Jabłkowa Łapa bał się oddychać.
Na zgiętych łapach posuwał się do przodu, a jego krótki ogon falował w rytm kroków. Po raz kolejny sprawdził kierunek wiatru, upewniając się przy tym, czy skubiąca orzeszki wiewiórka go nie wyczuje. Wziął głęboki wdech. „Tym razem musi się udać” pomyślał, obserwując beztroskie rude stworzenie. Od zdobyczy dzieliła go tylko długość lisa - mógłby spróbować skoczyć już teraz, ale z doświadczenia wiedział, że czasami lepiej podejść trochę bliżej.
Wiewiórka podniosła łebek, a jej ciemny nosek zadrżał niespokojnie. Jabłkowa Łapa ze zdenerwowaniem przeciął powietrze ogonem - zwierzak musiał usłyszeć poruszenie trawy, w której ukrywał się uczeń. Musiał zaryzykować i skoczyć - w przeciwnym razie rudzielec ucieknie na drzewo. Wzdrygnął się pod wpływem wbitego w jego plecy czujnego wzroku Oszronionego Futra. „Teraz albo nigdy” pomyślał i odbił się od ziemi.
Skok był - oczywiście - źle wymierzony. Jabłuszko zarył pyskiem w podłoże, a stojący kilka długości lisa dalej mentor syknął ze współczuciem.
- Lisie łajno! - warknął z rezygnacją liliowy, rzucając się w pogoń za uciekającym zwierzęciem. Ślizgając się na mokrej ściółce, ominął powaloną sosnę i napiął mięśnie, z przestrachem spoglądając na zbliżające się z każdą chwilą wysokie drzewo. Jeśli wiewiórka wespnie się powyżej jego zasięgu, nie uda mu się jej złapać. Oczywiste było, że musi jak najszybciej złapać rudą francę, a w tamtej chwili na myśl przychodził mu tylko jeden sposób.
Skoczył.
Z niespodziewaną siłą uderzył w zaskoczone zwierzątko. Przekoziołkowali długość zająca, a Jabłuszko poczuł, jak mokre, na wpół zgniłe liście wplątują się w jego półdługie futerko. Wiewiórka zapiszczała, ponownie rzucając się do ucieczki, lecz tym razem uczeń był szybszy - natychmiast zacisnął zęby na jej karku. Gryzoń zadrżał w konwulsjach i znieruchomiał, a pysk liliowego wypełnił metaliczny posmak krwi.
- Niezły skok! - zawołał Oszronione Futro, truchtając w jego kierunku. Jabłkowa Łapa wypuścił martwą wiewiórkę i uśmiechnął się nieśmiało.
- Chyba jednak wolałbym to robić w wodzie - mruknął, z utęsknieniem wspominając naukę pływania. Mentor już jakiś czas temu obiecał mu łowienie ryb, ale z uwagi na duże opady i podniesiony poziom wody w rzece, musiał przełożyć lekcje na kiedy indziej.
Oszronione Futro zaśmiał się przyjaźnie i potrząsnął głową, jakby próbując wysuszyć przemoknięte futro.
- Cieszę się, że nie muszę siłowo zmuszać cię do pływania - stwierdził, a Jabłkowa Łapa zmarszczył pysk, zastanawiając się, czy mentor myśli o jakimś konkretnym uczniu. - Zakop swoją zdobycz i trop dalej - rozkazał po chwili, odwracaj się na pięcie i wchodząc głębiej w las.
***
Jabłkowa Łapa widział, że Oszronione Futro był nim zirytowany.
Prawdopodobnie po udanym polowaniu na wiewiórkę narobił sobie niepotrzebnej nadziei, że uczeń WRESZCIE opanował podstawy polowania. Na jego nieszczęście, tego popołudnia Jabłkowa Łapa nie złapał nic więcej.
- Przepraszam - wymamrotał niewyraźnie liliowy, spuszczając głowę ze wstydem. Szary kocur otworzył pysk, aby coś powiedzieć, lecz powstrzymał się, kwitując słowa ucznia tylko strzepnięciem ogona.
Jabłkowa Łapa zdawał sobie sprawę, że zawodzi mentora i czuł się z tym źle. Włożył w trening wszystkie swoje siły, a mimo tego wciąż nie uzyskiwał zadowalających wyników. Łapy bolały go od biegania za zwierzyną, a jego półdługie futro całkowicie przemokło - pragnął jak najszybciej znaleźć się w swoim ciepłym, suchym legowisku.
Oszronione Futro odezwał się, dopiero gdy doszli do obozu.
- Jutro będziemy trenować dalej - oznajmił, a Jabłkowa Łapa z pokorą pokiwał głową. - Zanieś swoją wiewiórkę medykom - rozkazał, a uczeń skrzywił się nieznacznie, gdyż również jego własny brzuch domagał się pożywienia. - Jeszcze zrobię z ciebie łowcę - rzucił na odchodne mentor, kierując się w stronę legowiska wojowników.
Pomimo zmęczenia, liliowy zamruczał głośno. Doceniał, że Oszronione Futro wierzy w niego pomimo porażek i miał zamiar wynagrodzić mu cały stres związany z treningiem. Bez zbędnego wykłócania się, ruszył w stronę legowiska medyków.
Po wejściu natychmiast uderzył go mocny, powodujący zawroty głowy zapach ziół. Jabłkowa Łapa wzdrygnął się mimowolnie, niespokojnym spojrzeniem lustrując grotę. Jak ktokolwiek mógł z własnej, nieprzymuszonej woli spędzać całe dnie w towarzystwie tak wielu intensywnych woni?
Najwyraźniej medycy również nie mogli wytrzymać smrodu ziół, bo legowisko wydawało się puste - Jabłko dopiero po chwili zauważył sylwetkę zwiniętego na posłaniu kota. Zidentyfikowanie tożsamości domniemanego chorego nie zajęło mu dużo czasu.
- Chrobotkowa Łapo? - zawołał nieśmiało, upuszczając wiewiórkę na ziemię. Czarno-biała drgnęła i podniosła głowę, wbijając w Jabłkową Łapę spojrzenie pełnych przerażenia, załzawionych oczu. Liliowego wydał z siebie cichy pomruk zdziwienia, zaskoczony stanem kotki - wyglądała na okropnie zmęczoną, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Jasnym było, że powinien ją w jakiś sposób pocieszyć. Usiadł naprzeciwko uczennicy i nerwowo zastrzygł uszami. - Chciałabyś o tym porozmawiać? - zaproponował niepewnie.
< Chrobotku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz