- Nie mam powodów, żeby się nie zgodzić - stwierdziła, po usłyszeniu pytania. Odnosząc się do wcześniejszych jej rozmyślań, być może powinna się martwić o Srebrnego. I owszem, martwiła się, jednak w tym momencie, bardziej zaniepokojona była o psychikę Piaska. Tego realnego, którego znała. Srebrny sobie poradzi, gorzej było z resztą. - Jeśli nie będziecie za blisko z terenami Klanu Wilka. - dodała zaraz chłodniej - Nie rozumiem tylko, jak sobie to wyobrażasz. ,,Szukali". Śmiem podejrzewać, że chcesz mieszkać poza obozem? Z resztą, z tego co kojarzę, to twoja rodzina jest częścią klanu, a tym samym, także i patroli. A i ślepi też nie są. - uniosła brwi, czekając na odpowiedź. W końcu ktoś ich razem zobaczy i nie będzie jej się chciało od nowa wysłuchiwać jęków i stęków Lwiej Paszczy.
- Nie będziemy... Myślałem o terenach, z których najczęściej wychodzą samotnicy, aby jakoś przyczynić się do ich bezpieczeństwa... A co do mojej rodziny... Nie słyszałem, aby nocą były wysyłane patrole. Za dnia, nawet jeśli się spotkamy... Nic nie zobaczą.
Szylkretka zmarszczyła czoło.
- Mhm... tak, czy dobrze rozumiem? We dwójkę, sami, na terenach opętanych przez samotników.
- Wątpię, aby jacyś się pojawili... A nawet jeśli... Jesteśmy doskonale wyszkoleni. Nic nam nie będzie - zapewniał. - Proszę... Choćby na kilka dni. Jeżeli będzie to dla nas zbyt niebezpieczne, wrócimy szybciej. To lepsze niż nic.
Zmrużyła oczy, patrząc przez chwilę intensywnie na Piaska, po czym westchnęła przeciągle. Ona sama by sobie poszła na takie granice, gdyby mogła. Najlepiej na stałe. Może uda się do Klanu Klifu pogadać ze Lśniącym, o ile jeszcze żyje.
- Niech będzie. Nie mam ochoty się z wami użerać. - Stwierdziła, po czym zamilkła na moment, jakby próbując coś przełknąć - Z resztą.... należy ci się... odpoczynek. Powinnam przeprosić za wepchnięcie cię w tą rolę.
- Dziękuję - wymiauczał z wdzięcznością, wypuszczając z ulgą powietrze. - To nie twoja wina... Ja podjąłem decyzję. Mogłem w końcu odmówić i dać to zrobić zastępczyni. Mogę o to obwiniać tylko siebie.
- Skoro tak to widzisz - rzuciła jedynie na odchodne. Nie miała zamiaru się tu płaszczyć i błagać o wybaczenie czy coś, bez przesady. Z resztą, Piasek miał rację, to była jego decyzja, nie jej wina, że brak mu asertywności. Gdyby połączyć go z Lew, to zyskaliby całkiem przyzwoitego kota. Oczywiście łącząc dobre cechy, nie te złe. Cóż to by była wtedy za abominacja.
,,Jestem zmęczona, Rumianku" zaczęła dnia poprzedniego, patrząc na uklepaną posadzkę. ,,Już od bardzo, bardzo dawna zastanawiam się, dlaczego gwiazdy mnie tu trzymają".
Minęło trochę czasu od ostatniej rozmowy, podczas której zdążyło zdarzyć się wiele, jak na jej gust za wiele, doprowadzając do bólu w skroniach i zastanawianiem się, ile ten cyrk będzie jeszcze trwać. Sójczy Szczyt również nie robiła się młodsza i gdyby tylko dała znak, Róża chętnie odprawiłaby ją do starszyzny, na jej miejsce dając kogoś innego. W końcu było wiele możliwości, które można było wykorzystać. Będzie musiała o tym wspomnieć i porozmawiać przy najbliższej okazji. Gdyby Piasek nie był tak przyczepiony do swojej rodziny i gdyby nie miała co do niego pewnych obaw, może i jego by wcisnęła na stanowisko zastępcy. Jednak patrząc na obecną sytuację, były do tego lepsze koty.
Wyszła. Z bólem stawów, z bólem głowy, czując chłód w kościach i niechęć, z jaką przywitał ją poranek. Nie było zbyt ciepło, jednak w jej oczy intensywnie wdzierało się światło. Przez co musiała zmarszczyć pysk i zmrużyć oczy, po czasie czując zmęczenie mięśni twarzy i irytację. Postanowiła podejść, zanim jeszcze klan wstał na nogi, do stojących na granicy wolontariuszy. Szczerze, zaczęła żałować, że sama na coś takiego nie wpadła w młodości. Pod pewnym względem rozumiała odczucia kremowego. Może nie odnośnie rodzeństwa, to trafiło jej się nawet całkiem udane, jednak pod względem szmerów. Szeptów skierowanych pod twoim adresem. A wszystko przez piętno pokoleniowe, i o ironio, Piaskową Gwiazdę. Chciała, żeby wszyscy pamiętali o jej wyczynach. By jej zbrodnie stanowiły przestrogę nawet, jeśli zła łata będzie ciążyć na następnych kotach, podobnych do syna Zięby. W jej odczuciu, była to tylko mało istotna pchła, w porównaniu do większego znaczenia, celu, jakim było wprowadzenie w życie kronikarzy. I jeśli któryś z nich, kiedykolwiek odważy się bawić we własne opowiastki, osobiście go odwiedzi.
- Zauważyłeś coś ciekawego? - spytała po czasie, gdy w jej oczy rzuciła się kremowa sylwetka, od której przed chwilą oddaliła się inna, w której to rozpoznała swoje kocię. Podeszła z wolna, siadła obok i popatrzyła przed siebie, na tereny nocniaków. W tym momencie, wizja zajęcia ich wybiegających poza dopuszczalną normę terenów, nie wydawałaby się taka zła, gdyby nie wilczaki po drugiej stronie. Nadal nie miała pojęcia, czemu skończyli od nowa w środku wszystkiego, z ciasnymi granicami. Po tym całym trudzie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz