Na jej pysku widoczna była irytacja i chłodna wyniosłość, gdy kierowała się w kierunku legowiska starszych. Ojciec przyniósł jej tak wielki wstyd, że to było nie do pomyślenia! Dał się obalić! To było takie żenujące... Sądziła, że posiadał jakieś jaja, ale myliła się.
Nie mogła zostawić tej sprawy, o nie. Oczywiście, że znała plany Daliowego Pąku odnośnie obalenia Rudzikowego Śpiewu. Ten rudzielec nie zasługiwał na miano lidera i z satysfakcją obserwowała jego żałosny koniec, ale... Ale nie było w tym mowy o tym, że Trzcinowa Sadzawka również starci władzę! Jak mogła teraz chwalić się wpływowym ojcem, gdy został przyrównany do klanowej zakały, jaką była Lepkie Łapki?
Za pomocą kocura chciała dokonać wielkich czynów. Miała go w końcu owiniętego wokół pazura. Mogła zostać zastępczynią, a nawet liderką, tak jak jej mentorka. Ale nie... Idiota nie potrafił wykrzesać z siebie chociaż odrobiny męskości i postawić się Dalii. Ryczał jak taka wronia strawa, przynosząc jej wstyd.
Dlatego też musiała go ukarać. Widać było, że brak kobiecej ręki działał źle na kocury. Oczywiście, wierzyła w to, że Daliowy Pąk nareszcie doprowadzi ich klan na szczyt, jednakże zazdrość o utracone dobra paliła ją dość głęboko, by mogła przełknąć tą gorycz.
— Tato? — Wkroczyła do środka, mrużąc swoje oczy na kulącą się w kącie postać.
Trzcinowa Sadzawka wyglądał na takiego zmarnowanego. Dalej opłakiwał tego zawszonego rudzielca? Phi! I on nazywał się kocurem? Chyba raczej był jego marną podróbką.
Stanęła nad nim, a jej wzrok był nieodgadniony. Dawny zastępca uniósł na nią wzrok, pociągając nosem.
— Córeczko, co ty tu... — nie dokończył, bo przerwała mu gwałtwonym ruchem ogona.
— Jak mogłeś mi to zrobić! Sądziłam, że mnie kochasz! — zaczęła połajankę. — Dałeś się obalić jak jakieś kocię! Wstyd mi za ciebie!
— Ja... Ja nie mogłem... Ja... To było takie okrutne...— zaczął się tłumaczyć, co tylko bardziej ją zirytowało.
Uniosła łapę i dała mu nią po pysku. Ojciec zaskoczony pisnął, a następnie utkwił w niej zdziwione spojrzenie. Chyba nie spodziewał się lania od ukochanej córeczki, ale sam doprowadził do takiej sytuacji.
— Nie mogłeś?! Widzę, że Daliowy Pąk miała rację. Nie nadajesz się na lidera. Tak bardzo cieszyłam się z tego, że awansowałeś i co? I nic! Nie walczysz, a chowasz łeb w piasek! Jesteś jak kocię... — Skrzywiła się z niesmakiem. — Potrzebujesz kobiecej łapy, bo inaczej jeszcze bardziej poniżysz się przed klanem. Tak, tato. Od dzisiaj masz się mnie bezgranicznie słuchać, a na pewno odzyskasz swoją godność — rzekła nie chcąc słyszeć ani słowa sprzeciwu. — Pomogę ci wyjść na koty. Dlatego przestań ryczeć... To żałosne — dodała zaraz widząc, jak te jego zapłakane ślepia wpatrują się w nią z szokiem.
Kocur powoli pokiwał łbem, ocierając pysk ze smarków. Najwidoczniej uwierzył w jej dobre zamiary. Tak naprawdę chciała uzależnić go od siebie bardziej. Może i stracił pozycję, ale zawsze mógł się do czegoś przydać. Nawet jako taki niewolnik do spełnienia jej zachcianek. W tym celu musiała jednak go przeszkolić i udowodnić nowej liderce, że Trzcinowa Sadzawka zasługiwał na odbicie się od dna, przynajmniej dla niej. Nie mógł w końcu kisić się w starszyźnie jak jakiś mysi móżdżek! Kto będzie wtedy dla niej polował?
— Nie martw się tato — rzekła z uśmiechem, gładząc go po łbie. — Wystarczy, że będziesz posłuszny, a Daliowa Gwiazda ci wybaczy.
Starszy zwiesił smętnie łeb, jakby dalej pogrążony w smutku po śmierci swojego lidera. Nie rozumiała tego. Przecież Rudzikowy Śpiew nie nadawał się na tą pozycję. To było wiadome od zawsze. Kocur powinien się cieszyć, że zdechł. Ugh... Gdyby tylko był mądrzejszy i pomógł Daliowemu Pąku w jej planie, na pewno nie zostałby zdegradowany. Może siedziałby teraz na stołku lidera? Tak... Nie mogła tego znieść. Obwiniała go wręcz świadomie o to wszystko co się stało. Nie zamierzała puścić mu tego płazem. Jeżeli zależało mu na niej, to ogarnie się i wyjdzie na koty.
— Jutro tu przyjdę i jak dalej będziesz wyglądać jak truchło, a nie kot, to wytargam cię za futro! — zagroziła, mierząc go ostrym spojrzeniem, pod którym bardziej się skulił.
Akurat napawało ją to dziwną satysfakcją. Przynajmniej zdawał sobie sprawę z tego, gdzie było jego miejsce.
Omiotła zdegustowanym spojrzeniem miejsce, a którym przyszło mieszkać ojcu, po czym odwróciła sie na pięcie i dumnie wymaszerowała na zewnątrz.
— I co? — Pszczela Duma zaczepiła ją, gdy tylko dojrzała jak się zbliża.
Kocica westchnęła kładąc się obok przyjaciółki, która otuliła ją troskliwie ogonem.
— Pstro. Ryczy i przynosi mi wstyd. Dałam mu po łbie. Twierdził, że się ogarnie, ale o tym się przekonamy. Ugh... Kiedyś sądziłam, że był nieco mądrzejszy od matki, ale widać oboje mają ten sam poziom. Jeszcze umrze jak tchórz! — syczała pod nosem.
Przymknęła oczy, biorąc głębszy oddech. Pszczółka widząc to, otarła się o nią łbem.
— Na pewno się ułoży. Nikt inny poza tobą nie zrobi z nim porządku. Wierze, że ci się uda.
— Ale... ale moja pozycja osłabła! — wyżaliła się jej. — Już nie jestem córką zastępcy i przyszłego lidera. Wiesz jakie to straszne uczucie?! Kto będzie się mnie teraz bał? Nikt! Przestaną mnie szanować! — Wbiła pazury w ziemię.
Wojowniczka milczała przez chwilę, jakby zastanawiając się nad jej słowami. Mówiła źle? Była kimś wielkim, miała władzę, a teraz? Teraz czuła się nikim. Bo czy Daliowa Gwiazda da się omotać jak jej staruszek? Wątpiła. Sam fakt, że zbratała się z Truposzkiem ją obrzydzał. Widać było, że kocur to jakieś wygłodniałe zwierzę, a nie kot. Takiego powinni trzymać w dole i wypuszczać tylko wtedy, gdy ktoś miał zostać zabity. A tak? Chodził sobie na wolności po klanie i kto wie, co miał w tym swoim tępym łbie. Mógł kogoś znowu zabić.
— Hej, spokojnie. Na pewno nie będzie aż tak źle. Daliowa Gwiazda ceni sobie nasze wsparcie. Jestem pewna, że będzie dobrą liderką i stanie po naszej stronie, nie to co Rudzikowy Śpiew — starała się ją pocieszyć Pszczółka.
Przymknęła oczy, po czym położyła łeb na łapach. Może racja, że się tym za bardzo przejmowała. Ale nie cierpiała jak coś jej odbierano. Zwłaszcza co dawało jej masę wpływów i przywilejów.
Poczuła delikatne liźnięcie za uchem, które powtórzyło się jeszcze kilkakrotnie. To nieco ją uspokoiło i odegnało niezbyt przyjemne myśli.
Cieszyła się, że miała w niej wsparcie. Taka przyjaciółka to był skarb.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz