Wyobrażała sobie, że po klęsce duchów z Mrocznej Puszczy, które opętały ciało jej mentora jakoś się ułoży. I częściowo mogła sobie przyznać rację, w końcu Wilczek do nich wrócił, siostra zyskała nową pozycję, klan się odbudowywał.
Ale ledwo powstrzymywała się od wymiotów, gdy patrzyła na pysk Lamparciego Ryku. Wiedziała, że to stary, dobry mentor. Charyzmatyczny wojownik, który troszczył się o nią, poświęcając nieraz własne zdrowie psychiczne. Ale widziała w nim tylko potwora w środku amoku, gotowego rzucić się jej na szyję, wykorzystać to, że mu zaufała.
Wiedziała, że tak nie jest.
Ale ukłucie wątpliwości zawsze jej towarzyszyło, niezależnie, czy miała rację, czy się co do niego myliła. Pragnęła objąć go, polizać za uszami, znów, tak jak dawniej, porozmawiać z nim, ale gdy tylko jego lodowaty wzrok ją namierzał, całe jej ciało spinało się wbrew jej woli, odmawiając posłuszeństwa. Nogi uginały się pod nią, plątały się, serce biło jak szalone, usiłując wyskoczyć z piersi.
Czuła wyrzuty sumienia, gdy patrzyła na rozczarowany wzrok Lamparciego Ryku, który po raz pierwszy od wielu księżyców widział swoją własną uczennicę. Uczennicę, która patrzyła na niego ze strachem w oczach, z wizjami okrucieństwa, jakiego obcy byt dopuścił się w jego ciele.
Była głupia.
Weszła do legowiska medyków. Łapy same ją tam poprowadziły, chociaż unikała tego miejsca jak ognia, by nie musieć na niego patrzeć.
— Lamparci Ryk... mogę z nim porozmawiać?
Morskie Oko uśmiechnęła się. Koleżanka, może nawet przyjaciółka, z którą Lis się wychowywała. Była dla niej bliska, ale jednocześnie ich kontakt zaczął się osłabiać, gdy pointkę pochłonął strach odbierający jej chęci do życia. O rodzeństwo, o przyszłość klanu, nawet o swoje własne zdrowie.
— Martwi się o ciebie. Wiem, że to ciężkie po tym, co przeżyłaś z jego łap, ale... Spróbuj myśleć o nim jak o tym kocie, którego znałaś wcześniej, dobra? Zapomnij, że to co miało miejsce ostatnimi księżycami w ogóle się wydarzyło.
Skinęła głową, czując łzy zbierające się w morskich oczach. Zawahała się przez chwilę, po czym zbliżyła się do medyczki i oparła głowę o jej bark. Morska wtuliła się w jej futro.
— No już, nie rozklejaj się, bo zalejesz mi legowisko — rzuciła, mrugając do niej okiem. Szylkretowa pointka zaśmiała się cicho.
Z tyłu słyszała szmery wchodzących do legowiska kotów. Kruszynowa Knieja, Wilczy Zew, Wrzosowa Pogoń, Krucze Pióro. Mało ją to interesowało. Skierowała się do posłania Lamparciego Ryku. Czarny uniósł łeb w jej stronę, jakby spodziewał się, że jego uczennica po raz kolejny odwróci się z błyskiem przerażenia w oczach.
Prawie się tak stało. Lis kolejny raz wpatrywała się w oczy potwora, tyrana, który tyle księżyców ją prześladował. Ale spróbowała uciszyć te myśli, jakby były tylko irytującą, natarczywą muchą próbującą ją ugryźć. Zbliżyła się do kocura, mimo drżącego ciała, mimo tego, że jakaś jej część chciała uciec, a jakaś inna krzywiła się z odrazą i wzgardą. Przyłożyła czoło do czoła mentora.
— Wiem, że to nie twoja wina.
— Dziękuję.
— To ciężkie patrzeć ci w oczy, ale może... kwestia przyzwyczajenia. Nie zasługujesz na to, jak cię traktowano. Ale widzę... widzę, że mój prawdziwy mentor wrócił.
Posiliła się na uśmiech. Czarny odpowiedział tym samym - posłał jej słaby, ale charakterystyczny dla dawnego siebie uśmieszek.
Miała mu tyle do powiedzenia.
wyleczeni: Kruszynowa Knieja, Wilczy Zew, Wrzosowa Pogoń, Krucze Pióro
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz