Właśnie to okrutne życie zaczęło się rozkręcać. Mieli niedługo wyruszać, pozostawiając wszystkie tereny, które znali, z nadzieją na lepsze życie. Może i jakiś czas temu, by się z tego cieszył, ale przypadła mu rola niewolnika, o bardzo upokarzającym imieniu. Miał ochotę walić łbem w drzewo, by obudzić się z tego okropnego snu. Ojciec oszalał. Jak nic. Dostał kociokwiku i dostało im się rykoszetem. Nie miał pojęcia ile czasu ta kara z nimi zostanie, ale miał nadzieję, że lider się ogarnie i im wybaczy ten nietakt. Odkąd zdobył władzę, jego ego potwornie wzrosło, przez co zaczął obawiać się o przyszłość Klanu Wilka. Teraz jednak nie miał czasu rozmyślać o tym co będzie, bo trzeba było wziąć się do roboty.
Kierował kroki za siostrą, która ruszyła w stronę żłobka. Zatrzymała się przed kociarnią obracając łeb w kierunku brata.
- I jak tam Słodki Kwiatuszku? - mruknęła zgryźliwie. - Zasłużyliśmy sobie, co?
- Weź... - Zwiesił uszy, czując to okropne, palące upokorzenie. - Nie chcę o tym mówić... Wolałbym już dostać od niego lanie, po którym nie wstanę przez tydzień niż nosić to upokarzające imię. Jak ono brzmi?! Wolałbym być Szpetnym Pyskiem! Zamieńmy się.
- Spoko, czemu nie. Szpetny Pysku. - mruknęła ozięble, zmuszając się do lekkiego uśmiechu.
Niesamowite jak po tych stoczonych między sobą bataliach, ich relacja była na całkiem dobrym poziomie. Również chciał posłać jej zadowoloną minę, lecz te plany szybko przerwał mu jakiś wojownik, który krzyknął w ich stronę.
- Ej szpetne kwiatuszki! Co się tak guzdracie? Niedługo przeprowadzka, a wy zajmijcie się Spasioną Świnią i tą drugą idiotką!
Widział jak siostra zagryzła pysk, powstrzymując się od odpowiedzi. Nie mogła podczas kary pozwolić sobie na uszczypliwości w stronę podwładnych ojca. Na szczęście on miał tym razem więcej pokładów cierpliwości, przez co tylko przewrócił oczami.
Szpetne kwiatuszki? No naprawdę ciekawa mieszanka z ich imion. O wiele lepsza niż to co teraz nosił. Wcale nie był słodziutki! Aż uszy my krwawiły, gdy ktoś mówił do niego tym idiotycznym mianem. Jednak dzięki obecności siostry, która cierpiała wraz z nim, było mu to lepiej znieść.
- Czemu mamy zajmować się tymi dwiema? Są dorosłe, poradzą sobie same - burknął pod nosem, kierując kroki do żłobka. - Ej, Bezzębny Robalu. Pakuj manatki i dzieciaki. Będziemy się zbierać - rzucił tylko do niej.
Oczywiście dawna liderka nie ucieszyła się z jego słów. Wiedział jednak w tych jej oczach błysk satysfakcji, że upadli na samo dno, tak jak ona.
- A co fo sa maniely! Telas ja fu rządzfę i macie się mne słuchaś. - prychnęła czekoladowa, rzucając ostrzejsze spojrzenie swojej byłej terminatorce.
- Przepraszam za mojego brata... Nie chciał być aż tak nie miły. Chcieliśmy tylko powiedzieć, że trzeba się pospieszyć, bo niedługo ruszamy. Potrzebujesz czegoś? - zapytała z udawanym entuzjazmem, tak jak robił to Mroczna Gwiazda.
Wcale nie mieli się jej słuchać, tylko pomagać. Najwidoczniej była głucha i głupia. Machnął ogonem, życząc jej skończenia w dole na miejscu Słodkiej Myszki. Ją i jej siostrę to z miłą chęcią, tknąłby dość poważnie. Te ich pyski budziły w nim odrazę.
- Dajcie mi wfode. Przed podróżfą należy się nafodnić - zażądała.
- Dobra, pójdę po tą wodę, a ty ogarnij jej kocięta - miauknął, odchodząc.
Czuł ciężar tego upokorzenia, jak ciągnie go na samo dno. Już wolał być Kapryśną Łapą... To nie brzmiało aż tak źle, jak jego nowe imię! Wziął w pysk mech, po czym poszedł zamoczyć go w jakiejś kałuży. Bezzębny Robal nie zasługiwała na lepszej jakości wodę. Niech pije to błoto. On starać się dla niej nie zamierzał. Kiedy roślina nasiąknęła, wrócił z mchem, obserwując jak jego siostra myje dzieci tej pokraki. Położył namoknięty przedmiot przed królową, a ta z radością zaczęła zlizywać mokrą ciecz, krzywiąc przy tym pysk.
- Fuj! Smakujfe jakbyś tam naszczaf. To na pefno wfoda? - rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie.
- Tak. Woda. Mam świadków, którzy to potwierdzą. Tereny są już tak skażone, że strumień ma dziwny smak - skłamał, mając nadzieję, że się nabierze. Nie wyglądała mu na mądrą.
Arlekinka posłała mu tylko nienawistne spojrzenie i zlizała resztkę wody z mchu. W tym czasie Łasica zdążyła oprzątać ostatnie z kociąt. Gdy tylko skończyła, natychmiast wypluła kłaki zebrane na jej języku.
- Obrzydlistwo! - zasyczała do brata z kwaśną miną.
- Och, nie martw się... Obrzydliwie dopiero będzie, gdy będziemy musieli zmieniać obsrane posłania kotów - miauknął, siadając ciężko na ziemi.
Tak, humor to on miał istnie parszywy. Publiczne upokrzenie się przed dziesiątkami oczu, było najokropniejszą rzeczą, do której zmusił go ojciec. Powoli tracił nadzieję na miłą podróż.
<Siostro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz