Nic nie mówiła, po prostu z przerażeniem wpatrywała się w zwłoki własnej matki, które zdążyły już ostygnąć. Madzia była martwa, zimna, zupełnie bez życia... Owieczka przymknęła ślepia, gdy jej ciałem targnęła kolejna fala szlochu. I co ona miała teraz zrobić? Nie zasługiwała na bycie asystentką medyka, po co Wschód zgodził się ją mianować? Mówiła, tysiąc razy powtarzała, że zwyczajnie NIE JEST gotowa, rudy kocur jednak się uparł i takie były tego konsekwencje. "Morderczyni własnej matki". Jak to okropnie brzmiało. Nawet nie zdziwi się, gdy niektórzy zażądają jej degradacji, może nawet wygnania, pociągnęła nosem. Słowa Szyszki odbijały się echem, nawet nie rozumiała co liderka do niej mówi, właściwie to... nawet nie chciała. Skuliła uszy, mając ochotę zapaść się pod ziemię, jej serce łomotało jak szalone, jakby za chwilę miała umrzeć na zawał.
Może by było lepiej, gdyby zniknęła z tego świata?
— Owieczko? — cichy głos Wschodu, przepełniony poczuciem winy oraz przerażeniem rozległ się w legowisku. Młoda kotka drgnęła, gdy były mentor podszedł do niej, stanął, po czym popatrzył jej w oczy.
— M-mówiłam, że nie j-jestem gotowa... — tylko tyle zdołała powiedzieć przez łzy. Syn Pszczółki odetchnął ciężko, nadal jednak przypatrywał jej się z uwagą.
— Spałaś ty coś w ciągu ostatnich czterech wschodów słońca, kochanie? — miauknął zatroskany. Szylkretka pokiwała niemrawo głową, mając ochotę zwrócić wszystkie zioła, które do tego czasu zjadła. Oczywistym było, że zaprzeczyła, nawet nie zamierzała okłamywać swojego nauczyciela. Wschód potarł pysk, po czym szepnął coś Szyszce na ucho i... wyszli. Owieczka została sama, jednak do czasu. Srebrne, pręgowane futro przemknęło cichaczem przez wejście.
— B-bielik? — miauknęła szeptem, nie spodziewała się kotki, myślała, że ta będzie jeszcze na patrolu. Skuliła uszy, nie mogła nawet na nią patrzeć, nie po tym co zrobiła. Córka Sokoła rzuciła jej pokrzepiające spojrzenie, mówiąc, że wszystko będzie dobrze, że to nie jej wina. Owieczka przymknęła ślepka, gdy przytuliła się do miękkiego futra, jej loczki na przemian przeplatały się ze zmierzwioną sierścią wojowniczki. Kilka razy mamrotała, że nie musi tu siedzieć, że nie musi jej pocieszać, kotka jednak uparcie twierdziła, że chce. Że po to są przyjaciela. Dziwne, jednak... na słowo przyjaciel, czekoladowej zrobiło się jakoś tak smutno.
— Rozmawiałaś już ze Wschodem, Szyszko? — miauknęła smętnie, siadając na "kurkę". Napuszyła futerko. Liderka położyła jakiś kwiat na świeżo wykopanym dołku, zaś Owieczka zamknęła oczy, powoli zasypiając. Jednym uchem poruszała co chwilę, będąc gotowa na jakąkolwiek karę od ich przywódczyni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz