Jedną z niepodważalnych zalet zbliżającego się lata były cieplejsze i jaśniejsze świty. Minusem było ich wczesne pojawianie się. Mimo wszystko zdecydowanie poranek podczas Pory Zielonych Liści był przyjemniejszy niż ten podczas Pory Nagich drzew, gdy było mokro, ciemno i nieprzyjemnie. Gęgawa nie czuł się wyspany, ale nie pokazywał tego po sobie. Nie mógł przecież odmówić patrolu. Mus to mus, prawda?
— Na jaką granicę pójdziemy? — zapytał Komarnica przodującego, czekoladowego kocura, lidera patrolu. Lulek ominął stojący na ścieżce kamień i odpowiedział:
— To nie patrol graniczny, tylko łowiecki. Pójdziemy w stronę rzeki, tej, gdzie jest Konający Buk. Zwierzyny jest w bród, więc na pewno coś znajdziemy. Zwłaszcza o świcie, gdy nocne zwierzęta dopiero się chowają, a te dzienne budzą.
— Pff — westchnął tylko czarny i nie odzywając się ani jednym słowem więcej podążyli za Lulkiem.
Gęgawa cieszył się odgłosami rzecznej natury. Rechotanie żab, okrzyki ptaków, pojedyncze pluski ryb, bzyczenie ważek, szelest trzcin. To wszystko składało się w piękną muzykę, której nigdy nie miał dość. Wilgotne powietrze przyjemnie nawilżało jego skórę, nozdrza i gardło, wysuszone od pragnienia. Nie miał czasu by się czegoś napić przed wyruszeniem.
— Powinniśmy się rozdzielić — stwierdziła Lisówka, trzymając się boku partnera. — Wzdłuż jakiegoś odcinka długości rzeki. Tak będzie najlepiej i najrozsądniej. Tak to nas wyczują i, lub zobaczą i już po polowaniu.
— Zgadza się — pochwalił ją wojownik. Oplótł wokół Lisówki ogon. Gęgawa lekko się skrzywił. Nie mógł nic poradzić na to, że czuł się dziwnie za każdym razem, gdy tylko widział jakąś parę! — Jedno z nas może nawet pójść polować bardziej z dala od rzeki. W okolicy również się dużo zwierzyny kręci.
Komarnica strzepnął uchem.
— Mogę ja.
— Nie powinieneś bardziej pilnować Gęgawy? — zapytała Lisówka, mierząc mentora czarnego nieprzychylnym wzrokiem.
— To zdolny chłopak. Dobrze wyszkolony, głupoty nie zrobi — pogłaskał szybko końcówką ogona plecy swojego ucznia z uznaniem. Komarnica był z niego dumny? — A jak tylko zrobi to ręczę za niego. Więc się pilnuj — rzucił jeszcze ciszej do Gęgawy i bez prowadzenia dalszej rozmowy odszedł, by polować bez towarzystwa patrolu i rzeki.
— Skoro tak mówi — wzruszyła ramionami kotka. — Gęgawo, idź bardziej na lewo, a my zostaniemy w tej okolicy. Tylko uważaj.
— Zawsze uważam — miauknął, udając się w poleconą, lewą stronę. Szybko odepchnął na dalszy plan analizowanie słów Komarnicy. Zbliżał się do powalonego pnia drzewa, ale nie zamierzał po nim nigdzie wchodzić. Przedzierał się niepozornie przez gęstwinę zarośli. Z czarnym jak noc futrem kocur wyglądał jak cień.
Gęgawa zauważył dziwnie wyglądającego ptaka wśród trzcin. Otworzył pysk nieco z lekkiego zdziwienia, ale głównie z chęci wyczucia jego zapachu. Nigdy wcześniej go nie widział na oczy. Wyglądał jak większy strzyżyk o nieco innej budowie, typowej dla nadwodnych gatunków ptaków. Miał jednak rozlewający się po głowie, piersi i brzuchu czarny pas. Przyjrzał się dokładnie dziwnemu ptakowi i zaczął podchodzić zwierzynę jak prawdziwy łowca.
Lekko stawiał kroki, starając się rozłożyć jak najbardziej swój ciężar ciała na mokrej trawie, która pod ciężarem wysączała wodę jak gąbka. Gdy zbliżył się na odpowiednią odległość gwałtownym ruchem wyskoczył, aby złapać za kark ptaka. Zdążył jedynie zaalarmowany rozłożyć do lotu skrzydła i coś krzyknąć, ale drapieżnik w postaci Gęgawy był szybszy od swej ofiary. Pozostali członkowie stada rozlecieli się, jednak uczeń był wystarczająco usatysfakcjonowany. Na krótką chwilę odłożył zdobycz na bok i napił się słodkiej, rzecznej wody, którą chłeptał łapczywie. Oblizał pysk i złapał upolowanego ptaka. Większość żab przeniosła się już w swoje norki, czyli na brzegi w tak poskręcaną trawę, że wyglądała jak plecionka. Zrezygnował z poszukiwania ich. Teraz to było już bez sensu. Wypatrywał przez dłuższą chwilę zwierzyny, która albo przelatywała wysoko nad nim, albo pływała na samym środku rzeki. Czasami Gęgawa zazdrościł umiejętności pływania nocniaków. On musiał obchodzić się ze smakiem. Jedna zwierzyna również była sukcesem, pomyślał. Odchodząc od rzeki akurat spotkał się z mentorem, któremu z pyska zwisała mysz.
— Twój przyszły obiad, co? — zapytał, a Gęgawa się skrzywił.
— Nie, nie lubię ptaków — skłamał Komarnicy. Nigdy nie przyznał się nikomu jaki jest prawdziwy powód tego, że nie je ptaków i wolał, by mentor nie drążył tematu.
— Żaby i inne ropuchy już tak, ale ptaki nie? Dziwny jesteś.
Do czarnych podeszła reszta. Każdemu się powiodło. Lulek miał w pysku czajkę, a Lisówka bardzo podobnego ptaka co uczeń, z wyjątkiem czarnej smugi.
— Łowy udane — mruknął Lulek z uznaniem.
— Co to za ptak, którego złapaliśmy? — zapytał Gęgawa, patrząc znacząco na Lisówkę.
— Siewka, o ile się nie mylę. Lekkie mięso, rzadkie ptactwo. Musieliśmy mieć szczęście.
Lulek już odwrócił się, machając ogonem, by dać znać reszcie patrolu. Wszyscy zwrócili ku niemu wzrok. Widać było po nim, że jest już znudzony.
— Chodźcie, nie ma na co czekać. Patrol uznaję za zakończony.
Każdy mu gorliwie przytaknął.
EVENT NPC: Komarnica, Lulek, Lisówka
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz