- Zostaw ją - powiedział pewnie i stanowczo do kocura wpatrując się w niego przenikliwym spojrzeniem swoich niebieskich oczu.
- A dlaczego miałbym to zrobić - odpowiedział ten, odwzajemniając spojrzenie i starając się samym głosem i nad wyraz osobliwym spojrzeniem wściekłych pomarańczowych oczu wystraszyć Lwa, ale zapewne nie wiedział, że to nie przejdzie. Lew się nie boi. Takie sztuczki to niech se stosuje na innych, na nim to nie robi większego wrażenia.
- A dlaczego miałbyś tego nie zrobić? Zostaw ją. W tej chwili.
Przez ułamek sekundy dojrzał na pysku kocura wyraz zaskoczenia.
- A dlaczego miałbym to zrobić - odpowiedział ten, odwzajemniając spojrzenie i starając się samym głosem i nad wyraz osobliwym spojrzeniem wściekłych pomarańczowych oczu wystraszyć Lwa, ale zapewne nie wiedział, że to nie przejdzie. Lew się nie boi. Takie sztuczki to niech se stosuje na innych, na nim to nie robi większego wrażenia.
- A dlaczego miałbyś tego nie zrobić? Zostaw ją. W tej chwili.
Przez ułamek sekundy dojrzał na pysku kocura wyraz zaskoczenia.
- Jeszcze ci się żaden młodzik tak nie postawił, co? To ja będę pierwszy - pomyślał z zadowoleniem.
Kocur nic nie robiąc sobie z tego, co Lew do niego mówi, chciał rzucić się na koteczkę. Ale nie na jego warcie. Lew był szybszy i wskoczył przed nią, waląc łapą z wysuniętymi pazurami delikwenta prosto w pysk. Kocur warknął w jego stronę i skoczył na niego. Lew kątem oka zdążył dostrzec, jak mała koteczka kuli się i cofa, wpatrując się w nich z przerażeniem wielkimi pięknymi zielonymi oczami. Sam szybko przesunął się pod brzuchem skaczącego na niego kocura i przy okazji przeorał go pazurami przedniej łapy. Kocur wylądował na cztery łapy, ale zanim zdążył się obrócić, Lew już się na niego rzucił od tyłu. Przewalili się na ziemię, turlając się po niej i raniąc przeciwnika czym się da. Kot wykorzystał to, że Lew nadal nosi swoją starą obrożę i usiłował się chwycić ja kłami lub pazurami i w końcu mu się to udało. Na szczęście dla Lwa, jak je wcisnął, tak teraz nie mógł uwolnić pazurów, które w nią wbił. Lew wykorzystał ten moment i ugryzł go w tę właśnie łapę. Pod wpływem bólu tamten szarpnął mocniej i uwolnił łapę. rzucił się na niego, waląc go łapą w pysk, i zostawiając tam piekące głębsze zadrapanie na prawym oku. Lew zamrugał, szybciej strząsając krew i rzucił się z powrotem do walki. Chwycił przeciwnika za ucho i pociągnął, rozdzierając je, ale ten wykorzystując chwilę jego nieuwagi, chwycił go od tyłu za kark i rzucił na ziemię. Zanim Lew zdążył się podnieść, kocur rozorał mu pazurami prawy bark. Zanim jednak zdążył cofnąć łapę, Lew ją chwycił zaciskając na niej coraz bardziej szczęki. Przeciwnik zawył z bólu. Jednak to nie koniec. Podniósł się, szarpiąc przeciwnika za trzymaną w swoim pysku łapę i w ten sposób go przewalając. Przeciągnął go kawałek od ziemi i wpatrywał się z zadowoleniem w oczy kocura patrzące na niego z bólem, przerażeniem i złością. Puścił łapę czarnego, która opadła bezwładnie na ziemię i skoczył na niego, przyszpilając go do ziemi. Uśmiechnął się triumfalnie i spojrzał mu prosto w oczy.
- Wygrałem - powiedział pewnym siebie głosem z nutą bezczelności zmieszanej ze złośliwością. - A teraz, zabieraj stąd swoje cztery litery kupo futra. A jak jeszcze raz zobaczę cię, chcącego skrzywdzić jakiegoś kota, to gorzko tego pożałujesz.
Lew puścił przeciwnika i odsunął się stając tak, by móc chronić koteczkę. jakby tamten chciał jeszcze raz podjąć atak...Kocur wstał i jeszcze przez chwilę wpatrywał się w Lwa z niedowierzaniem, jakby dalej nie rozumiejąc, co się stało. Pewnie i tak nie wie, że Lew jest aż tak młody, ale z pewnością jego zwycięstwo zrobiło na nim jakieś wrażenie. Lew ponaglił kocura, by ten odszedł. Ten powoli odwrócił się i pognał gdzieś w sobie tylko znanym kierunku.
Gdy kocur już sobie poszedł, Lew spojrzał na nadal stojącą z boku koteczkę. Co ona tam robiła? Wyglądała jak typowa pieszczoszka, jej puszyste pozlepiane futerko było nastroszone, dalej wpatrywała się przerażonymi zielonymi oczkami w niego, odchodzącego kota daleko w oddali, oraz pustą przestrzeń. Biedne dziecko, jak widać miała dosyć niemiłą przygodę, jak na pierwszy raz poza domem.
- Heej, mała nic ci nie jest? - zapytał się koteczki, podchodząc powoli bliżej, by jej nie wystraszyć.
- Nnie nic mi nie jest. - odpowiedziała mu kotka. Trzęsła się ze strachu jak galaretka. Co, ona myśli, że Lew też chce jej coś zrobić? I tu pomyłka. On nie krzywdził, nie krzywdzii nie będzie krzywdzić niewinnych kotów...
- Czego się boisz? - zapytał kotkę. - Przecież cię nie zjem - zaśmiał się swobodnie.
- …Nie zjesz?
- Nie zjem cię, a co myślałaś, że wszystkie nie pieszczoszki krzywdzą się nawzajem?
- Nie…
- A faktycznie, nie przedstawiłem się. Jestem Lew. - A ty?
- Mam na imię Misty.
- Gdzie jest twój dom Misty? Odprowadzę cię.
- Nie trzeba, sama dam radę.
Lew jeszcze raz przyjrzał się koteczce. Wyglądała jak wychudzony szczur. Jej zapewne niegdyś ładna i lśniąca zrudziała sierść była teraz potargana i matowa, gdzieniegdzie miała powbijane kolce jakiś krzewów. Jak widać, nasz szczurek niezbyt sobie radzi, heh. - pomyślał. Jak widać, niezbyt sobie tutaj radzi, co jest oczywiste po jej wyglądzie. Musiała nawiać właścicielowi, myśląc, że tu żyje się tak łatwo i przyjemnie. A tu zaskoczenie, no cóż.
- Nie dasz rady. Nawet nie zaprzeczaj, bo widać to po tym, jak wyglądasz. Kiedy, komu i po co nawiałaś właścicielowi, huh?
- Ja nie nawiałam…
- To, co się stało? Ktoś cię porzucił? Twój właściciel umarł?
- Mhm - mruknęła koteczka, a w jej ślicznych zielonych oczach zaczęły zbierać się łzy.
- No już, nie płacz. - Mówiąc to, podszedł do kotki i ją objął. - Pomogę ci. Jak nie masz domu, mogę zabrać cię do mnie, zamieszkamy razem, mam bardzo dużo miejsca a mieszkam sam. Zobaczysz, spodoba ci się. Nie myśl, że cię tu zostawię, przecież ty już wyglądasz jak nie wiem co.
- Nnaprawdę? Mmogę z tobą zamieszkać?
- Oczywiście, że tak! Tylko najpierw muszę iść zapolować, bo inaczej nie mamy dzisiaj śniadania i kolacji. Chodź, to w tamtą stronę, w okolicach pola można znaleźć najbardziej tłuste i smaczne myszy! Możemy zapolować razem!
- Ale ja nie umiem polować - powiedziała zwieszając główkę Misty.
- O, to nauczę cię! Chodź!
Chwycił Misty i posadził sobie na karku. Przecież to sama skóra i kości. Jest tak leciutka, że mógłby ją zanieść choćby na drugi koniec świata. Wydawała się przez chwilę trochę zszokowana, ale teraz nie czas na zatrzymywanie się i tłumaczenie swoich zachowań.
Podniósł ze stosu upolowanych przez siebie myszy jedną, tłustą brązowo rdzawą myszkę i podał kotce. Mówił, by sobie brała, ile chce, jak jest głodna, ale najwyraźniej jeszcze na tyle się nie odważy przy nim. Ma nadzieję, że Misty mu zaufa, w mieście zaufanie jest ważne, pod jednym dachem tym bardziej.
- Trzymaj mała. Jedz myszę, bo z takim truposzem to ja nie dojdę do miasta. Musisz nabrać trochę sił, a potem pójdziemy do mnie, to sobie odpoczniesz. A i jak już się przyzwyczaisz, jeśli chcesz, mogę cię nauczyć polować, walczyć, pokonywać drogę grzmotu, chodzić po dachach i inne takie. Zobaczysz, będzie fajnie i zabawnie, bo jednak bez umiejętności tego typu w mieście zginiesz, niestety, taka prawda.
Kotka na początku nieufnie przyglądała się myszy. Pierwsza degustacja mysiego dzikiego mięska jak widać. W końcu zaczęła z niewiarygodną prędkością pochłaniać zdobycz. Gdy wreszcie się pożywili, Lew wstał i spojrzał na Misty.
- Chodź. Czas do domku. Dasz radę wziąć piszczki? Pobiegniemy po dachach, tam jest mniejsze prawdopodobieństwo, że się na kogoś natkniemy i będzie bójka o żarełko.
- Ale ja nie umiem chodzić po dachach…
- Ale ja umiem. Dlatego zaniosę cię na grzbiecie, staraj się nie wiercić i trzymaj piszczki.
Schylił się, by koteczka mogła mu wejść na kark i ruszyli w kierunku miasta.
< Mistuś, wykaż się (i nie zjedz Lwa za noszenie cię na grzbiecie)>
Kocur nic nie robiąc sobie z tego, co Lew do niego mówi, chciał rzucić się na koteczkę. Ale nie na jego warcie. Lew był szybszy i wskoczył przed nią, waląc łapą z wysuniętymi pazurami delikwenta prosto w pysk. Kocur warknął w jego stronę i skoczył na niego. Lew kątem oka zdążył dostrzec, jak mała koteczka kuli się i cofa, wpatrując się w nich z przerażeniem wielkimi pięknymi zielonymi oczami. Sam szybko przesunął się pod brzuchem skaczącego na niego kocura i przy okazji przeorał go pazurami przedniej łapy. Kocur wylądował na cztery łapy, ale zanim zdążył się obrócić, Lew już się na niego rzucił od tyłu. Przewalili się na ziemię, turlając się po niej i raniąc przeciwnika czym się da. Kot wykorzystał to, że Lew nadal nosi swoją starą obrożę i usiłował się chwycić ja kłami lub pazurami i w końcu mu się to udało. Na szczęście dla Lwa, jak je wcisnął, tak teraz nie mógł uwolnić pazurów, które w nią wbił. Lew wykorzystał ten moment i ugryzł go w tę właśnie łapę. Pod wpływem bólu tamten szarpnął mocniej i uwolnił łapę. rzucił się na niego, waląc go łapą w pysk, i zostawiając tam piekące głębsze zadrapanie na prawym oku. Lew zamrugał, szybciej strząsając krew i rzucił się z powrotem do walki. Chwycił przeciwnika za ucho i pociągnął, rozdzierając je, ale ten wykorzystując chwilę jego nieuwagi, chwycił go od tyłu za kark i rzucił na ziemię. Zanim Lew zdążył się podnieść, kocur rozorał mu pazurami prawy bark. Zanim jednak zdążył cofnąć łapę, Lew ją chwycił zaciskając na niej coraz bardziej szczęki. Przeciwnik zawył z bólu. Jednak to nie koniec. Podniósł się, szarpiąc przeciwnika za trzymaną w swoim pysku łapę i w ten sposób go przewalając. Przeciągnął go kawałek od ziemi i wpatrywał się z zadowoleniem w oczy kocura patrzące na niego z bólem, przerażeniem i złością. Puścił łapę czarnego, która opadła bezwładnie na ziemię i skoczył na niego, przyszpilając go do ziemi. Uśmiechnął się triumfalnie i spojrzał mu prosto w oczy.
- Wygrałem - powiedział pewnym siebie głosem z nutą bezczelności zmieszanej ze złośliwością. - A teraz, zabieraj stąd swoje cztery litery kupo futra. A jak jeszcze raz zobaczę cię, chcącego skrzywdzić jakiegoś kota, to gorzko tego pożałujesz.
Lew puścił przeciwnika i odsunął się stając tak, by móc chronić koteczkę. jakby tamten chciał jeszcze raz podjąć atak...Kocur wstał i jeszcze przez chwilę wpatrywał się w Lwa z niedowierzaniem, jakby dalej nie rozumiejąc, co się stało. Pewnie i tak nie wie, że Lew jest aż tak młody, ale z pewnością jego zwycięstwo zrobiło na nim jakieś wrażenie. Lew ponaglił kocura, by ten odszedł. Ten powoli odwrócił się i pognał gdzieś w sobie tylko znanym kierunku.
Gdy kocur już sobie poszedł, Lew spojrzał na nadal stojącą z boku koteczkę. Co ona tam robiła? Wyglądała jak typowa pieszczoszka, jej puszyste pozlepiane futerko było nastroszone, dalej wpatrywała się przerażonymi zielonymi oczkami w niego, odchodzącego kota daleko w oddali, oraz pustą przestrzeń. Biedne dziecko, jak widać miała dosyć niemiłą przygodę, jak na pierwszy raz poza domem.
- Heej, mała nic ci nie jest? - zapytał się koteczki, podchodząc powoli bliżej, by jej nie wystraszyć.
- Nnie nic mi nie jest. - odpowiedziała mu kotka. Trzęsła się ze strachu jak galaretka. Co, ona myśli, że Lew też chce jej coś zrobić? I tu pomyłka. On nie krzywdził, nie krzywdzii nie będzie krzywdzić niewinnych kotów...
- Czego się boisz? - zapytał kotkę. - Przecież cię nie zjem - zaśmiał się swobodnie.
- …Nie zjesz?
- Nie zjem cię, a co myślałaś, że wszystkie nie pieszczoszki krzywdzą się nawzajem?
- Nie…
- A faktycznie, nie przedstawiłem się. Jestem Lew. - A ty?
- Mam na imię Misty.
- Gdzie jest twój dom Misty? Odprowadzę cię.
- Nie trzeba, sama dam radę.
Lew jeszcze raz przyjrzał się koteczce. Wyglądała jak wychudzony szczur. Jej zapewne niegdyś ładna i lśniąca zrudziała sierść była teraz potargana i matowa, gdzieniegdzie miała powbijane kolce jakiś krzewów. Jak widać, nasz szczurek niezbyt sobie radzi, heh. - pomyślał. Jak widać, niezbyt sobie tutaj radzi, co jest oczywiste po jej wyglądzie. Musiała nawiać właścicielowi, myśląc, że tu żyje się tak łatwo i przyjemnie. A tu zaskoczenie, no cóż.
- Nie dasz rady. Nawet nie zaprzeczaj, bo widać to po tym, jak wyglądasz. Kiedy, komu i po co nawiałaś właścicielowi, huh?
- Ja nie nawiałam…
- To, co się stało? Ktoś cię porzucił? Twój właściciel umarł?
- Mhm - mruknęła koteczka, a w jej ślicznych zielonych oczach zaczęły zbierać się łzy.
- No już, nie płacz. - Mówiąc to, podszedł do kotki i ją objął. - Pomogę ci. Jak nie masz domu, mogę zabrać cię do mnie, zamieszkamy razem, mam bardzo dużo miejsca a mieszkam sam. Zobaczysz, spodoba ci się. Nie myśl, że cię tu zostawię, przecież ty już wyglądasz jak nie wiem co.
- Nnaprawdę? Mmogę z tobą zamieszkać?
- Oczywiście, że tak! Tylko najpierw muszę iść zapolować, bo inaczej nie mamy dzisiaj śniadania i kolacji. Chodź, to w tamtą stronę, w okolicach pola można znaleźć najbardziej tłuste i smaczne myszy! Możemy zapolować razem!
- Ale ja nie umiem polować - powiedziała zwieszając główkę Misty.
- O, to nauczę cię! Chodź!
Chwycił Misty i posadził sobie na karku. Przecież to sama skóra i kości. Jest tak leciutka, że mógłby ją zanieść choćby na drugi koniec świata. Wydawała się przez chwilę trochę zszokowana, ale teraz nie czas na zatrzymywanie się i tłumaczenie swoich zachowań.
***
Podniósł ze stosu upolowanych przez siebie myszy jedną, tłustą brązowo rdzawą myszkę i podał kotce. Mówił, by sobie brała, ile chce, jak jest głodna, ale najwyraźniej jeszcze na tyle się nie odważy przy nim. Ma nadzieję, że Misty mu zaufa, w mieście zaufanie jest ważne, pod jednym dachem tym bardziej.
- Trzymaj mała. Jedz myszę, bo z takim truposzem to ja nie dojdę do miasta. Musisz nabrać trochę sił, a potem pójdziemy do mnie, to sobie odpoczniesz. A i jak już się przyzwyczaisz, jeśli chcesz, mogę cię nauczyć polować, walczyć, pokonywać drogę grzmotu, chodzić po dachach i inne takie. Zobaczysz, będzie fajnie i zabawnie, bo jednak bez umiejętności tego typu w mieście zginiesz, niestety, taka prawda.
Kotka na początku nieufnie przyglądała się myszy. Pierwsza degustacja mysiego dzikiego mięska jak widać. W końcu zaczęła z niewiarygodną prędkością pochłaniać zdobycz. Gdy wreszcie się pożywili, Lew wstał i spojrzał na Misty.
- Chodź. Czas do domku. Dasz radę wziąć piszczki? Pobiegniemy po dachach, tam jest mniejsze prawdopodobieństwo, że się na kogoś natkniemy i będzie bójka o żarełko.
- Ale ja nie umiem chodzić po dachach…
- Ale ja umiem. Dlatego zaniosę cię na grzbiecie, staraj się nie wiercić i trzymaj piszczki.
Schylił się, by koteczka mogła mu wejść na kark i ruszyli w kierunku miasta.
< Mistuś, wykaż się (i nie zjedz Lwa za noszenie cię na grzbiecie)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz