Zgromadzenie nie przyniosło za sobą niczego dobrego, mimo że już od porwania Jelenia groźba wojny wisiała w powietrzu. Mimo to dni były coraz bardziej nerwowe i wiedział to każdy z Burzaków; nieprzyjemne rozmowy, plotki, czy koty, które dzieliły się informacjami ze zgromadzenia.
Jedno było pewne; Mroczna Gwiazda musiał zapłacić.
Musiał zapłacić za wypowiedzenie wojny nie tylko im, ale i całemu Klanowi Gwiazdy.
Sądziła, że opowiastki o wielkich, złych tyranach mordujących kocięta były tylko zwykłymi bzdurami, by nastraszyć kociaki, takie jak ona, gdy była mała, ale najwidoczniej czekała ich powtórka z historii.
— Wiśniowa Iskro?
Zwróciła łeb ku wejściu do Skruszonego Drzewa, gdzie pojawił się Jałowy Pył. Szedł koślawo, syczał pod nosem z bólu. Zastygł, gdy zobaczył na jednym z mchowych posłań swoją córkę. Głazowy Sus właśnie po raz kolejny zwymiotowała, zwracając swój posiłek.
— Co jej jest?!
— Spokojnie, zajmę się nią. Usiądź, bo widzę, że im bardziej się ruszasz, tym bardziej cię boli. Wybiłeś bark? Czy to inne złamanie?
— Pomóż mojej córce! — wrzasnął, więc szylkretka tylko westchnęła.
— Gepardzia Ła...
Uczennica strzepnęła ogonem. Dotąd turlała między łapami jakiś skrawek mchu, znudzona i zamyślona. Wiśni żal było młodej kotki. Wiedziała, że nie była zadowolona ze swojej profesji, ale nie miała pojęcia, jak jej pomóc.
Szynszylowa niechętnie wstała, poczynając doglądać Głaz, a to starczyło, by Jałowy Pył nieco się uspokoił. Tortie nastawiła mu bark, a kocur wrzasnął jednym podłużnym rykiem.
Następna przyszła kuzynka. Blady Zmierzch jak zwykle zaczęła pogawędki z szylkretową, jednak tym razem nie były one niczym dobrym. Wiśnia zajęła się leczeniem siostry ciotecznej, podczas gdy ta nie przestawała mówić.
— Obyśmy sobie poradzili z tymi Wilczakami. Słyszałam od Czarnowrona, że są umięśnieni. Muszą więcej trenować, inaczej by ich sobie nie wypracowali. A u nas dalej co niektórzy wolą się obijać, zamiast pracować... — westchnęła. — Oby Gwiezdni nam dopomogli.
Nagle źrenice kremowej zmniejszyły się.
— Właśnie, Wiśniowa Iskro! Szybka Łania. Źle się czuła rano, miałam poprosić cię, żebyś do niej przyszła. Ledwo może chodzić... Biedna złamała sobie ogon.
Mimo do czynienia ze starszymi, dreszcz przebiegł po skórze medyczki.
— Dzięki, Zmierzch.
Wyszła, kierując się wprost do miejsca, gdzie sypiali najstarsi członkowie klanu. Słonecznik łagodnymi oczami wpatrzony był w Łanię, która leżała niemalże nieruchomo. Płytki i świszczący oddech dawał znać o jej podeszłym wieku. Medyczka usiadła obok niej, podając kotce korzeń żywokostu. Ta jednak nawet nie spojrzała w jego stronę, nie mając wystarczająco dużo siły, by sięgnąć po medykament.
— Obawiam się, że tu już nic nie pomoże — westchnęła tortie. Nie odeszła jednak, cały czas kontrolując wzrokiem stan staruszki. Szybka przymknęła oczy, zdając się nawet nie zauważać "mętnego" zainteresowania kotów, jakie ją otaczały.
Słońce pnęło się cały czas w dół, a błękitne niebo zaczynało mienić się złocistymi kolorami, gdy medyczka wreszcie westchnęła głęboko.
— Pójdę po miętę i rozmaryn. Ona się już nie poruszy.
Wyleczeni: Jałowy Pył, Głazowy Sus, Blady Zmierzch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz