Z tego dziwnego stanu, wyrwał go nieco piskliwy głos zbliżającego się w jego stronę jednego z kociąt. Spojrzał naokoło, jakby próbując potwierdzić, że to do niego mówiono. Nie zauważając jednak żadnego innego kota w swoim otoczeniu, ponownie spojrzał na pełznącego szkraba.
- Nie jestem wojownikiem.
Odparł, kiedy z całą ufnością wpatrywała się w niego. Poczucie zawstydzenia i lekkiej konsternacji pociągnęły jego ogon pod brzuch. Oh jak bardzo chciał być wojownikiem! A przynajmniej, kimś godnym nazywania uczniem. W tej chwili był równie dobry co mysia strawa. Za słaby, za wolny, za… dziwny.
Przez chwilę znowu odpłynął. Poruszając się w tej dziwnej przestrzeni, miał wrażenie, jakby znów tonął. Dźwięki docierały do niego jakby wygłuszone, a wzrok pozostawał zamazany.
Kolejny raz wybił go z tego kociak przed nim. Tym razem puchate stworzenie wybuchło głośnym rozpaczliwym płaczem. Dzieciak wylewał swoje małe serduszko na zewnątrz w ściskającym łkaniu.
- Hej, nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Będziesz chora, jak tak mocno będziesz płakać, wiesz? Zapewniam, że podlewanie ziemi łzami nie sprawi, że wyrosną kwiatki.
Potok słów i niezdarne pacanie łapą kociaka po grzbiecie po chwili zdawało się działać. Z wolna, wielkie łzy zmieniły się w spokojniejsze pochlipywanie. Skrzelikowa Łapa zdesperowany, aby pocieszyć kociaka, położył głowę na równej wysokości i trącał delikatnie nosem, miękkie futerko na brzuszku malucha.
- Lubisz kwiatki? Czy w ogóle widziałaś kwiatki? Są naprawdę ładne. Przyniosę ci! Chcesz? Hej, hej nie musisz już płakać, wszystko dobrze. Jakoś to rozwiążemy.
Siedział tak i mamrotał, próbując dać jak najwięcej komfortu. Dopiero w momencie, kiedy dużo wyższy cień padł na jego twarz, zauważył królową. Ta piętrzyła się nad nim, patrząc w dół z niejaką pogardą. Skrzelikowa Łapa jeszcze bardziej przycisnął brzuch do podłoża i kładąc uszy po sobie, zapragnął zniknąć spod groźnego spojrzenia.
On nie chciał niczego złego! Starał się tylko pocieszyć to kocię! Naprawdę nie miał żadnego złego zamiaru. Leżał, więc nawet nie mógł jej skrzywdzić, przypadkowo się przewracając czy cokolwiek takiego.
- Algo! Co wam mówiłam na temat samotnych wędrówek?
Piorunujące spojrzenie królowej spoczęło na kociaku. Oczy Skrzelika rozszerzyły się w uświadomieniu. Alga! To przecież imię jednej z księżniczek! O nie, nie, nie! Nie chciał mieć żadnych tarapatów.
- Proszę mi wybaczyć! Ja tylko chciałem ją pocieszyć! Naprawdę!
Ze Skrzelikowej Łapy wylewała się desperacja. Gdyby coś przypadkiem zrobił Aldze, Krzycząca Makrela byłby tak rozczarowany! Wszyscy byliby rozczarowani i zniesmaczeni! Tym razem naprawdę nic nie zrobił! Czuł, jak jego oddech przyspiesza, gdy spadał w spiralę strachu.
- Alga nie powinna się sama oddalać spod mojej opieki przede wszystkim. Prawda?
- Tak ciociu - mruknęła niemrawo kotka. Jej wielkie brązowe oczy nadal mokre od łez unikał wzroku Kotewkowego Powiewu.
- Ja... ja w takim razie… w takim razie już pójdę. Nie chciałem sprawiać kłopotów.
Z podkulonym ogonem kocur czmychnął w kierunku wyjścia. Jednak nadal w głowie utkwiła mu obietnica, którą złożył. Przyniesie Aldze kwiatki, nawet jeśli kosztowałoby to jego ogon!
<Alga? Skrzelik z pewnością będzie próbował odwiedzić>
Liczba słów: 639
[przyznano 13%]
Alga dziękuje z góry za piękne kwiatki i docenia próbę pocieszenia <3 <3 Bardzo miło się czytało!
OdpowiedzUsuń