Przysiadła gdzieś na krańcu wyspy, niedaleko szeregu szumiących uspokajająco trzcin, trzymając między łapami rybę, którą zabrała ze sterty. W pozycji leżącej powąchała ją, ale tak szybko, jak to zrobiła, zmarszczyła nos i odsunęła łeb. Jak Nocniacy mogli je jeść na co dzień? Paskudnie cuchnęły. Zbliżyła swój nos po raz kolejny, starając się zignorować swąd i przekonać się do innego rodzaju jedzenia. Liznęła rybę po łuskach i od razu się skrzywiła.
— Niezbyt smaczne, co? — usłyszała jakiś głos i zaraz ujawnił się jego właściciel. Jakiś wojownik przemknął przez busz trzcin, spoglądając na nią z ukosa.
— Jak widać — odparła. — Z kim mam przyjemność?
— Krzycząca Makrela — powiedział to tak głośno, że zaczęła rozumieć, dlaczego nadano mu takie imię. Skrzywiła się i położyła po sobie uszy. Postanowiła nie zważać na obecność osobnika i kontynuować próbę spożycia zdechłej ryby. Jeśli miała mieć siłę na patrolach, musiała jeść, a niewątpliwie na stercie brakowało porządnej lądowej zwierzyny. Pochyliła się znów nad rybą leżącą między jej łapami i nieśmiało wzięła mały kęs. To mięso było... dziwne. Właściwie nie smakowało nawet jak mięso. Dziwne, białe, rozdrobnione mięso, które w konsystencji nie przypominało niczego, co znała. Zaczęła żuć i w końcu przełknęła, czując, jak zbiera jej się na wymioty. Po chwili poczuła w gardle coś ostrego i zaczęła się krztusić. Wyplunęła jakąś ość, która wylądowała w trawie razem z jej śliną. Obrzydliwe.
— Radzę uważać, ryby mają ości — parsknął kocur. — Kośćmi też się krztusisz?
Przekręciła głowę, spoglądając na kocura z politowaniem. Naprawdę robił sobie teraz żarty? Zadarła pobródek.
— Z przełykaniem kości radzę sobie znakomicie.
— Widać — parsknął głośno, powstrzymując śmiech. — Wilczacy by się chyba nie pozbierali, gdyby delegacja zdechła od ryb.
Zamordowała go spojrzeniem, ale kocur cofnął się w geście obronnym. Pozwoliła sobie na drobny uśmiech. Życie zmuszało ją od najmłodszego do wtapiania się w tłum, do podchwytywania zachowań od kotów. W ten sposób nauczyła się udawać, gdy sama nie rozumiała pewnych interakcji społecznych. Miała jednak wrażenie, że z każdym dniem rozumiała je coraz bardziej, ale coraz mniej miała uczuć, które pozwoliłyby jej na szczere wykonywanie tych interakcji. Mimo to zdołała rozpoznać, że kocur po prostu żartował.
— Nie wiedziałam, że Nocniacy słyną z czarnego humoru — jej wąsy zadrgały. Ponownie ugryzła rybę, tym razem pilnując, by żadna ość nie weszła jej w drogę. Pewnie dało się do takiego typu zwierzyny przyzwyczaić, choć te twarde łuski i dziwaczne białe mięso o nieznacznym smaku, a do tego odór, były dość odstraszające. — No, jedzeniem raczej nie możecie się pochwalić.
* * *
Nie minęło wiele czasu; słońce wzniosło się do góry i oświetliło wyspę łagodnym blaskiem. Wróciła do obozu z polowania, a jej sierść nieprzyzwyczajona do wody przemokła niemal do suchej nitki. Musiała najpierw babrać się w wilgotnej, zabłoconej glebie u krawędzi koryta rzeki, a potem przekroczyć wodną barierę odgradzającą obozową wyspę od stałego lądu. W pysku niosła rybę i szczerze mówiąc, nos marszczył jej się od samego jej zapachu. Gdyby mogła, polowałaby na myszy i inne gryzonie, tak jak to robiła w swoim rodzimym klanie, ale nie robiła tego bynajmniej dla siebie, a dla Klanu Nocy, który mimo wszystko gościł ich swoimi zasobami. A oni raczej w lądowej zwierzynie nie gustowali.
Wojownicy byli całkiem przyzwoici - pokazali jej, jak łapać ryby, choć wprawdzie mówiąc nigdy w życiu nie czuła się jeszcze tak bardzo bezużyteczna. Śliskie stworzenia wymykały jej się spod pyska, a łapy osuwały z lepkiej gleby, nie pomagając jej zbytnio w łowie.
— Ryby nie widzą, co znajduje się ponad taflą — instruował ją Pchli Nos. — Mają słabe pole widzenia, a ich atutem jest szybkość. Musisz wyczuć odpowiedni moment...
W rzece pojawił się szarawy zarys płetw, a kocur wysunął pysk i natychmiastowo złapał stworzenie w zęby.
— Sztuka polega na tym, by wyczuć, kiedy ryba podpłynie na tyle blisko, by można było ją chwycić. Rzeka często wyrzuca je w górę, a gdy wyskakują ponad wodę, to odpowiedni moment, żeby je złapać.
Wojownicy nie zdradzali jej wszystkiego, ale mówili wystarczająco, by na coś im się przydała. Jednak mimo instrukcji i tłumaczeń, szło jej raczej kiepsko. Nie przywykła do takiego rodzaju zwierzyny, a i sposób jej łapania różnił się dużo od tego, którego jej uczono.
Teraz stała już na brzegu wyspy, a kilku Nocniaków powróciło wraz z nią. Udało jej się złapać jedną rybę, choć głównie dlatego, że wyskoczywszy nad wodę, wylądowała na brzegu. To tak, jakby mysz wbiegła jej prosto w łapy - nic specjalnego, żadne osiągnięcie, którym można by się chwalić. O nieudanym polowaniu wolała jak najszybciej zapomnieć.
Postanowiła zająć się teraz czymś dużo mniej frustrującym, ale i czymś, w czym była dużo lepsza, niż w łapaniu śmierdzących ryb. Chciała dowiedzieć się trochę więcej o miejscu, w którym przebywała. Oczywiście nie zamierzała wypytywać o żadne szczegóły - była tu gościem, a wścibskość nie spodobałaby się pewnie Nocniakom. Ona sama mimo wszystko miała duży szacunek w stosunku do Nocniackiej władzy. Potrafiła dostrzec dobrego przywódcę i silny klan. Uczono ją tego od młodu.
Wolała więc trzymać się na dystans i nie pytać o zbyt wiele, nie tylko z szacunku, ale również po to, by nikomu nie przyszło na myśl, że chciała wyciągnąć jakieś informacje. Właściwie to nie było nawet jej celem. Chciała jedynie dowiedzieć się nieco o klanie, aby móc dostosować się do nowego środowiska. Nie chciała się tu nikomu narażać, nie znała tutejszych kotów, a wolała pozostać we względnie pozytywnych relacjach z większością z nich. Cała ta... władza dziedziczna i wszystko, co wokół tego się kręciło... Natłok nowych informacji nieco ją przytłaczał. Potrzebowała czasu, żeby wybadać grunt i móc stwierdzić, kto jaką rolę tu pełnił i do kogo powinna odnosić się z szacunkiem, a jakich kotów unikać. Musiała wytworzyć sobie dobrą renomę. Nie chciała pętać się wśród tych pogardzanych przez klan, a z pewnością tacy byli - tak samo jak w Klanie Wilka.
— Witaj — podeszła więc do pierwszego lepszego kota, który wydał jej się wystarczająco rozeznany, by odpowiedzieć na jej pytania. Z pewnością wyglądał na silnego - czekoladowa sierść połyskiwała mu w świetle dnia. Nie wydawało się, aby był w dobrym humorze. Była niemal przekonana, że był speszony, może smutny - głowę miał zwieszoną, ale nie miała wyboru. Skoro już zaczęła rozmowę, musiała ją dokończyć.
Nie spodziewała się jednak reakcji.
Kocur natychmiast zniżył głowę, padając jej niemal do samych łap.
— O pani! Co cię sprowadza do takiego marnego sługi? — natychmiast powiedział, niżąc przed nią kark, co najmniej, jakby była tu jakąś ważną osobistością. — Czy nie wiesz, że nie jestem godzien twego spojrzenia?
Powiedzieć, że się zaskoczyła, to tak, jakby nie powiedzieć nic. Wybałuszyła oczy i na moment zabrakło jej z wrażenia słów w gardle, zanim otrząsnęła się z transu i zrozumiała, że nie może sobie ot tak wychodzić z roli. Natychmiast jej sylwetka powróciła do normy.
— Cóż... Nie tego się spodziewałam. Czemu? — spytała, unosząc jedną brew. Czuła się wręcz nielegalnie, zbierając takie hołdy od byle Nocniaka. Kim ona tu była? Przecież przybyła tu z delegacji, nikt jej tu nie znał, nie mogła szczycić się posadą Mistrzyni, jak w Klanie Wilka. Może i była gościem z wysoką rangą, ale nie zdawało jej się, by jakiekolwiek zaszczyty jej się tu należały. — I wstań, proszę.
— Jak to, nie wiesz? — kocur zawahał się, jakby był wręcz zaskoczony, że kotka chciała, by rozmawiał z nią na równi. — Wstać?
— Nie chcesz wykonać mojego polecenia? — jej głos stał się ostrzejszy, przeciągała srogo wyrazy, mówiąc tym samym tonem, jak wówczas, gdy wydawała polecenia swoim wojownikom w czasie ćwiczeń.
Stojący przed nią kocur podniósł się, a mistrzyni uniosła wyżej głowę. Czasem wystarczył tylko jeden chwyt manipulacyjny, by wpłynąć na czyjeś działania.
— Mam dla ciebie taki szacunek, bo jesteś czarno-białą kotką, pani — mruknął. Lodowy Omen nie spodziewałaby się po nim takiej skruchy. Wprawdzie mówiąc, z zewnątrz wyglądał na osiłka - kogoś, kto słucha rozkazów, ale jednocześnie gotów jest wyrządzić drugiemu kotu krzywdę. I pewnie się nie myliła. Zainteresowało ją jednak co innego, a mianowicie fakt, że wielbił ją tak ze względu na płeć i kolor futra. Wspomniała w głowie obraz przywódczyni Klanu Nocy, Sroczej Gwiazdy, której szata również prezentowała się w czarno-białych barwach, oraz jej dzieci nie odbiegające od niej tak dużo wyglądem. Czy to możliwe, że Klan Nocy sortował wojowników na podstawie koloru futra?
Nie potrafiła uwierzyć własnym uszom. Klan Nocy odpowiadał na wszystkie jej pytania i wątpliwości, na wszystkie trudy urodzenia, z którymi zmagała się od najmłodszych księżyców. Dyskryminacja ze względu na płeć, trudności w zostaniu zauważoną na tle braci... Cały ten konserwatywny świat skonsumowany przez uprzedzenia i tradycje. Oczywiście, że była do niego przywiązana - Klan Wilka był jej kotem, który tonie, który wyciągał do niej łapę. Był pieśnią błagalną, na którą musiała odpowiedzieć. Ale wizyta w Klanie Nocy... mogła wiele ją nauczyć.
— Jak ci na imię?
— Cuchnący Śledź.
— To wszystko — powiedziała sucho i obróciwszy się, zniknęła w zgiełku obozowego życia.
* * *
Od tamtego czasu minęło parę świtów i teraz był kolejny dzień, gdy ruszała przez tereny wprost na terytorium Nocniaków. Przyzwyczaiła się już do tej rutyny - parę dni spędzała u siebie, parę w gościnie w Klanie Nocy, zawsze pilnując Cisowej Łapy, bo takie było przecież jej zadanie. Teraz zbliżały się już do wyspy tworzącej obóz. Lodowy Omen nigdy nie miała problemów z orientacją w terenie i także teraz dotarła wraz z Cis i Muszlą na miejsce bez większych problemów.
Gdy tylko przekroczyły wody otaczające wyspę, znów zawitał tradycyjny obozowy zgiełk. Był nieco przytłaczający, bo Lód ledwo znała koty z tego klanu - właściwie tylko pojedyncze jednostki znała z imion i nic o nich nie wiedziała. Choć zgrabnie udawała istotę społeczną i dobra była z niej aktorka, to w głębi duszy zawsze była samotniczką. Już zgiełk w jej własnym obozowisku bywał czasem nie do wytrzymania, a co dopiero tutaj, w obcym klanie.
Zerknęła przelotnie na Muszlową Łapę, która szybko zmieszała się gdzieś z tłumem i zniknęła w mieszaninie wielu kotów i zapachów. Cisowa Łapa udała się do Strzyżyk, gdzie miała pobierać swoje nauki. A Lód?
Ona także musiała coś zrobić. I bynajmniej nie zamierzała siedzieć bezczynnie i zmarnować szansy na dowiedzenie się więcej o Klanie Nocy. Nie chodziło jej tylko o jakieś polityczne zagrywki, ale dręczyła ją zwykła ciekawość w stosunku do tak odmiennej kultury. Doszły ją słuchy, że było tu całe mnóstwo kotów uważających się za lepsze ze względu na czarno-białe futro, a także tych, które otwarcie gardziły czekoladowymi. Cała ta.. sprawa z dziedziczeniem prawa do przywództwa również niezmiernie intrygowała mistrzynię, która chętnie poznałaby cały ten system od środka. Być może mogła się wiele od Sroczej Gwiazdy nauczyć - ale nie tylko od niej, ale również od każdego innego kota, który tutaj przebywał. Każdy z nich miał jej coś do zaoferowania. Lodowy Omen jeszcze za kociaka lubowała się w zadawaniu tysiąca pytań starszym kotom - o historię, o tradycję, o wiarę, o elementy wiekopomnej kultury, na której podwalinach stają po dziś dzień klany. Nic z tego zainteresowania nie zniknęło. Wciąż była równie ciekawa otaczającego jej świata. Podejrzewała jednak, że przywódczyni mogłaby być dość wybiórcza i ostrożna w odpowiadaniu na jej pytania. To jednak Lód wcale nie przeszkadzało. Wiedza wymagała poświęceń.
Dobrym ruchem byłoby także nawiązanie więzi z przywódczynią Nocniaków. Póki co sojusz był trwały, ale tylko Mroczna Puszcza wiedziała, co przyniesie za sobą przyszłość. Klan Wilka nie miał zbyt wielu sprzymierzeńców ze względu na działania jej pradziadka, musiała więc jakoś naprawić sytuację, dać coś od siebie. Być może wówczas Błękitna Gwiazda także zaufa jej bardziej. Mogłaby odpłacić się za to, że ukrywała przed nim prawdę na temat kontaktów ze zmarłym liderem.
Teraz była już pewna, co należało zrobić. Przeanalizowała tą decyzję i wiedziała, że nigdy nie zaszkodziło zadać parę pytań.
Wyszukała wzrokiem czarno-białą liderkę, która kończyła właśnie posiłek, leżąc gdzieś na skraju wyspy tworzącej obóz Nocniaków. Nigdy wcześniej nie miała okazji z nią rozmawiać, ale być może to był dobry na to moment.
— Witaj, Srocza Gwiazdo — skłoniła taktycznie głowę, pilnując, aby okazać starszej rangą kotce należyty szacunek. O to nie musiała się troszczyć. Dyscyplinarne wychowanie w Klanie Wilka wiele ją nauczyło i nigdy nie wystąpiłaby przeciwko zasadom, które wpojono jej za młodu. — Czy nie będzie problemu, bym na moment ci przeszkodziła?
Nie czekała na odpowiedź, ale rozejrzała się po obozie, gdzie wciąż tętniło powolne, rutynowe życie. Wojownicy wracali z patroli, uczniowie siedzieli w grupkach, rozmawiając pod nosem, kocięta bawiły się razem pod czujnym okiem opiekunki. Klan Nocy był niemal jak marzenia, które byłyby więcej niż niewykonalne w konserwatywnym Klanie Wilka.
— Wydaje się, że koty wiodą tu szczęśliwe życie — pozwoliła sobie na bardziej luźne rozpoczęcie wypowiedzi, wiedząc, że żadna z kotek nie darzyła siebie na ten moment szczególnym zaufaniem. Mówiła ostrożnie, ale w jej tonie dało się wyczuć dystans i szacunek. Dało się wyczuć to, że Lód sama w sobie piastowała dość ważne stanowisko i doskonale wiedziała, jak należy obcować z rozkazami i zwracać się do starszych i przełożonych. Klanowi Wilka można było zarzucić wiele, zważając na krwawe ślady historii, ale z pewnością dobrze wychowywali swoich wojowników. — A przynajmniej większość. Cieszy mnie, że to właśnie z Klanem Nocy mamy zaszczyt współpracować. Wybacz mi, jeśli moje słowa wybrzmią zbyt bezpośrednio, ale nie należę do wścibskich kotów. Proszę mi wierzyć, że to ze zwykłej ciekawości. Niezbyt dawno temu jakiś... Nocniak... Miał na imię Cuchnący Śledź, jeśli nie myli mnie pamięć. Padł mi do łap, co nieco mnie zaskoczyło. Nie jestem tu przecież nikim więcej, niż tylko członkinią delegacji. Stąd.. przyszłam uprzejmie spytać, czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć? Czy w Klanie Nocy panują jakieś konkretne zasady, których nie znam, a mogłabym je nieświadomie łamać?
Na jej pysku nie widać było ani skruchy, ani żadnych oznak pokory, a jedynie zdystansowany, poważny ton, sugerujący, że zdawała sobie sprawę zarówno z różnic wieku, jak i stanowisk, co mogło być nieco zaskakujące - zdawało się, że przykładała do tego większą wagę, niż przeciętny klanowy kot, a to wystarczyło, by wydedukować, że w Klanie Wilka bynajmniej nie ceregieliło się z brakiem taktu i kultury. Jej spojrzenie jednak nie zdradzało nic więcej.
<Sroka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz