*wszystkie wydarzenia mają miejsce przed śmiercią Gawroniego Lotu*
Zgrabnym i niespiesznym krokiem znalazła się na miejscu. Kiedyś uważała ten specyficzny obszar za torturę ciała oraz duszy, dziś miała rozegrać się tu ostateczna zemsta; bitwa o życie i śmierć, bitwa o honor, który tak łatwo można odebrać. A wszystko to działo się tylko z jej głupoty - naważyła win na szale sprawiedliwości, gdy one nie zapomniały o wiecznie panującej harmonii. Musiała wyrównać obie strony, wypełniając obietnicę złożoną tonkijowemu mentorowi.
Podniosła pewnie głowę. Przed nią stał już Gęsi Wrzask z futrem wyczesanym specjalnie na niezapomnianą okazję. Jego liliowa maść wyróżniała się na tle zielonych traw, lśniła pięknem w blasku promieni, czyniąc go podobnym do obrazu bożka. Wyglądał oszałamiająco w porównaniu do Szakala, która miała wszystko gdzieś głęboko w poważaniu.
— Cieszę się, że przyszłaś. — wymruczał po czasie. — Cel naszego dzisiejszego spotkania jest jasny, przynajmniej mam taką nadzieję. — Odwrócił głowę i odszedł na koniec polany. — Pokaż mi, że jesteś warta bycia wojownikiem. Pokaż, że księżyce treningów nie poszły na marne, a ty zapamiętałaś każdy szczegół i kruczek.
Szakala Łapa ustawiła sylwetkę w pozycji do ataku. Była gotowa. Musiała udowodnić, że nadawała się do nowej roli, by móc służyć klanowi, Mrocznej Puszczy i Mrocznej Gwieździe. Niemal całe swoje życie poświęciła treningom, aby osiągnąć cele zdające się być poza wyciągnięciem łapy. Nie mogła teraz zawalić sprawy, po prostu nie mogła.
— Będziemy walczyć tak długo, aż któryś z nas nie przewali drugiego. — podniósł dumnie łeb. — Dziś nie ma litości. Choć flaki polecą, a ty zaczniesz błagać o litość, nie przestanę. — ostrzegł — Rozumiemy?
Szakal kiwnęła głową.
— Dobrze. Ty również nie okazuj skruchy. Masz przed sobą poważną walkę, a nie zabawę kociąt. — Uśmiechnął się. — Módl się, abym nie rozorał ci dzisiaj pyska w ramach rozrachunku.
TW: Krew
Głośne wycie bitewne kocura rozpoczęło pojedynek. Uczennica stanęła jak rażona piorunem - kolejne chwile szybkie jak bicie serca okazały się nie do przewidzenia, została zaskoczona.
Już w pierwszej sekundzie Gęsi Wrzask znalazł się koło Szakala. Bezlitośnie wyciągnął pazury i przeorał nimi po boku, barwiąc tym samym trawę posoką. Złotawa zawyła. Zębami białymi jak śnieg próbowała wbić się w grzbiet pointa - lecz spudłowała. Przeciwnik łapami uderzył w pysk, odrzucając od siebie drobniejszą kocicę.
Zielonooka poturlała się i została przygnieciona przez ciężar medyko-wojownika. Poczuła kolejne draśnięcia, i kolejne, kolejne skutecznie przecinające powłokę skórną. Czerwień szybko zalała pierś, a wzrok uległ pogorszeniu, gdy widok ograniczały czarne plamy. Kotka starała się nabrać oddechu. Zaczęła panikować - robiła wszystko, by wydostać się spod morderczych łap. Jednakże, na jej szczęście, ogarnęła się w porę. Wzięła głęboki wdech, zakrzyczała z całych sił i kopnęła tylnymi kończynami w białawy brzuch pointa, skutecznie wyrzucając go na bok.
Teraz nadszedł czas Szakala, by zabłysnęła; by pokazała na co ją stać.
Złapała prędko Gęś za ogon. Wykorzystała odruch, jakim było odwrócenie głowy w kierunku rozchodzącego się bólu i drasnęła go w łeb, pozostawiając szramę na prawym policzku. Następnie zrobiła użytek ze swojego niewielkiego wzrostu i wsunęła się pod kocura. Wzrokiem wyszukała najsłabszego punktu, po czym rozpoczęła zmasowany atak naostrzonymi pazurami, nie mając dla niego litości, tak jak to sobie obiecali. Tonkij szybko uciekł do tyłu. Zasyczał i złapał się za brzuch - wyćwiczony ruch zadziałał nadzwyczaj efektywnie, lepiej niż to przewidziała.
Oboje walczyli z całą mocą. W uścisku ostrych wymian ciosów nie baczyli na otoczenie. Nie zauważyli, jak z dala obserwuje ich Mroczna Gwiazda, dumny lider klanu. Kocur nie przeszkadzał im w pojedynku. Zamiast tego usiadł w cieniu i oceniał wykonywane ataki, tak jakby on sam był mistrzem.
Szakal i Gęsi Wrzask nadal ranili się pazurami. Uczennicy spływała krew z czoła, morskooki został poważnie zadrapany w tylną łapę. Mimo odniesionych obrażeń ich siła ciosów nie ulegała osłabieniu - wręcz coraz wścieklej i precyzyjniej trafiali w odkryte części, by zadać jak największy ból. Piekło trwało na dobre. Nie było go w Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd, lecz tu, właśnie tutaj.
Wnuczka Irgowego Nektaru miała już jednak dość agresywnego pojedynku. Walczyła zbyt długo i wiedziała, że zaraz skończą się jej siły. Z rykiem i wygrzebanymi na zewnątrz resztkami skumulowanej energii rzuciła się na kocura, wbijając go na twardą ziemię usianą kamykami, co wywołało syk u rywala. Nie puściła liliowego. Szamotał się pod jej łapami, próbował gryźć, machał wściekle ogonem, lecz nie dawało to żadnego efektu. Szakal pozostała nad nim w świetle popołudniowego słońca, który zdobił ją dodatkową iluzją potęgi, jaką trzymała w wyćwiczonych mięśniach.
Wreszcie kocur poddał się, niezdolny do wyswobodzenia.
Po tylu próbach, po tylu księżycach udręki przezwyciężyła własnego mentora. Jej praca wydała nareszcie owoce w postaci krzepy, dzięki czemu mogła przewojować cały klan. Westchnęła zadowolona, uśmiechnęła się i odskoczyła na bok, wyjąc w euforii, jakiej jeszcze nigdy nie odczuwała. Tak, wygrała, naprawdę go pokonała!
Mroczna Gwiazda po zakończonej bitwie podszedł do uczennicy, która spojrzała na niego z zaskoczeniem. Pojawił się obok jak cień.
— Obrałaś dobrą taktykę — Przyznał lider, odmierzając dwójkę chłodnym wzrokiem. — Wykorzystałaś elementy otoczenia i atrybuty swojego ciała. Ale dałaś się zaskoczyć na początku. — mówił głosem fachowca — Miałabyś szansę wygrać prawdziwy pojedynek.
Szakal speszyła się przemówieniem przywódcy. Fakt, przysnęła na rozpoczęciu i nieźle za to dostała, lecz w ostateczności wyrównała swoje winy, zamieniając wizję przegranej w zwycięstwo. Mało brakowało, a zapewne mentor rozszarpałby coś więcej niż tylko skrawki jej futra.
— Dobrze wiedzieć. — odezwała się — Następnym razem nie nabiorę się na sztuczki Gęsiego Wrzasku.
Lider skinął głową.
— Mroczna Gwiazdo. — Tym razem odezwał się liliowy kocur, który nadal trzymał się za brzuch. — Sądzę, że Szakala Łapa jest już gotowa, by wystąpić w walce o tytuł wojownika. Ćwiczyłem z nią wystarczająco długo. W stopniu perfekcyjnym opanowała większość ziół i podstawy walki, a ja sam przyznaję, że na tym etapie nie mam za bardzo czego jej nauczać. — Jego morskie oczy wbiły się błagalnie w lidera, mówiąc “nie chcę już uczniów”. — Czy podzielasz moje zdanie?
Potwierdził słowa ruchem głowy.
— Poradziła sobie dobrze. Może przystąpić do walki o tytuł wojownika. — Skierował wzrok na uczennicę. — Spróbujesz szczęścia z Płonącą Łapą. Powodzenia.
Jego niepowtarzalne, chłodne ślepia znikły z widoku złotawej, a potem również i cała sylwetka rozmazała się w oddali pomiędzy drzewami. Medyk odszedł za nim, zmuszony opatrzyć własne rany. Teraz Szakal pozostała sama, by mogła myśleć nad tym, co zaraz będzie miało miejsce.
Płonąca Łapa. Tak. Widziała ją ostatnio, gdy walczyła z Wronim Transem. Była świetna pod względem dokładności wykonywanych czynności, co zaskoczyło samą uczennicę.
— To nie będzie łatwe. — wyszeptała — Ale dam z siebie wszystko jak nigdy dotąd.
***
Ta magiczna chwila nadeszła jak pędząca burza. Niebo pokryło się ciężkimi chmurami, zapowiadając niedaleki deszcz. Trwał środek dnia, który powinien był rozświetlać pysk każdego kota, tymczasem widoczna była ciemność, mrok przypominający o zbliżającym się wieczorze. Pomimo niesprzyjającej pogody wszyscy wojownicy i uczniowie ustawili się grzecznie w kółko, zapraszając tym samym dwójkę kocic w same ognisko najważniejszego wydarzenia.
— Dziś zebraliśmy się tutaj, aby zgodnie z panującą tradycją wybrać nowego wojownika. — odezwał się Mroczna Gwiazda, stojący na ściętym pniu z bobrzymi wgryzieniami. — Zasady są nam wszystkim jasne. Szakala Łapo, Płonąca Łapo - zaczynajcie.
TW: Jeszcze więcej krwi, okrucieństwo
Nikt nie czekał. Złotawa skupiła się na swoich łapach i z prędkością najdzikszego kota rzuciła się ku szylkretce, nie pozostawiając jej chwili na przygotowanie się lub oddech. Nie popełniła błędu dwukrotnie; wykorzystała tym razem element zaskoczenia - wysuniętymi pazurami drasnęła w kark, barwiąc ostre atrybuty szkarłatem. Młodsza kotka zapiszczała i z wrażenia rąbnęła głową w ziemię; w tłumie odezwał się czyjś śmiech, kpiący z postawy córki Gawroniego Lotu.
Szakal wykonała kolejny ruch. Popisała się siłą i przerzuciła ciało przeciwniczki nad sobą, traktując ją bardziej jak zabawkę niż pełnosprawnego kota. Powtórzyła swoją sztuczkę trzykrotnie - za każdym razem Płonąca Łapa lądowała boleśnie prosto na łeb; nie potrafiła przeciwstawić się zapałowi drugiej uczennicy i wiotczała z kolejnymi atakami jak szmatka.
W jedną stronę, w drugą stronę…
To był jej dzień, to była jej chwila! Z nieznanym sobie szaleństwem wskoczyła na poszkodowane ciało uczennicy i zaczęła targać nim jak wściekły zwierz. Wyrywała przy tym sierść, skórę oraz nadzieję na wygraną rywalki. Czuła ponownie tą wspaniałą euforię udzielającą się całemu ciału, gdy jest się świadomym własnej przewagi.
Lecz przy tym wszystkim zapomniała o jednej najważniejszej rzeczy. Czujności.
Płomień wreszcie odezwała się. Drobnymi łapkami wydostała się spod Szakala i złapała zębami za wywinięte ucho. Złota wrzasnęła. Poczuła, jak ta za cholerę nie chce puścić nowej zdobyczy. Szarpała się, wywijała spod zgryzu kocicy, jednakże na nic. Wnuczka Irgi westchnęła. Pozostało jej tylko jedno; silnymi kończynami kopnęła tortie w brzuch i tym samym skutecznie oderwała wielkiego kleszcza od własnej sierści.
Ale za pewną cenę.
Ból, który wkrótce się odezwał, okazał się być ogromnym. Szakala Łapa zasyczała, gdy krew zalała jej wzrok, pole widzenia, sprawność oczu. Ta szylkretowa szuja została odepchnięta wraz z plonem ciężkiego cierpienia.
Kawałkiem lewego ucha. Tego samego ucha, które pozbywa się Mroczna Gwiazda, mianując kota na członka kultu Mrocznej Puszczy.
Zamroczyło ją.
Zatkało.
Rozwścieczyło do granic możliwości.
— TY KURWO! — wrzasnęła Szakal — ZAPŁACISZ ZA TO!
Znikła niewinna istota. Została roztrzaskana wraz z nieodwracalnie utraconą fizyczną częścią siebie. Złotawa z nieopisaną furią w oczach rąbnęła w Płomienną Łapę, odbierając jej świadomość i nie poprzestała na tym, chcąc się jeszcze wyżyć. Złapała za obwisły kark, a następnie zaczęła torturę. Poszła z potrzaskanym ciałem do pnia, na którym siedział Mroczna Gwiazda, by walić czaszką prosto w twarde drewno.
I tak w kółko, w kółko, w kółko.
Zapomniała o otaczającym ją czasie, osobach, które wgapiały się w oszalałą kotkę z przerażeniem. Liczyło się zniszczenie tej, co odebrała jej znak. Symbol przynależności do sekty był przypisany liderowi i tylko jemu.
— STOP!
Za barkami wygrywającej pojawiła się Gawroni Lot. Odciągnęła Szakal na bok, niemal przy tym płacząc i podbiegła do swej córki. Ten widok zszokował uczennicę. Wściekłość automatycznie wyparowała, zostawiając jej organizm i umysł w otępieniu.
— Koniec! — wykrzyczał Mroczna Gwiazda — Wygrywa Szakala Łapa. Medycy, zajmijcie się Płonącą Łapą.
Z tłumu na polecenie wyszli Gęsi Wrzask z Kunią Norką. Delikatnie sprawdzili jej stan i pociągnęli stratowaną poza oczy innych. Jeszcze chwilę wcześniej pełna życia kotka zamieniła się w ledwo oddychający i całkowicie skrwawiony cień samego siebie. Złotawa zamknęła oczy, powstrzymując zbierające się łzy. Co... ona właśnie uczyniła?
— Ja, Mroczna Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by zdobyć doświadczenie niezbędne do ochrony klanu i jego członków. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Szakala Łapo, czy przysięgasz przestrzegać praw nadanych przez twojego przywódcę i chronić swój klan nawet za cenę życia?
Uczennica przełknęła zbierającą się gulę w gardle. Otworzyła zielone, zaszklone oczy i wypowiedziała znaną jej już formułkę.
— Przy… Przysięgam.
— Mocą naszych przodków nadaję ci imię wojownika. Szakala Łapo, od tej pory będziesz znana jako Szakali Szał. Nasz klan ceni twoją siłę i szlachetność, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka.
Odezwały się wiwaty. Wśród masy różnorodnej maści najgłośniej krzyczeli kultyści przyzwyczajeni do takich scen jak ta sprzed chwili. Niemalże wszyscy zdawali się cieszyć nowym nabytkiem zasilającym szeregi wojowników.
Tylko Szakal z poważną miną stała pośrodku, nie pozwalając sobie na uśmiech. Ten piękny dzień, tak bardzo szczególny, został zepsuty. Zamiast patrzeć na uradowane koty, przyglądała się Gawroniemu Lotowi, która płakała przy własnym dziecku.
***
Źle spała. Oczy wojowniczki uległy podkrążeniu od braku snu i nadmiaru zmartwień, jakie ostatnio przeżywała. W koszmarach, które zdarzały się raz na jakiś czas, widziała własne skrwawione łapy i martwe ciało Płomyka, zdeptane jej własnym szaleństwem. Złotawa otrzepała się. Musiała coś z tym zrobić. Natychmiast. W przeciwnym razie czekała ją zguba.
Po mianowaniu dołączyła wreszcie do ćwiczeń pod okiem mistrza. Okazały się trudniejsze, niż przewidziała, lecz radziła sobie lepiej od większości trenujących. I w ten sposób szło wszystko po jej myśli, dopóki nie wybiła sobie na złość barku. Jednakże, ku jej radości, w klanie istniał najlepszy mentor, Gęsi Wrzask, który szybko wcisnął staw w odpowiednie miejsce. Teraz odpoczywała ostatni dzień, by dać własnym kościom czas na zregenerowanie się.
Podeszła do lidera siedzącego koło sterty zwierzyny. Van najadał się krukiem czarnym jak jego serce, mrucząc przy tym. Szakali Szał patrzyła na niego z obrzydzeniem - nienawidziła smaku tych ciemnych ptaków.
— Witaj, Mroczna Gwiazdo. — skinęła głową na dzień dobry i usiadła obok niego. — Wiem, że zapewne na to za wcześnie, lecz... kiedy będę mogła przystąpić do kultu? — wyszeptała. Nikt nie mógł wiedzieć o ich słodkiej i krwawej tajemnicy. — Chcę wreszcie służyć prawidłowo Mrocznej Puszczy i... zapomnieć o moich ostatnich problemach związanych z moralnością.
<Mroczna Gwiazdo :3?>
Postacie NPC: Gęsi Wrzask, Płonąca Łapa, Gawroni Lot
Wyleczeni: Szakali Szał
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz