja nie chcę. - odpowiedział malec.
- Rób to, co Ci mama każe. Małe kocięta, takie jak ty muszą dużo spać, żeby zostać dobrymi Uczniami, a potem wielkimi Wojownikami. - powiedziałem łagodnie.
- Tak wielkimi jak ty?
Kocurek pewnie nie wiedział o co mi chodzi i pomylił wielkie czyny ze wzrostem. Zaśmiałem się i odpowiedziałem:
- Tak. Takimi jak ja.
- Miętowy Oddech, gdzie się podziałeś? - dobiegł mnie głos brata z zewnątrz.
- Już muszę iść. Ale mam dla Ciebie zabawkę. - powiedziałem i dałem dla malca listek, który mnie tu przyprowadził.
Maluch spojrzał na listek, a potem za mnie.
- Przyjdziesz jeszcze? - spytał.
- Jasne. Czemu nie miałbym odwiedzić swojego kolegi? - odpowiedziałem pytaniem.
Bagienny Dzwonek spojrzała na mnie wdzięcznym spojrzeniem. Potem wstałem i skierowałem się do wyjścia.
***
Kilka dni później wróciłem z polowania. Upolowałem dwa tłuste króliki, nornicę i wróbla.
~ Polowanie dość dobre jak na mnie - zaśmiałem się w duszy z samego siebie.
Odłożyłem swoją zdobycz na stertę i popatrzałem na Fenkułowe Serce, która wychodziła ze żłobka. Zmartwiłem się, że coś się stało. Wziąłem królika dla Bagiennego Dzwonka i ruszyłem do kociarni. Po drodze przypomniało mi się, że miałem odwiedzić swojego małego kolegę - Ostrego. Wszedłem do środka. Wszystkie kociaki bawiły się i szalały, może oprócz Ostrego. Ten siedział przy swojej matce i bawił się listkiem, którego mu zostawiłem. Podszedłem bliżej. Gdy tylko biało-rudy kocurek mnie zobaczył podbiegł do mnie szczęśliwy, a za raz po nim reszta kociąt. Odłożyłem królika przy Karmicielce.
Ostry? (banda słodziutkich puszków mnie napadła)
23 września 2017
Od Szepczącej Łapy CD Biegusia
Milcząca Gwiazda wstała, na co Promyczek i Różyczka pisnęły niezadowolone, jedynie Bieguś nawet nie drgnęła wciąż wpatrując się w Szepczącą Łapę.
- Jeszcze przyjdę, obiecuję! - miauknęła do niej cicho szylkretka.
- Zostańcie z Wierzbowym Nosem i jej małymi - poleciła Milcząca Gwiazda, lekko trącając swe córki nosem. - Wrócę wieczorem.
Szepcząca Łapa przez chwilę myślała, że kociaki naburmuszą noski i się sprzeciwią, te jednak, choć wyraźnie niezadowolone, posłuchały matki. Nawet Bieguś, choć po chwili wahania, rzuciła jeszcze przelotne spojrzenie na swą starszą siostrę i pobiegła za rodzeństwem.
- Chodźmy więc - Milcząca Gwiazda zwróciła do swej uczennicy, po czym ruszyła do wyjścia ze żłobka.
- Cześć - miauknęła do brata. Jej głos nie wyrażał radości, jak zwykle, gdy zwracała się do brata, zmusiła się jednak, by nie czuć w nim było niechęci. - Chodź ze mną odwiedzić nasze nowe siostry.
- Nie - mruknął, nawet nie odwracając wzroku od myszy.
- To nie było pytanie.
- Jestem teraz zajęty, pójdę później.
Szepcząca Łapa miała ochotę prychnąć i powiedzieć mu że ona wie co oznacza jego ,,później". Zamiast tego zmrużyła jedynie oczy.
- Zajęty? - mruknęła - Niby czym?
- Nie widzisz? Jem. - kotka widziała, że zostało mu zaledwie kilka kęsów, więc Płonąca Łapa zwolnił jedzenie, najwidoczniej licząc na to, że jego - jak by to określił - upierdliwa siostra sobie pójdzie.
- Nie każę ci przecież jeść w drodze. Zjedz i chodź, tylko się tak nie guzdraj.
- Nie. Potem mam trening.
Prychnęła.
- Widziałam przecież, byłeś na treningu cały dzień! Słońce już zachodzi. - zmarszczyła nos - Ale się z ciebie kłamca zrobił.
Podniósł łeb znad posiłku.
- Nie kłamię, idę na patrol.
- Do patrolu masz jeszcze mnóstwo czasu! Naucz się chociaż wymyślać lepsze preteksty - prychnęła znowu - Mama poczuje się urażona, że jesteś tak leniwy, że nawet nie chcesz zobaczyć własnego rodzeństwa.
- Sądzę, że mama zrozumie, że mam inne rzeczy na głowie - Wstał i schylił się by wziąć mysz, zanim jednak ją chwycił, warknął jeszcze. - Idź sama, marnujesz nie tylko mój, ale też swój czas. - odwrócił się i wszedł do legowiska uczniów.
- Mysi bobek! - warknęła jeszcze do niego, po czym odwróciła łeb i ruszyła do kociarni. Gdy tylko do niej weszła, Biegusia od razu się na nią rzuciła, jakby czekała na nią cały czas. Jednak niemal od razu z jej pyszczka zszedł uśmiech.
- Coś się stało? - miauknęła
Dopiero teraz Szepcząca Łapa uświadomiła sobie, że wciąż ma zmarszczone czoło. Lekko pokręciła łepkiem, zmuszając się do uśmiechu.
- Nic, nic, Biegusiu. Widzę, że czekałaś na mnie - weszła kilka kroków wgłąb legowiska, a po chwili Różyczka i Promyczek również do niej podbiegły.
<Siostrzyczki?>
- Jeszcze przyjdę, obiecuję! - miauknęła do niej cicho szylkretka.
- Zostańcie z Wierzbowym Nosem i jej małymi - poleciła Milcząca Gwiazda, lekko trącając swe córki nosem. - Wrócę wieczorem.
Szepcząca Łapa przez chwilę myślała, że kociaki naburmuszą noski i się sprzeciwią, te jednak, choć wyraźnie niezadowolone, posłuchały matki. Nawet Bieguś, choć po chwili wahania, rzuciła jeszcze przelotne spojrzenie na swą starszą siostrę i pobiegła za rodzeństwem.
- Chodźmy więc - Milcząca Gwiazda zwróciła do swej uczennicy, po czym ruszyła do wyjścia ze żłobka.
***
Po treningu Szepcząca Łapa, zamiast od razu pójść za swoją matką do kociarni i odwiedzić siostry, tak jak obiecała, pobiegła szybko w kierunku legowiska uczniów. Z zadowoleniem zauważyła, że przed nim siedzi Płonąca Łapa, leniwie skubiąc mysz.- Cześć - miauknęła do brata. Jej głos nie wyrażał radości, jak zwykle, gdy zwracała się do brata, zmusiła się jednak, by nie czuć w nim było niechęci. - Chodź ze mną odwiedzić nasze nowe siostry.
- Nie - mruknął, nawet nie odwracając wzroku od myszy.
- To nie było pytanie.
- Jestem teraz zajęty, pójdę później.
Szepcząca Łapa miała ochotę prychnąć i powiedzieć mu że ona wie co oznacza jego ,,później". Zamiast tego zmrużyła jedynie oczy.
- Zajęty? - mruknęła - Niby czym?
- Nie widzisz? Jem. - kotka widziała, że zostało mu zaledwie kilka kęsów, więc Płonąca Łapa zwolnił jedzenie, najwidoczniej licząc na to, że jego - jak by to określił - upierdliwa siostra sobie pójdzie.
- Nie każę ci przecież jeść w drodze. Zjedz i chodź, tylko się tak nie guzdraj.
- Nie. Potem mam trening.
Prychnęła.
- Widziałam przecież, byłeś na treningu cały dzień! Słońce już zachodzi. - zmarszczyła nos - Ale się z ciebie kłamca zrobił.
Podniósł łeb znad posiłku.
- Nie kłamię, idę na patrol.
- Do patrolu masz jeszcze mnóstwo czasu! Naucz się chociaż wymyślać lepsze preteksty - prychnęła znowu - Mama poczuje się urażona, że jesteś tak leniwy, że nawet nie chcesz zobaczyć własnego rodzeństwa.
- Sądzę, że mama zrozumie, że mam inne rzeczy na głowie - Wstał i schylił się by wziąć mysz, zanim jednak ją chwycił, warknął jeszcze. - Idź sama, marnujesz nie tylko mój, ale też swój czas. - odwrócił się i wszedł do legowiska uczniów.
- Mysi bobek! - warknęła jeszcze do niego, po czym odwróciła łeb i ruszyła do kociarni. Gdy tylko do niej weszła, Biegusia od razu się na nią rzuciła, jakby czekała na nią cały czas. Jednak niemal od razu z jej pyszczka zszedł uśmiech.
- Coś się stało? - miauknęła
Dopiero teraz Szepcząca Łapa uświadomiła sobie, że wciąż ma zmarszczone czoło. Lekko pokręciła łepkiem, zmuszając się do uśmiechu.
- Nic, nic, Biegusiu. Widzę, że czekałaś na mnie - weszła kilka kroków wgłąb legowiska, a po chwili Różyczka i Promyczek również do niej podbiegły.
<Siostrzyczki?>
Od Biegusia
Do żłobka wpadły pierwsze promienie słońca, które obudziły najmłodszego kociaka z miotu Milczącej Gwiazdy. Brązowa kulka podniosła swój łebek, patrząc z ciekawością w błękitnych ślepkach w stronę wyjścia ze żłobka. Czuła się jednak zbyt słaba i śpiąca, by wstać. Za to, pisnęła głośno, budząc swoją matkę i rodzeństwo. Milcząca Gwiazda spojrzała na swoją córkę, swoimi pięknymi niebieskimi oczyma. Liznęła czoło Biegusia, potem Różyczkę i Promyczka, uśmiechając się.
Bieguś przeczołgała się bliżej pyszczka mamy, przy której czuła się tak bezpiecznie. Wtuliła się w niebieskawe, miękkie futro na piersi Milczącej Gwiazdy, która liznęła ją w pyszczek. Kociak uczynił to samo, w geście przywitania. Bieguś stwierdziła, że może zwykłym liźnięciem przesłać mamie przywitanie. Zadowolona z siebie koteczka ułożyła się wygodnie. Nie była śpiąca, lecz nie chciało się jej wstać.
Zapanowała cisza. Niestety, na krotko, gdyż do żłobka wpadł tajemniczy kot.
Kot, a raczej kotka z półdługim futrem, która obudziła śpiące rodzeństwo oraz Milczącą Gwiazdę i Wierzbowy Nos.
- Przepraszam... - miauknęła cicho, patrząc z kruchą na Wierzbowy Nos
Milcząca Gwiazda podniosła swój pysk, dopuszczając do swojej najmłodszej córki chłód poranka. Bieguś pisnęła cicho, upominając się, lecz matka patrzyła tylko na nieznajomą.
- Szepcząca Łapo? - rzekła spokojnym, pytającym głosem - Co tutaj robisz?
Pręgowana kotka uśmiechnęła się lekko.
- Przyszłam zobaczyć moje nowe siostrzyczki! No i... spytać jak się czujesz, mamo?
Bieguś ani drgnęła. Dlaczego nazwała Milczącą Gwiazdę mamą? Ta kotka była jej siostrą? Jak to możliwe? Przecież jest dużo starsza od niej, Różyczki i Promyczka! Bieguś nie mogła tego zrozumieć.
- Całkiem dobrze - odparła Milcząca Gwiazda, raczej chłodno, lecz rozpromieniła się, gdy miała wspomnieć o jej nowych pociechach - A to Promyczek, Różyczka i Bieguś.
Siostrzyczki podniosły swoje łebki, słysząc swoje imiona. Szepcząca Łapa zbliżyła się do nich, uśmiechając się szczerze.
Bieguś jednak została przy matce. Wolała jeszcze trzymać się z daleka od nowo poznanej starszej siostry. Lecz jednak to Szepcząca Łapa podeszła do małej koteczki.
- Jestem Szepcząca Łapa, a ty? - zaczęła z uśmiechem na pyszczku.
- Bieguś - odpowiedziała krótko.
Wypełzła spod objęć Milczącej Gwiazdy, zbliżając się do starszej siostry. Ciekawość nie dawała za wygraną.
- Ty naprawdę jesteś moją siostrą? - pisnęła, nieco niezrozumiale, patrząc w niebieskie oczy Szepczącej Łapy
- Oczywiście! Jestem twoją starszą siostrą! No i uczniem, ale już niedługo zostanę wojownikiem!
Bieguś oniemiała z zachwytu. Szepcząca Łapa niedługo będzie wojownikiem! A słysząc to zdanie, Promyczek wraz z Różyczką przybliżyły się do dwóch kotek.
- Wow... - odezwała się Promyczek - A kiedy zostaniesz wojownikiem?
- Jeszcze nie wiem... Ale na pewno już niedługo!
Zachwyty te przerwała Milcząca Gwiazda, nie ruszając się z miejsca.
- Dobrze - zaczęła - Szepcząca Łapo, powinnaś już wyjść na swój trening. Odwiedzisz swoje siostrzyczki wieczorem.
Słysząc to, Różyczka i Promyczek ułożyły się obok mamy. Ale Bieguś została, patrząc z podziwem na Szepczącą Łapę.
Szepcząca Łapo?
Bieguś przeczołgała się bliżej pyszczka mamy, przy której czuła się tak bezpiecznie. Wtuliła się w niebieskawe, miękkie futro na piersi Milczącej Gwiazdy, która liznęła ją w pyszczek. Kociak uczynił to samo, w geście przywitania. Bieguś stwierdziła, że może zwykłym liźnięciem przesłać mamie przywitanie. Zadowolona z siebie koteczka ułożyła się wygodnie. Nie była śpiąca, lecz nie chciało się jej wstać.
Zapanowała cisza. Niestety, na krotko, gdyż do żłobka wpadł tajemniczy kot.
Kot, a raczej kotka z półdługim futrem, która obudziła śpiące rodzeństwo oraz Milczącą Gwiazdę i Wierzbowy Nos.
- Przepraszam... - miauknęła cicho, patrząc z kruchą na Wierzbowy Nos
Milcząca Gwiazda podniosła swój pysk, dopuszczając do swojej najmłodszej córki chłód poranka. Bieguś pisnęła cicho, upominając się, lecz matka patrzyła tylko na nieznajomą.
- Szepcząca Łapo? - rzekła spokojnym, pytającym głosem - Co tutaj robisz?
Pręgowana kotka uśmiechnęła się lekko.
- Przyszłam zobaczyć moje nowe siostrzyczki! No i... spytać jak się czujesz, mamo?
Bieguś ani drgnęła. Dlaczego nazwała Milczącą Gwiazdę mamą? Ta kotka była jej siostrą? Jak to możliwe? Przecież jest dużo starsza od niej, Różyczki i Promyczka! Bieguś nie mogła tego zrozumieć.
- Całkiem dobrze - odparła Milcząca Gwiazda, raczej chłodno, lecz rozpromieniła się, gdy miała wspomnieć o jej nowych pociechach - A to Promyczek, Różyczka i Bieguś.
Siostrzyczki podniosły swoje łebki, słysząc swoje imiona. Szepcząca Łapa zbliżyła się do nich, uśmiechając się szczerze.
Bieguś jednak została przy matce. Wolała jeszcze trzymać się z daleka od nowo poznanej starszej siostry. Lecz jednak to Szepcząca Łapa podeszła do małej koteczki.
- Jestem Szepcząca Łapa, a ty? - zaczęła z uśmiechem na pyszczku.
- Bieguś - odpowiedziała krótko.
Wypełzła spod objęć Milczącej Gwiazdy, zbliżając się do starszej siostry. Ciekawość nie dawała za wygraną.
- Ty naprawdę jesteś moją siostrą? - pisnęła, nieco niezrozumiale, patrząc w niebieskie oczy Szepczącej Łapy
- Oczywiście! Jestem twoją starszą siostrą! No i uczniem, ale już niedługo zostanę wojownikiem!
Bieguś oniemiała z zachwytu. Szepcząca Łapa niedługo będzie wojownikiem! A słysząc to zdanie, Promyczek wraz z Różyczką przybliżyły się do dwóch kotek.
- Wow... - odezwała się Promyczek - A kiedy zostaniesz wojownikiem?
- Jeszcze nie wiem... Ale na pewno już niedługo!
Zachwyty te przerwała Milcząca Gwiazda, nie ruszając się z miejsca.
- Dobrze - zaczęła - Szepcząca Łapo, powinnaś już wyjść na swój trening. Odwiedzisz swoje siostrzyczki wieczorem.
Słysząc to, Różyczka i Promyczek ułożyły się obok mamy. Ale Bieguś została, patrząc z podziwem na Szepczącą Łapę.
Szepcząca Łapo?
Od Ostrego CD Słoneczka/Miętowego Oddechu
Ostry jeszcze kątem oka rzucił niechętne spojrzenie bratu po czym odwrócił głowę, kładąc się przy matce, która jeszcze spała. Usłyszał ciche, niezdarne kroki - o ile w ogóle krokami można było to nazwać - Słoneczka i Sójki, którzy podeszli do niego bliżej. Poczuł jak zimny nosek siostry lekko trąca go w bok.
- Nio chooodź!
Ostry zawarczał cicho, a raczej wydał dziwny dźwięk, który w zamierzeniu miał być warknięciem.
- Może później - mruknął układając się wygodniej i zaciskając powieki.
Usłyszał jeszcze pełne niezadowolenia mruki rodzeństwa, po czym zmorzył go sen.
Zafascynowany, wstał na łapki i podbiegł do niego najszybciej jak potrafił.
- Cześć - miauknął, bardzo starając się, jak zwykle, by jego słowa były równe i czyste, a nie sepleniące i niezrozumiałe jak jego rodzeństwa. - Jestem Ostry, a ty?
<Miętowy Oddechu?>
- Nio chooodź!
Ostry zawarczał cicho, a raczej wydał dziwny dźwięk, który w zamierzeniu miał być warknięciem.
- Może później - mruknął układając się wygodniej i zaciskając powieki.
Usłyszał jeszcze pełne niezadowolenia mruki rodzeństwa, po czym zmorzył go sen.
***
Obudziły go szturchnięcia przepychającego się obok rodzeństwa. Próbował leżeć niewzruszony, nie chcąc pozwolić odebrać sobie to wygodne, już wygrzane miejsce tuż obok matki. Dopiero po dłuższej chwili ruchy jego braci i siostry zatrzymały się, a ich ciche piski umilkły. Potrzebowały jednak dłuższego czasu, by ich oddechy stały się równe i miarowe, ogłaszając, że już zasnęły. Ostry również chciałby zasnąć znowu, jednak sen nie chciał go złapać. Leżał więc tak z zamkniętymi oczkami, wtulony w matkę. W pewnym momencie, gdy już prawie mu się udało, usłyszał nagły tupot łap i poczuł wibracje na ziemi, które po chwili ucichły, zastąpione głosami. Kocurek bez problemu rozpoznał ten należący do jego matki, przyciszony, jakby nie chciała ich zbudzić, słyszał jednak również nowy, nieznany mu głos. Był w stanie rozpoznać jedynie, że należał on do kocura, był jednak pewien, że słyszy go po raz pierwszy. Pchnięty nagłą ciekawością, poruszył się i pisnął cicho, tak, by nie obudzić śpiącego rodzeństwa, lecz by zwrócić uwagę kocura. Odwrócił się i spojrzał na niego swymi błękitnymi, dopiero przebarwiającymi się na złoto oczami. Przed nim stał rudy, wielki, wręcz ogromny kocur. Patrzył na niego z góry, tak, że Ostry aż nie mógł ukryć podziwu. Jest taki wielki!Zafascynowany, wstał na łapki i podbiegł do niego najszybciej jak potrafił.
- Cześć - miauknął, bardzo starając się, jak zwykle, by jego słowa były równe i czyste, a nie sepleniące i niezrozumiałe jak jego rodzeństwa. - Jestem Ostry, a ty?
<Miętowy Oddechu?>
Od Lawendowego Płatka C.D Pręgowanej Łapy
Medyczka utkwiła swojej spojrzenie na pręgowanej terminatorce Klanu Burzy. Delikatnie mówiąc, nie przepadała za tym klanem, głównie po wojnie z nim. Lecz przecież nie mogła winić za to uczennicę, która niewiele o bitwie wiedziała, jeśli w ogóle o niej słyszała.
Lawendowy Płatek machnęła swoim niebieskawym ogonem. Zastanawiała się uporczywie, co zrobić. Uczennica nie miała problemu z porozumiewaniem się z Niebieskooką, co znaczy, że jednak nie miała pojęcia, co wydarzyło się między Klanem Burzy, a Klanem Wilka i Nocy. Gdyby Lamparcia Gwiazda wraz z jego wojownikami przyłapały by kotki razem, na wspólnym uczeniu się, skończyło by się to dla niej nieprzyjemnie...
- Pręgowana Łapo - Lawendowy Płatek zaczęła powoli, patrząc w jej żółte ślepia - Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł...
Uczennicy trudno było ukryć swoje zdziwienie odpowiedzią medyczki. Jej żółte oczy rozszerzyły się, a pyszczek otworzył, by zapytać "dlaczego?", lecz Lawendowy Płatek, przewidując jej pytanie, przerwała jej:
- Nasze klany nie mają między sobą najlepszych relacji... - tu przerwała, zerkając ukradkiem na swe blizny, których chyba Pręgowana Łapa jeszcze nie zauważyła - Lepiej, żebyś wróciła do obozu.
Pręgowana Łapa zerknęła na zioła zebrane przez Lawendowy Płatek, po czym spojrzała w błękit oczu medyczki.
Lawendowemu Płatkowi było jednak żal tej pręgowanej mordki. Widocznie bardzo chciała pomóc, ale musi zrozumieć, że niestety nie da rady.
- Ale ja chcę Ci pomóc... - uczennica odrzekła drżącym głosem.
Niebieskooka spojrzała bezradnie na Pręgowaną Łapę. Niestety, raczej nie mogła jej pomóc. Lawendowy Płatek poradzi sobie sama, a uczennica powinna wrócić do swego obozu.
Medyczka spojrzała na niebiesko-fioletowe niebo. Zbliżał się wieczór. Tym bardziej obie kotki powinny wrócić do swoich obozów.
Lawendowy Płatek machnęła ogonem, na znak, żeby terminatorka odeszła w swoją stronę. Pręgowana Łapa ani się nie poruszyła. Patrzyła tylko swoimi żółtymi ślepiami w medyczkę, by ta pozwoliła jej sobie pomóc.
Pręgowana Łapo? Wymęcz Lawendę, a ona Ci pozwoli ;)
Lawendowy Płatek machnęła swoim niebieskawym ogonem. Zastanawiała się uporczywie, co zrobić. Uczennica nie miała problemu z porozumiewaniem się z Niebieskooką, co znaczy, że jednak nie miała pojęcia, co wydarzyło się między Klanem Burzy, a Klanem Wilka i Nocy. Gdyby Lamparcia Gwiazda wraz z jego wojownikami przyłapały by kotki razem, na wspólnym uczeniu się, skończyło by się to dla niej nieprzyjemnie...
- Pręgowana Łapo - Lawendowy Płatek zaczęła powoli, patrząc w jej żółte ślepia - Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł...
Uczennicy trudno było ukryć swoje zdziwienie odpowiedzią medyczki. Jej żółte oczy rozszerzyły się, a pyszczek otworzył, by zapytać "dlaczego?", lecz Lawendowy Płatek, przewidując jej pytanie, przerwała jej:
- Nasze klany nie mają między sobą najlepszych relacji... - tu przerwała, zerkając ukradkiem na swe blizny, których chyba Pręgowana Łapa jeszcze nie zauważyła - Lepiej, żebyś wróciła do obozu.
Pręgowana Łapa zerknęła na zioła zebrane przez Lawendowy Płatek, po czym spojrzała w błękit oczu medyczki.
Lawendowemu Płatkowi było jednak żal tej pręgowanej mordki. Widocznie bardzo chciała pomóc, ale musi zrozumieć, że niestety nie da rady.
- Ale ja chcę Ci pomóc... - uczennica odrzekła drżącym głosem.
Niebieskooka spojrzała bezradnie na Pręgowaną Łapę. Niestety, raczej nie mogła jej pomóc. Lawendowy Płatek poradzi sobie sama, a uczennica powinna wrócić do swego obozu.
Medyczka spojrzała na niebiesko-fioletowe niebo. Zbliżał się wieczór. Tym bardziej obie kotki powinny wrócić do swoich obozów.
Lawendowy Płatek machnęła ogonem, na znak, żeby terminatorka odeszła w swoją stronę. Pręgowana Łapa ani się nie poruszyła. Patrzyła tylko swoimi żółtymi ślepiami w medyczkę, by ta pozwoliła jej sobie pomóc.
Pręgowana Łapo? Wymęcz Lawendę, a ona Ci pozwoli ;)
22 września 2017
Od Srebrnego Deszczu
Kocur cały czas rozmyślał w legowisku wojowników. Milcząca Gwiazda poszła z innymi wojownikami do Klanu Burzy załatwić sprawę "pokojowo". Chociaż to tylko jego była mentorka, to martwił się o nią. Była bliska okoceniu się.
Srebrny Deszcz wyszedł się przewietrzyć. Zbliża się Pora Nagich Drzew, a pożar zdążył je już ogołocić. Ten widok był okropny. Kiedy przybył tutaj jako Sreberko, wszystko było piękne. Teraz... to wygląda dosłownie, jakby był w Miejscu Gdzie Brak Gwiazd , ale z gwiazdami. Zerknął na stos zdobyczy.
Był bardzo ubogi. Klan się tym raczej nie naje. Wojownik rano złapał tylko jedną wiewiórkę. Przydałoby się polowanie... Ale przydałaby się mu pomoc. Zawrócił do legowiska.
Utkwił spojrzenie w Makowym Polu. Wojowniczka jakiś czas temu była jeszcze uczniem. Dziś może spokojnie mówić do niej imieniem wojownika.
- Hej, Makowe Pole! - miauknął Srebrny Deszcz - Chcesz iść ze mną na polowanie?
< Makowe Pole?>
Srebrny Deszcz wyszedł się przewietrzyć. Zbliża się Pora Nagich Drzew, a pożar zdążył je już ogołocić. Ten widok był okropny. Kiedy przybył tutaj jako Sreberko, wszystko było piękne. Teraz... to wygląda dosłownie, jakby był w Miejscu Gdzie Brak Gwiazd , ale z gwiazdami. Zerknął na stos zdobyczy.
Był bardzo ubogi. Klan się tym raczej nie naje. Wojownik rano złapał tylko jedną wiewiórkę. Przydałoby się polowanie... Ale przydałaby się mu pomoc. Zawrócił do legowiska.
Utkwił spojrzenie w Makowym Polu. Wojowniczka jakiś czas temu była jeszcze uczniem. Dziś może spokojnie mówić do niej imieniem wojownika.
- Hej, Makowe Pole! - miauknął Srebrny Deszcz - Chcesz iść ze mną na polowanie?
< Makowe Pole?>
Od Pręgowanej Łapy
Pręgowana Łapa przechadzała się nucąc wpadającą w ucho melodyjkę. Szła i szła... Pamiętała jak ostatnio właśnie tu upolowała swoją pierwszą ofiarę. Wiedziała mniej-więcej gdzie jest... Pachniało tu Klanem Wilka.
Kotka poczuła, że ktoś ją obserwuje... Pachniało to Klanem Wilka. Intensywniej niż zazwyczaj. Nagle usłyszała trzask pękającej gałązki. Odwróciła się momentalnie i skoczyła na coś niebiesko-cętkowanego.
- Kim jesteś? - Zapytała spokojnym głosem... wiedziała, że nie może pokazać się jako słaby kociak.
Zauważyła, że za kotem leżą zioła... To znaczy, że pewnie jest medykiem.
- Jestem medyczką Klanu Wilka - powiedziała kotka z której wręcz emanował spokój.
Młoda uczennica zeszła z medyczki.
- Dziękuje. - powiedziała kocica.
Pręgowana czuła, że kotka nie chce jej zrobić krzywdy lecz nigdy nie wiadomo co kot może ci zrobić.
- Jak masz na imię? - zapytała uczennica.
- Lawendowy Płatek - odpowiedziała niebieskooka kotka.
- A co tu robisz? - zapytała młoda uczennica.
- Właśnie zbierałam zioła - odpowiedziała podnosząc zioła.
- Pomóc?- zapytała Pręgowana Łapa.
Medyczka spojrzała na Pręgowaną Łapę z nie krytym zdziwieniem.
- Ty chcesz mi pomóc?
- Tak.
Terminatorka podniosła parę ziół leżących blisko niej i podała medykowi.
- Dziękuje - powiedziała Lawendowy Płatek do uczennicy klanu Burzy.
<< Lawendowy Płatku? >>
Kotka poczuła, że ktoś ją obserwuje... Pachniało to Klanem Wilka. Intensywniej niż zazwyczaj. Nagle usłyszała trzask pękającej gałązki. Odwróciła się momentalnie i skoczyła na coś niebiesko-cętkowanego.
- Kim jesteś? - Zapytała spokojnym głosem... wiedziała, że nie może pokazać się jako słaby kociak.
Zauważyła, że za kotem leżą zioła... To znaczy, że pewnie jest medykiem.
- Jestem medyczką Klanu Wilka - powiedziała kotka z której wręcz emanował spokój.
Młoda uczennica zeszła z medyczki.
- Dziękuje. - powiedziała kocica.
Pręgowana czuła, że kotka nie chce jej zrobić krzywdy lecz nigdy nie wiadomo co kot może ci zrobić.
- Jak masz na imię? - zapytała uczennica.
- Lawendowy Płatek - odpowiedziała niebieskooka kotka.
- A co tu robisz? - zapytała młoda uczennica.
- Właśnie zbierałam zioła - odpowiedziała podnosząc zioła.
- Pomóc?- zapytała Pręgowana Łapa.
Medyczka spojrzała na Pręgowaną Łapę z nie krytym zdziwieniem.
- Ty chcesz mi pomóc?
- Tak.
Terminatorka podniosła parę ziół leżących blisko niej i podała medykowi.
- Dziękuje - powiedziała Lawendowy Płatek do uczennicy klanu Burzy.
<< Lawendowy Płatku? >>
Od Różyczki
Zimno, to pierwsza rzecz jaką poczuła mała kotka. Otworzyła swoje ślepia próbując się obudzić. Do żłobka wpadł chłodny powiew Pory Nagich Liści, świetnie. Różyczka mocniej wcisnęła się miedzy dwie siostrzyczki usiłując zachować jak najwięcej ciepła dla siebie. Ich mama dalej spała, dowodem był jej miarowy, płytki oddech. Kociak nie miał zamiaru spać dalej, czuła, że nie potrzebuje już snu. Przeczołgała się w stronę pyska swej matki trącając przy okazji siostrzyczkę w bok. Ta tylko wymierzyła jej lekkiego kopniaka przez sen przewracając się na brzuszek. Różyczka zasyczała pokazując język kotce, oczywiście nie mogła go ujrzeć, nadal była w głębokiej fazie snu. Przeczołgawszy się do matki trąciła jej nosek łapką. Milcząca Gwiazda zmarszczyła pysk fukając lekko, nie obudziła się jednak. Brązowe kocie postanowiło zacząć piszczeć w celu obudzenia matki. W końcu ucho liderki zadrgało, potem jej powieki uniosły się do góry odsłaniając krystalicznie niebieskie oczy. Zaspanym wzrokiem zmierzyła swą córkę trącając ją noskiem. Różyczka przyjęła ten gest z uśmiechem mrucząc cicho.
- Dzień Dobry mamo- miauknęła cicho i dość niezrozumiale, nadal uczyła się mówić. Milcząca Gwiazda przyciągnęła córkę bliżej po czym zaczęła ją myć rzucając szybkie ,,dzień dobry”. Różyczka czuła się szczęśliwa, rodzeństwo nadal spało a ona miała mamusię na wyłączność. Miała nadzieję, że przyjdzie także jej ojciec, kot którego darzy szczególną sympatią, jej autorytet i wzór, podobnie jak matka.
Po skończonej higienie została wypuszczona z uścisku, przebiegła kilka kroków potykając się po drodze. Upadła na mech zanosząc się cichutkim śmiechem. Chciała rozejrzeć się po żłobku, wreszcie nadszedł czas na spokojne zwiedzenie. Przeszła się naokoło, obserwują każdy jego kąt. Zatrzymała się obok Wrzosowego Nosa. Jej brzuch był ogromny, spodziewała się zapewne kociąt. Jej biała sierść okraszona szarymi płatkami wyglądała naprawdę pięknie w lekkim półmroku żłobka. Jedynie cienka wiązka światła spadała na jej pyszczek oświetlając jej prawy policzek. Różyczka uważała, że kotka jest naprawdę śliczna, ale jej charakter czasem dawał jej do myślenia, kotka wiele razy kłamała, wiedziała, że było to spowodowane próbami ,,podlizania się”, ale dalej nie podobało się jej to w żadnym stopniu. Zostawiła w spokoju młodą królową wracając do mamy, obok jej łap już skakała Bieguś wraz z Promyczkiem. Różyczka westchnęła ciężko siadając z boku, wolała się im przyglądać niż brać czynny udział w zabawie. Przyglądała się jak siostry rzucają się na siebie ze śmiechem próbując wytrącić się z równowagi. Zabawa wyglądała naprawdę świetnie, ale brązowa kotka nie miała zamiaru brudzić sobie futerka pięknie wyczyszczonego przez matkę. Od czasu do czasu Milcząca Gwiazda pomagała im się ustawić lub podpowiadała jaki ruch mają teraz wykonać. Dopiero po dłuższej chwili zauważyła swoją druga córkę, zaprosiła ją do siebie skinieniem ogonka. Różyczka, nie chcąc sprzeciwiać się mamie, podeszła do rodzinki. Pierwsza zaatakowała ją Bieguś, skoczyła na jej plecy przygniatając ją do ziemi.
- Ha! Mam cię!- krzyknęła triumfalnie. Róża mruknęła coś pod nosem wykonując nagły zryw, skoczyła do góry strącając niczego nie spodziewającą się siostrę z grzbietu. Otrzepała się z ziemi wchodząc na łapy matki.
- Nie chcę się bawić- odpowiedziała zanim zadano jej pytanie- źle się dziś czuję.
- Co ci dolega kochanie?- zainteresowała się Milcząca Gwiazda, troska była ewidentnie widoczna w jej oczach. Różyczka na szybko musiała wymyślić jakieś kłamstewko, odegrać rolę zmęczonej i lekko schorowanej.
- Boli mnie łapka- skłamała- chyba źle spałam, au- syknęła prostując ją. Liderka przytuliła swoje kocię dalej ucząc resztę dzieci podstaw walki, o ile można to tak nazwać.
Niedługo po popołudniu, po karmieniu, do żłobka wmaszerował Borsuczy Goniec, z dumą odbijającą się w jego ślepiach i wypiętą piersią. Spojrzał na swoje dzieci które leżały obok jego partnerki. Nie spały, jedynie odpoczywały po posiłku. Na widok ojca ożywiły się jednak. Wszystkie trzy skoczyły na równe łapy podbiegając do taty, tuliły się do jego łap i mruczały. Wojownik zniżył łeb do ich poziomu liżąc każde kocię po łepku. Ponownie podjął drogę do liderki, ułożył się tuż za nią wtulając łeb w jej szyję.
- Bardzo męczą cię te małe pędraki?- zapytał z uśmiechem. Milcząca Gwiazda zaśmiała się rzucając ciche ,,nie” w odpowiedzi. Bieguś wspięła się na grzbiet matki próbując dotrzeć jak najbliżej ojca. Promyczek wskoczyła na łapy matki a Różyczka powoli ułożyła się przy piersi wojownika wtulając się w nią. Czuła się bezpiecznie w cieniu wielkiego, jak dla niej, kocura. Uważała, że nie ma lepszego obrońcy niż on.
- Opowiedz nam co się dzieje w klanie tato- poprosiła Promyczek a jedna z siostrzyczek miauknęła podekscytowana. Borsuczy Goniec nie dał się długo namawiać, opowiedział o polowaniach, zmianie pogody, rządach ,,okrutnego dyktatora Pustułkowego Dziobu”. Szybko zrozumiał, że dzieci nie pojęły żartu a sierść Milczącej Gwiazdy zjeżyła się na karku z przerażenia, musiał szybko się tłumaczyć. Różyczka odetchnęła z ulgą, naprawdę zaczęła wierzyć, że szary wojownik może chcieć zjeść największe kocie z miotu, którym na szczęście nie była. Rozmowa dalej ciągnęła się, padały typowe pytania ,,jak jest na dworze?”, ,,co robi klan?”, ,,kiedy zostaniemy uczniami?”. Point usiłował odpowiedzieć na każde, na tyle ile umiał. Nie był zastępcą wiec nie orientował się w tych sprawach tak dobrze jak Pustułkowy Dziób.
Po jego wyjściu Różyczkę nawiedził dziwny napad smutku, miała ochotę iść za ukochanym rodzicem. Miała dość nudnego żłobka, przepełnionego dusznym powietrzem i smrodem mleka. Położyła się dalej od rodzeństwa niż zwykle, spróbowała zasnąć aby pominąć ten nudny dzień. Jej plany pokrzyżowała Bieguś która szturchnęła ją łapką. Różyczka nie była na nią o dziwo zła, miała ochotę jeszcze porozmawia z kimś, nawet z własną siostrą.
- Tak?- zapytała spokojnie wlepiając swoje spojrzenie w łaciatą kotkę przed sobą.
<< Bieguś?>>
- Dzień Dobry mamo- miauknęła cicho i dość niezrozumiale, nadal uczyła się mówić. Milcząca Gwiazda przyciągnęła córkę bliżej po czym zaczęła ją myć rzucając szybkie ,,dzień dobry”. Różyczka czuła się szczęśliwa, rodzeństwo nadal spało a ona miała mamusię na wyłączność. Miała nadzieję, że przyjdzie także jej ojciec, kot którego darzy szczególną sympatią, jej autorytet i wzór, podobnie jak matka.
Po skończonej higienie została wypuszczona z uścisku, przebiegła kilka kroków potykając się po drodze. Upadła na mech zanosząc się cichutkim śmiechem. Chciała rozejrzeć się po żłobku, wreszcie nadszedł czas na spokojne zwiedzenie. Przeszła się naokoło, obserwują każdy jego kąt. Zatrzymała się obok Wrzosowego Nosa. Jej brzuch był ogromny, spodziewała się zapewne kociąt. Jej biała sierść okraszona szarymi płatkami wyglądała naprawdę pięknie w lekkim półmroku żłobka. Jedynie cienka wiązka światła spadała na jej pyszczek oświetlając jej prawy policzek. Różyczka uważała, że kotka jest naprawdę śliczna, ale jej charakter czasem dawał jej do myślenia, kotka wiele razy kłamała, wiedziała, że było to spowodowane próbami ,,podlizania się”, ale dalej nie podobało się jej to w żadnym stopniu. Zostawiła w spokoju młodą królową wracając do mamy, obok jej łap już skakała Bieguś wraz z Promyczkiem. Różyczka westchnęła ciężko siadając z boku, wolała się im przyglądać niż brać czynny udział w zabawie. Przyglądała się jak siostry rzucają się na siebie ze śmiechem próbując wytrącić się z równowagi. Zabawa wyglądała naprawdę świetnie, ale brązowa kotka nie miała zamiaru brudzić sobie futerka pięknie wyczyszczonego przez matkę. Od czasu do czasu Milcząca Gwiazda pomagała im się ustawić lub podpowiadała jaki ruch mają teraz wykonać. Dopiero po dłuższej chwili zauważyła swoją druga córkę, zaprosiła ją do siebie skinieniem ogonka. Różyczka, nie chcąc sprzeciwiać się mamie, podeszła do rodzinki. Pierwsza zaatakowała ją Bieguś, skoczyła na jej plecy przygniatając ją do ziemi.
- Ha! Mam cię!- krzyknęła triumfalnie. Róża mruknęła coś pod nosem wykonując nagły zryw, skoczyła do góry strącając niczego nie spodziewającą się siostrę z grzbietu. Otrzepała się z ziemi wchodząc na łapy matki.
- Nie chcę się bawić- odpowiedziała zanim zadano jej pytanie- źle się dziś czuję.
- Co ci dolega kochanie?- zainteresowała się Milcząca Gwiazda, troska była ewidentnie widoczna w jej oczach. Różyczka na szybko musiała wymyślić jakieś kłamstewko, odegrać rolę zmęczonej i lekko schorowanej.
- Boli mnie łapka- skłamała- chyba źle spałam, au- syknęła prostując ją. Liderka przytuliła swoje kocię dalej ucząc resztę dzieci podstaw walki, o ile można to tak nazwać.
Niedługo po popołudniu, po karmieniu, do żłobka wmaszerował Borsuczy Goniec, z dumą odbijającą się w jego ślepiach i wypiętą piersią. Spojrzał na swoje dzieci które leżały obok jego partnerki. Nie spały, jedynie odpoczywały po posiłku. Na widok ojca ożywiły się jednak. Wszystkie trzy skoczyły na równe łapy podbiegając do taty, tuliły się do jego łap i mruczały. Wojownik zniżył łeb do ich poziomu liżąc każde kocię po łepku. Ponownie podjął drogę do liderki, ułożył się tuż za nią wtulając łeb w jej szyję.
- Bardzo męczą cię te małe pędraki?- zapytał z uśmiechem. Milcząca Gwiazda zaśmiała się rzucając ciche ,,nie” w odpowiedzi. Bieguś wspięła się na grzbiet matki próbując dotrzeć jak najbliżej ojca. Promyczek wskoczyła na łapy matki a Różyczka powoli ułożyła się przy piersi wojownika wtulając się w nią. Czuła się bezpiecznie w cieniu wielkiego, jak dla niej, kocura. Uważała, że nie ma lepszego obrońcy niż on.
- Opowiedz nam co się dzieje w klanie tato- poprosiła Promyczek a jedna z siostrzyczek miauknęła podekscytowana. Borsuczy Goniec nie dał się długo namawiać, opowiedział o polowaniach, zmianie pogody, rządach ,,okrutnego dyktatora Pustułkowego Dziobu”. Szybko zrozumiał, że dzieci nie pojęły żartu a sierść Milczącej Gwiazdy zjeżyła się na karku z przerażenia, musiał szybko się tłumaczyć. Różyczka odetchnęła z ulgą, naprawdę zaczęła wierzyć, że szary wojownik może chcieć zjeść największe kocie z miotu, którym na szczęście nie była. Rozmowa dalej ciągnęła się, padały typowe pytania ,,jak jest na dworze?”, ,,co robi klan?”, ,,kiedy zostaniemy uczniami?”. Point usiłował odpowiedzieć na każde, na tyle ile umiał. Nie był zastępcą wiec nie orientował się w tych sprawach tak dobrze jak Pustułkowy Dziób.
Po jego wyjściu Różyczkę nawiedził dziwny napad smutku, miała ochotę iść za ukochanym rodzicem. Miała dość nudnego żłobka, przepełnionego dusznym powietrzem i smrodem mleka. Położyła się dalej od rodzeństwa niż zwykle, spróbowała zasnąć aby pominąć ten nudny dzień. Jej plany pokrzyżowała Bieguś która szturchnęła ją łapką. Różyczka nie była na nią o dziwo zła, miała ochotę jeszcze porozmawia z kimś, nawet z własną siostrą.
- Tak?- zapytała spokojnie wlepiając swoje spojrzenie w łaciatą kotkę przed sobą.
<< Bieguś?>>
Wierzbowy Nos urodziła!
Przepraszamy za opóźnienia!
Burza
Czarny
Bagno
Błotko
Wierzbowy Nos urodziła 2 silne kocury i dwie piękne koteczki!
19 września 2017
Od Sarenki C.D Szepczącej Łapy
- Moja matka ma obsesję na punkcie Klanu Wilka... - Mruknęłam i kaszlnęłam na końcu spoglądając na własne łapy. Ogień powoli się oddalał, ale nadal słyszałam trzaskanie ognia. Dym na szczęście nie wleciał do środka, ale mocno szczypały mnie oczy, dlatego potrząsnęłam głową. Cóż, to nic nie dało i nie mam pojęcia czego się spodziewałam. Podniosłam się powoli i obejrzałam dokładnie kotkę. Nie miałam czasu jej się uważnie przyglądnąć, ale teraz zauważyłam, że jest bura. Wyglądała w porównaniu do mnie zupełnie inaczej. Z u p e ł n i e, podkreślam to. Pręgi, duże oczy, ale aktualnie zmrużone. W dodatku to spojrzenie. No dobra, spojrzenie mamy podobne, oby dwie obdarzamy się teraz oschłym uczuciem. Zauważyłam jednak, że gdy powiedziałam zdanie o mojej matce kotka rozdziawiła pyszczek, zmarszczyłam brwi. Szczerze mówiąc spodziewałam się takiej właśnie reakcji, ale oczekiwałam, że kotka coś powie. Nastała jednak cisza. Krępująca cisza, która sprawiała, że mój ogon nerwowo drgał. Wreszcie kotka otworzyła pyszczek, ale nie minęło kilka bić serca, a znowu go zamknęła. Mlasnęła głośno, najwyraźniej dobierając słowa.
- A twoja matka to...?
Uśmiechnęłam się. Tym razem to był szczerzy, duży uśmiech. Oczywiście był napełniony jakąś nutką ironii, ale oprócz tego był... zwyczajnym uśmieszkiem. Zawsze uwielbiałam się przechwalać i dążyć do doskonałości, a w tym momencie mogłam pokazać swoją wyższość.
- Sowa, prawnuczka Wilczej Gwiazdy, założyciela Klanu Wilka, więc w moich żyłach płynie jego krew. Oczywiście Sowa robi wszystko, by pomóc waszemu klanowi, ale Milcząca Gwiazda nie chce jej pomocy. Phi, ona nawet nie chce wysłuchać mej matki. NIE POTRZEBUJEMY WAS!
Końcowe zdanie było udawaniem głosu Milczącej Gwiazdy. Aż się zdziwiłam jak dobrze mi to wyszło. Po chwili byłam już uspokojona, dlatego usiadłam i owinęłam ogon wokół łap patrząc prosto w oczy Szepczącej Łapie.
- To moja matka i mentorka, nie mów tak o niej - Prychnęła, otwarcie wyrażając swoje negatywne nastawienie do mej osoby. Nie spodobało mi się to, ale od razu wpadłam na pomysł, by w pewnym sensie zaprzyjaźnić się z tą uczennicą. Gdyby to się udało kazałaby jej wybłagać u Milczącej Gwiazdy, by ta zabrałaby sojusz z Klanem Lisa. Idealny plan! Od razu zaczęłam go wykonywać robiąc z lekka przepraszającą minę. Gdybym od razu zaczęła jej otwarcie współczuć to zauważyłaby, że coś jest nie tak.
- Oh, wybacz, nie zdawaam sobie sprawy. Ale naprawdę, gdyby nas wysłuchała zrobilibyśmy wszystko byleby Klan Wilka osiągnął potęgę... ale rozumiem, ze może cię to nie obchodzić. Przecież jesteś córką samej przywódczyni, masz wszystko i nie potrzebna ci potęga.
- A twoja matka to...?
Uśmiechnęłam się. Tym razem to był szczerzy, duży uśmiech. Oczywiście był napełniony jakąś nutką ironii, ale oprócz tego był... zwyczajnym uśmieszkiem. Zawsze uwielbiałam się przechwalać i dążyć do doskonałości, a w tym momencie mogłam pokazać swoją wyższość.
- Sowa, prawnuczka Wilczej Gwiazdy, założyciela Klanu Wilka, więc w moich żyłach płynie jego krew. Oczywiście Sowa robi wszystko, by pomóc waszemu klanowi, ale Milcząca Gwiazda nie chce jej pomocy. Phi, ona nawet nie chce wysłuchać mej matki. NIE POTRZEBUJEMY WAS!
Końcowe zdanie było udawaniem głosu Milczącej Gwiazdy. Aż się zdziwiłam jak dobrze mi to wyszło. Po chwili byłam już uspokojona, dlatego usiadłam i owinęłam ogon wokół łap patrząc prosto w oczy Szepczącej Łapie.
- To moja matka i mentorka, nie mów tak o niej - Prychnęła, otwarcie wyrażając swoje negatywne nastawienie do mej osoby. Nie spodobało mi się to, ale od razu wpadłam na pomysł, by w pewnym sensie zaprzyjaźnić się z tą uczennicą. Gdyby to się udało kazałaby jej wybłagać u Milczącej Gwiazdy, by ta zabrałaby sojusz z Klanem Lisa. Idealny plan! Od razu zaczęłam go wykonywać robiąc z lekka przepraszającą minę. Gdybym od razu zaczęła jej otwarcie współczuć to zauważyłaby, że coś jest nie tak.
- Oh, wybacz, nie zdawaam sobie sprawy. Ale naprawdę, gdyby nas wysłuchała zrobilibyśmy wszystko byleby Klan Wilka osiągnął potęgę... ale rozumiem, ze może cię to nie obchodzić. Przecież jesteś córką samej przywódczyni, masz wszystko i nie potrzebna ci potęga.
<Szept?>
17 września 2017
Od Miętowego Oddechu
Nastał kolejny dzień z życia Wojownika. Był środek Pory Opadających Liści. W obozie było nawet sporo liści (jak na tereny z drzewami iglastymi) różnych kolorów. Czerwone, żółte i pomarańczowe. Były prawie wszędzie. Nikt się nimi nie przejmował za bardzo, ale mnie to trochę wkurzało. W zwłaszcza gdy ktoś rano wychodzi z legowiska, a liście te rozłamują się pod jego łapami. Dziś miałem cały wolny poranek, więc poszedłem do legowiska uczniów. Idąc tak, o mało co nie upadłem na ziemie poślizgując się na jednym z liści. Warknąłem cicho i zmiotłem go ogonem. Potem wszedłem do środka. Była tam mój brat i Senna Łapa.
- Cześć. - powiedziałem.
- Cześć bracie. - przywitał się Osmolona Łapa.
- Hej. - mrukną szybko myjący się Senna Łapa.
- Pomożecie mi w sprzątaniu obozu z tych wszystkich liści? - spytałem.
- Jasne. - odpowiedzieli razem.
Potem wszyscy wyszliśmy i zaczęliśmy zbierać liście w jeden z kątów obozu. Zmiotłem kilka liści ogonem, a potem wziąłem je w pyszczek i zaniosłem je na małą stertę koło wyjścia. W końcu podszedł do nas Krucha Gwiazda.
- Co wy robicie? - spytał z lekkim zniesmaczeniem w głosie.
- Sprzątamy obóz z liści. - odpowiedziałem.
- Dobry pomysł, że zaangażowałeś w to uczniów, ale z drugiej strony byłoby lepiej, gdybyś był bardziej przydatny i poszedł na polowanie. - powiedział srogim tonem, ale potem dodał troszkę milej - Ale sprzątajcie dalej. Powodzenia.
Przywódca odszedł. Lekko położyłem uszy po sobie i zrobiłem lekko zmartwioną minę. Czasem wydawało mi się, że on mnie nie docenia.
- Nie martw się. On czasem tak ma. - pocieszał mnie brat.
Potem czarny kocur przejechał mi ogonem po łopatce, idąc w stronę legowiska starszych. Ja za to zobaczyłem jednego listka, który uciekał w kierunku żłobka. Szybko ruszyłem w jego stronę. Byłem blisko, już miałem zgarnąć go łapą, ale gdy się zamachnąłem, on poleciał jeszcze dalej. Znów zacząłem go gonić. Pomarańczowy obiekt wleciał do żłobka. Nie zdążyłem wyhamować i również do niego ,,wleciałem" robiąc niemały hałas w środku.
- Ciii!!! - zwróciła mi szybko uwagę Bagienny Dzwonek.
Wstałem i się otrzepałem, a potem podszedłem bliżej kotki.
- Przepraszam. - powiedziałem cicho.
- Co cię tu sprowadza Miętowy Oddechu? - spytała kotka równie cicho, co ja.
- Przybiegłem za tym liściem.
- To twoja zabawka? - zaśmiała się kotka.
- Nie... Po prostu sprzątamy obóz razem z Osmoloną Łapą i Senną Łapą. - powiedziałem lekko zawstydzony.
Potem spojrzałem na śpiące kocięta. Co prawda miały już 1 księżyc, ale dopiero teraz zobaczyłem je pierwszy raz. Były śliczne i była ich czwórka.
- Są takie śliczne i kolorowe. Słodziaki. - pomyślałem.
Po chwili jeden z nich, biało-rudy zaczął się ruszać i cicho popiskiwać.
Ostry?
- Cześć. - powiedziałem.
- Cześć bracie. - przywitał się Osmolona Łapa.
- Hej. - mrukną szybko myjący się Senna Łapa.
- Pomożecie mi w sprzątaniu obozu z tych wszystkich liści? - spytałem.
- Jasne. - odpowiedzieli razem.
Potem wszyscy wyszliśmy i zaczęliśmy zbierać liście w jeden z kątów obozu. Zmiotłem kilka liści ogonem, a potem wziąłem je w pyszczek i zaniosłem je na małą stertę koło wyjścia. W końcu podszedł do nas Krucha Gwiazda.
- Co wy robicie? - spytał z lekkim zniesmaczeniem w głosie.
- Sprzątamy obóz z liści. - odpowiedziałem.
- Dobry pomysł, że zaangażowałeś w to uczniów, ale z drugiej strony byłoby lepiej, gdybyś był bardziej przydatny i poszedł na polowanie. - powiedział srogim tonem, ale potem dodał troszkę milej - Ale sprzątajcie dalej. Powodzenia.
Przywódca odszedł. Lekko położyłem uszy po sobie i zrobiłem lekko zmartwioną minę. Czasem wydawało mi się, że on mnie nie docenia.
- Nie martw się. On czasem tak ma. - pocieszał mnie brat.
Potem czarny kocur przejechał mi ogonem po łopatce, idąc w stronę legowiska starszych. Ja za to zobaczyłem jednego listka, który uciekał w kierunku żłobka. Szybko ruszyłem w jego stronę. Byłem blisko, już miałem zgarnąć go łapą, ale gdy się zamachnąłem, on poleciał jeszcze dalej. Znów zacząłem go gonić. Pomarańczowy obiekt wleciał do żłobka. Nie zdążyłem wyhamować i również do niego ,,wleciałem" robiąc niemały hałas w środku.
- Ciii!!! - zwróciła mi szybko uwagę Bagienny Dzwonek.
Wstałem i się otrzepałem, a potem podszedłem bliżej kotki.
- Przepraszam. - powiedziałem cicho.
- Co cię tu sprowadza Miętowy Oddechu? - spytała kotka równie cicho, co ja.
- Przybiegłem za tym liściem.
- To twoja zabawka? - zaśmiała się kotka.
- Nie... Po prostu sprzątamy obóz razem z Osmoloną Łapą i Senną Łapą. - powiedziałem lekko zawstydzony.
Potem spojrzałem na śpiące kocięta. Co prawda miały już 1 księżyc, ale dopiero teraz zobaczyłem je pierwszy raz. Były śliczne i była ich czwórka.
- Są takie śliczne i kolorowe. Słodziaki. - pomyślałem.
Po chwili jeden z nich, biało-rudy zaczął się ruszać i cicho popiskiwać.
Ostry?
Od Szepczącej Łapy
Szepcząca Łapa stała właśnie w pozycji bojowej, lekko pochylona do ziemi, mierząc czujnym wzrokiem kotkę przed sobą. Okrążając się, cierpliwie czekała, aż ta zrobi pierwszy ruch. I w końcu dostrzegła jak jej mięśnie napinają się, aby chwilę później nagle skoczyć w jej kierunku, chcąc przyszpilić ją do ziemi jednym ruchem. Szepcząca Łapa jednak szybko i zgrabnie uniknęła ciosu, odskakując w bok. Wiedziała, że nie może dać się powalić, gdyż niebieska kocica była od niej większa i silniejsza.
Za to uczennica była szybsza.
Zrobiła dwa szybkie susy, chcąc znaleźć się za kotką. Udało jej się uniknąć ciosu wymierzonego łapą, która przeleciała jej tuż nad uchem. Następnie zaatakowała, celując w łapy, gryząc kocicę. Nim jednak zdążyła się tak wykręcić, by być w stanie zdziałać więcej, druga łapa kotki odepchnęła ją silnie, tak, że Szepcząca Łapa znów znalazła się aż o długość ogona od przeciwniczki. Nie upadła jednak, a utrzymała się na łapach, od razu spinając mięśnie od ponownego ataku. Tym razem skoczyła od razu, nie dając kotce czasu, ani szansy na unik. Zgrabnie skoczyła jej na grzbiet czepiając się go z całych sił, gdy kotka próbowała ją zrzucić. W końcu jednak niebieska kocica przewróciła się na grzbiet, chcąc przygwoździć do ziemi uczennicę. Tej jednak zgrabnym ruchem udało się wywinąć i wkładając w to całą swoją siłę, zamachnąć łapą, która trafiła przeciwniczkę w czoło. Gdyby pazury Szepczącej Łapy były wysunięte, to choć rana nie byłaby głęboka, z pewnością polałaby się krew, zalewając kocicy oczy. Gdy cudem uniknęła kontrataku, znalazła się tak blisko niej, że wręcz poczuła na pysku jej oddech. Bez wahania skoczyła, a Milcząca Gwiazda, choć od niej większa, nie zdołała uchronić się przed przyszpileniem do ziemi.
- Ha! - krzyknęła radośnie Szepcząca Łapa. - Udało mi się! - Nie zeszła jednak z mentorki, czekając na jej słowa, wiedziała bowiem, że wtedy kotka pewnie znów by ją zaatakowała, a potem tłumaczyła się, że przecież nie powiedziała, że walka się skończyła.
- Dobrze, możesz już ze mnie zejść.
Od razu zeskoczyła na trawę obok. Jej oczy świeciły z radości, dumy i podekscytowania.
- I co? Jak mi poszło? - zapytała doskakując do matki.
- Świetnie, walczysz już jak prawdziwa wojowniczka, nie mam uwag. - ta niespodziewana pochwała z pyska matki sprawiła, że oczy Szepczącej Łapy rozszerzyły się z radości zmieszanej ze zdziwieniem. Nie spodziewała się takiej pochwały od matki, która zawsze wyłapywała u niej jakiś błąd. Milcząca Gwiazda schyliła lekko łepek i zmrużyła oczy. - Może to już czas... - powiedziała to tak cicho, że Szepcząca Łapa nie była pewna czy na pewno dobrze zrozumiała.
Bo czas na co?
Nagle coś w niej drgnęło. Rozglądnęła się dookoła, mimo, że wiedziała, że są same. Nastał właśnie najlepszy moment, by zadać nurtujące ją od dłuższego czasu pytanie. Przez chwilę jeszcze milczała, wahając się. Chciała bardzo poznać odpowiedź, jednak gdzieś w głębi obawiała się tego, wiedząc, że jeśli pozna prawdę, wszystko może się zmienić. Zacisnęła wargi, po czym spojrzała w las, na odległe drzewa.
- Mamo? Chcę o coś zapytać - zaczęła, wciąż unikając wzroku mentorki.
- Pytaj śmiało. - poczuła spojrzenie jej lodowato niebieskich oczu na sobie.
- Bo widzisz... - zaczęła - nie jestem już tym małym, naiwnym kociakiem co kiedyś. I sądzę, że jest coś co powinnam wiedzieć. - spojrzała w oczy matki, tak samo błękitne, a teraz również tak samo zimne, jak jej. Jej wzrok był nieugięty, nie miała zamiaru pod żadnym pozorem go spuszczać. Wzięła głęboki oddech i powiedziała twardym, nietolerującym wymigiwania się i sprzeciwu tonem - Kto jest moim ojcem?
Wiedziała, że nie odpuści, dopóki nie uzyska odpowiedzi.
<Milcząca Gwiazdo? Jakby co jak się dowie to pewnie krzyknie 'Zdradziłaś klan!' i odbiegnie. Możesz też ją od razu mianować, tym opkiem zdobywa właśnie 100% treningu po postarzeniu. Będzie się zwać Szepczący Wiatr.>
Za to uczennica była szybsza.
Zrobiła dwa szybkie susy, chcąc znaleźć się za kotką. Udało jej się uniknąć ciosu wymierzonego łapą, która przeleciała jej tuż nad uchem. Następnie zaatakowała, celując w łapy, gryząc kocicę. Nim jednak zdążyła się tak wykręcić, by być w stanie zdziałać więcej, druga łapa kotki odepchnęła ją silnie, tak, że Szepcząca Łapa znów znalazła się aż o długość ogona od przeciwniczki. Nie upadła jednak, a utrzymała się na łapach, od razu spinając mięśnie od ponownego ataku. Tym razem skoczyła od razu, nie dając kotce czasu, ani szansy na unik. Zgrabnie skoczyła jej na grzbiet czepiając się go z całych sił, gdy kotka próbowała ją zrzucić. W końcu jednak niebieska kocica przewróciła się na grzbiet, chcąc przygwoździć do ziemi uczennicę. Tej jednak zgrabnym ruchem udało się wywinąć i wkładając w to całą swoją siłę, zamachnąć łapą, która trafiła przeciwniczkę w czoło. Gdyby pazury Szepczącej Łapy były wysunięte, to choć rana nie byłaby głęboka, z pewnością polałaby się krew, zalewając kocicy oczy. Gdy cudem uniknęła kontrataku, znalazła się tak blisko niej, że wręcz poczuła na pysku jej oddech. Bez wahania skoczyła, a Milcząca Gwiazda, choć od niej większa, nie zdołała uchronić się przed przyszpileniem do ziemi.
- Ha! - krzyknęła radośnie Szepcząca Łapa. - Udało mi się! - Nie zeszła jednak z mentorki, czekając na jej słowa, wiedziała bowiem, że wtedy kotka pewnie znów by ją zaatakowała, a potem tłumaczyła się, że przecież nie powiedziała, że walka się skończyła.
- Dobrze, możesz już ze mnie zejść.
Od razu zeskoczyła na trawę obok. Jej oczy świeciły z radości, dumy i podekscytowania.
- I co? Jak mi poszło? - zapytała doskakując do matki.
- Świetnie, walczysz już jak prawdziwa wojowniczka, nie mam uwag. - ta niespodziewana pochwała z pyska matki sprawiła, że oczy Szepczącej Łapy rozszerzyły się z radości zmieszanej ze zdziwieniem. Nie spodziewała się takiej pochwały od matki, która zawsze wyłapywała u niej jakiś błąd. Milcząca Gwiazda schyliła lekko łepek i zmrużyła oczy. - Może to już czas... - powiedziała to tak cicho, że Szepcząca Łapa nie była pewna czy na pewno dobrze zrozumiała.
Bo czas na co?
Nagle coś w niej drgnęło. Rozglądnęła się dookoła, mimo, że wiedziała, że są same. Nastał właśnie najlepszy moment, by zadać nurtujące ją od dłuższego czasu pytanie. Przez chwilę jeszcze milczała, wahając się. Chciała bardzo poznać odpowiedź, jednak gdzieś w głębi obawiała się tego, wiedząc, że jeśli pozna prawdę, wszystko może się zmienić. Zacisnęła wargi, po czym spojrzała w las, na odległe drzewa.
- Mamo? Chcę o coś zapytać - zaczęła, wciąż unikając wzroku mentorki.
- Pytaj śmiało. - poczuła spojrzenie jej lodowato niebieskich oczu na sobie.
- Bo widzisz... - zaczęła - nie jestem już tym małym, naiwnym kociakiem co kiedyś. I sądzę, że jest coś co powinnam wiedzieć. - spojrzała w oczy matki, tak samo błękitne, a teraz również tak samo zimne, jak jej. Jej wzrok był nieugięty, nie miała zamiaru pod żadnym pozorem go spuszczać. Wzięła głęboki oddech i powiedziała twardym, nietolerującym wymigiwania się i sprzeciwu tonem - Kto jest moim ojcem?
Wiedziała, że nie odpuści, dopóki nie uzyska odpowiedzi.
<Milcząca Gwiazdo? Jakby co jak się dowie to pewnie krzyknie 'Zdradziłaś klan!' i odbiegnie. Możesz też ją od razu mianować, tym opkiem zdobywa właśnie 100% treningu po postarzeniu. Będzie się zwać Szepczący Wiatr.>
16 września 2017
Od Lamparciej Gwiazdy C.D. Milczącej Gwiazdy
- Co to za nonsens? - spytał Lamparcia Gwiazda uderzając ogonem. - Czy ty drwisz sobie z Klanu Burzy Milcząca Gwiazdo?
Liderka Klanu Wilka zastrzygła zaskoczona uszami. Czarny kocur nie odstępował oburzenia. Nie słysząc żadnej reakcji ze strony kotki kontynuował.
- Jesteś w swoim zachowaniu bezczelna i tchórzliwa! - prychnął kocur. - Po pierwsze śmiesz przychodzić do obozu klanu, który nie darzy sympatią ciebie, oraz twych wojowników. Przybywasz jak mówisz w pokoju, ale przyprowadzasz ze sobą sześciu wojowników. Udowadniasz tym samym brak zaufania wobec honoru Klanu Burzy, a także swój wielki strach przed naszą zemstą. Nie mówi mi zatem, że nie jesteś winna śmierci Białej Gwiazdy. Świadczy o tym choćby sam fakt, że boisz się kary. Gdybyś była niewinna nie bałabyś się, gdyż nie masz czego.
- To bzdura! - zaprzeczyła kotka.
- Zamilcz! - warknął Lamparcia Gwiazda. - Po drugie idąc za swoimi wojownikami upierasz się przy absurdalnym podejrzeniu, iż moja rodzona córka w rzeczywistości jest twoim dzieckiem. Żaden wojownik nigdy nie słyszał tak wstrętnego oskarżenia! Rdzawa Łapa to moje dziecko, niezależnie od tego, jak bardzo podobna jest do twojego, które najpewniej straciłaś w zemście Klanu Gwiazdy za twój odrażający czyn.
- Lamparcia Gwiazdo, to co mówisz to... - próbowała się bronić kotka, ale gospodarz znów ją uciszył.
- W końcu trzecie - kontynuował. - Twierdzisz, że moje dziecko może być twoim przetargiem, aby móc zawrzeć ze mną sojusz! W tej kwestii jesteś śmieszna, wręcz komiczna! Jesteś szalona, skoro uważasz, że w jakikolwiek sposób zawrzesz sojusz z Klanem Burzy. A swoim sposobem przebijasz wszystko! Wszystko!
Lamparcia Gwiazda zakończył. Wyprostował się dumnie i rozejrzał po przybyłych wojownikach. Był Pustułkowy Dziób, Borsuczy Goniec, dwoje uczniów i dwoje mniej znanych mu wojowników. O młodziakach wiedział tyle, że oboje są dziećmi liderki i de facto rodzeństwem Rdzawej Łapy. Ale to nie miało już znaczenia. Rdzawa Łapa to nie jest już ich siostra i nie będzie nią. To co było w Klanie Wilka nie należy już nawet do jej przeszłości.
Milcząca Gwiazda po dłuższym milczeniu lidera Klanu Burzy uznała, że chyba może już się odezwać.
<Milcząca Gwiazdo? Ale jeszcze nie idźcie!>
Liderka Klanu Wilka zastrzygła zaskoczona uszami. Czarny kocur nie odstępował oburzenia. Nie słysząc żadnej reakcji ze strony kotki kontynuował.
- Jesteś w swoim zachowaniu bezczelna i tchórzliwa! - prychnął kocur. - Po pierwsze śmiesz przychodzić do obozu klanu, który nie darzy sympatią ciebie, oraz twych wojowników. Przybywasz jak mówisz w pokoju, ale przyprowadzasz ze sobą sześciu wojowników. Udowadniasz tym samym brak zaufania wobec honoru Klanu Burzy, a także swój wielki strach przed naszą zemstą. Nie mówi mi zatem, że nie jesteś winna śmierci Białej Gwiazdy. Świadczy o tym choćby sam fakt, że boisz się kary. Gdybyś była niewinna nie bałabyś się, gdyż nie masz czego.
- To bzdura! - zaprzeczyła kotka.
- Zamilcz! - warknął Lamparcia Gwiazda. - Po drugie idąc za swoimi wojownikami upierasz się przy absurdalnym podejrzeniu, iż moja rodzona córka w rzeczywistości jest twoim dzieckiem. Żaden wojownik nigdy nie słyszał tak wstrętnego oskarżenia! Rdzawa Łapa to moje dziecko, niezależnie od tego, jak bardzo podobna jest do twojego, które najpewniej straciłaś w zemście Klanu Gwiazdy za twój odrażający czyn.
- Lamparcia Gwiazdo, to co mówisz to... - próbowała się bronić kotka, ale gospodarz znów ją uciszył.
- W końcu trzecie - kontynuował. - Twierdzisz, że moje dziecko może być twoim przetargiem, aby móc zawrzeć ze mną sojusz! W tej kwestii jesteś śmieszna, wręcz komiczna! Jesteś szalona, skoro uważasz, że w jakikolwiek sposób zawrzesz sojusz z Klanem Burzy. A swoim sposobem przebijasz wszystko! Wszystko!
Lamparcia Gwiazda zakończył. Wyprostował się dumnie i rozejrzał po przybyłych wojownikach. Był Pustułkowy Dziób, Borsuczy Goniec, dwoje uczniów i dwoje mniej znanych mu wojowników. O młodziakach wiedział tyle, że oboje są dziećmi liderki i de facto rodzeństwem Rdzawej Łapy. Ale to nie miało już znaczenia. Rdzawa Łapa to nie jest już ich siostra i nie będzie nią. To co było w Klanie Wilka nie należy już nawet do jej przeszłości.
Milcząca Gwiazda po dłuższym milczeniu lidera Klanu Burzy uznała, że chyba może już się odezwać.
<Milcząca Gwiazdo? Ale jeszcze nie idźcie!>
Od Milczącej Gwiazdy C.D Borsuczego Gońcy
Skinieniem łebka nakazuje mu opowiedzenie tego, co mówił mu jej były terminator. Marszczy brwi, gdy zaczyna historię - pójść po pomoc do samotnika? Czy on ze mnie kpi? Jednak nie przerywała swojemu partnerowi. Rozluźniła mięśnie, próbując powstrzymać mruknięcie rozbawienia. Wiedziała, iż Srebrny Deszcz jest młody i niedoświadczony, ale szkoliła go w nienawiści do samotników. A on mówi, żeby poprosić o pomoc samotników!
Gdy Borsuczy Goniec skończył, jego niebieskie oczy uważnie wpatrywały się w jej zaokrąglony brzuch. Przywódczyni cichutko jęknęła.
- Nie, nie będę ryzykować - zadecydowała, trzepiąc chudziutkim ogonem na boki - aczkolwiek wpadłam na bardzo ciekawy pomysł. Dzięki temu z pewnością zawrzemy sojusz z Klanem Burzy.
Point schylił z szacunkiem łebek, ale nie odpowiedział. Jakby zastanawiał się nad wagą słów wypowiedzianych przez jego zarazem przywódczynię i partnerkę. Nagle na jego pyszczku wstąpił cień niepokoju.
- Jaki to... pomysł? - spytał z niepewnością w głosie, zagryzając dolną wargę.
- Cóż, zapieczętujemy Rdzawą Łapą sojusz - miauknęła jakby bez krzty smutku Milcząca Gwiazda, a jej ton głosu był obojętny.
Wojownik wstał, a jego sierść zjeżyła się. Niebieskawa kocica spojrzała na niego zdziwiona, odsuwając się lekko, zaskoczona jego reakcją. W oczach kocura pojawiły się płomyki zdenerwowania.
- Traktujesz ją jak rzecz! Ona też ma uczucia, ona...! - kot nie dokończył, ponieważ przywódczyni przerwała mu wpół słowa.
- Nie, Borsuczy Gońco - potrząsnęła bezsilnie łebkiem, wzdychając - Ona nie ma nas za rodzinę. Ma nas za obce koty, pragnące wtargnąć w jej życie. Ale jej amnezję możemy wykorzystać. Ponad wszystko stawiam sobie dobro Klanu.
- Nawet rodzinę? - kocur wręcz warknął, nadal wrogo jeżąc sierść. Stał się dwukrotnie większy, ale powoli się uspokajał.
Milcząca Gwiazda tępo wpatrywała się w przestrzeń przed sobą. Światło wpadające przez wejście do kociarni było niewyraźne, ponieważ zasłaniał je point. Nie widziała dokładnie mimiki jego pyska, ponieważ był zaciemniony.
- Nawet rodzinę - mruknęła w końcu, opadając bezwładnie na łoże z mchu i lawendy - a teraz odejdź, potrzebuje chwili spokoju. Jutro wyruszam na granicę wraz z patrolem. Muszę porozmawiać z Lamparcią Gwiazdą.
Borsuczy Goniec nadal drżał, jednak tylko wyszedł.
/-/
Mimo zaawansowanej już ciąży, niebieskawa kocica nie myślała o odpoczynku. Z samego świtu zebrała patrol - Pustułkowy Dziób, jej wierny zastępca, Borsuczy Goniec, jej ukochany partner, Kwiecisty Śpiew, delikatna, aczkolwiek przyjazna koteczka, Motyle Skrzydło - silny i dostojny kocur oraz dwójka jej dzieci - Płonąca Łapa i Szepcząca Łapa. Dwója uczniów była szczególnie podekscytowana, jakby gotowa na walkę. Gdy pierwsze promienie słońca przedzierały się przez korony drzew, sylwetki kotów już przenikały ciemności. Ich łapy miażdżyły gałązki oraz suche, opadnięte listki. Cel był prosty - dojść do granicy.
Gdy zaczęli czuć już wyraźny i mocno poszarpany zapach Klanu Burzy, zwolnili. Szli sprężystym krokiem, mięśnie były rozluźnione, lecz oczy chodziły raz w prawo, raz w lewo. Szczególnie niebieskawa kocica była czujna, wiedząc, iż w każdej sekundzie mogą zaskoczyć ich wojownicy Klanu Burzy. Po trwającej jakiś czas wędrówce zobaczyli koty biegnące w ich stronę - była to Iskrzące Futerko, zastępczyni oraz trójka nieznanych jej kotów.
- Co tutaj robicie? - rzuciła twardo rudo-pręgowana kocica, obnażając kły.
- Przyszliśmy w pokoju - odparł jej szarawy kocur o imieniu Pustułkowy Dziób - chcemy porozmawiać z Lamparcią Gwiazdą.
- Nigdy w życiu! - warknął jakiś czarny-pręgowany kot.
- To rozkaz - odfuknęła mu niebieskawa kocica.
Koty Klanu Burzy przez uderzenie serca wymienili spojrzenia, skulili uszy, a potem bezsilnie skinęli ogonami. Wiedzieli, że jak Klan Wilka zaatakuje, oni ich po prostu zabiją, więc to nie miało żadnego znaczenia. Iskrzące Futerko nadal szła spięta, z zaciętą minę.
- Lamparcia Gwiazdo...! - pisnął ten sam duży, czarny wojownik - Przyszli wojownicy Klanu Wilka, chcą coś od Ciebie. Zawsze możemy ich zabić.
Milcząca Gwiazda spięła wszystkie mięśnie, które równo zagrały pod jej króciutką sierścią. Ta groźba brzmiała okropnie, aczkolwiek wiedziała, iż na prawdę nie dadzą rady. Będą musieli wywalczyć sobie drogę do wyjścia. Z cienia wyszedł ten sam wielki kocur, którego poznała podczas bitwy. Tym razem wytrzymała jego mocne spojrzenie.
- Czego chcesz, zabójczyni Białej Gwiazdy? - warknął mocnym tonem głosu.
- Po pierwsze, nie zabiłam waszej liderki. Widać, Klan Gwiazd miał powód, aby pozbawić ją jej wszystkich żywotów - miauknęła dostojnie, majestatycznie siadając i owijając swój ogon wkoło przednich łap. Zignorowała głuche syknięcia kotów obcego Klanu - Chce zapieczętować Rdzawą Łapą sojusz naszych Klanów.
- Jestem ich córką! To nie prawda! - piszczała szylkretowa koteczka o rdzawym ogonie.
Lamparcia Gwiazda patrzył na Milczącą Gwiazdę tępym spojrzeniem. Albo przypieczętuje sojusz, albo ta szylkretowa terminatorka będzie nienawidzić go przez całe życie. Niebieskawa kocica wlepiała w niego oczekujące spojrzenie.
<< Lamparcia Gwiazdo? >>
Gdy Borsuczy Goniec skończył, jego niebieskie oczy uważnie wpatrywały się w jej zaokrąglony brzuch. Przywódczyni cichutko jęknęła.
- Nie, nie będę ryzykować - zadecydowała, trzepiąc chudziutkim ogonem na boki - aczkolwiek wpadłam na bardzo ciekawy pomysł. Dzięki temu z pewnością zawrzemy sojusz z Klanem Burzy.
Point schylił z szacunkiem łebek, ale nie odpowiedział. Jakby zastanawiał się nad wagą słów wypowiedzianych przez jego zarazem przywódczynię i partnerkę. Nagle na jego pyszczku wstąpił cień niepokoju.
- Jaki to... pomysł? - spytał z niepewnością w głosie, zagryzając dolną wargę.
- Cóż, zapieczętujemy Rdzawą Łapą sojusz - miauknęła jakby bez krzty smutku Milcząca Gwiazda, a jej ton głosu był obojętny.
Wojownik wstał, a jego sierść zjeżyła się. Niebieskawa kocica spojrzała na niego zdziwiona, odsuwając się lekko, zaskoczona jego reakcją. W oczach kocura pojawiły się płomyki zdenerwowania.
- Traktujesz ją jak rzecz! Ona też ma uczucia, ona...! - kot nie dokończył, ponieważ przywódczyni przerwała mu wpół słowa.
- Nie, Borsuczy Gońco - potrząsnęła bezsilnie łebkiem, wzdychając - Ona nie ma nas za rodzinę. Ma nas za obce koty, pragnące wtargnąć w jej życie. Ale jej amnezję możemy wykorzystać. Ponad wszystko stawiam sobie dobro Klanu.
- Nawet rodzinę? - kocur wręcz warknął, nadal wrogo jeżąc sierść. Stał się dwukrotnie większy, ale powoli się uspokajał.
Milcząca Gwiazda tępo wpatrywała się w przestrzeń przed sobą. Światło wpadające przez wejście do kociarni było niewyraźne, ponieważ zasłaniał je point. Nie widziała dokładnie mimiki jego pyska, ponieważ był zaciemniony.
- Nawet rodzinę - mruknęła w końcu, opadając bezwładnie na łoże z mchu i lawendy - a teraz odejdź, potrzebuje chwili spokoju. Jutro wyruszam na granicę wraz z patrolem. Muszę porozmawiać z Lamparcią Gwiazdą.
Borsuczy Goniec nadal drżał, jednak tylko wyszedł.
/-/
Mimo zaawansowanej już ciąży, niebieskawa kocica nie myślała o odpoczynku. Z samego świtu zebrała patrol - Pustułkowy Dziób, jej wierny zastępca, Borsuczy Goniec, jej ukochany partner, Kwiecisty Śpiew, delikatna, aczkolwiek przyjazna koteczka, Motyle Skrzydło - silny i dostojny kocur oraz dwójka jej dzieci - Płonąca Łapa i Szepcząca Łapa. Dwója uczniów była szczególnie podekscytowana, jakby gotowa na walkę. Gdy pierwsze promienie słońca przedzierały się przez korony drzew, sylwetki kotów już przenikały ciemności. Ich łapy miażdżyły gałązki oraz suche, opadnięte listki. Cel był prosty - dojść do granicy.
Gdy zaczęli czuć już wyraźny i mocno poszarpany zapach Klanu Burzy, zwolnili. Szli sprężystym krokiem, mięśnie były rozluźnione, lecz oczy chodziły raz w prawo, raz w lewo. Szczególnie niebieskawa kocica była czujna, wiedząc, iż w każdej sekundzie mogą zaskoczyć ich wojownicy Klanu Burzy. Po trwającej jakiś czas wędrówce zobaczyli koty biegnące w ich stronę - była to Iskrzące Futerko, zastępczyni oraz trójka nieznanych jej kotów.
- Co tutaj robicie? - rzuciła twardo rudo-pręgowana kocica, obnażając kły.
- Przyszliśmy w pokoju - odparł jej szarawy kocur o imieniu Pustułkowy Dziób - chcemy porozmawiać z Lamparcią Gwiazdą.
- Nigdy w życiu! - warknął jakiś czarny-pręgowany kot.
- To rozkaz - odfuknęła mu niebieskawa kocica.
Koty Klanu Burzy przez uderzenie serca wymienili spojrzenia, skulili uszy, a potem bezsilnie skinęli ogonami. Wiedzieli, że jak Klan Wilka zaatakuje, oni ich po prostu zabiją, więc to nie miało żadnego znaczenia. Iskrzące Futerko nadal szła spięta, z zaciętą minę.
- Lamparcia Gwiazdo...! - pisnął ten sam duży, czarny wojownik - Przyszli wojownicy Klanu Wilka, chcą coś od Ciebie. Zawsze możemy ich zabić.
Milcząca Gwiazda spięła wszystkie mięśnie, które równo zagrały pod jej króciutką sierścią. Ta groźba brzmiała okropnie, aczkolwiek wiedziała, iż na prawdę nie dadzą rady. Będą musieli wywalczyć sobie drogę do wyjścia. Z cienia wyszedł ten sam wielki kocur, którego poznała podczas bitwy. Tym razem wytrzymała jego mocne spojrzenie.
- Czego chcesz, zabójczyni Białej Gwiazdy? - warknął mocnym tonem głosu.
- Po pierwsze, nie zabiłam waszej liderki. Widać, Klan Gwiazd miał powód, aby pozbawić ją jej wszystkich żywotów - miauknęła dostojnie, majestatycznie siadając i owijając swój ogon wkoło przednich łap. Zignorowała głuche syknięcia kotów obcego Klanu - Chce zapieczętować Rdzawą Łapą sojusz naszych Klanów.
- Jestem ich córką! To nie prawda! - piszczała szylkretowa koteczka o rdzawym ogonie.
Lamparcia Gwiazda patrzył na Milczącą Gwiazdę tępym spojrzeniem. Albo przypieczętuje sojusz, albo ta szylkretowa terminatorka będzie nienawidzić go przez całe życie. Niebieskawa kocica wlepiała w niego oczekujące spojrzenie.
<< Lamparcia Gwiazdo? >>
Od Srebrzystego Piórka CD Milczącej Gwiazdy
- Srebrzyste Piórko! Co ty robisz!? - krzyknął Szkarłatny Wicher.
Spojrzała na kocura z ogniem w oczach. Znów musiałam skłamać.
- Ona chciała wtargnąć na nasze tereny! Chciałam ją powstrzymać! - powiedziałam.
Potem puściłam kotkę. Nagle niebieskawą kotkę przeszedł wstrząs. Wszyscy się na nią spojrzeli. Potem zaczęła zwijać się z bólu i piszczeć przeraźliwie. Szybko znów do niej podeszłam razem z pręgowanym kocurem.
- Co się dzieje Milcząca Gwiazdo? - spytał kocur lekko przerażony.
Kotka nie odpowiedziała. Zaczęłam badać ją wzrokiem, a po chwili powiązałam ze sobą dwa fakty. Wielki brzuch i wielki ból.
- Ona rodzi. - syknęłam.
Potem podeszłam do tyłu kotki.
- Co jej jest!? - spytał Szkarłatny.
Potem do mnie podszedł.
- Odsuń się! - syknęłam.
Kocur nie wykonał mojego polecenia, więc trzepnęłam go łapą i powtórzyłam:
- Odsuń się!
Kocur spojrzał na mnie i wstawił pazury. Już miał na mnie skoczyć.
- Przydaj się na coś i idź szukać jakiegoś patrolu czy coś! - powiedziałam wkurzona.
Przywódczyni Klanu Wilka jeszcze raz zadrżała, ale tym razem mocniej. Kocur się otrząsną. Wziął pozostałe koty i poszedł na tereny wrogiego klanu.
- Musisz się uspokoić. - starałam się mówić łagodnie - Słyszysz? Spokojnie.
Potem delikatnie położyłam swoją łapę na boku kotki i przesunęłam nią w geście uspokojenia kotki.
- Spokojnie. Musisz się uspokoić, jeśli chcesz, żeby twoje kocięta przeżyły. - powiedziałam najspokojniej jak umiałam.
Kotkę przeszedł kolejny dreszcz, ale tym razem mniejszy. Rozejrzałam się do okoła. Zobaczyłam dwa kwiaty maku. Szybko do nich podbiegłam i zerwałam. Potem wytrząsnęłam kilka ziaren obok pyszczka kotki.
- Zjedz je. Pomogą Ci. - powiedziałam cicho.
Potem lekko dotknęłam nosem głowy liderki. Nie lubiłam okazywać czułości ani innych podobnych rzeczy, ale to była sytuacja konieczna. Gdyby nie to, to umarłyby niewinne kocięta. Po chwili przyszła siódemka kotów. Szybko podbiegł do mnie jasno szary kocur o puszystym ognie i odciął mi dostęp do niebieskiej kotki. Wymieniliśmy się krótkimi syknięciami, potem kocur zwrócił się do kotki. Coś jej wyszeptał do ucha, a potem razem z innymi kotami pomógł wstać kotce i zabrali ją na terytorium Klanu Wilka. Milcząca Gwiazda spojrzała na mnie ostatni raz, a w jej spojrzeniu zauważyłam coś na znak podziękowania.
- Wracajmy do obozu. - powiedziała Jagodowe Futro.
Zaczęliśmy wracać. Po chwili Szkarłatny Wicher syknął mi do ucha:
- Pogadasz sobie z Płomienną Gwiazdą.
Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, ale szybko odwróciłam wzrok.
***
Minęło ćwierć księżyca od tamtego zdarzenia. Przez ten czas prawie w ogóle nie mogłam wychodzić z obozu, a jeśli już to razem z kimś. Po tej sytuacji jeszcze bardziej mi nie ufali. W końcu Płomienna Gwiazda pozwolił mi na samotne polowanie. Nie wiedzieć czemu ruszyłam na miejsce zdarzenie. Po prostu jakaś siła kazała mi tam iść.
<Milcząca?>
Spojrzała na kocura z ogniem w oczach. Znów musiałam skłamać.
- Ona chciała wtargnąć na nasze tereny! Chciałam ją powstrzymać! - powiedziałam.
Potem puściłam kotkę. Nagle niebieskawą kotkę przeszedł wstrząs. Wszyscy się na nią spojrzeli. Potem zaczęła zwijać się z bólu i piszczeć przeraźliwie. Szybko znów do niej podeszłam razem z pręgowanym kocurem.
- Co się dzieje Milcząca Gwiazdo? - spytał kocur lekko przerażony.
Kotka nie odpowiedziała. Zaczęłam badać ją wzrokiem, a po chwili powiązałam ze sobą dwa fakty. Wielki brzuch i wielki ból.
- Ona rodzi. - syknęłam.
Potem podeszłam do tyłu kotki.
- Co jej jest!? - spytał Szkarłatny.
Potem do mnie podszedł.
- Odsuń się! - syknęłam.
Kocur nie wykonał mojego polecenia, więc trzepnęłam go łapą i powtórzyłam:
- Odsuń się!
Kocur spojrzał na mnie i wstawił pazury. Już miał na mnie skoczyć.
- Przydaj się na coś i idź szukać jakiegoś patrolu czy coś! - powiedziałam wkurzona.
Przywódczyni Klanu Wilka jeszcze raz zadrżała, ale tym razem mocniej. Kocur się otrząsną. Wziął pozostałe koty i poszedł na tereny wrogiego klanu.
- Musisz się uspokoić. - starałam się mówić łagodnie - Słyszysz? Spokojnie.
Potem delikatnie położyłam swoją łapę na boku kotki i przesunęłam nią w geście uspokojenia kotki.
- Spokojnie. Musisz się uspokoić, jeśli chcesz, żeby twoje kocięta przeżyły. - powiedziałam najspokojniej jak umiałam.
Kotkę przeszedł kolejny dreszcz, ale tym razem mniejszy. Rozejrzałam się do okoła. Zobaczyłam dwa kwiaty maku. Szybko do nich podbiegłam i zerwałam. Potem wytrząsnęłam kilka ziaren obok pyszczka kotki.
- Zjedz je. Pomogą Ci. - powiedziałam cicho.
Potem lekko dotknęłam nosem głowy liderki. Nie lubiłam okazywać czułości ani innych podobnych rzeczy, ale to była sytuacja konieczna. Gdyby nie to, to umarłyby niewinne kocięta. Po chwili przyszła siódemka kotów. Szybko podbiegł do mnie jasno szary kocur o puszystym ognie i odciął mi dostęp do niebieskiej kotki. Wymieniliśmy się krótkimi syknięciami, potem kocur zwrócił się do kotki. Coś jej wyszeptał do ucha, a potem razem z innymi kotami pomógł wstać kotce i zabrali ją na terytorium Klanu Wilka. Milcząca Gwiazda spojrzała na mnie ostatni raz, a w jej spojrzeniu zauważyłam coś na znak podziękowania.
- Wracajmy do obozu. - powiedziała Jagodowe Futro.
Zaczęliśmy wracać. Po chwili Szkarłatny Wicher syknął mi do ucha:
- Pogadasz sobie z Płomienną Gwiazdą.
Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, ale szybko odwróciłam wzrok.
***
Minęło ćwierć księżyca od tamtego zdarzenia. Przez ten czas prawie w ogóle nie mogłam wychodzić z obozu, a jeśli już to razem z kimś. Po tej sytuacji jeszcze bardziej mi nie ufali. W końcu Płomienna Gwiazda pozwolił mi na samotne polowanie. Nie wiedzieć czemu ruszyłam na miejsce zdarzenie. Po prostu jakaś siła kazała mi tam iść.
<Milcząca?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)