Upewniła się, że ukarani rasiści skończyli na dzisiaj swoją robotę. Gdy zapadał zmrok, zdążyła tylko przypomnieć Marchewce o jej zadaniach, bo kotka postanowiła się obijać, zamiast robić cokolwiek pożytecznego.
Weszła do legowiska, które ogarnęła po wizycie jakże cudownego gówniaka Tygrysiej Smugi. Teraz wyglądało już porządnie, mimo to czarna wciąż gniewała się za taki okaz braku szacunku. Położyła się na mchu i odetchnęła.
Zgromadzenie wprawiło w nią niepokój. Ta krew, która zebrała się pod skałą. Tą skałą, gdzie po raz ostatni widziała ciało Jastrzębiej Gwiazdy. Gdzie go zabiła.
Czy to było jego szyderstwo? A może wyolbrzymiała? Może nie miało to żadnego związku z jej morderstwem?
Zmrużyła ślepia, rozluźniając mięśnie i pozwalając, by sen wtulił się w jej objęcia.
* * *
Wszechobecny mrok malował się pod jej łapami. Widziała czarne jak smoła jezioro i malująca się wokół, zwiędła, ciemna trawa. Gęste powietrze drażniło jej płuca. Już była w podobnym miejscu. I nie podobało jej się to ani trochę.
— Witaj, Kamień — głos wybrzmiał w uszach czarnej, jednak jej sylwetka wciąż ukrywała się w ciemnych odmętach.
Przez drobny ułamek sekundy liderka nie zareagowała, spodziewając się Jastrzębia, jednak równie szybko rozpoznała głos, którego nie słyszała od księżyców, a którego potwornie nienawidziła. Nastroszyła futro, wściekła, że głosów w głowie nie dało się atakować.
— Czego chcesz? — syknęła, przypominając sobie co zrobiła poprzedniemu liderowi. Mimo upływu tylu księżyców, te dwa słowa wystarczyły, by fala wspomnień rozbudziła się w jej głowie.
— Oh, po co te nerwy? - prychnęła Piaskowa Gwiazda, wywracając ślepiami. —Przyszłam tylko porozmawiać. Co innego mogę zrobić, skoro mnie zabiłaś?
Czarna rozglądała się wokół w sennej marze, jednak nigdzie nie mogła dostrzec pyska rozmówczyni. Strzepnęła tylko ogonem.
— Zabiłam, czyli odesłałam w głąb Mrocznej Puszczy, ale najwidoczniej wciąż nie możesz się pogodzić z własną śmiercią — rzuciła, posyłając gdzieś w otchłań czerni nienawistne spojrzenie. — Nie udawaj, że jesteś spokojna, dobrze wiem, że pewnie chcesz rzucić mi się do gardła za to co zrobiłam — dodała oschle. — I dla twojej wiedzy niczego nie żałuję.
Piasek zaśmiała się gardłowo.
— Nie schlebiaj sobie — mruknęła, strzepując wykręconym uchem. — To Zajęcza Gwiazda sprawił, że nie mogłam się pogodzić ze śmiercią. Ty jesteś tylko kamyczkiem na mojej drodze. Kamyczkiem, który chyba wbił mi się w łapę... — syknęła, a czarne jezioro zafalowało. Kremowe ciało wyłoniło się z tafli, ociekając smolistą cieczą mieszającą się z krwią z rany. Bezźrenicowe ślepia zabłysły złowrogo, a demon w przeciągu bicia serca wyskoczył z wody, by znaleźć się zaraz obok nosa czarnej kotki. Nachyliła łeb i nienaturalnym ruchem przekręciła szyję, spoglądając w soczyście zielone oczy Kamiennej Agonii. — Może Pyskatka potrzebuje bajeczki na dobranoc dla uspokojenia? — zawarczała zniekształconym głosem.
Mogłaby przyrzec, że każdy jeden mięsień błagał ją, żeby się cofnęła. Nie zrobiła tego jednak, sparaliżowana i wryta w ziemię z zaskoczenia. Piasek nie wyglądała tak jak za życia. Była o wiele bardziej przerażająca, a jej wygięcie szyi sprawiło, że czuła się jakby miała zaraz zwymiotować.
— Skąd wiesz co do niego powiedziałam? — syknęła, bo od razu rozpoznała słowa Piasek. Jej własne drwiny w kierunku Żara, chociaż ledwo wyczuwalne drżenie głosu zdradzało jej strach. To było inne. Jastrząb się jej nigdy nie pokazywał. Ona wyglądała potwornie. Jakby mogła zgnieść ją jednym piorunującym spojrzeniem. — Nie boję się ciebie. Nic mi nie zrobisz, jesteś martwa i niematerialna — warknęła, sama nie wiedząc czy próbowała bardziej przekonać ją czy siebie.
Spojrzenie pustych, złotych ślepi zmrużyło się, a na zakrwawiony pysk kremowej powoli wpadał szeroki, chory uśmiech.
— Słyszę, że się boisz — zamruczała przeciągle, nastawiając gwałtownie uszu. — Mnie nie oszukasz, Pyskatko. A poza tym, gdzie twoje maniery? Mamusia nie nauczyła cię szacunku do starszych?
Jak mogła tak bezczelnie jej to wypominać? Czarna położyła po sobie uszy, odsłaniając kły.
— To zabawne, że pouczasz mnie akurat ty, gdy miałaś zerowy szacunek do jakiegokolwiek nierudego kota — prychnęła, starając się nie zrywać kontaktu wzrokowego z tyranką, chociaż patrzenie w te przerażające złote ślipia chcące cię pożreć żywcem było potwornie trudne. — Tobie ta lekcja przydałaby się o wiele bardziej niż mi. I moja matka zrobiłaby to samo na moim miejscu — rzuciła, powstrzymując się od cofnięcia się. Nie chciała pokazać po sobie jakiegokolwiek znaku słabości.
— Mylisz się, Kamyczku. Miałam szacunek do waszego rodzaju. To twoja generacja była trudna i nieznośna. Wątpisz w moje intencje? Klan Burzy radził sobie najlepiej od wielu księżyców pod moją łapą — mruknęła, wykręcając swój łeb. Jej wzrok na chwilę opadł na wyszczerzone kły kotki. — Myślisz, że mnie wystraszysz? — ostentacyjnie oblizała pysk z skapującej po nim krwi. — Też tak umiem — zamruczała, by zaraz kłapnąć kotce zębami milimetry przed nosem.
Kamień skrzywiła się słysząc zdrobnienie, jakim zwróciła się do niej kotka. Cofnęła się o krok, czując jak przez moment kły Piaskowej Gwiazdy zalśniły niebezpiecznie blisko jej nosa. Wbiła w nią wzrok, zaciskając zęby. Nie mogła zaprzeczyć. Piasek dużo wniosła do Klanu Burzy.
— Dziwisz się, że twoi wojownicy się buntują, skoro mordujesz niewinne koty? — fuknęła. — Może zrobiłaś dla nas dużo, ale to nie pokryje tego jak podzieliłaś klan. To wszystko twoja wina — dodała. — Nie zamierzam wykonywać rozkazów psychopaty. Zwłaszcza po tym co zrobiłaś mi i mojej rodzinie. Ciesz się lepiej, że twoje ciało zostało pochowane z pełnym szacunkiem, bo równie dobrze moglibyśmy zbeszcześcić twoje zwłoki tak jak ty kiedyś — wypaliła niemal na jednym tchu, mając nadzieję, że dusza z Mrocznej Puszczy nie może jej zdekapitować i poranić fizycznie.
— Nikt nie jest całkowicie niewinny, Kamień. Ty w szczególności powinnaś to wiedzieć — miauknęła krótko, zbywając jej oskarżenia. — Poza tym, nie przyszłam ci dzisiaj rozkazywać. Raczej ostrzec. Bycie liderem nie jest zabawą, za którą je uważasz. Prędzej czy później będziesz musiała podjąć wybór, w którym nie ma dobrych rozwiązań. Co wtedy zrobisz? Zaczniesz wykorzystwać jedną część, by ci na którch ci zależy przeżyli? Brzmi znajomo, co? — zamruczała, prostując się i ukazując w całej okazałości. — Druga rada? Uważaj, z kim zadzierasz. Wiem, jak traktujesz mojego wnuka — Piasek położyła po sobie uszy. — Jeśli chociażby włos spadnie z jego głowy, to wiedz, że przestanę się hamować w grze. Wiem, kto brał udział w tej całej waszej rebelii. Myślisz, że ile głów może być warte znęcanie się nad moim Rozżarzonym Płomieniem? — uniosła wzrok znad swojej łapy, w której po kolei wysuwała błyskające pazury.
Czarna zamilkła przez chwilę, wściekła, że nie miała jak odbić argumentów kotki. Miała rację. Ona sama też nie była tak czysta jak mogłoby się zdawać. Zrobiłaby to co mówiła.
I to właśnie napawało ją frustracją. Nie mogła jednak się z nią zgodzić, przyznać jej racji. Nie jej.
— Jest różnica między zwykłą manipulacją, którą wysługują się liderzy, a mordowaniem kotów bez poczucia winy i urządzaniem sobie ruletki kto tym razem zginie — prychnęła. Na wieść o Żarze zjeżyła się. Spojrzała na jej pazury, a potem przeniosła wzrok na złote oczy tyranki. — Żar przynajmniej ma trochę oleju w mózgu i własną świadomość, choć za bardzo uzależnia swoje myśli od ciebie. Zepsułaś go i wypaczyłaś jego tok myślenia. Lubisz mieć swoje pieski, co? — syknęła, jednak słowa kotki wywarły na niej presję. Nie chciała, by Piasek zrobiła coś kolejnym niewinnym kotom. Zwłaszcza takim na których jej zależy. — Nie waż się skrzywdzić kogokolwiek.
— Jest różnica? — miauknęła, mając nadzieję wzbudzić w Kamień pewne wątpliwości. — Żar to nie mój piesek. To mój wnuk — powiedziała, podkreślając ostatnie słowo. — I nie pozwolę, żebyś tak go traktowała. Więc jeśli nie przestaniesz, być może będziesz mieć na sumieniu... tego niebieskiego idotę... jak mu tam było? Muł? Błoto? — mruczała, udając zastanowienie. — Nie, nie... ah, Glinę. Może to potraktujesz jako zachęta do poprawy swojego zachowania, hm?
Liderka otworzyła pysk, zamierzając odpyskować, ale równie szybko go zamknęła. Nie chciała narazić zdrowia Gliny. Nie mogła. Nie wybaczyłaby sobie tego. Nie chciała go stracić. Był dla niej cenny, tak samo jak Wilcza Zamieć. Prychnęła pod nosem, odwracając wzrok i kątem oka wodząc wściekłymi źrenicami po pysku kremowej liderki.
— A to ja ponoć nie mam szacunku — prychnęła. — Rób sobie z Żarem co chcesz, nie tknę go, jeśli ty będziesz się trzymać na dystans od moich bliskich. Już dość ich pokrzywdziłaś — mruknęła od niechcenia. Ale zdrowie bliskich było dla niej ważniejsze niż jakiś Żar i powstrzymywanie się od używania ciętego języka. — ale bądź świadoma, że Rozżarzony Płomień już zaczął wyzbywać się tego co mu wpoiłaś. To kwestia czasu zanim się od ciebie odwróci. On przynajmniej ma jakiekolwiek uczucia — dodała ciszej, ale równie oschle.
— Jeśli dotrzymasz słowa, ja dotrzymam swojego. Ja nie skrzywdzę bezprośrednio twoich bliskich — mruknęła, kładąc po sobie uszy. Słysząc dalszą jej wypowiedź, tylko wywróciła oczami. — Nawet jeśli, to wciąż mój wnuk. Rodzina. Może nie wygląda, ale ja również troszczę się o koty, które kocham. Może nie jest ich dużo, ale zrobie wszystko, żeby je bronić. Ty byś się odwróciła od Gliny, gdyby nagle zaczął pochwalać moje rządy? — prychnęła, przekrzywiając ostro łeb.
Czarna strzepnęła ogonem.
— Nie odwróciłabym się, ale ja to ja, a ty to ty. Rodzina to rodzina? Ciekawe czy tak samo traktowałaś jednego ze swoich synów — mruknęła z nutą ironii w głosie. Nie znała za bardzo Drżącej Ścieżki, ale gołym okiem widać było jak faworyzowała Wiewióra. Już nie mówiąc o tym, że ze słów kocura z ich dawnej rozmowy wynikało, że ani trochę nie popierał swojej matki. Czarna nie była skłonna wierzyć, że Piasek mogłaby kochać kogokolwiek, kto jej nie popiera. — Nigdy w życiu nie uwierzę, że nie odwróciłabyś się od Żara, gdyby on stanął naprzeciw ciebie.
— Nie każdego z kim masz więzy krwi możesz nazywać rodziną - miauknęła, prostując się. — Możesz wierzyć, lub nie, jednak nie zmieni to prawdy —mruknęła dziwnie spokojnie. Na jej pysk zaraz wlazł niepokojący uśmiech. Obrzuciła Kamienną Gwiazdę wywyższającym się spojrzeniem, a krew z jej gardła zaczęła spływać mocniej i mocniej, formując się w smoliste, grube krople. — Jednak za dotychczasowe zachowanie w strosunku do Rozżarzonego Płomienia należy ci się kara, nieprawdaż?
Popatrzyła się na kremową spod byka, starając się ignorować cieknącą z niej krew, która tylko sprawiała, że tyranka wyglądała bardziej przerażająco niż za życia.
— Zasłużył na to. Robił mi gorsze rzeczy niż ja jemu. Nie zrobiłam nic złego — mruknęła, mrużąc oczy. Nie miała prawa ingerować w świat żywych. Była martwa. Powinna tu siedzieć już dawno i nie wpychać się w ich sprawy. Czarna nie rozumiała o jakiej karze kotka mówiła. Żar nie był niewinny. Zasłużył. Mogłaby uczynić to co on jej, a mimo to już i tak była dla niego łaskawa.
— Czym niby zasłużył? — uniosła brew. — Skoro tak bardzo zależy ci na zmianach w twoim Klanie Burzy, nadużywanie władzy dla zemsty chyba nie powinno być na twojej liście, co? Pyskatko? Ty jednak, jako nieudolna liderka, powinnaś wiedzieć, że nie będę tolerować takiego zachowania wobec mojego wnuka. Wyżywaj się na innych, nie na nim. Więc, jako nauczka, możesz się spodziewać niespodzianki, co ty na to? — zamruczała, odwracając się od czarnej.
Wysunęła pazury, z wściekłością patrząc przed siebie.
— Łapy precz, cokolwiek zamierzasz zrobić. Jesteś martwa, nie masz prawa ingerować w ten świat — warknęła. — Mówiłaś, że nikogo nie skrzywdzisz!
— Zając zwrócił się do martwych żeby mnie zabić. Mam prawo teraz się jakoś odwdzięczyć, nieprawdaż? — miauknęła z uśmiechem. — Mówiłam, jednak do tej pory i ty nie miałaś litości nad moim wnukiem. Przesadziłaś, Pyskatko. I za to zapłacisz.
Gdyby była Dwunożnym, to pewnie by pobladła. Kotka zacisnęła zęby, siłą powstrzymując się, żeby się na nią nie rzucić, bo mogłaby tym przypłacić jeszcze gorzej.
— Nienawidzę cię! — wysyczała. Co jeśli tknie kogoś na kim jej zależy? Była potworem. Wcale nie była taka jak mówiła. Ktoś taki jak ona nie mógłby kochać. Nienawidziła jej. Żałowała, że jej duch nadal istniał. Nie była materialna. Mogła zaatakować w każdej chwili.
Mówiła, że nikogo nie skrzywdzi. Mówiła, że dotrzyma swojego słowa, jeśli czarna dotrzyma swojego.
Kłamczyni.
Nie mogła jednak niczego zrobić. Zaoponować. Wściekłość rozświetlała pysk czarnej, gdy wbijała pazury w ziemię, widząc znikającą w mroku czerni sylwetkę Piaskowej Gwiazdy. Pragnęła wrzeszczeć. Rzucić się do przodu i kazać walczyć tej wroniej strawie. Jednak z każdym uderzeniem serca czuła coraz mniejszą łączność z otaczającym ją Ciemnym Lasem. Wkrótce, wizja zniknęła, a przywódczyni wzięła gwałtowny wdech, budząc się w swoim legowisku.
Serce biło jej niewyobrażalnie szybko.
* * *
Nie spodziewała się chaosu, który rozpętał się w obozie. Wrzask rozdarł powietrze, co zmusiło kotkę do wyłonienia się z legowiska. Odór krwi mącił jej w nozdrzach. Widziała gęstą plamę szkarłatu przelaną na środku obozu. Plamiła śnieg.
Ciało Obłocznej Myśli. A nad nim... brat.
Niebieski posłał jej zdezorientowane, przerażone spojrzenie. Jego łzy mieszały się z krwią, która spływała po jego pysku. Czarna sparaliżowana w szoku, nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku. Kątem oka widziała, jak koty w trwodze wbijają wzrok w mordercę.
Kamień nie musiała się zastanawiać. To nie był Glina. To Piaskowa Gwiazda, która przyszła po zemstę. Widziała, jak Falka chwyta kocura za kark, zaślepiony wściekłością, a chwilę później Koperkowy Powiew zbliżył się, by odsunąć rasistę od jej brata.
Chwilę stała jak wryta, zanim doszło do niej, co się przed chwilą stało.
* * *
Podeszła do niebieskiego, gdy został odizolowany od reszty klanu. Musiała z nim porozmawiać. Naprawdę nie chciała go karać. To nie była jego wina. To jej. To wszystko jej wina. Ale klan... Nie mogła tak po prostu zignorować tego co zrobił. To zrodziłoby tylko kolejne bunty. Piaskowa Gwiazda wiedziała gdzie uderzyć, żeby zabolało najbardziej.
Rzuciła bratu długie spojrzenie, które wciąż otrząsało się z szoku. W okrągłych, uroczych oczach Glinianego Ucha dostrzegała ból. Ból i przerażenie.
— T-to nie byłeś ty. Prawda? — spytała powoli.
— Ja nie zrobiłbym c-czegoś takiego. Wiesz to. Znasz mnie — załkał, wbijając wzrok w swoje łapy.
Zacisnęła zęby.
— Przepraszam. To moja wina — pociągnęła nosem. Co miała teraz zrobić?
— To nie... nie obwiniaj się. Czemu to miałaby być... twoja wina? Przecież nie miałaś wpływu...
— Zdenerwowałam Piaskową Gwiazdę — wyrwało się z jej klatki piersiowej. — Nie powinnam była... T-to moja wina. Ostrzegała. Mówiła, że się na mnie zemści. P-przyszła do mnie w śnie. Ale mówiła, że nikogo nie skrzywdzi. — wbiła pazury w ziemię, zaślepiona wściekłością. — Kłamczyni. Przepraszam... Powinnam być mądrzejsza. To przez to jak potraktowałam Rozżarzonego Płomienia. Nie jesteśmy bezpieczni, Glina.
Wbił w nią zdezorientowany wzrok. Odwróciła od niego wzrok, czując palący wstyd. Znowu go zraniła. Znowu przez nią cierpiał.
— D-dlaczego j-ją prowokowałaś? O-ona byłaby zdolna do wszystkiego... P-pokazała to już... J-jest potworem. Ona nie odpuści. Nigdy.
— Nie wiedziałam nawet, że była do tego zdolna — położyła po sobie uszy. — Duchy mają większą moc, niż myślałam. Ja... Glina, muszę cię ukarać. Przepraszam... Tak bardzo przepraszam. Wiesz, że to nie twoja wina. To ona. To ta zasrana rasistka cię opętała. Wiesz, że tego nie chcę, Glina. Ale muszę. Wybacz mi. — zacisnęła powieki, przygotowana na kolejną falę wyrzutów sumienia. Brat jednak jedynie spuścił wzrok i westchnął głęboko.
— Wiem, że nie chcesz. Trudno. Zniosę to, jakkolwiek mnie ukarasz — łzy spłynęły po jego policzkach. — To lepsze, niż żeby zaczęli się buntować.
— Nie wygnam cię. Nie wybaczyłabym tego sobie. Ale kara nie może być łagodna — miauknęła zachrypiałym głosem. — Nienawidzę Piaskowej Gwiazdy. Najpierw Zając, teraz ty... Nie chciałam, by to się stało. Przeze mnie. Przez nią. Musisz cierpieć przez moją głupotę. Nie ma jej w twojej głowie, prawda?
— N-nie czuję jej. Już nie. A-ale widziałem... to było straszne. Być poza ciałem. Widzieć co się dzieje, a jednocześnie nie móc nic z tym zrobić.
— Nawet martwa jest silniejsza, niż myślałam — westchnęła, z rezygnacją kładąc po sobie uszy. Jastrzębia Gwiazda miał rację. Jedynym sposobem, by żyć w spokoju jest nie podpadać zmarłym i robić to, co mówią. Nie uratowała Klanu Burzy. Jedyne co zrobiła, to jeszcze bardziej rozwścieczyła Piasek. Wciąż mogła ingerować w ich świat. Nie mogła przewidzieć, czy w jakimś momencie nie postanowi opętać kogoś kolejnego i zabić jej bliskich. Czarna strzepnęła ogonem i zwiesiła łeb. — Muszę ogłosić im wyrok. Przepraszam.
Nie mogła wyjść tam i powiedzieć, że to Piasek. Była lepszą przywódczynią. Chociaż Kamień mogła się tego wypierać, to prawda - jej rządy mimo wielu nieszczęść przyniosły też dużo dobrego. Wykreowała się na zbawicielkę. Klan mógł różnie zareagować na taką wieść. Wniosek był prosty.
* * *
Wstyd, jaki czuła, wygłaszając swoje orędzie, był niewyobrażalnie wielki. Znowu została zmuszona zdradzić swoją rodzinę. Glina nie powinien jej wybaczać. Nie zdziwiłaby się, gdyby się od niej odwrócił.
Najpierw rodzice, potem mentor, Zając, Wilcza Zamieć, wszyscy bliscy, rebelianci, i cały klan, a teraz jeszcze brat. Zawodziła wszystkich. Niszczyła każdą relację. Powodowała smutek na pyskach tych, których kochała, a najbardziej bolało to, że nie robiła tego z premedytacją. Nie chciała tego. Nigdy nie chciała skrzywdzić nikogo, kto był dla niej ważny.
Nie pozwoliła sobie jednak na żadne łzy. To nie był czas na takie rzeczy. Nie mogła pokazać się kotom od tej strony.
Nienawidziła Piaskowej Gwiazdy.
Czemu była tak śmiała, nawiedzając Klan Burzy z góry, zamiast zejść tutaj i stanąć do otwartej walki? Jak Kamień miała się jej pozbyć, jeśli była niematerialna? Jeśli była tylko obrazem w głowie, manipulującym jej snem?
Frustracja oblała ją całym wodospadem.
Gdy skończyła wypowiadać wyrok, usłyszała szmery podzielonego zdania klanowiczów. Machnęła tylko ogonem i odwróciła się, znikając w swoim legowisku.
Cholerna kłamczyni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz