Szyszka, skierowała spokojny, równy krok w stronę legowiska uzdrowicielki. Cały czas machała ogonem na boki, zdradzając energię, która w tej chwili jej nie opuszczała. Miała ochotę wyjść gdziekolwiek. Już. Teraz. Musiała jednak zachowywać się jak na wojowniczkę przystało. Czyli odpowiedzialnie, dumnie, trochę poważniej. Na pewno tęskniła za wspaniałymi księżycami, które przeżyła jako uczennica, oraz za częstym szkoleniem z Płomykówką. Nadszedł jednak czas (a konkretniej kilkanaście dni temu) gdy została mianowana na pełnoprawną wojowniczkę i zamierzała udowodnić ukochanemu Klanowi Lisa, że nadaje się na to stanowisko.
Z początku tego dnia, zamierzała spędzić trochę czasu z bratem, lub dołączyć do jednego z patroli. Gdy jednak dowiedziała się od Myszołowa, że jego brat został poraniony przez lisa i przebywa w legowisku medyka, z początku była zdziwiona tym, jak to mogła wcześniej tego nie wiedzieć. Widocznie była zbyt zajęta treningami, jeszcze jako uczennica. Poczuła wyrzuty sumienia, że po pamiętnym nocnym polowaniu, nie podeszła, by ponownie zagadać. Uznała, że było to nieuprzejme i na cały Klan Gwiazdy, zamierzała to naprawić!
Dlatego też, umyła szybko sierść. Czarne futro błyszczało teraz, skropione w promieniach słońca. Kotka prezentowała się elegancko. Kroki głucho odbijały się o ziemię, gdy zmierzała przed siebie, ku swojemu celowi. Z pyska zwisała jej pulchna nornicą, którą niosła jako prezent dla wojownika. Poczuła ekscytacje na myśl o tym, że będą teraz na równi i że jeśli tylko Sokół będzie chciał, będą mogli spędzać więcej czasu na rozmowach.
Gdy przekroczyła próg legowiska, dostrzegła zirytowany wzrok Pszczółki. Czarna kotka westchnęła tylko. Tym razem przecież nie zniszczyła żadnych zapasów. Zamrugała oczami, rozglądając się wokół. Dostrzegając znajomą sierść, uśmiechnęła się z ulgą. W miarę szybko się zbliżyła, czujnym spojrzeniem oglądając widoczną ranę. Była to długa blizna, biegnącą od szyi, przez prawie całą lewą łapę.
-Cześć, Szyszko!-miauknął na powitanie wojownik. Czarnulka usiadła obok niego, witając go skinieniem głowy.-Naprawdę miło cię widzieć. Przyszłaś mnie odwiedzić?
Poruszyła wąsami w rozbawieniu.
-A nie widać?-zachichotała, jednak od razu przestała, pochylając głowę.-Jak się czujesz, Sokole? Widzę, że ten lis mocno cię urządził.
-Ma szczęście, że uciekł, inaczej skończyłby bez futra.-odezwał się pewnym siebie i może lekko wesołym głosem, chociaż Szyszka nie mogła do końca wychwycić żadnej nuty, wpatrzona tylko w jego ślepia.-No a ja czuję się dobrze.
-Masz szczęście, że nie potraktował cię gorzej, mogłeś nawet zginąć. Chociaż jestem pewna, że byłeś bardzo dzielny, walcząc z nim.-miauknęła z podziwem w oczach.
-To nic takiego. Nie znasz wszystkich moich zdolności.
-Może kiedyś je poznam.-miauknęła Szyszka, otaczając łapki ogonem. Zastrzygła uszami, w kierunku nornicy, którą przyniosła.-To dla ciebie. Musisz być strasznie głodny.
-Dzięki.-miauknął wojownik, sięgając po położoną blisko niego zwierzynę.-Tutaj jest niemiłosiernie nudno. Czekam tylko, aż pozwolą mi wyjść i wrócić do moich obowiązków.
-Wracaj szybko. W końcu mówiłeś, że kiedyś musimy powtórzyć nasze polowanie, mój drogi uczniu.-zachichotała wesoło, próbując jakoś rozładować atmosferę, oraz pocieszyć go chociaż trochę.-A teraz odpoczywaj. Pamiętam, jak to mnie zaatakował lis. To było okropne, że nie mogłam ruszyć łapką, nie wiedziałam, czy w ogóle kiedykolwiek będzie mi dane wrócić do treningu.
Wpadła na pewien ciekawy pomysł, a był to sposób, by mogli poznać się trochę bliżej. Postanowiła jednak pomilczeć, oczekując odpowiedzi Sokoła, który już otwierał pysk.
<Sokole?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz