Przez dłuższą chwilę patrzył na Pliszkę siadającą na trawie przed Śmieciem i Jeżyk, ich mentorami. Tego dnia byli razem na treningu, z czego był szczerze zadowolony, chociaż trochę się denerwował. W zamyśleniu podziwiał jej pełne gracji ruchy i smukłą sylwetkę. Przy swoich długich nogach i takim samym ogonie była doprawdy szczupła. W dodatku jej futro było godne podziwu. Było tak pięknie zmierzwione na głowie i ogonie, przy czym kotka miała też puchate policzki, które dodawały jej oryginalności.
– Diamencie? – miauknęła Jeżyk.
Adept oderwał wzrok od Pliszki i skupił się ponownie na słowach mentorki. Zdał sobie sprawę, że ta coś do niego mówiła, akurat wtedy kiedy przez chwilę jej nie słuchał. Lekko zawstydzony tym, co sobie teraz o nim Pliszka pomyślała, już całą swoją uwagę poświęcił treningowi.
– Z tych kamieni, które teraz zebraliście, będziemy budować stosy według wzoru Nocnego Pióra. – oznajmił Śmieć. – Pokażę wam.
Kocur położył dziewięć ze swoich kamieni blisko siebie. Powstało z tego coś na kształt niezgrabnego kółka. Na tym co już zbudował, postawił kolejne cztery małe głazy, a na samej górze jednego, czarnego w białe plamki.
– Widzicie, jak to zrobił? Trzy piętra. Pierwsze z dziewięciu, drugie z czterech, a ostatnie z jednego, tego najbardziej wyjątkowego. – poinstruowała ich Jeżyk. – No, do roboty.
Diament lekko zakłopotany spuścił wzrok na swoje kamienie. Ułożył niezgrabną podstawę, a następnie drugi, mniejszy okrąg. Jakoś to się trzymało, a więc nie było źle. Problemem teraz było, który z zebranych przez adept głazów był wyjątkowy i nadawał się na samą górę. Wszystkie były w różnych odcieniach szarości, lub brązu, żaden się nie świecił, wszystkie były nierówne. Po chwili wpadł na pomysł. I go wykonał.
– Już! – zawołał do dwóch mentorów, obserwujących pracę młodych kotów.
Jeżyk spojrzała na niego i otworzyła pysk, a potem go zamknęła. Wyglądała trochę, jakby nie wiedziała, co powiedzieć.
– To… pomysłowe, Diamencie. – miauknęła w końcu.
Miała rację, bo kocur na czubku stosu ułożył swoją ulubioną, żółtą piłeczkę dwunożnych.
***
Następnego dnia srebrny poszedł na trening wraz z Skowronek i Cynią, którą też bardzo lubił. Ona była bardzo ładna, tak samo jak Pliszka. Miała oryginalne, szynszylowe futerko i piękne zielone oczka. Do tego puszysty ogon, wywinięte uszka i piękność nad pięknościami się z niej zrobiła. Sam już nie wiedział, która z sióstr jest ładniejsza, chociaż wiedział, że wygląd to nie wszystko. To taki tylko dodatek, bo on je lubił dzięki ich charakterowi. Obie były ciekawe świata i miłe. Jeżyk i Skowronek szybko im wytłumaczyły, jak się prawidłowo rysuje na kamieniach za pomocą pazurów. Dla Diamenta to było trochę zabawne. Rysowanie na głazach? Po co? To było coś w stylu dwunożnych. Oczywiście kocur wierzył w to co cała Sekta, czcił kamienie, Bylicę i Nocne Pióro i tak dalej, ale po prostu nie potrafił powstrzymać cichego chichotu podczas wykładu mentorek. Po chwili nadeszła pora na to, aby wykonali zadanie. Mogli narysować co chcieli. Diament podszedł co Cynii i zerknął przez jej ramię na kamień, na którym kotka pazurem kreśliła różne linie. Pewnie zorientowała się, że za nią stoi ale nie zareagowała w żaden sposób, dopóki nie skończyła malunku. Po krótkiej chwili głaz z rękodziełem na powierzchni prezentował się naprawdę dobrze.
– Łał! – zawołał adept z podziwem. – Ładnie rysujesz. – pochwalił kotkę i pokazał jej swój kamień.
– Ty też nie najgorzej. – odparła na to szynszylowa, chociaż srebrny nie zgadzał się do końca z jej opinią.
Tak, starał się, ale mimo to nie wyszło mu za dobrze… No cóż, bywa. Przynajmniej było widać, że na rysunku jest głowa kota, a to w tym momencie było najważniejsze.
– Już skończyliście? Świetnie. – miauknęła Jeżyk, a następnie wydała kolejne polecenie: Udekorujcie w ten sposób jeszcze ze trzy kamienie, a potem poszukamy odpowiednich kryjówek na wszystko, co znaleźliście.
***
Kilka kolejnych bazgrołów zostało wykonane, a następnie Diament podzielił całe swoje zbiory na trzy mniejsze części. Jedną ukrył w opuszczonym gnieździe ptaków, drugą w licznych kolczastych gałęziach ciernistego krzewu, a trzecią w jakiejś starej, małej norce. Wracali teraz do swoich domów. Diament w rzeczywistości mieszkał w piwnicy, ale tym razem chciał udać się do ogrodu dwunożnych Cynamonki i spędzić czas z kotami tam mieszkającymi.
– Zobacz Cynia, co potrafię! – zawołał srebrny, chcąc się popisać i zaimponować szynszylowej.
Wyskoczył wysoko w górę przy najbliższym drzewie. Udało mu się wskoczyć na drugą gałąź i zgrabnie na niej wylądował. Chwilę stał na konarze, a potem zwinnie zeskoczył i wylądował obok kotki, uśmiechając się zawadiacko.
– Nieźle. – zamruczała kotka, na co adept wypełnił się dumą.
– Jeżyk! – zawołał, podbiegając do mentorki. – Jak myślisz, mogę na tą noc iść z wami do ogrodu Cynamonki? Tylko na tą jedną, proszę…
Szylkretka nie wyglądała na zadowoloną tym pomysłem. Zmarszczyła lekko brwi.
– A co ci się nie podoba w piwnicy? – spytała.
– Tam jest tak nuuuudnooooo.
– Niech ci będzie. Ale pamiętaj, że Sekta została podzielona na trzy grupy dla bezpieczeństwa nas wszystkich. Jutro wracasz do siebie. – oznajmiła kotka surowo.
– Jasne, dzięki!
***
Leżał na zapasowym posłaniu w szopie. Swoją piłeczkę miał wtuloną w miękkie futro szyi. Niespokojnie wiercił się i przekręcał z boku na bok. W końcu nie mógł dłużej leżeć. Usiadł na kocu i przeciągnął się. Obserwował przez chwilę ćmę, która była wyraźnie oświetlona blaskiem księżyca, który wpadał do szopy przez szpary w starych ścianach. Delikatnymi ruchami języka zaczął myć sobie futro na grzbiecie. Następnie przeszedł do boków, brzucha, szyi, piersi, łopatek, łap, pyska i skończył na ogonie. Długo mu zajęło czyszczenie się, a więc położył się z powrotem ostrożnie i nie wiercił się, aby jego wysiłki nie poszły na marne. Nie minęło dużo czasu, kiedy odwrócona do niego tyłem, leżąca na sąsiednim posłaniu Pliszka poruszyła się lekko. Skuliła się, a następnie z powrotem rozciągnęła, wyprostowując łapy, jakby nie mogła znaleźć wygodnej pozycji do snu.
– Nie śpisz? – szepnął Diament.
Chociaż starał się nie mówić głośno, w nocnej ciszy wszystko było słychać wyraźniej. Pliszka odwróciła się do kocura przodem.
– Nie. I widzę, że ty tak samo. – odparła.
– Obudziłem się niedawno i teraz nie mogę zasnąć.
– Ja też.
– Możemy w takim razie coś porobić. – zaproponował srebrny.
Rozejrzał się po szopie w poszukiwaniu jakiejś zabawki lub pomysłu na wspólnie spędzony czas. Oczywiście wszelkie piłeczki odpadały, ponieważ brzęczeniem dzwonka obudziliby resztę.
– Co powiesz na spacer? Wymkniemy się i pooglądamy naturę w nocy. – odezwała się niespodziewanie Pliszka.
– Jasne, chodźmy.
Wziął swoją piłeczkę, ponieważ nie chciał jej samej zostawiać i wybiegli z szopy. Dotarli do płotu ogradzającego ogród. Wydostali się z terytorium dwunożnych przez szparę w deskach. Pobiegli do lasu. Słychać było pohukiwanie sowy. W ciemności wszystko wyglądało inaczej. Ścieżkę oświetlał im blask księżyca, więc mogli iść przed siebie bez obawy o potknięcie się. Po chwili, kiedy znaleźli się na pięknej polanie, Diament zatrzymał się. Trawa była niebieskozielona, a kwiaty już się tak nie wychylały w górę, za to wyglądały, jakby spały. Małe, świecące na żółto, zielono i pomarańczowo kropki fruwały po ciemnogranatowym niebie, niemal całym w błyszczących gwiazdach. To były świetliki. Słychać było również szelest zwierzyny, która pod osłoną nocy buszowała w leśnym poszyciu w poszukiwaniu jedzenia.
– Jest… To miejsce jest bardzo ładne. – powiedział Diament przez zaciśnięte zęby, którymi trzymał swoją piłeczkę.
– Wiem. – odparła Pliszka, tonem sugerującym, że to oczywiste.
Przysunęła się bliżej kocura. Stali teraz bok w bok, a ich futra się stykały.
– Berek! – zawołała nagle.
Dotknęła łapą końcówki ogona srebrnego i odskoczyła, znajdując się poza zasięgiem jego łap. Uśmiechnęła się i pobiegła do lasu. Zręcznie przemykała między drzewami. Diament biegł najszybciej jak mógł, tuż za nią. Na otwartej przestrzeni byłoby mu o wiele łatwiej, ale na licznych zakrętach, które musiał robić, tracił prędkość. W końcu dogonił kotkę i ją złapał. Obydwoje padli na mech pod nimi zziajani ale zadowoleni.
– Szybka jesteś. – miauknął, kiedy udało mu się uspokoić oddech.
– Nie aż tak, żeby przed tobą uciec. – odparła na to Pliszka.
Obydwoje się uśmiechnęli i przekręcili na plecy ze wzrokiem utkwionym w niebo. Białe, świetliste punkciki niezmiernie migotały.
– Ta jest najjaśniejsza. – stwierdziła liliowa, wskazując jedną z kropek.
Diament pokiwał głową w zamyśleniu i po chwili wskazał na inną część nieba.
– A te się układają w kształt głowy kota. Tu oczy, a tu uszy i pysk. Widzisz?
– Nie…? Ach tak, rzeczywiście. Już widzę.
***
Następnego ranka musieli iść na trening. Diament miło wspominał nocne chwile spędzone wraz z Pliszką, kopiąc dół w ziemi na skraju lasu. Zobaczył Cynię, idącą ku niemu z dwoma kawałkami materiału. Byli w trakcie tworzenia magazynu na kamienie. Z pomocą kotki wyściełał dziurę jedną z płacht, a drugą przykrył głazy, które wcześniej wrzucili do dziury.
– Dobrze, ale jeszcze musicie to zakopać. – miauknęła Jeżyk, obserwując postępy młodych kotów.
Silnymi kopnięciami tylnych łap wypełnili resztę wolnej przestrzeni w dole gródkami ziemi. Gdy skończyli, Jeżyk ich pochwaliła i pozwoliła im iść na przerwę. Udali się do ogrodu dwunożnych. Srebrnemu lekko ciążyły powieki. Nocny spacer dawał mu się we znaki.
– Wszystko w porządku, Diamencie? Wyglądasz… niemrawo. – miauknęła Cynia.
– Nic mi nie jest. – zbył ją adept z uśmiechem na pysku.
***
Minęło pół księżyca. Kocur co nocy wymykał się z Pliszką. Zwykle kierowali się do lasu. Pewnego razu, kiedy księżyc był w pełni, Diament zadecydował, aby udać się na polanę świetlików. Uważał, że tamtejsza atmosfera będzie idealna do tego, co chciał zrobić.
– Może zapolujemy wracając? – zaproponowała liliowa.
Pokiwał głową. Weszli na polanę. Szurając łapami po gęstej trawie, kocur zaprowadził Pliszkę w miejsce, które było silnie oświetlone przez księżyc. Stanął na wprost kotki. Jej futro błyszczało w srebrnym snopie światła, tak samo jak jego. Wbił pazury w ziemię, zmagając się ze swoimi myślami. Zebrał w sobie wszystkie siły, aby spojrzeć w oczy Pliszki. Jej spojrzenie go uspokoiło, oczyściło mu myśli. Idąc za głosem serca, postanowił to zrobić. Nie przepuści takiej okazji. Wziął głęboki oddech i obmyślił na szybko, co dokładniej powinien powiedzieć. Wiedział, że nie może się poddać strachowi. Wiedział, że musi to zrobić.
– Pliszko… – zaczął niepewnie. – Muszę ci coś powiedzieć.
Kotka spojrzała na niego z zaciekawieniem. Diament podenerwowany oblizał pysk. Martwił się, że coś pójdzie nie tak. Bał się odmowy liliowej. Ale już nie było odwrotu. Zaczął to, więc teraz powinien skończyć. MUSIAŁ jej to powiedzieć.
– Ja… Kocham cię. – miauknął głośno i wyraźnie.
Pliszka wbiła w niego wzrok. Jej oczy błysnęły. Kocur nie potrafił odczytać jej wyrazu pyska, dopóki nie uśmiechnęła się szeroko.
– Ja ciebie też. – odparła.
Kocur poczuł ulgę. Naprawdę dużą ulgę. Na jego pysku zagościł uśmiech. Jego serce zabiło szybciej. Spojrzeli sobie w oczy. Diament przysunął się bliżej liliowej i trącił jej nos swoim. Zamruczał z radością i otarł się policzkiem o pysk kotki, kiedy ta polizała go za uchem.
– Jest jeden problem. – wyszeptał do ucha Pliszki, wciąż się do niej przytulając. – Nie mogę z tobą wychodzić na takie spacery. Nie w nocy. To może być nasz ostatni raz na jakiś czas.
– Czemu? – odparła liliowa.
Cofnęła się o krok i spojrzała na Diamenta nierozumiejącym wzrokiem.
– Nie podoba ci się? – spytała zdziwiona.
– Oczywiście, że mi się podoba! Tylko… Nie wysypiam się. Źle mi idzie na treningu z tego powodu. Muszę się skupić na szkoleniu i nareszcie zostać mianowany. – wyjaśnił kocur.
– Dobrze. – kotka wyglądała na zawiedzioną. – Rozumiem, Diamencie.
– Dziękuję. – odparł.
Ruszyli z powrotem do ogrodu dwunożnych, gdzie srebrny pożegnał Pliszkę i udał się do piwnicy. Wciąż nie mógł uwierzyć, że to się stało. Że znalazł w sobie wystarczająco dużo odwagi, aby powiedzieć liliowej o swojej miłości do niej. Że kotka czuła to samo do niego. czy to nie było wyjątkowe? Miał duże szczęście. Wiedział o tym. Udało mu się znaleźć kogoś takiego na tym świecie i do tego ona też go kochała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz