Przed pożarem w klanie klifu
Barwinek cieszył się spokojnym dniem. Było milutko, nawet nieco słoneczka wyszło zza chmur. Nie było mu jakoś mega gorąco czy zimno. Deszcz też dał im odpoczynek, dzięki czemu nie martwił się przeziębieniem bądź ubrudzeniem futerka.
Trapiła go wciąż jedna myśl. Co miał robić? Ogółem, w swoim życiu ze swoimi problemami. Miał ich...huh, dość sporo. Może zignorować? Wyjść im na przeciw? Zostawić i liczyć, że rozwiążą się same?
Prychnął cicho. To chyba nienajlepszy pomysł.
Przeciągnął sie, leżąc na trawie. Na razie nie będzie sobie zawracać tym głowy. Ziewnął przeciągle, wstając. Otrzepał sierść z źdźbeł oraz ziemi. Umył je, a gdy skończył, wyszedł za obóz.
Potrzebował nieco ruchu. Czuł, że jeśli za długo by leżał bądź siedział, jego stawy by zrobiły protest i nigdy już nie pozwoliły się podnieść. Nie chciał tego, jednak czuł, że to nieuniknione. W końcu...najmłodszy nie był. Ale mógł przynajmniej wciąż zajmować się Iskierką, która chociaż już została wojowniczką, potrzebowała go w swoim życiu! Znaczy...taką miał nadzieję.
Spuścił głowę, maszerując. Chciał czuć się potrzebny. Wiedział, że dla klanu staje się coraz bardziej bezużyteczny przez wiek. Nie żeby kiedykolwiek jakoś ubóstwiał klan klifu, tak jednak nie widział się mieszkającego gdzieś indziej.
Westchnął pod nosem. Im starszy, tym bardziej odsunięty na bok. Huh, ciekawe, czy będzie mógł chodzić na patrole jako starszy. W końcu one są zazwyczaj dość spokojne i takie niewymagające.
Zatrzymał się niedaleko strumienia. Słońce było wysoko na niebie, przysłonięte garścią chmur. Spojrzał na nie, cicho licząc, iż się nie rozpada. Naprawdę nie widziało mu się chowanie teraz po norach. Usłyszał szum wody. Poszedł w jej kierunku, czując bijący zapach ryb.
Stanął na granicy, rozejrzał się. Dostrzegł po chwili ciemne, bure futro. Jakoby znajome...Chwileczka. Barwinek ruszył wzdłuż strumienia, żeby zobaczyć tego kota nieco dokładniej. Zbliżał się ku niemu. Jakie miał oczy, jaki kolor?
Zmrużył swoje. Niebieskie! Buras z błękitnymi oczami, to musiał być Wróblowa Gwiazda. Ten cały przyjaciel jego Iskierki.
- Wróblowa Gwiazdo!! - Zawołał go, stając na kamienie. Nie chciał ryzykować, że kocur mu ucieknie. - Mamy do pogadania. Wiesz kim jestem?
Bury zwrócił na niego uwagę. Wydawał się trochę nieobecny, ale zaraz odzyskał świadomość. Zbliżył się do niego. Barwinek machnął z aprobatą ogonem. Nim Wróbel odezwał się, on go uprzedził.
- Chcę postawić sprawę jasno. - Zaczął. - Jestem tatą Iskrzącego Kroku i chciałbym cię bliżej poznać. W końcu kto wie co ci po głowie chodzi.
Wyprostował się, górując nad kocurem. Nie, żeby on był niski. Barwinek był po prostu...okazalszy. Masywniejszy, poza tym starszy. Naturalnie zdobywał nad nim władzę, hihi.
- Poza tym, ja już was kiedyś widziałem we dwoje - mruknął, marszcząc brwi. - Pozycja lidera nie daje ci pozwolenia na tykanie mojej cudownej córeczki, rozumiemy się? Tak? To super, a teraz zrób mi miejsce, bo idę do ciebie na kocimiętkę.
Chciał w końcu spędzić z nim czas relaksując się. To nie tak, że miał w planach jakąś krzywdę dla Wróbla. Po prostu... Miał swoją taktykę.
Ruszył przed siebie, zwinnie pokonując strumień. Znalazł się na terenie Klanu Wilka w towarzystwie ich lidera. Ah, nie ma to jak przekraczanie granic! A tu wszystko było legalnie, bo przecież Wróblowa Gwiazda był jego towarzyszem. Same plusy! No i pozwiedza trochę tych jakże zalesionych terenów.
- Okej, Wróbelku - zaczął jak prawdziwy ojciec. - To teraz zabierz mnie na spacer i odpowiadaj ładnie na moje pytania. - Posłał mu uśmiech.
<Wróblowa Gwiazdo? No nie wstydź się, ja tu tylko na przeszpiegi~ >
A-ale teściu >.<
OdpowiedzUsuń