Morelka leżała na trawie w zacisznym kąciku ukryta przed spojrzeniami innych kociąt. Jak zwykle przez cały dzień leniuchowała i wygrzewała się w słońcu. Myślała przy tym o swoim rodzeństwie. Nie czuła do nich sympatii. Widziała, że Kawka próbuje się do niej zbliżyć, ale denerwowało ją to. Nie chciała pogłębiać relacji z siostrą i starała się ją odtrącić z całych sił na przykład opowiadając jej żarty pozbawione sensu, ale zabiegi te nie dawały skutku, a wręcz oddziaływały zupełnie odwrotnie. Nie rozumiała Kawki, która chciała poznać inne koty i znaleźć w nich przyjaciół. Morelka widziała kiedyś jak kotka patrząc w taflę jeziora mówiła do siebie. Wydało jej się to wtedy bardzo dziwne i zaczęła zastanawiać się, czy z jej siostrą wszystko jest w porządku. Doszła jednak do wniosku, że chyba wszystkie koty takie są. Za to Makrelek… Och, ten Makrelek. Z dwójki rodzeństwa Morelka wolała już chyba jego, ale tylko dlatego, że tak jak ona nie lubił być blisko matki i zawsze starał się wykorzystać każdą okazję, żeby od niej uciec. Lecz to jedyna pozytywna rzecz, jaką widziała w bracie Morelka. Na co dzień Makrelek był najbardziej wrzaskliwym kotem jakiego można sobie wyobrazić. Morelka serdecznie nienawidziła jego głosu i tego z jaką głośnością wypowiadał słowa. Zazwyczaj starała się unikać jego towarzystwa, żeby nie musieć się narażać na utratę słuchu.
Powoli jej myśli zaczęły odpływać od tematu rodzeństwa, ogarnęła ją melancholia i poczuła jak jej jest dobrze, gdy tak leży w spokoju i bez innych koło siebie. Gdy tak marzyła, jej pyszczek sam zaczął wypowiadać słowa wierszyka:
- Trawy i kwiaty mnie otaczają, piękną muzykę swym szumem grają i leżąc wśród wszystkich tych wspaniałości czuję jak szczęście w mym sercu gości, lecz oto słyszę, że ktoś podchodzi, chyba to mama chce mi przeszkodzić.
I rzeczywiście ktoś podszedł. Była to Błotnista Plama. Wzięła swoją córkę w pyszczek i bez słowa poszła z nią na posłanie, gdzie zaczęła ją dokładnie wylizywać.
Podczas tej wymagającej skupienia czynności Morelka wierciła się bardzo, lecz w pewnym momencie wykonała nieokreślony ruch łapą i niechcący uderzyła matkę. Ta spojrzała zaskoczona na Morelkę.
- W-wszystko dobrze? B-boli cię coś? - zaczęła sprawdzać, czy nie ma żadnych zadrapań na ciele.
-Tak mamo. Nic mi nie jest! - odpowiedziała z niechęcią Morelka. - Tylko taka mała muszka przeleciała mi koło uszka.
Matka spojrzała na jej ucho bo w ogóle nie zrozumiała rymu.
- Ugryzła cię?! Umierasz?!
- Pff - parsknęła tylko z pogardą postanawiając zmienić temat. - Achh, chciałabym poznać tatę! Powiedz mi dlaczego nie ma przy nas taty mego?
Błotnista Plama zmrużyła oczy i chyba po raz pierwszy w życiu spojrzała ostro na dziecko.
- P-po prostu nie ma. I nie będzie. Nie m-musisz się tym interesować.
Poirytowana Morelka wyprostowała się i odsunęła od matki. Nie lubiła być blisko niej. Zawsze wtedy czuła się jakby nie miała wpływu na własne życie, tylko była kontrolowana. Dodatkowo te wszystkie pieszczoty... Nie, to nie dla niej. Jednak postanowiła nie dawać za wygraną:
- Ale mnie to interesuje! Nic na to nie poradzę... Cała jego osoba jest owiana tajemnicą. Mam tego dość! To mój ojciec! Chcę o nim coś wiedzieć.
Matka polizała ją czule po łebku i przysunęła z powrotem do siebie.
- J-jeszcze go poznasz... A-ale jak b-będziesz duża. N-na razie jesteś za m-mała.
Zdziwiona reakcją rodzicielki na jej gwałtowny wybuch nie odwzajemniła uścisku, ale również nie odsunęła się. W dodatku ośmielona poprzednim powodzeniem zadała kolejne pytanie:
- Mamo... Bo wiesz... Słyszałam, że ja, Kawka i Makrelek nie byliśmy jedynymi twoimi dziećmi. Podobno jeszcze trójka umarła podczas porodu. Czy to prawda?
<Mamo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz