*jak jeszcze miś się kurował po powrocie do KK, przed śmiercią Marchewy*
Wstała, po czym delikatnie wyślizgnęła się spod ogona Zajęczego Ogona, która dalej spała. Wyszła ze żłobka, po czym usiadła przed nim niczym surykatka, aby następnie otrzepać się i zacząć wylizywać swe srebrne futerko. Musiała w końcu ładnie wyglądać. Szła nie byle gdzie. Zaczęła od lewego boku, kolejny był prawy bok, potem głowa (czoło było największym wyzwaniem ze względu na krótsze przednie nogi) a na końcu ogonek. Gdy tylko cała już była czysta, a jej futerko srebrzyło się w promieniach porannego słońca wpadających do wnętrza obozu klifiaków, ruszyła na swych dwóch łapkach w stronę legowiska starszyzny. Pod koniec się wywaliła przed wejściem, ale szybko wstała i przylizała kępkę na piersi, która zmierzwiła się podczas upadku, po czym delikatnie opuściła przednią część ciała, by jej krótsza para nóg mogła dotknąć podłoża. W taki sposób, na czterech łapkach, aby było stabilniej i by nie wywaliła się przed tamtymi kotami, weszła do środka.- Dzień dobry, Skoczek. Już wstałaś? – spytała Kalinkowa Łodyga.
- Dzień dobry – przywitała się z kotką siostrzenica martwych Jaśminowej Gwiazdy, podchodząc bliżej. – Co u pani? – zapytała.
- Nic się nie zmieniło od wczoraj, słońce – odparła szylkretka.
- Twój ojciec znowu chrapał jak niedźwiedź. – palnęła Złota Pręga, po czym zaśmiała się w głos. Srebrna zachichotała, rozumiejąc o co chodziło kotce.
- Cześć, Złota Pręgo – przywitała się z kotką. – Dzień dobry Marchewkowa Natko, Perliczy Grzebieniu, Wrzosowa Pogoni i cześć tato – przy ostatnim podeszła do wspomnianego kocura, po czy usiadła między jego łapami. Ten otulił ją nimi delikatnie.
- Jak się spało? – spytał Niedźwiedzi Pazur łagodnie.
- Dobrze. Reszta dalej śpi.
- Zając nie zmartwi się, jak cię nie zastanie? – spytała Perliczka, wylizując niesforne kosmyki na głowie swej burej partnerki.
- Nie, przecież i tak wie, że miałam zamiar rano pójść do was, będzie wiedziała, gdzie mnie szukać – wyjaśniła klasycznie pręgowana kociczka, wtulając się w futerko ojca. Dostrzegła, jak Wrzos uśmiecha się na ten widok rozczulona.
- A słyszeliście, że Lampart nie poznaje połowy kotów z legowiska wojowników? Ale jazda. Chyba naprawdę został opętany – powiedziała niespodziewanie Złota Pręga.
- Chyba? Widziałam jak te duchy z niego wylazły. To na pewno było opętanie – miauknęła Marchewkowa Natka, a jej ogon zadrgał miarowo.
- Dobrze, że Grzybowa Gwiazda przejął władzę i ustanowił Radę. Teraz duchom będzie trudniej niszczyć nasz klan – stwierdziła najstarsza ze starszych, po czym niespodziewanie rozpoczęła nowy temat - Wiecie, że podobno Aksamitna Chmurka namawia Niedźwiedzią Siłę na kocięta? – zagadała Kalinka – Ktoś słyszał jak o tym mu wspominała w legowisku wojowników.
- Oooo, dwa gołąbki w końcu doczekają się małych. I że ja myślałam, że Niedźwiedź kręci z Lampartem.
- Raczej z duchami – doprecyzowała Marchewka, drapiąc się za uchem.
- No tak, tak, jak zwał tak zwał. – Machnęła łapą ruda. - Jestem ciekawa, czy wdadzą się bardziej w radość matki, czy w gburowatość ojca.
- Ja sądziłam, że było coś między nią a Srokoszem…
- Ze Srokoszem? – spytała zdziwiona szylkretowa członkini rady – Musi mu być ciężko…
I tak ta rozmowa toczyła się dalej. A Skoczek zaciekawiona słuchała, zdobywając coraz to nowsze informacje. Niedźwiedzi Pazurź wylizywał jej futerko, a ona poddawała się bez oporu tej pielęgnacji.
Wchłaniała słowa Złotej Pręgi i reszty starszyzny jak gąbka. Wszystko zostawało zapamiętane w jej małej główce. Obrała sobie teraz za cel odwiedzenie Niedźwiedziej Siły w legowisku medyka. Uratował w końcu starszyznę i…też to co o nim i Aksamitce mówili współlokatorzy jej ojca zwróciło uwagę kocięcia. Chciała nawiązać z nim jakąś rozmowę. W końcu…
Im bliżej każdego radnego tym lepiej…
Gdy plotki przeszły na tak bezsensowne tematy jak to, że ktoś tam okrzyczał kogoś za chrapanie w legowisku, postanowiła wyjść. Pożegnała się ze starszymi mówiąc, że chce jeszcze odwiedzić Morskie Oko w legowisku medyka i pooglądać ich pracę.
Cicho przywitała się z Czereśniową Gałązką, po czym skierowała się w stronę legowiska, na którym siedział bury kot, o pierwszym członie takim samym jak ten ojca srebrnej. Dziko pręgowany wylizywał rany, które koteczka szybko dostrzegła. Kocur przymknął oczy zaprzestając czynności. Niebieska uznała że to dobry moment, więc przeskoczyła do niego.
Wojownik chyba ją usłyszał, bo uchylił jedno oko, a mimo zobaczenia jej siedział cicho.
- Dzień dobry - przywitała się jak przystało na grzeczne dziecko, szczerząc ząbki w przeuroczym uśmiechu.
- Dzień dobry - odpowiedział jej bury, nie podnosząc się z miejsca. Dalej leżał i tylko obserwował ją swym brązowym ślipiem.
- Ma pan rany. Walczył pan z kimś? - spytała, przyskakując bliżej.
Była bardzo ciekawa, co toż się działo, gdy był poza klanem. Słyszała, iż wojownik wyruszył na poszukiwania lekarstwa dla starszych nim się urodziła. Poza terenami Klanu Klifu na pewno nie było zbyt bezpiecznie…
- Powiedzmy... - Skrzywił się. - Tak wygląda dorosłe życie. Jednak nie ma o co się martwić. Przeżyję.
- To dobrze. Pan to pan Niedźwiedzia Siła? Ten, który przyniósł lekarstwo? – spytała, choć znała odpowiedź na to pytanie. W końcu był jedynym kto siedział tu poza medykami, o czym wiedziała od rozgadanej starszyzny.
- Tak. To ja. A ty...? Kim jesteś? – zapytał.
- Jestem Skoczek, córka Piegowatej Mordki i Niedźwiedziego Pazura. Uratowałeś mojemu tacie życie tym lekiem - powiedziała - Dziękuję panu bardzo. Gdyby nie pan, byłabym… sierotą.
Naprawdę była mu za to wdzięczna. Nie chciałaby nie mieć ojca. Kochała niebieskookiego staruszka.
- Och... Nie ma za co - zmieszał się. - Co się stało z twoimi łapami?
Przyzwyczaiła się na pytanie o łapy. Wiedziała… że nie były normalne.
- Taka się urodziłam. Ale mogę stać, niech pan spojrzy! - Postawiła łapki na ziemi, zmieniając postawę, chcąc mu pokazać, że nie jest tak źle, jak mogło mu się wydawać i że nie jest aż taka biedna. - Ale czasem łatwiej chodzić na dwóch. - Wróciła do pozycji kociej surykatki.
- Uh... Rozumiem – wyczuła jego powątpiewanie, a kolejne słowa tylko to potwierdziły - Wracaj do... ojca. To legowisko medyka, a nie żłobek.
Nie spodobały jej się słowa kocura, ale nie skrzywiła się mimo, iż miała wielką ochotę mu to pokazać.
- Ale tata mi pozwolił, proszę pana. – odpowiedziała. - Muszę w końcu poznać obóz, czyż nie?
- Ciekawość to pierwszy stopień do przejechania przez potwora - rzucił nieznaną jej, choć wciąż zrozumiałą z kontekstu maksymą - Powinien ktoś cię pilnować.
Widziała, że próbował ją przegonić. Nie chciał z nią rozmawiać bo co, bo miała krótkie łapy? A może dlatego, że była dzieckiem? Zazwyczaj te dwie rzeczy sprawiały, iż koty tak martwiły się o nią bardziej, ale też były bardziej skłonne z nią rozmawiać. Na tego tutaj jednak to nie działało. Cóż… chyba Złota Pręga miała rację co do tego, że był gburem.
Położyła po sobie uszy.
- Ja chciałam tylko odwiedzić chorych... - szepnęła z udawanym żalem. - Przecież jest tu pan i medyczki, nic mi się nie stanie - argumentowała.
Kocur wzruszył ramionami na co syknął z bólu. Najwyraźniej miał je nadwyrężone. Przymknął na moment oczy, aż ból nie rozszedł się po kościach.
- To idź do nich...
- Nie chce mnie pan tu, rozumiem. Wystarczyło powiedzieć, że nie życzy sobie pan towarzystwa - odpowiedziała, jednak bez pretensji w głosie - W takim razie do widzenia, i niech pan się kuruje - odparła, zaczynając przyskakiwać w stronę Czereśniowej Gałązki. Może powinna była pójść do samej zastępczyni, a nie do niego? W końcu z widzenia i obserwacji wiedziała, iż pointka była bardzo miła. A z tego, co mówiła Kalinka, wydawało się, iż lubiła kocięta. Jednak nie wyszła z medycznej siedziby, postanawiając zostać z już znaną sobie radosną córką Fioletowego Spojrzenia.
<Niedźwiedzia Siło?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz