Kocurek nie ukrywał złości, gdy został wciągnięty siłą przez tą bezradną kupę futra w krzaki. Ściśnięty w niewielkim krzewie, wręcz czuł oddech pointa na sobie, co wprawiało go w jeszcze większą irytację i... zawstydzenie? Aronia gubił się we własnych uczuciach, ale jedno wiedział na pewno. Jeśli zaraz stąd nie ucieknie Lipowa Gałązka na pewno się postara, by jeszcze bardziej uprzykrzyć mu życie. Dlatego też widząc przed krzakiem kolejnego Kfiliaka, zjeżył się, by ukryć swój niepokój. Kotka patrzyła na nich zaskoczona z otwartym pyskiem, przez co Aronia poczuł się jeszcze bardziej niezręcznie. W końcu w krzakach zazwyczaj dwa koty robiły to co pszczółka z kwiatkiem. Kocurek przypomniał sobie krępującą rozmowę z ojcem i jeszcze bardziej poczuł ochotę wyrwać się z tego miejsca. Skierował niepewnie wzrok na Łabędzia Łapę, który także mu się przyglądał oczekująco, a następnie na stojącego przed nimi Klifiaka. Pomimo tego, że nowy przeciwnik okazał się szarawym kurduplem, kocurek wyjątkowo wolał nie ryzykować. Podjął szybką decyzję. Musiał uciekać. Wyskoczył z krzaku i puścił się pędem przed siebie, przeklinając zdrętwiałe łapy odmawiające mu całkowitego posłuszeństwa. Widząc pędzącą za nim kotkę przyspieszył, jednak na marne. Kurdupel okazał się szybszy, złapał go za kark i odciągać od granicy.
— Nigdy bym nie sądziła, że mój uczeń jest gejem, a w dodatku zabawia się z parszywym Nocniakiem, podczas gdy powinien trenować! — parsknęła zdenerwowana kotka, bijąc ogonem o śnieg.
Aronia wybauszył oczy. Że niby co? On gejem? I to na dodatek miałby się zabawić z tą myślą strawą? Kotkę chyba Gwiezdni opuścili! Już otworzył pysk, by przekląć tego durnego Klifiaka oraz jej mysi móżdżek, kiedy to Łabądek zabrał głos.
— K-kim? — ledwo to wydukał, otwierając pysk w zdziwieniu.
Aronia skrzywił się, słysząc pytanie pointa, choć nie zdziwiła go reakcja tego wyrzyganego kłaka. W końcu powszechnie było wiadomo, że Pieszczochy inteligencją nie grzeszą.
— Nie wiesz? Matka nie nauczyła cię takich rzeczy? Skoro, z tego co mówiłeś, już od początków polowaliście i poznawaliście podstawowe ruchy walki, to nie opowiadała wam niektórych rzeczy w teorii? — spytała kotka zaciekawiona niewiedzą kociaka.
Głupia najwidoczniej też nie posiadała podstawowej wiedzy. Aronia zaczął się zastanawiać, czy wszyscy w Klanie Klifu są kalekami umysłowymi. Lekko znużony zaczął zastanawiać się jak wyrwać się kotce. W końcu niedługo słońce będzie szczytować, a on jeszcze nie złapał żadnej piszczki. Klifiaki coraz bardziej pogrążały się w rozmowie. Może gdy połączą siły w końcu dowiedzą się podstawowych informacji?
— Po prostu kocur, któremu podobają się również kocury, a nie kotki — słysząc słowa kotki, odwrócił gwałtownie łeb w jej stronę.
Aronia wpatrywał się w nią zaskoczony. Pstrągowy Pysk tłumaczyła to zupełnie inaczej! Przecież gej to niszcząca wartości rodzinne i klany bestia porywająca kocięta dla swoich chorych fantazji. A Pstrąg, pomimo że była durną kotką, na pewno się nie myliła!
— N-nie, p-przecież t-taki n-nie je-jestem! Je-jestem n-normalny, p-prawda? — usłyszał nagle jąkanie Łabędziej Łapy.
Zagubiony w sobie point przenosił swój wzrok, to na nią, to na niego. Aronia postanowił wykorzystać tą chwilę histerii kocurka, by wyrwać się kotce. Zostawiając w jej pysku kłębki futra, sprawnym skokiem znalazł się tuż obok roztrzęsionego Łabądka. Przysunął pazury do gardła ucznia i spojrzał groźnie na kotkę.
— Słuchaj kurduplu, albo pozwolisz mi w spokoju odejść na moją granicę i oddasz mi wszystkie upolowane dziś piszczki, albo przerobię tą mysią strawę na karmę dla wron — warknął, zbliżając pazury do gardła przerażonego ucznia.
Łabądek posłał Aronii pełne rozpaczy spojrzenie, na co kocurek poczuł dziwny ścisk w klatce piersiowej. Chciał powiedzieć tej pierdole życiowej, ze przecież go nie zabije, ale jeśli chciał dostać te piszczki musiał blefować. Kotka przyglądała mu się uważnie, jakby nie do końca wierzyła w groźby ucznia. Klifowa Łapa poczuł nagły przypływ adrenaliny. Musiał jej udowodnić, że jest do tego zdolny, nieważne na cenę. Przecież nie mógł jeszcze bardziej zawieść rodziców.
— Czyli rozumiem, że wyświadczam ci przysługę zabijając tą spedaloną kupę łajna? — spytał, udając pozbawionego i wbijając delikatnie pazury w szyje Łabędziej Łapy.
— B-błagam n-nie za-zabijaj mnie — wychlipał kocurek, będąc praktycznie na skraju załamania nerwowego.
Bicolorowi zrobiło się go trochę żal, ale jego misja w końcu była ważniejsza. Skierował swój wzrok na drugiego Klifiaka. W oczach niskiej kotki szalał gniew i gorycz. Napuszona wbiła pazury w ziemie, gdyby jej spojrzenie mogło zabijać Aronia zdecydowanie leżałby martwym. Prychnęła i wstała.
— Zamknij się lisi bobku, idę po piszczki, a ty nie waż się mu nic zrobić — wysyczała, znikając za krzakiem.
Klifowa Łapa obserwował znikającą powoli z widoku kotkę po czym puścił Łabądka i odetchnął z ulgą. Przestraszony point próbował uciec, jednak Aronia w ostatniej chwili złapał go za ogon.
— A ty gdzie się wybierasz? Jeszcze z tobą nie skończyłem — mruknął lekko zmęczony już tą sytuacją.
Klifiak spojrzał na niego niepewnie, a całe ciałko pointa zaczęło drżeć. Wbił pełne rozpaczy spojrzenie w bicolora.
— C-czy ty c-chcesz m-mnie za-zabić?— wydukał przerażony kocurek.
Aronia prawie się zaśmiał, słysząc pytanie starszego. Zrozumiałe byłoby, że jego majestat zapewne przestraszył tą mysią strawę, ale każdy wspaniały i mężny wojownik wiedział, że nie wolno było uśmiercać innych wojowników bez wyraźnego powodu. Szczególności gdy gra się toczyła o parę marnych piszczek.
— Nie mysi móżdżek, prawdziwy wojownik nigdy nie zabija innych kotów, jeśli nie ma takiej potrzeby — poinformował Klifiaka, wypinając dumnie pierś. — Myślałeś, że serio brudziłbym pazury takim wyrzyganym kłakiem jak ty?
Łabędzia Łapa jedynie spuścił wzrok. Kocurki siedziały w milczeniu czekając w niecierpliwieniu na kotkę z piszczkami. Z każdym uderzeniem serce słońce zdawało być coraz wyżej, a Aronia przecież jeszcze musiał dotrzeć pod Stary Dąb. Słysząc szelest w pobliskich krzakach, koty nastawiły uszu mając nadzieję, że zaraz wyskoczy z nich oczekiwana przez nich kotka. Jednak zamiast tego niepozornego kurdupla z krzewu wyskoczył wysoki bury wojownik w towarzystwie dwóch kotek. Po chwili dołączyła do nich szarawa kotka, uśmiechając się wrednie do Aronii. Kocurek nawet nie czekał na rozwój sprawy od razu rzucił się do ucieczki, by zaraz sam nie musiał pożegnał się z życiem. Słysząc biegnący zanim pościg, krzyknął, nawet nie oglądając się, do Łabędziej Łapy.
— Jeszcze kiedyś się zobaczymy mysia strawo!
Aronia powoli zdając sobie sprawę w jakie bagno się wpakował, zaczął przebierać jak najszybciej potrafił łapami. Czując siedzący mu prawie dosłownie na ogonie pościg wybiegł z lasu. Zamarznięta rzeka zdawała się jedyną szansą na wyjście z życiem. Bez większego zastanowienia wskoczył na lód, modląc się do Gwiezdnych, by ten się nie załamał. Czując skrzypiącą pod łapami zamarzniętą rzekę, zaczął żałować decyzji. Stąpając powoli po lodzie, przemieszczał się powoli w stronę błotnistej zatoczki.
— Jeszcze tego pożałujesz! — usłyszał wściekły krzyk.
Spojrzał w stronę lasu, gdzie dojrzał grupkę zdenerwowanych Klifiaków i dochodzącego do siebie Łabądka.
— Pożałujesz wszystkiego co dzisiaj zrobiłeś mojemu uczniowi! Obedrę Cię ze skóry jak jeszcze raz się do niego zbliżysz! — wrzeszczała wkurwiona szara kotka, trzymana przez pozostałe koty, by nie wskoczyła na kruchy lód.
Klifowa Łapa rozbawiły groźby wojowniczki, więc pokazał język kotce i dumnym krokiem skierował się stronę Płaczącego Strażnika, widząc, że pościg go już nie ściga. Ostrożnie zbliżył się do brzegu po czym wskoczył na stały grunt, by usiąść i odsapnąć po tym męczącym biegu. Gdy oddech Aronii w końcu się wyrównał, zaczął iść w kierunku Starego Dębu, mając nadzieję, że mentorka nie zabije go na miejscu za to, że nie przyniósł ani jednej piszczki.
— Nigdy bym nie sądziła, że mój uczeń jest gejem, a w dodatku zabawia się z parszywym Nocniakiem, podczas gdy powinien trenować! — parsknęła zdenerwowana kotka, bijąc ogonem o śnieg.
Aronia wybauszył oczy. Że niby co? On gejem? I to na dodatek miałby się zabawić z tą myślą strawą? Kotkę chyba Gwiezdni opuścili! Już otworzył pysk, by przekląć tego durnego Klifiaka oraz jej mysi móżdżek, kiedy to Łabądek zabrał głos.
— K-kim? — ledwo to wydukał, otwierając pysk w zdziwieniu.
Aronia skrzywił się, słysząc pytanie pointa, choć nie zdziwiła go reakcja tego wyrzyganego kłaka. W końcu powszechnie było wiadomo, że Pieszczochy inteligencją nie grzeszą.
— Nie wiesz? Matka nie nauczyła cię takich rzeczy? Skoro, z tego co mówiłeś, już od początków polowaliście i poznawaliście podstawowe ruchy walki, to nie opowiadała wam niektórych rzeczy w teorii? — spytała kotka zaciekawiona niewiedzą kociaka.
Głupia najwidoczniej też nie posiadała podstawowej wiedzy. Aronia zaczął się zastanawiać, czy wszyscy w Klanie Klifu są kalekami umysłowymi. Lekko znużony zaczął zastanawiać się jak wyrwać się kotce. W końcu niedługo słońce będzie szczytować, a on jeszcze nie złapał żadnej piszczki. Klifiaki coraz bardziej pogrążały się w rozmowie. Może gdy połączą siły w końcu dowiedzą się podstawowych informacji?
— Po prostu kocur, któremu podobają się również kocury, a nie kotki — słysząc słowa kotki, odwrócił gwałtownie łeb w jej stronę.
Aronia wpatrywał się w nią zaskoczony. Pstrągowy Pysk tłumaczyła to zupełnie inaczej! Przecież gej to niszcząca wartości rodzinne i klany bestia porywająca kocięta dla swoich chorych fantazji. A Pstrąg, pomimo że była durną kotką, na pewno się nie myliła!
— N-nie, p-przecież t-taki n-nie je-jestem! Je-jestem n-normalny, p-prawda? — usłyszał nagle jąkanie Łabędziej Łapy.
Zagubiony w sobie point przenosił swój wzrok, to na nią, to na niego. Aronia postanowił wykorzystać tą chwilę histerii kocurka, by wyrwać się kotce. Zostawiając w jej pysku kłębki futra, sprawnym skokiem znalazł się tuż obok roztrzęsionego Łabądka. Przysunął pazury do gardła ucznia i spojrzał groźnie na kotkę.
— Słuchaj kurduplu, albo pozwolisz mi w spokoju odejść na moją granicę i oddasz mi wszystkie upolowane dziś piszczki, albo przerobię tą mysią strawę na karmę dla wron — warknął, zbliżając pazury do gardła przerażonego ucznia.
Łabądek posłał Aronii pełne rozpaczy spojrzenie, na co kocurek poczuł dziwny ścisk w klatce piersiowej. Chciał powiedzieć tej pierdole życiowej, ze przecież go nie zabije, ale jeśli chciał dostać te piszczki musiał blefować. Kotka przyglądała mu się uważnie, jakby nie do końca wierzyła w groźby ucznia. Klifowa Łapa poczuł nagły przypływ adrenaliny. Musiał jej udowodnić, że jest do tego zdolny, nieważne na cenę. Przecież nie mógł jeszcze bardziej zawieść rodziców.
— Czyli rozumiem, że wyświadczam ci przysługę zabijając tą spedaloną kupę łajna? — spytał, udając pozbawionego i wbijając delikatnie pazury w szyje Łabędziej Łapy.
— B-błagam n-nie za-zabijaj mnie — wychlipał kocurek, będąc praktycznie na skraju załamania nerwowego.
Bicolorowi zrobiło się go trochę żal, ale jego misja w końcu była ważniejsza. Skierował swój wzrok na drugiego Klifiaka. W oczach niskiej kotki szalał gniew i gorycz. Napuszona wbiła pazury w ziemie, gdyby jej spojrzenie mogło zabijać Aronia zdecydowanie leżałby martwym. Prychnęła i wstała.
— Zamknij się lisi bobku, idę po piszczki, a ty nie waż się mu nic zrobić — wysyczała, znikając za krzakiem.
Klifowa Łapa obserwował znikającą powoli z widoku kotkę po czym puścił Łabądka i odetchnął z ulgą. Przestraszony point próbował uciec, jednak Aronia w ostatniej chwili złapał go za ogon.
— A ty gdzie się wybierasz? Jeszcze z tobą nie skończyłem — mruknął lekko zmęczony już tą sytuacją.
Klifiak spojrzał na niego niepewnie, a całe ciałko pointa zaczęło drżeć. Wbił pełne rozpaczy spojrzenie w bicolora.
— C-czy ty c-chcesz m-mnie za-zabić?— wydukał przerażony kocurek.
Aronia prawie się zaśmiał, słysząc pytanie starszego. Zrozumiałe byłoby, że jego majestat zapewne przestraszył tą mysią strawę, ale każdy wspaniały i mężny wojownik wiedział, że nie wolno było uśmiercać innych wojowników bez wyraźnego powodu. Szczególności gdy gra się toczyła o parę marnych piszczek.
— Nie mysi móżdżek, prawdziwy wojownik nigdy nie zabija innych kotów, jeśli nie ma takiej potrzeby — poinformował Klifiaka, wypinając dumnie pierś. — Myślałeś, że serio brudziłbym pazury takim wyrzyganym kłakiem jak ty?
Łabędzia Łapa jedynie spuścił wzrok. Kocurki siedziały w milczeniu czekając w niecierpliwieniu na kotkę z piszczkami. Z każdym uderzeniem serce słońce zdawało być coraz wyżej, a Aronia przecież jeszcze musiał dotrzeć pod Stary Dąb. Słysząc szelest w pobliskich krzakach, koty nastawiły uszu mając nadzieję, że zaraz wyskoczy z nich oczekiwana przez nich kotka. Jednak zamiast tego niepozornego kurdupla z krzewu wyskoczył wysoki bury wojownik w towarzystwie dwóch kotek. Po chwili dołączyła do nich szarawa kotka, uśmiechając się wrednie do Aronii. Kocurek nawet nie czekał na rozwój sprawy od razu rzucił się do ucieczki, by zaraz sam nie musiał pożegnał się z życiem. Słysząc biegnący zanim pościg, krzyknął, nawet nie oglądając się, do Łabędziej Łapy.
— Jeszcze kiedyś się zobaczymy mysia strawo!
Aronia powoli zdając sobie sprawę w jakie bagno się wpakował, zaczął przebierać jak najszybciej potrafił łapami. Czując siedzący mu prawie dosłownie na ogonie pościg wybiegł z lasu. Zamarznięta rzeka zdawała się jedyną szansą na wyjście z życiem. Bez większego zastanowienia wskoczył na lód, modląc się do Gwiezdnych, by ten się nie załamał. Czując skrzypiącą pod łapami zamarzniętą rzekę, zaczął żałować decyzji. Stąpając powoli po lodzie, przemieszczał się powoli w stronę błotnistej zatoczki.
— Jeszcze tego pożałujesz! — usłyszał wściekły krzyk.
Spojrzał w stronę lasu, gdzie dojrzał grupkę zdenerwowanych Klifiaków i dochodzącego do siebie Łabądka.
— Pożałujesz wszystkiego co dzisiaj zrobiłeś mojemu uczniowi! Obedrę Cię ze skóry jak jeszcze raz się do niego zbliżysz! — wrzeszczała wkurwiona szara kotka, trzymana przez pozostałe koty, by nie wskoczyła na kruchy lód.
Klifowa Łapa rozbawiły groźby wojowniczki, więc pokazał język kotce i dumnym krokiem skierował się stronę Płaczącego Strażnika, widząc, że pościg go już nie ściga. Ostrożnie zbliżył się do brzegu po czym wskoczył na stały grunt, by usiąść i odsapnąć po tym męczącym biegu. Gdy oddech Aronii w końcu się wyrównał, zaczął iść w kierunku Starego Dębu, mając nadzieję, że mentorka nie zabije go na miejscu za to, że nie przyniósł ani jednej piszczki.
<Łabędzia Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz