*kontynuacja opka z 15.11*
— A-aronia? — usłyszał głos pełen niepokoju.
Uniósł łeb, by ujrzeć pointa. Kocur prawie się nie zmienił. Może parę siwych włosów pojawiło się na jego pysku. Aroniowa Gwiazda podniósł się.
— H-hej, Łabądku. — mruknął.
Stres nadal go trzymał, pomimo że widział, iż Klifiakowi nic nie było.
— C-co tu r-r-robisz? — zapytał cicho, rozglądając się. — W-wszyscy s-szukają w-wody, w-więc k-ktoś m-może n-nas podejść. — wyjaśnił.
— To może stańmy po mojej stronie granicy? — zaproponował niepewnie. — Zawsze możemy odwalić szopkę i cię "pogonię" z moich terenów.
Łabędzi Plusk kiwnął łbem i stanęli za świerkiem. Teraz byli na pełnym widoku dla Nocniaków, lecz na szczęście mało kto zapuszczał się na wysuszoną polanę podczas takich upałów. Większość wojowników jak już wybierało las do polowania. Skryli się w cieniu drzewa.
— W-wszystko u c-ciebie w p-porządku? — zapytał point, siadając.
Aronia uśmiechnął się lekko. Już dawno nie słyszał tego pytania. W wirze obowiązków mało kiedy miał czas na pogaduchy. Poza tym raczej rzadko takowe odbywał nie licząc rozmów z Jesionowym Wichrem.
— Jakoś. Na pewno się nie nudzę. Klan Gwiazd nie daje nam wytchnienia. — westchnął. — Ale niestety wyczuli twój zapach przy norze borsuków.
Łabędzi Plusk zesztywniał.
— I-i?
— Zasypano ją. — miauknął smutno.
Nora miała potencjał zostania "ich miejscem". Mogli w niej spotkać się bez stresu przyłapania czy przypadkowego spotkania kogoś. Niestety długo nie mogli się ją nacieszyć. Westchnął smutno.
— P-przykro m-mi. — wyjąkał Łabądek, lekko opierając się o niego.
Aronia pokręcił łbem.
— To bardziej moja wina. Ubzdurali sobie, że ta nora to tajna baza Klifiaków. Uparli się jak nigdy. — westchnął.
— N-na pewno n-nie twoja... — zaczął Łabędzi Plusk, ale urwał. — M-mogłem l-lepiej za-zatrzeć ś-ślady... — mruknął cicho.
Aronia otulił kocura lekko ogonem.
— Żaden z nas nie mógł tego przewidzieć.
Point po uderzeniu serca namysłu kiwnął łbem. Oparł się bardziej na nim, a wzrok wbił w ziemię. Lider zmrużył ślipia. Brakowało mu Łabędziego Pluska. Sama obecność kocura koiła jego nerwy i niepokoje. Oparł się także o partnera. Byli sami na polanie, nie licząc śpiewających w oddali ptaków. Aronia starał się cieszyć każdym uderzeniem serca, wiedząc jak te są ulotne. Nie wiedział kiedy ponownie ujrzy kocura.
— Gdybyśmy tylko żyli w jednym klanie. — mruknął cicho, otwierając ślipia.
Spojrzał na niebo, jakby liczył, że przodkowie jakoś to mu ułatwią.
— Przynajmniej teraz już nie masz lidera tyrana...? — twierdzenie zamieniło się w pytanie.
Zerknął na Łabądka, który zaczerpnął mocniej powietrza.
— B-berberysowa G-gwiazda j-jest inna... B-b-bardziej z-zrównoważona...? — miauknął sam najwidoczniej jak ubrać w to słowa.
— A jak kocięta Słodkiego Języka? — zapytał.
Teraz zostały same. Bez matki zdrajczyni oraz niezrównoważonego ojca. Aronia nawet nie wiedział, czy to dla nich lepiej, czy nie. Nigdy ich nawet nie widział. Kocięta jego jedynej przyjaciółki zdawały się mniej realne niż Klan Gwiazd. Mógł tylko wierzyć słowom Porannej Zorzy oraz dziwnej reakcji Lisiej Gwiazdy. Westchnął. Żałował, że lepiej nie przypilnował kotki.
— Żyją. M-mają się c-chyba dobrze. J-jakoś sobie radzą. — odpowiedział.
Aronia zmarszczył brwi. Nie miał z czego ich ratować. Po śmierci ojca najwidoczniej dobrze im się żyło w Klanie Klifu.
— Chciałbym je poznać. Zobaczyć jakie są. Czy któreś przypomina ją. — dodał ciszej.
— K-kwaśna Łapa je-jest podobny d-do matki. L-lisią Ł-łapę mentorowałem... p-po śmierci L-lisiej Gwiazdy. B-bardzo m-miła kotka.
— Mniej nachalna niż Szczawiowy Liść? — zapytał, przypominając sobie denerwującego kocura.
Łabędzi Plusk kiwnął łbem. Lekko dotknął ogona czarno-białego, by po nieśmiałym spojrzeniu, niepewnie spleść ich ogony. Uśmiechnął się lekko speszony po napotkaniu spojrzenia Aronii.
— T-tak. N-nie martw się n-nim.
Lider położył uszy na samą myśl o tamtym aroganckim kocurze i innej liliowej mysiej strawie, który prócz pokładania się na Łabądku później go obsmarkał.
— Dobrze. — wydusił w miarę spokojnym głosem.
Uniósł uszy, przypomniawszy sobie o czymś.
— Nie zgadniesz kogo spotkałem podczas dostawania żyć. — mruknął do Łabędziego Pluska.
Point zupełnie jakby czytał mu w myślach zrobił duże ślipia.
— J-ją...? — zająkał, dobrze pamiętając tamte zgromadzenie.
— Tak. Ofiarowała mi cierpliwość. Szkoda, że tyle jej przy niej straciłem. — burknął, uśmiechając się krzywo na myśl o swojej pierwszej uczennicy. — A potem jęczała mi w ucho, że "wiedziała!"
Point spojrzał niepewnie na niebo.
— M-myślisz, że t-teraz też n-nas obserwuje? — miauknął zaniepokojony.
Aronia przysunął się bliżej niego.
— Możliwe. — mruknął. — Ale póki żyjemy nie będzie nas męczyć.
Łabędzi Plusk przytulił się do niego lekko.
— T-to obyśmy ż-żyli sto k-księżyców. — miauknął.
— Oby. — mruknął Aronia, obejmując kocura łapą.
* * *
*wiosna*
Słońce powoli znikało za chmurami. Niebo zabarwiało się na fioletowo. Widok był piękny, lecz Aroniowa Gwiazda nie potrafił się na nim skupić. Łabędzi Plusk nie przyszedł na ich ostatnie spotkanie. Z relacji Berberysowej Gwiazdy nic złego nie działo się w ich klanie. Dlatego też się martwił. Nie wierzył, że Łabądek od tak zapomniał o nim. Może połamał łapy? Sierść nieprzyjemnie zjeżyła mu się na samą myśl o tym. Zestresowany dreptał w tą i z powrotem, wydeptując nową ścieżkę pod świerkiem. Trzeci wschód słońca stał i zamartwiał się o kocura. Żołądek skurczony z nerwów wydawała dziwne odgłosy przerywające nocną ciszę. Rozejrzał się nerwowo. Dostrzegł zgarbioną, jasną sylwetkę. Wytężył wzrok, próbując odgadnąć, czy to Łabędzi Plusk. Kot zbliżał się powoli. Łapy szurały po ziemi, a ogon wlókł się za nimi. Ciemny pysk ukazał pełne smutku i bólu błękitne ślipia.
— Łabądku...? — zawołał.
Kocur uniósł lekko łeb. Na jego widok ślipia wypełniły się łzami. Cały pachniał żalem oraz cierpieniem. Aronia pobiegł do niego. Przytulił kocura, który jeszcze bardziej zaniósł się płaczem. Gorzkie łzy pointa skapywały z jego polików na futro czarno-białego. Lider zamarł. Nie rozumiał co się stało. Co wpędziło Klifiaka w taką rozpacz?
— Ł-łabądku? Co się stało?
Kocur nie odpowiedział. Zaniósł się jeszcze głośniej płaczem. Aronia przytulił go mocniej. Czuł się taki bezsilny. Nie miał pojęcia jak pomóc partnerowi. Żal ściskał mu serce. A on nawet nie miał jak mu pomóc. Nic nie wiedział. Gdyby tylko żyli w jednym klanie... Może mógłby go ustrzec przed tym nieszczęściem? Czemuś zapobiec. Czy po prostu być przy nim.
— Jakbyś chciał... — zaczął niepewnie. — Jakbyś chciał to będę na ciebie czekał w Klanie Nocy. Możemy zamieszkać razem. Codziennie budzić się koło siebie. Ja... ja będę na ciebie czekał. Aż będziesz gotowy. — mruczał do Łabędziego Pluska.
Siedzieli jeszcze długo razem. Aż księżyc okrążył całą Srebrną Skórkę. Wtedy dopiero kocur odsunął się od niego. Wymruczał coś niezrozumiałego, co pewnie miało oznaczać, że musi wracać do obozowiska. Aronia pożegnał go. Chciał móc odprowadzić chociaż pointa, ale dobrze wiedział jak ryzykowne to było. Siedział, obserwując znikającą sylwetkę Łabędziego Pluska.
Majne kokoro 💔
OdpowiedzUsuń