Oblicze kotki nieco rozpromieniło się, gdy usłyszała propozycje kocurka, jednak nadal w żółtych ślipiach błyszczała troska. Była zła na Zimorodkową Pieśń; szczerze mówiąc, nigdy nie przepadała za siostrą Sroczego Żaru, a teraz dodatkowo owa kocica znęcała się nad jej przyjacielem. Mimo wszystko widząc, w jakim stanie jest liliowy, postanowiła na razie nie wypytywać o szczegóły zaistniałej sytuacji. Przyjacielsko pacnęła pstrokatą kitą różowy nosek uczniaka i z delikatnym uśmiechem odpowiedziała.
— Z chęcią przejdę się na plażę. Założę się, że nie uda ci się złapać tylu krabów, co mnie — roześmiała się dźwięcznie, a następnie pognała w stronę wyjścia z obozu, zerkając co jakiś czas na brata Jarzębinki. Biegli przed siebie nie zwracając uwagi na otoczenie, w międzyczasie rozmawiając żywo o wszystkim jak i o niczym. Gdy w końcu dotarli na złociste wybrzeże, koteczka gwałtownie się zatrzymała i z niekrytym rozbawieniem obserwowała, jak Żywiczna Łapa mknie dalej. Dopiero po dłuższej chwili starszy o kilka księżyców zorientował się, że jego towarzyszka pozostała w tyle i z nieśmiałym uśmiechem prędko zawrócił. Przysiadł na drobnym piasku, zerkając niepewnie na córę Rosomaka, która w tamtej chwili obmyślała wielce perfidny plan.
— Żywiczna Łapo, orientuj się! — krzyknęła, a gdy źrenice kocurka znacząco się rozszerzyły, sprawnyn ruchem łapy obrzuciła go słonecznymi ziarenkami. Zdezorientowany liliowy przewrócił się na plecy, próbując pozbyć się pozostałości po złośliwej niespodziance Berberys, lecz kotka nie zwlekała ani chwili dłużej. Widząc marne skutki starań przyjaciela, skoczyła na desperacko wijącego się pręgowanego i cicho chichocząc pod nosem, przygwoździła do podłoża.
— A-ah! — parsknął przestraszony, usiłując wyrwać się calico, która jednak mocno go trzymała.
— Spokojnie, pomogę ci — odparła niepewnie, zniżając głowę do poziomu brata Jarzębinki. Szortskim językiem przejechała po pyszczku pręgowanego i dopiero po dokonanym fakcie uświadomiła sobie, co zrobiła. Niczym oparzona odskoczyła od Żywicy, spuszczając wzrok na szczupłe, jasne łapy. Czuła się, jakby w jej wnętrzu wybuchł pożar, trawiący swymi szalonymi jęzorami zdrowy rozsądek oraz myśli koteczki. Dopiero po momencie odważyła się podnieść nieco łebek i wydukać.
— Wszystko w porządku? Przepraszam, nie przemyślałam tego...
— T-Tak, nic m-mi nie jest — odparł terminator Zimorodkowej Pieśni niepewnym tonem, jednak posłał w stronę rudo-niebieskiej przyjazny uśmiech, na co kotka z ulgą odwzajemniła gest. W kilku susach znalazła się przy kompanie i razem z nim powoli skierowała swe kroki w stronę błękitnych, wzburzonych fal rozbijających się o brzeg. Zatrzymali się, zachowując bezpieczną odległość od syczącej piany morskiej, podziwiając rozległą wodę.
— J-Jak myślisz, gdzie k-kończy się Miejsce, gdzie zachodzi słońce? — zapytał Żywiczna Łapa, zafascynowany widokiem nieskończonej lazurowej toni.
— Szczerze? Nie mam pojęcia — odpowiedziała po chwili namysłu, nie odrywając wzroku żółtych ślipi od morza. Zerkając z ukosa na przyjaciela w jej gardle znowu zaczęła rosnąć gula niepewności pomieszanej ze strachem; ze zdwojoną siłą powróciła do niej obawa o kocurka. Nie mogąc dłużej wytrzymać owego okropnego uczucia, bez zastanowienia wydusiła z siebie.
— Żywiczna Łapo, co się stało? O co tak naprawdę chodziło Zimorodkowej Pieśni?
<Żywico? Wybacz, że takie krótkie ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz