- Co się stało? - spytałem.
- T-To nic ta-takiego. - szlochała.- Tyl-ko-ko przypomniałam s-sobie jak to z-zabili m-mojego o-ojca.
- Nie płacz już. Nad rozlanym mlekiem nie warto. To zdarzyło się wiele księżyców temu. Mój tata zawsze mówił ,,Lepiej nie rozdrapywać starych ran". Żyjmy teraźniejszością i przyszłością, bo przeszłości już nie da się zmienić.
- Masz rację. Musimy żyć przyszłością. - kotka powoli zaczęła się zbierać do kupy.
Po chwili zaczęła wylizywać się z łez. Ja
- Borsuczku, pokazać ci jak się poluje? - spytałem malca.
Ten potrząsnął głową na tak. Zacząłem skradać się do martwego królika, jakby był żywy. Po chwili skoczyłem na niego. Obróciłem się do malca.
- Widzisz Borsuczku? Tak się poluje. Teraz ty spróbuj z tym listkiem.
Usiadłem, czarna kotka obok mnie. Zaczęliśmy obserwować malca jak nie udolnie próbuje złapać listek. W pewnej chwili pomyślałem - Jak to jest posiadać własne potomstwo? Chciałbym je mieć, ale nie wiem czy Wilcza się zgodzi... Będę musiał się jej zapytać. Ale jeszcze nie teraz.
***
Kilka wschodów i zachodów słońca później nadarzyła się okazja. Był to piękny słoneczny dzień. Borsuczek bawił się gdzieś w rogu dziupli, a ja i moja partnerka patrzyliśmy na niego wtuleni w siebie. W pewnym momencie zacząłem rozmowę:
- Wilcza...
- Tak? - spytała.
- Pamiętasz jak kilka wschodów słońca temu rozmawialiśmy o rodzinie?
- Pamiętam.
- I... Tak się zastanawiam czy... Chciałabyś mieć ze mną dzieci?
<Wilcza Duszo? <3 nie trochę za wcześnie? Przecież macie już jednego kociaka, który nawet nie dorósł do wieku uczniowskiego...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz