Naprawdę nie rozumiał czego tak się bała. On nie miał problemu z tym, aby podejść do ojca i powiedzieć mu, że coś mu nie grało. Ta jednak cykała się gorzej niż kocię. Dziadek nie urwałby przecież jej za to głowy. Nie zamierzał jednak załatwiać wszystkiego za nią. Powinna zachowywać się dojrzale skoro już była uczniem i brać odpowiedzialność we własne łapy.
— Zależy jak to powiesz. Jeżeli tonem rozpuszczonego gówniarza, to owszem, uzna. Jeżeli wskażesz na winę mentora, to już inna sprawa. Nie siedzę mu w głowie, więc ciężko mi powiedzieć jakby zareagował — powiedział, lustrując czarną wzrokiem.
— No w sumie tak... Nie no, może lepiej nie ryzykować a jak będę potrzebowała się doszkolić to albo zrobię to sama albo kogoś poproszę. Lizusa Mysikrólika jakoś przeboleje...
— Skoro tak... — Strzepnął uchem. — Życzę więc powodzenia.
Męczyła się i wolała to ciągnąć niż zmierzyć się z Mroczną Gwiazdą? To było doprawdy dla niego niezrozumiałe. Nie zamierzał jednak w żaden sposób jej pomagać. To była jej decyzja. On nie odczuwał na swoich barkach żadnego ciężaru, który sprawiałby mu dyskomfort.
— Ta, ta... Powodzenia. Potrzebuje sił do niego a nie powodzenia... Koszmar ma lepiej. Może się skupić na treningu a ja się wkurzam taką błahostką... — wymiauczała.
Tak to prawda... Wkurzała się o byle co. Chociaż nieco już dojrzała i tak była jeszcze dzieckiem, które nie znało się wcale na świecie. Spór o lepszego mentora to było nic z dorosłym życiem, w które niedługo wkroczy.
— Zawsze może cię podszkolić kto inny. Byleś nikogo nie nękała na siłę — doradził jej, zauważając że kotka miała naprawdę irytujący sposób bycia. Widział doskonale jak zadawała się z Sosnową Igłą. Nie pochwalał za bardzo tej znajomości, ponieważ wojowniczka... Była po prostu głupia. Ale skoro te dwie lubiły bawić się na tak niskim poziomie, to nie zamierzał im w tym przeszkadzać. Miał ważniejsze rzeczy na głowie niż dzieci.
— Nikogo nie będę nękać na siłę. Taka Sosnowa Igła na przykład pewnie z chęcią mi pomoże. Lubi mnie — wypowiedział jego myśli na głos, co wcale go nie zdziwiło. Jedynie skrzywił się zniesmaczony na brzmienie imienia starszej już wojowniczki.
— Mhm... To aż dziwne — szepnął pod nosem, bo nie spodziewał się, że ktoś taki jak bura był w stanie kogoś polubić.
— Czemu cię to dziwi? — Przekrzywiła zaintrygowana łeb.
— Nie za dobrze dogaduje się z kotami. Mało kto ją lubi.
— Czemu niby? Jest agresywna i dziecinna, ale... Da się z nią gadać — wytłumaczyła.
— No właśnie dlatego, bo jest agresywna i dziecinna. — Strzepnął uchem. — O ile nie przyjaźnisz się ze zdrajcami, to możesz mieć znajomych. Masz wolną łapę — podkreślił tu oczywiście słowo "znajomi" nie bez powodu. Nie zamierzał pozwalać Wieczór, sprowadzać sobie jakichś partnerów. Była na to jeszcze zdecydowanie za młoda, ale wolał dmuchać na zimne. Wizje dziadkowania chciał odłożyć jak najdalej w czasie. Był stanowczo za młody, by ktoś wołał na niego dziadku!
<Wieczór?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz