— Strzyżykowy Promyku! — zawołał do legowiska medyków, szczerząc się niczym głupek. — Będę tatą! Słyszałaś? Ale moja matka miała minę! A żebyś to widziała! — zaśmiał się pod nosem, siadając na mchowym posłaniu, by podzielić się tą nowiną z medyczką.
Niemal podskoczyła, słysząc głos Nastroszonego. Zamyślona grzebała w roślinach, próbując łączyć ich właściwości i w ten sposób uskutecznić leczenie chorych, co jednak było zajęciem upierdliwym i wymagającym mnóstwo czasu, a dalej bez rezultatów! Ambicje zostania najlepszą medyczką jednak jej nie opuszczały.
Asystentka błyskawicznie zwróciła się ku przyjacielowi. Muchomorzy Jad już jej to mówił i tylko cholera wie, jak zaskoczoną minę musiała wtedy zrobić ruda. Mimo to kotka nie spodziewała się czegoś takiego po kocurze, dlatego zdziwienie wciąż widniało na jej pysku.
— Muchomorzy Jad mi mówił. Sprawdzał, czy zaciążyła. Żebyś widział moją minę wtedy! Co jak co, ale nie spodziewałabym się tego po tobie. Gratulacje, nie mogę się doczekać, by poznać maluchy — miauknęła, dalej grzebiąc w ziołach i nie patrząc na kocura. Czuła się przy nim na tyle luźno, że jej podświadomość nie kazała jej stale obserwować otoczenia.
— Właśnie żałuję, że nie widziałem. Ciekawe w sumie czy wdadzą się we mnie. Ah... Chciałbym synów. Nauczyłbym ich wszystkiego co wiem. Postawiliby się Zajęczej Trosce i może użarli ją w tą jej spasioną du... — przerwał, jakby już spodziewał się, że ruda zamierza go upomnieć. — No... W każdym razie... Ciekawe ile ich będzie. Paskuda jest taka gruba! Musi być ich sporo, nie sądzisz?
Już miała złajać kocura za niestosowne słownictwo pod adresem drugiego kota, ale poprawił się, więc nic od siebie nie dodała.
— To zależy. Każda kotka w ciąży ma napęczniały brzuch. Ale im więcej kociąt, tym lepiej dla Klanu Nocy. Nowi wojownicy lub medycy zawsze się przydadzą. Chętnie im pociotkuję, zdaje się, że dzieciaki do mnie lgną. Nie wiem czemu, ale najwyraźniej nie wyglądam odstraszająco — miauknęła z ironią, rozkładając rozłożyste liście bluszczu, na których umiejscowiła ziarna maku.
Wojownik przysunął się bliżej niej, intensywnie się w nią wpatrując.
— Jakie dzieci? Nie zauważyłem. Nie mówisz chyba o swoim bracie? No... Dzieciak z niego, ale potrafi docenić mój geniusz — zamruczał z uśmieszkiem zadowolony.
— Jak to jakie? Liściasta Łapa i Czapla Łapa! Jak byli jeszcze małymi kociętami, to chodziłam często do nich do żłobka, by zrobić kontrolę zdrowia. Polubili mnie, to przy okazji z nimi rozmawiałam i się bawiłam. Obiecałam karmicielkom, że będę częściej zaglądać — zamruczała, a na jego słowa parsknęła. — Moich braci nie nazwałabym dziećmi, prędzej zwierzętami — miauknęła, w przenośni oczywiście, bo w końcu sami nimi byli. — Właśnie, to takie dziwne, że mentorujesz mojemu bratu. Gdy z tobą rozmawiam, nie czuję między nami jakiejś specjalnie dużej różnicy wieku.
— Aha... — Wcale ich nie znał. Wcale. — Nie przesadzaj. Skrzecząca Łapa jak i Turkuciowa Łapa są całkiem spoko. Dogaduje się z nimi, co patrząc na całą resztę klanu jest niezwykłe — zauważył. — Bo nie jestem jakiś bardzo stary! Szybko zostałem wojownikiem. Dokładnie w wieku dziesięciu księżyców. — Napuszył się dumnie.
Wypuściła powietrze nozdrzami.
— Skrzek bywa irytujący, ale jest moim bratem i powyrywałabym wąsy każdemu, kto ośmieliłby się go skrzywdzić. A Turkuć... Polemizowałabym. Ciągle pakuje się w kłopoty, a ja muszę drania pilnować na każdym kroku. Omal co nie zwyzywał dwóch młodzików z Owocowego Lasu na zgromadzeniu. I ciągle gada o tej dominacji kocurów... Jak Skrzek mogę nazwać swoim bratem, tak jego ledwo przychodzi mi tolerować — parsknęła. — Och, faktycznie szybko. Gratuluję. Co niektórzy dalej siedzą u uczniaków, a są w wieku dorosłego wojownika.
<Nastroszony?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz