BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 sierpnia 2019

Od Śnieżnego Sopla (Piórka) CD Niezapominajkowego Szlaku

Oddychała nerwowo, nie wiedząc, co odpowiedzieć na słowa przyjaciółki. Uciec z klanu klifu? Zostawić tu wszystko co kocha? Pokręciła łebkiem, ocierając łzy z pyszczka. Nie mogła przecież tak łatwo zostawić swoich dzieci! Ale z drugiej strony... one z każdą chwilą co raz mniej ją potrzebowały. Na moment zrobiło jej się ciepło w serduszku, gdy tylko wyobraziła sobie swoje dorastające pociechy. Kolejna łza skapnęła na śnieg zaraz zamarzając. Spojrzała na Niezapominajkowy Szlak, nerwowo przebierając łapkami. Na zaminę otwierała i zamykała mordkę, czując jak gula, która utknęła w jej gardle nie ma zamiaru puścić.
- Zabierz mnie do klanu lisa Niezapominajko... Błagam - szepnęła, czując, że jest już u kresu wytrzymałości psychicznej. Liliowa skinęła szybko łebkiem.
Plan był prosty. Upozorować śmierć bengalki.
W to wszystko kotki wciągnęły jeszcze Zachwaszczoną Łapę oraz Sokole Skrzydło. Ten drugi zgodził się prawie, że natychmiast, za to młodszy z kocurów musiał zostać siłą wyciągnięty z obozu przez wojowniczkę klanu burzy.
Spotkali się wieczorem na plaży. Głupim trafem Chwaścik miał iść w porannym patrolu, co jeszcze bardziej ułatwiało kotom sfingowanie śmierci Śnieżki.
- No dalej, wytarzaj się w tym, musisz zamaskować swój zapach - miauknęła córka Nowiu, gdy Śnieżny Sopel zostawiła ślad zapachowy na plaży, aż do linii wody. Kocica wskazała łbem na truchło mewy, której krew wykorzystali przy robieniu śladów.
Była pieszczoszka zacisnęła mocno zęby, przełykając zaległą gulę w gardle, po czym zrobiła to, co kazała jej przyjaciółka, o mało co nie zwracając swojego i tak marnego śniadania. Otrzepała łapki, wrzeszcząc zaraz, gdy to Sokole Skrzydło wyrwał jej z boku kupkę sierści. Spojrzała wyzywająco na medyka, gromiąc go spojrzeniem swych niebieskich ślepi.
- Nie patrz tak na mnie, potrzebujemy twojej sierści, aby to wyglądało realistycznie. Tego chyba chcesz, co nie? - miauknął Chwast, wprawiając w trójkę pozostałych kotów w osłupienie. Normalnie szok! Niebieski powiedział coś tak długiego!
Koteczka skinęła łebkiem, patrząc na rzekome miejsce zbrodni. Miejsce, z którego wyrwano jej futro nadal bolało i z lekka krwawiło.
Śnieżka i Niezapominajka pożegnały się z Sokołem i Chwaścikiem, z czego młodszy kocur miał dać im znać, czy klifiacy uwierzyli, że Śnieżka naprawdę została zabita. A tymczasem ruszyły w stronę klanu lisa.
~*~
Wcześnie rano Niezapominajka rzuciła się na Śnieżkę, wyrywając ją oraz Jastrzębca, która to została uświadomiona o całym incydencie dopiero gdy Niezapominajka powiedziała, że idzie z nimi do klanu lisa, ze snu. To wszystko było tak męczące, że kotki musiały odpocząć. Jednak zrobiły to dopiero będąc niedaleko klanu lisa. Liliowa najwidoczniej wróciła na granicę klanu klifu, wyczekując na wiadomość od ucznia.
- Udało się! Myślą, że nie żyjesz a twoje ciało zgarnęła woda! - miauknęła rozanielona. Kotka o klapniętych uszach jednak nie podzielała aż tak jej entuzjazmu, Skinęła jedynie głową, po czym ruszyły w stronę nowego domu. Przekroczenie granicy było jedynie kwestią czasu i nim się obie obejrzały, były już w samym obozie, a Czereśnia dokładnie przyglądała się przyjaciółce jej wnuczki.
- Jak macie na imię, moje drogie? - spytała z dobrze wyczuwalnym dystansem w głosie. Właśnie! Nie pomyślały o nowym imieniu! Przecież jak ktoś z klifu się dowie, że w lisie mieszka jakaś Śnieżny Sopel, to szybko powiążą fakty!
- Piórko babciu! A to jest Jastrzębiec! Wybacz, że mówię za nią ale Pióreczko i tak jest już dosyć zmęczona i zdenerwowana! - wyskoczyła nagle Niezapominajka, ratując tym samym skórę swojej przyjaciółki - To coooooooooooooo, mogą zostać? PROOOOOOOSZĘ! - miauknęła przyprawiając obie kotki o ból uszu.
- No dobrze, może zostać. Piórko... idź do Nowiu, ona cię zbada czy jesteś zdrowa - odparła liderka, po czym kiwnęła głową i skierowała się w stronę leża wojowników, najpewniej by wysłać kogoś na patrol. Piórko stała jak słup soli. Nie wierzyła własnemu szczęściu! Czereśnia przyjęła ją do klanu lisa!

< Niezapominajko? c: >

Od Jarzębinki (Jarzębinowej Łapy) C.D Zorzy (Porannej Łapy)

Zanim jeszcze przystąpiła do błagania swojego wujka, znała werdykt. Żurawinowe Bagno nie umiał się oprzeć prośbom koteczki, odkąd ta tylko pamiętała. Lubiła jego towarzystwo, bo pozwalał jej na więcej, niż mama, ciocia Zimorodek i wujek Lśniący razem wzięci. I zawsze wiedział, jak ją wytłumaczyć przed Sroczym Żarem! Gdy Zorza przyłączył się do próśb, sprawa była już przesądzona. Kocur przełknął ślinę i spojrzał to na liliowy, to na płowy pyszczek, w końcu wzdychając ciężko.
— No już, już, niech wam będzie, przestańcie — jęknął błagalnie, uśmiechając się niezręcznie — Ależ wy jesteście nieznośni...
Jarzębinka podskoczyła i zaśmiała się radośnie, słysząc to.
— Kochasz mnie, wujku! — przypomniała mu, łasząc się do łap kocura. Zorza jedynie uśmiechnął się delikatnie, nie pałając tak wielkim entuzjazmem, jak arlekinka, ale mając w całej sytuacji swój interes.
— Tak, tak, wiem... Ale nikomu o tym ani słowa, jasne? — zaznaczył, patrząc poważnie po dwójce kociąt. Córka Sroczego Żaru podskoczyła i stanęła przy Zorzy.
— Oczywiście! Na mój ogon, że nikomu nie powiem! No, może Żywicy... — rzuciła, uśmiechając się lekko. Liliowy pokręciło głową.
— Nawet Żywicy. Nikomu. To będzie nasza tajemnica, jasne? — podkreślił. Maleńka niechętnie pokiwała główką. To była jednak dziwna prośba. W końcu, zawsze wszystko mówiła bratu! Jednak, skoro wujek tak kazał, mogła zrobić wyjątek od tej zasady. W końcu, nie chciała, aby ten miał kłopoty. — Ciebie też się to tyczy, kolego — podkreślił wojownik, spoglądając na Zorzę. Kociak westchnął cicho.
— A komu miałbym powiedzieć?  — zapytał płowo-biały, przez co Jarzębinka lekko trąciła go ogonem w bok. Co z nim nie tak? Powiedziała mu przecież, że jest tak super, jak ona! Ten westchnął ciężko i posłał jej pełne politowania spojrzenie. Kocica wytknęła język, widząc to, po czym ruszyła w kierunku liliowego kocura.
— To jak, wujku, idziemy? Dalej, szkoda dnia! — zawołała, uderzając starszego kocura łapkami w bok, aby go popędzić. Żurawinowe Bagno skinął głową, ruszając przed siebie.
— Miejcie tylko na uwadze, że nie zabawimy tam długo. Stąd wcale nie jest tak blisko do bagien... —  podkreślił jeszcze, prowadząc maluchy do wyjścia z obozu.
~*~
Gdy tylko pojawili się przy drodze Grzmotu Żurawinowe Bagno pożałował, że w ogóle się zgodził. Była zdecydowanie zbyt głośna i niebezpieczna dla kociąt, które wyprowadził z obozu. A co, jeśli coś się im stanie? Na Gwiezdnych, jeśli Jarzębinka nie wróci, Sroka mu ogon urwie! A żeby tylko...
Zorza także nie wydawał się zachwycony wizją przechodzenia na drugą stronę. W końcu, potwory poruszały się tak okropnie prędko, w czasie, gdy on przemieszczał się bardzo powoli. To zdecydowanie nie było dobre połączenie.
Za to Jarzębinka... Cóż. Z fascynacją przyglądała się przemykającym, mechanicznym istotom, które oswoili dwunożność. W życiu nie widziała czegoś równie dziwnego i brzmiało dla niej wręcz tak absurdalnie, jak żaby! A jednak było prawdziwe. Poruszało się z zadziwiającą prędkością, posiadało wiele kolorów, a nawet wydawało dźwięki! Jej oczy niemalże błyszczały z podziwu. Ciekawe, jakież to jeszcze dziwa ukrywał przed nią świat? Czy była w stanie w ogóle sobie wyobrazić to, co kryło się tam w oddali, za horyzontem? Czy w ogóle coś tam było?
— Dobra, dzieciaki, słuchajcie mnie. Jak dam znak, przechodzimy. Migiem, jedno za drugim, nie oglądamy się za siebie — pouczył wojownik, spoglądając uważnie na dwójkę kocurów. Zorza pokiwał głową, z niepokojem zwracając wzrok na czekające go wyzwanie. Za to Jarzębinka... Ona najchętniej już wbiegłaby na drogę.
— Kiedy? — pisnęła, przeskakując z łapy na łapę —  Teraz? Teraz? O, wiem, może teraz? Teraz?
— Już! Dalej, szybko! — zawołał kocur, wręcz przepychając pyskiem młodszych towarzyszy na przód. Jarzębinka wbiegła na drogę, szybko skacząc z łapy na łapę. Asfalt był dziwny. Ciepły i twardy. Kilka kolejnych susów i znalazła się po drugiej stronie, kiedy jednak się odwróciła, dojrzała, że wujek i Zorza byli dopiero w połowie, a przecież potwory mogły zacząć biec w każdej chwili.
— Ej, no co wy? — burknęła, podskakując w miejscu.
—Wybacz, że nie mam małych, szybkich łapek! — warknął Zorza. W gruncie rzeczy jednak oboje z kocurów zjawiło się po drugiej stronie, dysząc ciężko, jeden że zmęczenia, a drugi ze stresu.
— N-no... W każdym razie jesteśmy — oznajmił kocur, uśmiechając się lekko — pamiętajcie, co mówiłem. Tylko na chwilę. No i musimy być ostrożni, to teren Klanu Lisa — dodał. Jarzębinka, zupełnie ignorując część o ostrożności ruszyła przed siebie, krzycząc radośnie, aby po chwili znaleźć żabę. Była taka, jak mówił Zorza! Śliska mysz z wyłupiastymi oczami! Koteczka niemalże od razu zaczęła ją gonić, jednak była naprawdę szybka i prędko ją zgubiła. Obejrzała się za siebie, aby zobaczyć dwie sylwetki w oddali. Pobiegła w kierunku kocurów, śmiejąc się.
— Hej, Zorza, miałeś rację! To istnieje! I jest suuper zabawne. Wujku, może weźmiemy takie do domu, co? — poprosiła, uśmiechając się.
— N-nie sądzę, Jarzębinko, to byłoby wbrew kodeksowi... — odparł niepewnie Żurawina, już widząc oczami wyobraźni, jak Lisia Gwiazda cieszy się na widok takiej "pamiątki"...
— Nudziarz — mruknęła liliowo-biała, aby zaraz spojrzeć na rozglądającego się Zorzę. Wyglądał, jakby czegoś szukał. — A ty powinienneś się uśmiechnąć, wiesz? To, czego wypatrujesz, wystraszy się ciebie, jak zobaczy ten nadąsany pysk — oznajmiła, stając na dwóch tylnych łapkach, aby dosięgnąć do jego pyska. Uniosła kąciki ust kocura w górę. — O, proszę, teraz jesteś śliczny! — zawołała entuzjastycznie, aby zaraz stracić równowagę i przewrócić się na plecy. Zachichotała, lądując na ziemi. — No weź, chociaż się trochę uśmiechnij! Dla mnie? — poprosiła, przechylając główkę i sama szczerząc się szeroko.
< Zorza? >

Nowi członkowie Klanu Klifu!


Borówkowy Nos
Tęczowa Łapa
Kopciuszek
Makowa Łapa

Od Porzeczkowej Łapy (Guzowatej Łapy) CD Aroniowej Łapy (Klifowej Łapy)

(it's bitwa time)
Po dzisiejszym treningu Aronia wkroczył do legowiska uczniów cały przemoczony. Jedna z kropli wody wpadła Porzeczce do oka, kiedy się otrzepywał. Czy się tym przejęła? Nie. Ziewnęła. Jednak potem zaśmiała się mimowolnie, chcąc mu dopiec.
— Nie za zimno dziś na kąpiele? — Początek skromny, jednak na tym musiało się skończyć.
— Zostaw mnie — warknął i ułożył się tyłem do niej. Czyżby komuś się nie podobały treningi? Porzeczkowa Łapa ostatecznie przekonała się do Deszczowego Futra, ale Aroniowa Łapa... cóż, to będzie długi proces dla Lipowej Gałązki.

***

Była w drodze na spotkanie z Deszczowym Futrem, gdy to się stało. Poczuła woń bryzy morskiej, co natychmiast skojarzyło jej się z Klanem Klifu, który miała zaszczyt poznać na ostatnim pechowym zgromadzeniu. Tak, zgromadzeniu, ale jaki interes mieli w Klanie Nocy? Za kilka sekund dostała odpowiedź. Do obozu wparowała szarża Klifiaków brnących do ataku. Wojownicy nie czekali na rozkazy Żwirowej Gwiazdy - rozpoczęły się pierwsze walki. Sama liderka również rzuciła się do ataku.
Pierwsze, o czym Guzowata Łapa (oh, przeklęte te imię) pomyślała, to odnalezieniu bliskich. Tak, mogła natychmiast rzucić się w wir walki, jednak wpierw wolała się upewnić, czy nic się nie dzieje z Aronią, mamą, tatą lub Pstrągowym Pyskiem.
Biegła, ile sił w łapach, żeby umknąć ataku. Zatrzymała się dopiero przy bracie, który legł u jej łap wraz z czarnobiałą kotką na plecach i doganiającym ich obcych wojowniczek z Klanu Klifu. Bez chwili zastanowienia rzuciła się na nią, spychając ją z Klifowej Łapy. Podczas ich szamotaniny złapała zębami za jej ucho. Słyszała, jak kotka jęczy z bólu, a usta zapełniły się metalicznym posmakiem krwi. Szarpnęła pyskiem i wypluła na ziemię kawałek zdobyczy wraz z zebraną między zębami cieczą.
Przynajmniej tyle na razie mogła zrobić, zanim wojowniczki z Klanu Klifu otoczyły ją, a Aronia zdążył gdzieś zniknąć. Wpadła w panikę - gdzie jest jej brat i co teraz się z nią stanie, jeśli lada moment nie wymknie się na poszukiwania brata. A one krążyły, syczały...
Porzeczka rozglądała się za drogą ucieczki, gdyż znała swoje szanse z trzema doświadczonymi wojowniczkami. Może lada moment pojawi się okazja i jakoś przemknie między nimi? Tak się niestety nie stało. Nawet nie ma pojęcia, jak to się stało, kiedy jedna z kotek machnęła łapą, zagłębiając pazury po prawej stronie pyska uczennicy. Liliowa zawyła z bólu, położywszy łapę w miejsce, skąd sączyła się krew. Czuła, jak w jej oczodole czegoś brakuje i wtedy pomyślała o najgorszym - że umrze, nie będąc w stanie pomóc Aronii.
Ale oto nadeszła pomoc - ojciec z Aronią u boku. Teraz już wszystko pamięta, jak przez mgłę - brat znów powalony, Dębowe Futro wypędzający wrogie kotki, drogę do leża medyka, a potem sztywne ciało z dziwnie wykrzywioną głową i dziurą w gardle Dryfującego Obłoka. Ktoś również przyniósł rozszarpaną Pstrągowy Pysk i wrzasnął na widok martwego medyka.
Ojciec i Aronia oraz (chyba, nie pamiętała...) Oblodzona Sadzawka położyły ranne kotki na posłania. Stanęli do walki w obronie legowiska medyka. Słyszała wrzaski, warkoty... przez uszy przebiło się rozpaczliwe wołanie Dębowego Futra przez Aronię. Pomogłaby, ale czuła się oszołomiona. W dodatku Pstrągowy Pysk...oh, Gwiezdni, miała nadzieje, że ona to przeżyje.
Nagle ktoś zawołał Klifiaków do odwrotu. Poddali się, obronili klan. Pytanie, za jaką cenę?
Zaraz po tym usłyszała Oszroniony Płatek. Skandowała, że Klif porwał jej dzieci.
Porwali kocięta.

***

Po pogrzebie Dryfującego Obłoka, nadszedł czas pochować Dębowe Futro. Guzowatą Łapę skłoniło to do przemyśleń. Dlaczego nie była dla niego milsza? Czemu nie mogła go dopisać do listy wyjątków? To był jej rodzic, powinna go darzyć większym szacunkiem. Powinna więcej razy okazywać mu miłość i powinna być mu wdzięczna za uratowanie jej skóry. Kotka rozpłakała się. Rozpłakała się jak nigdy dotąd. Rozpłakała się po raz pierwszy w życiu. Nigdy nie myślała, że będzie czuć taki żal; nie pomyślała nawet, co by było gdyby tata albo mama umarli.
- Aronio. - Kto by pomyślał, że Porzeczka wtuli się bok brata, nie szydząc z jego "nowego" imienia, a używając starego. - Dlaczego doceniamy koty dopiero po ich śmierci? Będę tęsknić za tatą.
Ognisty Krok wyczerpała swój limit łez, dlatego stała pusto, jakby ktoś zeżarł jej emocje wraz z utratą partnera. Porzeczka pamiętała mamę uśmiechniętą i rozpromienioną, zarażającą pozytywną energią. Gdzie jest ta Ognisty Krok? Ta Ognista Krok właśnie jest zakopywana razem z Dębowym Futrem.
Wtedy podeszła do nich Pstrągowy Pysk. Całe szczęście, że stanęła na nogi, aczkolwiek czekają ją jeszcze długie tygodnie siedzenia w kociarni.
- Jak się trzymacie, dzieciaki?
Milczeli. Chyba już znała odpowiedź.
- Dlaczego Żwirowa Gwiazda nie reaguje? Zginęli starsi, zginął tata i inni wojownicy. Kociaki od Szron zabrano do wrogiego klanu. Jak ona może stać i nic nie robić?
- Wszyscy jesteśmy w szoku, ona również - wytłumaczyła starsza kotka. - Ale masz rację, jeśli natychmiast nic nie zrobi, żeby odzyskać kociaki, pokaże tylko, jak bardzo zaniedbuje nasz klan.
Guzowata Łapa westchnęła i ponownie wtuliła się w bok Klifowej Łapy.

< Aronia? >

Od Cętkowanego Liścia CD Wilczego Serca

Cętka obudziła się z samego rana czując jak do jej legowiska nadpływa mroźne powietrze skutecznie uniemożliwiając dalszy sen. Powinna być już Pora Nowych Liści, mnóstwo zwierzyny, świeże, wiosenne powietrze, śpiew ptaków i ciepło, a tymczasem świat zatrzymał się w czasie. Kocica podniosła się i przeciągnęła aż strzyknęły kości. Dlaczego nie mogło być ciepło i wesoło? Wyjrzała z ponurą miną z leża wojowników przygotowując się na deszcz śniegu, który powinien już dawno zapaść się pod ziemię, a tymczasem strawa dla wron wciąż się trzymała. Na szczęście, jak to zwykle bywało, po wychyleniu głowy nie spadła na nią czapa drażniącego puchu, a jedynie mała śnieżynka. Nie miała tego wschodu słońca ochoty na trening z Gorzką Łapą. Wystarczyła sama obecność szylkretki aby temperatura w ciele mentorki wzrosła do niespotykanych wartości, chociaż trzeba przyznać, że przy tak nieprzyjaznej pogodzie przydałoby się to. Strząsnęła pyłek z nosa i mrużąc oczy rozejrzała się po obozie. Wspaniale, Iglasty Krzew. Bura pokierowała kroki w kierunku zastępcy i ziewając klapnęła obok jakiegoś randomowego klanowicza. Powiodła nieco znużonym i jednocześnie rozdrażnionym wzrokiem po pysku Igły mając nadzieję na przydział do patrolu. Kocur dostrzegając natarczywy wzrok podniósł brwi.
- A cóż to, w taką piękną pogodę słaby humorek? - spytał nieco ironicznie jednocześnie trącając koleżankę w bok. Cętkowany Liść nie zamierzała się zbytnio wysilać. Iglasty Krzew dostał jako odpowiedź jedynie krótkie mlaśnięcie. Gdy z jego pyska po chwili milczenia wydobyło się "Wilcze Serce, Cętkowany Liść, Gorz..." czarna parsknęła wściekle nim ten zdążył dokończyć wymawianie przymiotnika. Tym razem w jego stronę wystrzelił wzrok typu "Jeszcze jedno słowo, a gwarantuję ci, że swoją córkę będziesz obserwował już z klanu Gwiazd". Co dziwne Cętka odkryła w tamtej chwili swój nowy talent - potrafiła przekazywać myśli za pomocą wzroku gdyż zastępca postanowił grać na zwłokę. Po kaszlnięciu wyrażającym przejęzyczenie kontynuował "... Grzmiący Potok i Sójcza Łapa". Córka Burki kiwnęła głową do towarzystwa i pokierowała się za Grzmotem, który objął rolę przewodnika.
- Granica z klanem Nocy - zdążył dokończyć Igła zanim jeszcze zniknęli za wejściem do obozu. Przez pierwszy kawałek drogi wszyscy szli w milczeniu, a słychać było wyłącznie chrupot śniegu.
- Mogę coś powiedzieć? - odezwał się nagle Sójcza Łapa. Ogon kocicy poruszał się niebezpiecznie gdy zastanawiała się czy nie uciąć tego zwykłym „nie”.
- Mów – warknął dziko pręgowany nawet nie spoglądając na ucznia. Płowy zamrugał oczkami i kontynuował.
- Chciałbym zapolować, mogę? – zapytał po raz drugi pospieszając za mentorem. Grzmiący Potok ograniczył się do kiwnięcia łbem.
- A mogę zapolować też dla pana, pana Wilczego Serca i pani Cętkowanego Liścia? – bąknął nieco niepewnie.
- Zapolujesz dla klanu, siebie i mnie. Zatrzymamy się na chwilę – oznajmił po czym usiadł wstrzymując na tamtą chwilę marsz. - Myślę, że ci wojownicy potrafią polować, chyba że uważasz inaczej, Sójcza Łapo – stwierdził chociaż jego spojrzenie mówiło co innego.
- Nie, nie – pospiesznie zaprzeczył terminator. – Z pewnością potrafią świetnie polować – mruknął spuszczając główkę.
- Więc nie widzę potrzeby byś robił to za nich – uciął. Cętkowany Liść odwróciła się i weszła głębiej w las znikając poza zasięg wzroku grupy. Usłyszała jeszcze tylko jak Wilcze Serce jakoś skomentował tę wymianę zdań po czym skupiła się już na dobre na polowaniu. Otworzyła pysk smakując powietrze. Nic. Żadnego zwierzątka. W sumie to nie ma co się dziwić. Jest przecież Pora Nowych Liści podczas, której Klan Gwiazdy zapomniał odjąć śniegu, mrozu, a także dodać zwierzyny. Chwilę czasu minęło zanim cokolwiek dotarło do jej nosa. Nawet nie identyfikując potencjalnej zdobyczy ustawiła się w pozycji łowieckiej. Zaraz jednak pojawiła się i druga woń. Tutaj jednak bura nie potrafiła jej z niczym pomylić. Wyjrzała zza krzewu i widząc jak Wilcze Serce szykuje się do skoku na marną myszkę wybiła się szybko z tylnych łap. Wykorzystując siłę odbicia wepchnęła kocura w najbliższą zaspę. Gdy spojrzała za siebie dostrzegła jedynie długi ogonek znikający w przykrytej śniegiem norce.
- Na osty i ciernie – burknęła spoglądając tym razem na wojownika wykopującego się z białego puchu. Właściwie to zapomniała co było jej pretekstem do wepchnięcia tej kupy futra do śniegu. Przecież jasne było, że mysz ucieknie gdy coś wyląduje jej tuż przed nosem. Jednak im dłużej przyglądała się Wilkowi tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że było to w jakiś sposób uzasadnione. Uśmiechnęła się szeroko obserwując starania klanowicza. Tego było jej trzeba.

<Wilcze Serce? Sorry, że tak słabo :/>

Od Łabędziej Łapy

Do legowiska uczniów Klanu Klifu zawitały blade i słabiutkie promyki słońca. Point uchylił powiekę i ziewnął, ukazując różowy języczek. Tej nocy spał zaskakująco dobrze - nie miał żadnych koszmarów, po prostu śnił głębokim, przyjemnym snem. Doskonale wiedział jednak, że musi wstawać o świcie, jak najprędzej to tylko możliwe, ze względu na Sroczy Żar, która wyjątkowo nie lubiła, gdy jej podopieczny zasypiał. Tego dnia powód był jednak inny. Wczoraj został wybrany na poranny patrol. Zajął się więc pośpiesznym myciem swojego futra, o tak na wszelki wypadek, następnie chciał coś zjeść. Wśród "wybranych" byli również Martwy Cień, który to miał ich prowadzić, Rozmarynowe Futro oraz Miodowa Łapa. Ten ostatni smacznie spał, więc Łabądek przez chwilę miał mieszane uczucia, czy aby może lepiej go nie zbudzić. Gdyby tak zrobił, być może przerwałby sen dodatkowo kogoś innego i zapewne nie skończyłoby się to dla niego za przyjemnie, sam kremowy również może być niezbyt przychylny i wdzięczny za taką pobudkę. Gdyby jednak nie uczynił tego, a kocur nie wstałby szybko sam z siebie, mógł mieć kłopoty. Pręgowany przełknął. Co robić, co robić?! Po jego dłuższym zastanawianiu się… osobnik, który  był punktem jego panicznych przemyśleń, powoli zamrugał oczami i wstał. Syn Marzenki zwiał czym prędzej, byle tylko nie doświadczyć spojrzenia "I na co się gapisz idioto". Podszedł do sterty świeżej zdobyczy i — tym razem bez wahania — zabrał pierwszą lepszą żylastą mysz. Las nadal był skąpany w śniegu, a mrozy nie ustępowały. Dlaczego to tyle trwa? Czy nie mogła już nadejść tak naprawdę Pora Nowych Liści? Wtedy będzie cieplej i przyjemniej, będą liście, kwiaty, będzie tak pięknie, miło, kolorowo, ptaszki będą ćwierkać! "A zaraz potem będziemy te ptaszki zabijać…" zadzwoniło ponuro w jego głowie. Szybko pochłonął posiłek, nie dlatego, że był strasznie głodny lub bardzo mu smakowało, chciał po prostu mieć już to spożywanie niewinnych zwierzątek za sobą. Tak, mimo posiadania 12 księżyców na karku on nadal nie przepadał za mięsem i uważał spożywane przez koty żyjątka za absolutnie niewinne. Zresztą, nic nie wskazywało na to, żeby miało się to szybko zmienić, tak samo zresztą, jak jego ciągłe zastanawianie się, czy on może jednak jest tym całym gejem… do tej pory nie poczuł n i c z e g o do żadnej kotki, co zaczynało go po prostu martwić. Ale dlaczego akurat on miał być "inny"? Wzdrygnął się. Było chłodno, wręcz bardzo chłodno.

***

Na patrolu, cóż, jak zwykle nic ciekawego się nie działo. Szli wzdłuż granicy, Martwy Cień co jakiś czas odświeżał ślady zapachowe. Tak właściwie, takie nic się nie dzianie absolutnie odpowiadało temu terminatorowi. Może i przez to jego paskudne myśli wciąż zasnuwały umysł, ale przecież lepsze to, niż spotkanie wrogo nastawionego patrolu! Albo, ugh, takiego Aroniowej Łapy! Albo… albo może jeszcze innego podejrzanego kocura! Hm, z tym ostatnim, to się biedny potomek pieszczoszki przeliczył. Patrol szedł oczywiście przy granicy z Klanem Nocy, na ich terytorium nie było jednak widać żywego ducha. Niebieskooki przebierał łapkami tak, by nie zostać zlanym za gubienie tempa. "Już niedługo koniec", przeszło mu przez myśl. "Wrócimy, może… może ogrzeję się trochę na posłaniu. Potem się zobaczy". Ale, gdy już faktycznie byli blisko nawrócenia, w pokrytych białym puchem krzakach obok coś się poruszyło. Serce podskoczyło mu do gardła. Z trudem spojrzał w tamtą stronę. Ku jego radości, ale jednocześnie i zdziwieniu wyłoniła się postać nie w czarne łaty z pomarańczowymi ślepiami, a w czekoladowe z tymi ślepiami żółtymi. Pachniał za to jakoś dziwnie, tak… jednocześnie obco i jednocześnie znajomo. Chwila, czy to czasem nie  był zapach tego Klanu Lisa?

<Gągoł?>

30 sierpnia 2019

Od Cienistej Łzy CD. Chabra (Chabrowej Łapy)

Cień jak zawsze ostatnio, wcześnie rano bez jakiegokolwiek spojrzenia na stos zwierzyny, udała się na polowanie, które było nim tylko w połowie, bo przeważnie przesiadywała na granicy klanu Burzy i wyglądała, czy aby na pewno Niezapominajka nie wraca. Wyszła z obozu. Stąpała cicho po śniegu, robiąc ślady w jeszcze świeżym i nienaruszonym po nocy białym puchu. Kotka musiała bardzo uważać, gdyż w Porze Nagich Drzew nawet w nocy jej futerko było bardzo widoczne. Rozglądała się dookoła. Żadnej zwierzyny. Nikogo nie ma. Nastawiła uszy, w nadziei, że nie jest sama na bezkresnej białej pustyni, ale niestety żaden dźwięk nie doleciał do jej drobnych uszu. Zrezygnowana poszła dalej przed siebie, poszukując choć jednej piszczki, którą mogłaby zanieść do obozu. Nagle do jej uszu dotarł cichy szmer. Poruszyła noskiem kilka razy, wciągając nadchodzącą do niej z daleka woń. Mysz. Kotka powoli zaczęła przemieszczać się w stronę zapachu i już po kilku uderzeniach serca, mogła dostrzec małe stworzenie najwidoczniej szukające pożywienia w śniegu. Jeszcze nie wiedziało, że to ono niedługo nim się stanie. Ciemna, wygłodniała kotka podeszła na tyle blisko stworzenia, by skoczyć i... Skoczyła. Chwila i dało się słyszeć cichutkie chrupnięcie i kark zwierzątka był skręcony, co świadczyło o śmierci piszczki. Nagle Cienistej zakręciło się w głowie i wtedy dotarło do niej, że większość Pory Nagich Drzew nie zjadła żadnej piszczki. Potrząsnęła głową i ruszyła w kierunku obozu z myszą w pyszczku. Źle się czuła i potrzebowała odpocząć.
Podróż dłużyła jej się niemiłosiernie, ale nareszcie była w obozie i mogła położyć swoją wychudłą "zdobycz" na stosie zwierzyny. Podeszła do legowiska wojowników i weszła do środka. Może był tam jeden kot? Cienista Łza nawet nie zorientowała się jaki, bo niemal od razu położyła się na swoim miejscu i zasnęła z myślą, że prędzej, czy później będzie musiała coś zjeść, bo padnie z głodu...

~*~

Ciemną kotkę obudziło zwołanie spotkania przez lidera i posłusznie poszła w tym kierunku. Usiadła w jednym z ostatnich "rzędów" kotów i przysłuchała się słowom lidera. Po chwili dotarło do niej, że jest mianowanie kociaków na uczniów. Ach, kociaki, wszyscy uważają je za cudowne, ale nie są, są okropne, małe i obrzydliwe - warknęła w myślach Cień. Odwróciła wzrok, by na nie nie patrzeć, gdy do jej uszu doszedł dźwięk słów lidera
- ... Cienista Łzo, ciebie ogłaszam mentorką Chabrowej Łapy, która z pewnością pod twoim okiem... - dalej Cienista nie słuchała. Była w szoku. Poczuła się jakby w tym momencie, oberwała po raz kolejny po głowie od losu. Ona mentorką? Jak ona dogada się z kociakiem? Mimo swoich myśli wstała i podeszła do przodu, by styknąć się nosami z Chabrową Łapą. Po raz drugi w jej życiu przeszedł ją przyjemny dreszcz, bo pierwszy był, jak za czasów kociaka stykała się nosem ze swoją mentorką. Teraz to ona nią była, musiała... No nic, uśmiechnęła się do SWOJEJ uczennicy i wróciła na swoje miejsce. Dalej siedziała w szoku, wpatrując się, jakby nic nie widząc przed siebie. Ona kompletnie nie wiedziała, jak zachować się przy młodszych od siebie kotach. Nie chodziła do kociarni i teraz tego pożałowała, bo przynajmniej, by wiedziała, jak mniej więcej powinna się zachować. Mimo tych obaw i braku akceptacji dla kociaków była szczęśliwa. Cieszyła się, że dostała swojego pierwszego ucznia i chciała go wytrenować na jak najlepszego wojownika. Szczerze mówiąc, lider na swój sposób musiał jej zaufać, powierzając jej uczennicę. Jednak niezbyt czuła się na siłach, by szkolić małego kota, a, szczególnie że ostatnio nic prawie nie jadła, a psychicznie już dawno była pod ziemią. Pomyślała, że to może dzięki Chabrowej Łapie odzyska, choć w małym stopniu chęci do życia i funkcjonowania dalej.
Po zakończeniu zebrania i skandowania imion nowych uczniów, ciemna mimo wahań, czy tak powinna, podeszła do kotki, która od teraz była jej uczennicą.
- Hej, gratuluję nowej rangi - nawet wysiliła się na uśmiech - mam nadzieję, że wyszkolę cię na najlepszą wojowniczkę - lekkim zakłopotaniem spojrzała na młodszą kotkę, wyczekując jej reakcji, bo halo ciemna nie wiedziała, czy dobrze się zachowała. Coś czarno widzę nasz trening, jak będę się jej tak bała... - sama do siebie w myślach skomentowała Cień.

<Chabrowa Łapo? Twoja mentorka nie wie, jak się zachować *.*>

Od Śnieżnego Sopla CD Sokolego Skrzydła

Od pogrzebu jej ukochanego Jaśminka... znaczy się Jaśminowego Pokrzyku minęło kilka dni. W między czasie z ust Niezapominajkowego Szlaku padła niespotykana propozycja, Śnieżka postanowiła z kimś porozmawiać. Wybór padł na Sokolika. Pod osłoną nocy wróciła do obozu. Ostrożnie weszła do leża medyka, mając cichą nadzieję, że będzie tam tylko Sokole Skrzydło. Oczywiście wiedziała, że będzie tam jeszcze Zlepiona Łapa, jednak nie brała pod uwagę przyjaciela, skoro leże medyka to było jedyne miejsce, w którym można go było znaleźć. Miauknęła cicho, wchodząc jeszcze bardziej w głąb. Wielki, niebieski bicolor wyłonił się z cienia. Śnieżka skinęła mu łebkiem, prosząc o rozmowę na zewnątrz, poza obozem. Ten z lekka zdziwiony, ostatecznie się zgodził.
Oba koty ruszyły na słoneczną polanę, która ostatnio stała się najważniejszym miejscem dla bengalki.
- O co chodzi, Śnieżko? - miauknął lekko strapiony kocurek. Ta westchnęła cicho, odgarniając łapką śnieg.
- Niezapominajka zaproponowała mi odejście z klanu. Chciałam się poradzić kogoś jeszcze... - dodała zaraz, przymykając ślepka - Wybór padł więc na ciebie, Sokoliku - dodała zaraz, przechodząc z łapki na łapkę.
- Wiesz... rób to, co uważasz za słuszne - miauknął kocur, wzruszając barkami - Znam się na ziołach... nie na doradzaniu innym kotom - dodał zaraz, kładąc jej łapkę na barku, by jakkolwiek pocieszyć młodą wojowniczkę.
- Ale w razie czego... pomożesz?
- Oczywiście! Jesteśmy przyjaciółmi, kochana - uśmiechnął się pociesznie, odpowiadając praktycznie bez wahania, gdy Śnieżka zadała mu nieśmiało pytanie.
- Dziękuję, Sokoliku - wtuliła się w miękkie futerko kocura, a na jej mordce po raz pierwszy od dawna zagościł słaby, ledwie widoczny uśmiech.

< Sokoliku? Potem daj do Lśniącego >

Od Śnieżnego Sopla CD Perły (Perłowej Łapy)

Ostrożnie podeszła do swojej córki, która siedziała nad grobem brata i pociągała noskiem. Odetchnęła ciężko, nie wiedząc co powiedzieć, polizała ją po głowie, przyciągając do siebie jak najbliżej, przytulając ją do swej klatki piersiowej. Serce waliło jej jak młot. Nie nadawała się do roli matki.... nie... Nie nadawała się nawet do pocieszenia własnej córki!
- J-już skarbie... - miauknęła, nieporadnie próbując poprawić humorek czekoladowej uczennicy. Ta podniosła główkę i wbiła w nią spojrzenie zapłakanych ślepek.
Nie, nie potrafiła... Wyrzuty sumienia sprawiały, że bengalka aż miała ochotę wymiotować. Chociażby śliną, bo nic porządnego w mordce nie miały od dawna. Przymknęła niebieskie ślepia, nie mając siły patrząc na własne dziecko.
- T-tęsknię ma-mamo... Z-za J-jaśminkiem... - załkała koteczka, drżąc na całym ciele.
- Wiem aniołku, ja też... bardzo mi go  brakuje - poruszyła niespokojnie uszami, mając nadzieję, że nikt teraz tu nie przyjdzie. Nie miała ochoty widzieć nikogo, wiedziała, że gdyby jakikolwiek kot tu przyszedł, to ona czmychnęłaby czym prędzej, zostawiając Perełkę samiuteńką.
- Ale jestem tutaj, tak? Jaśminek też, patrzy na nas z klanu gwiazdy - uśmiechnęła się blado, a kolejne łzy spłynęły po jej policzkach.
Nie miała wsparcia we własnej matce. Była tchórzem. Cholernym tchórzem. Nie zasługiwała na miłość tak cudownej kruszynki.
- Będziesz przy mnie, mamo? - czekoladowa otarła policzki, pozbywając się łez. Już nie płakała, tylko wpatrywała się w swą rodzicielkę.
- Obiecuję skarbie - miauknęła starsza kotka. Te słowa ledwo przeszły jej przez gardło.

< Perełko? Potem możesz zakończyć c: >

Od Wiewiórki C.D Skały

Wiewiórka gdy wylądowała w śniegu kichnęła i pokręciła swoim łebkiem.
Cóż pewnie normalny kociak w takiej sytuacji, by zrozumiał, że ma dać drugiemu kotu spokój, ale nie ta mała księżniczka. Jednak geny Lisiej Gwiazdy i Niezapominajkowego Szlaku stworzyły niby małego i niepozornego, ale tak naprawdę strasznie upartego i dążącego do celu kociaka. Dlatego szylkretka postanowiła dać nauczkę synowi zastępcy Klanu Nocy. Na początku myślała czy nie pójść do tatusia i mu nie naskarżyć, ale jednak nie chciała by z Skały została mokra plama jak Lisek by z nim skończył. W końcu jednak może syn zastępcy Klanu Nocy był strasznie wkurzający, ale Wiewiórka go na swój dziwny, pokręcony sposób polubiła i miała co do niego już plany.
Dlatego wpadła na inny pomysł, bardziej bezpieczny, przynajmniej w jej myślach był to pomysł bardzo, bardzo bezpieczny, który nie mógł się źle skończyć.
Więc Wiewiórka wkroczyła do żłobka i bez żadnych ceregieli wskoczyła na Skałę gryząc lekko jego ucho, nie przejmując się aktualnie swoim mokrym futerkiem. W końcu nikt nie będzie z nią zadzierał, szkoda, że kocurek tego nawet nie poczuł i po prostu wstał, by się przenieść gdzieś gdzie było spokojnie. Córka lidera Klanu Klifu pisnęła cicho i wczepiła swoje pazurki w futro kocura, by nie spaść.
— Ach co ty wyrabiasz idioto?! Zaraz spadnę! Głupi, głupi idiota! Masz mnie odstawić na ziemię! Chociaż masz to paskudne futro nawet miękkie, ale chcę zejść!


<Skała?>

Od Wilczego Serca CD. Nagietka


     Miał wrażenie, że gdyby tego nie powiedział, maluchy nawet nie zauważyłyby zniknięcia matki. Parsknął. Żyły we własnym świecie, tak odległym od tego rzeczywistego. Dobrym, pełnym przygód i zabawy, w którym zawsze jest co jeść, a mama wraca najpóźniej przed kolacją.
- A gdzie poszła? - Jednak wzbudził ich zainteresowanie.
- Po Turkawie Skrzydło - odrzekł, zgodnie z prawdą.
Kociak zaczął wykazywać oznaki zachodzenia intensywnych procesów myślowych. Wojownik uśmiechnął się na ten widok, rozbawiony.
- To jest medyczka? - jego siostra zepsuła mu całą zabawę z obserwacji wysiłku Nagietka.
Skinął głową. Następne parę chwil tłumaczył, po co medyczka ma się tu zjawić (,,zacząłeś kichać”). Pamięć tych kulek futra mieściła chyba tylko parę uderzeń serca…
- Aha! - Trzcina drgnęła, nie spodziewając się krzyku - Czyli mam rany po walce? Tak! Na patrolu spotkałem koty z Klanu Klifu. Tata opowiadał nam o nich. Mówił, że już kiedyś nas zaatakowali!
Wilcze Serce miał ochotę zacząć walić głową w ścianę legowiska. Ewentualnie ryknąć śmiechem. Ograniczył się jednak do cichego rechotu.
- Niech będzie - młodego nie przegada, a skoro mają się czuć dzięki temu lepiej…
Rodzeństwo już zaczęło układać plany kolejnej zabawy, gdy do legowiska wróciła ich matka, prowadząc medyczkę. Ta rzuciła kocurowi rozbawione spojrzenie (,,widzę, że teraz spełniasz się jako niańka”), przywitała się z rozentuzjazmowaną młodzieżą i przystąpiła do badania. Wilcze Serce wykorzystał ten czas żeby niepostrzeżenie zbliżyć się do wyjścia z legowiska. Poczekał, aż kotka postawi diagnozę (,,to pewnie kocięcy kaszel, nie ma się czym martwić. Przyniosę zioła”) i korzystając z zamieszania, wymknął się z kociarni.
O tak, pora pójść na polowanie, tak jak wcześniej planował…

<Nagietku, Stonogo? Chciałam nawiązać do odpisu do Stonogi, żeby się chronologia nie zepsuła xd>
https://kociwojownicynowaera.blogspot.com/2019/08/od-wilczego-serca-cd-stonogi.html

Od Niezapominajkowego Szlaku C.D Śnieżnego Sopla

Liliowa kotka lekko zmarszczyła swoje brwi i cicho prychnęła. Wiedziała, że jej przyjaciółkę to boli, że każdy teraz radośnie mówi, że Koza wrócił.
— Ta, ta to bardzo super, że Koza wrócił, ale nie tylko on wrócił jakbyście nie zauważyli. Wrócił ktoś super odjazdowy, kto zawsze doradzi i pomoże czyli super, super Śnieżka! — oznajmiła Niezapominajka radośnie. Niestety lub stety, do Śnieżki podszedł tylko Sokole Skrzydło, reszta zajęła się Kozą i kociakami.
Niezapominajka nie chciała teraz zostawiać swojej przyjaciółki, ale wiedziała, że musi iść, szczególnie, że jak Sokół dowiedział się w jakim jest stanie stwierdził, że powinna odpoczywać, a nie wyrabiać takie rzeczy.
Dlatego córka Księżycowego Pyłu obiecała swoje przyjaciółce, że jeszcze się spotkają niedługo za nim wróciła do domu.
~*~
Minęło trochę czasu zanim Niezapominajkowy Szlak pojawiła się w Klanie Klifu i wiele się w tym czasie pozmieniało.
Gdy liliowa kotka usłyszała co się stało z Jaśminkiem poczuła lekkie wyrzuty sumienia, jakby nie nalegała na Śnieżkę to dalej byliby w Klanie Wilka i synek hej przyjaciółki by żył. Ale z drugiej strony przecież nie mogła ich zostawić w obcym klanie, szczególnie widząc w jakim Śnieżka była wtedy stanie. W końcu Niezapominajkowy Szlak pragnęła tylko tego, by Śnieżny Sopel była szczęśliwa.
Dlatego kocica zostawiwszy swoją małą córeczkę, Wiewiórkę przy boku Wschodzącej Fali postawiła znaleźć swoją przyjaciółkę i pocieszyć ją bardzo, pomagając wrócić do normy.
Gdy ją znalazła podeszła do niej i otarła się delikatnie mrucząc.
— Hej Śnieżynko, co się tak ukrywasz? Dzieci za tobą tęsknią, wiesz? Tak mi przykro, że musiałaś przeżyć stratę Jaśminka, był taki kochany. Ale masz pozostałe dzieci no i mnie, nie możesz ciągle tylko płakać, kochanie — oznajmiła cicho i uśmiechnęła się do niej pocieszycielsko.
— Wiem...Wiem Niezapominajko, ale nie mogę spojrzeć im w oczy, tak samo jak Kozie. To moja wina... Wszystko to moja wina, od samego początku to była moja wina...Nie powinnam w ogóle mieć dzieci...Co ja zrobiłam ze swoim życiem, z życiem innych...
— Hej! To zamiast użalać się wciąż nad sobą to powinnaś to zmienić. Wiesz moja babcia, Czereśnia ciągle gada, że u nich w Klanie Lisa bardzo się ceni życie i zawsze można zmienić swój wybór, aby życie było świetne, bo masz tylko jedne! — Oznajmiła liliowa kocica, nawet nie wiedząc, że w tej chwili jej słowa tak bardzo wpłynęły na Śnieżkę, że wkrótce życie jej przyjaciółki miało się zmienić.


<Śnieżko?>

Od Żywicy (Żywicznej Łapy) CD Zlepionej Łapy

Kociak nie ukrywał radości, gdy do legowiska wpadł jak zwykle uśmiechnięty Sokole Skrzydło i uratował go przed tą Zgredzią Łapą.
— Och, widzę, że poznałeś Zlepioną Łapę, Żywico? — zapytał z uśmiechem, podchodząc do kociaka.
Żywica podbiegł do kocura, wtulając się w niebieskie futerko. Medyk pachniał przyjemnie kwiatami i ziołami, liliowy uwielbiał ten zapach.
 — Musisz mu wybaczyć tą gderliwość. Swego czasu bywał prawie tak uroczy, jak ty — dopowiedział kocur i pogłaskał malucha po łebku. 
Kociak nie ukrywał zadowolenia z powodu darmowego miziania i zamruczał radośnie, wtulając się mocniej w łapę medyka. Ten wyciągnął żartobliwie łapę w stronę Zlepionej Łapy, jednak widząc ostre spojrzenie kocura, zabrał ją. 
— W-wolnego — syknął Zgredzia Łapa. 
Odwrócił pysk od nich i wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia, jakim było patrzenie w przestrzeń. Żywica nie rozumiał do końca zachowania kocura. Czemu był taki smutny i niemiły dla wszystkich? Czy kociak lub Sokole Skrzydło coś mu zrobili albo w czymś przeszkodzili? A może tak po prostu nikogo nie lubił?
— Ja już pójdę Sokole Skrzydło — mruknął i wyszedł pośpiesznie z legowiska, zastanawiając się nad powodem smutku liliowego.
Czując spojrzenie Zlepionej Łapy uciekł pośpiesznie w stronę kociarni. Liliowy wydawał się przerażający kocięciu, a brak łapy tylko potwierdzał domysły kociaka o krwawej przeszłości kocura. W końcu jakże inaczej mógłby ją stracić jak nie w brutalnej walce na śmierć i życie? Widząc mamę siedzącą we żłobku i rozmawiającą o czymś z babcią, podbiegł do kotki i wlazł pośpiesznie pod niebieski ogon karmicielki.
Tylko tam czuł wystarczająco bezpiecznie.
— A tobie co, mały? — spytała Sroczy Żar, unosząc ogon do góry i pozbywając przy tym kociaka kryjówki. — Znów przestraszyłeś się liścia?
Żywica spuścił łebek, słysząc jak ta znów wypomina mu to niefortunne wydarzenie. Nie jego wina, że ów liść wyglądał wtedy naprawdę przerażająco.
— Nie — odparł zmieszany, nie wiedząc czy zwierzać się z tego mamie.
Czy równie za to go ochrzani?
Spojrzał niepewnie na rodzicielkę i zaczął grzebać łapką w ziemi, nie mogąc się zdecydować, czy opowiedzieć niebieskiej tą historię. Jednak widząc jej zmartwione spojrzenie, przełamał się i otworzył pysk.
— W legowisku medyków sp-potkałem b-bardzo niemiłego liliowego kocurka — wyjaśnił mamie i spojrzał na kotkę z lekką obawą co do jej reakcji.
Sroczy Żar, ku zdziwieniu młodzika, podniosła brew do góry zdziwiona. Poplamione Piórko również spojrzała zaciekawiona na Żywicę. W końcu mało kto był niemiły dla szkrabów Sroki.
— Że w sensie Lśniący Słońce? — spytała karmicielka niepewnie, nie wiedząc o kogo mogłoby chodzić kociakowi.
— Nie! — zaprzeczył pośpiesznie kociak, zaskoczony tym jak mama mogła o tym pomyśleć. — Przecież wujek Lśniący jest super fajny! On nie mógłby być takim zgredem — zaczął bronić ulubionego członka rodziny.
— Może chodzi ci o Zlepioną Łapę? — zapytała Poplamione Piórko.
Żywica kiwnął łebkiem i już chciał otworzyć pyszczek, by naskarżyć mamie jaki to tamten był głupi i niedobry dla niego, gdy zobaczył zjeżone futro rodzicielki. Przestraszony jej reakcją położył uszy po sobie i spojrzał na kotkę niepewnie.
— Nigdy więcej nie zbliżaj się do tego kocura — wysyczała, widząc spojrzenie kociaka. — Nigdy — podkreśliła, wychodząc z legowiska.
Żywica spojrzał pytająco na babcie, nie rozumiejąc reakcji mamy.
Czyżby znów jakoś nabroił i nawet nie zdał sobie z tego sprawy? A może Zlepiona Łapa był jakimś ważnym kocurem w klanie i nie wolno mu było przeszkadzać w gapieniu się w przestrzeń. Stara kocica widząc zagubiony wzrok kociaka, westchnęła i usiadła obok niego.
— Widzisz — zaczęła nieco niepewnie, nie wiedząc jak to wytłumaczyć kociakowi. — Twoja mama i ten kocur byli kiedyś razem, ale los pokrzyżował im plany i teraz już nie są — wytłumaczyła kociakowi najprościej wojowniczka, pomijając niektóre szczegóły tej historii.
Żywica kiwnął łebkiem i spojrzał w stronę odchodzącej mamy.
Czy właśnie przez tego kocura była tak często smutna i zła?
Kociak pomimo że mało wiedział o świecie, stwierdził, że nie może tego tak zostawić. W końcu nie chciał, by Sroczy Żar chodziła do końca życia smutna. Dlatego też pod pretekstem popołudniowej drzemki położył się w legowisku i zaczął obmyślać plan pogodzenia kotów.

***

Widząc, że Pora Szczytowania Słońca powoli się kończy, podniósł się leniwie i skierował swe łapy w stronę legowiska medyków, gdzie miał do pogadania z pewnym kocurem. Wszedł pewnie do środka i rozejrzał się za Zgredzią Łapą. Liliowy leżał tam gdzie wcześniej, wpatrując się nadal w przestrzeń. Żywica nie rozumiał do końca co tak fajnego mogło w tym być, że kocur na okrągło to robił, jednak przekonał się już, że dorosłych czasem nie da się zrozumieć.
— P-przepraszam  — mruknął niepewnie do kocura.
Zauważywszy, że tamten go ignoruje, podszedł do niego i trącił go łapą.


< Zlepiona Łapo?>

29 sierpnia 2019

Od Żywicznej Łapy CD Zimorodkowej Pieśni

Kociak poczuł znajomy zapach ziół i otworzył niechętnie oczka. Jakby mógł to by sobie jeszcze pospał, jednak zainteresował go fakt, że znajdował się w legowisku medyka. W końcu był na swoim pierwszym treningu z Zimorodkową Pieśnią, a teraz nagle miał się teleportować tutaj? Coś było nie tak. Nie podnosząc łebka rozejrzał się po legowisku. Nie był w nim sam, niedaleko wejścia siedziała Zimorodkowa Pieśń rozmawiająca zaciekle o czymś z Sokolim Skrzydłem. Kociak zaciekawiony nastawił uszy, by posłuchać rozmowę dorosłych. Może dzięki temu odkryje jak się tutaj magicznie teleportował?
— Zimorodku, doceniam twój zapał i chęć wytrenowania Żywicznej Łapy, ale teraz musi odpocząć, jeśli nie chcesz z nim tu wracać po chwili — tłumaczył jej medyk, uśmiechając się do kotki pogodnie na co ta wywróciła oczami.
Żywica widząc chodzący ogon cioci już wiedział, że znów coś nabroił. Czemu nie potrafił być taki jak jego mentorka by chciała? Był święcie przekonany, że pozostałe kociaki na pewno sobie świetnie radzą tylko on był takim przegrywem.
— Nic nie rozumiesz — mruknęła cicho kotka bardziej do samej siebie.
Żywica coraz bardziej zainteresowany tą rozmową doczłapał się jak najbliżej łapki mu pozwoliły. Nastawił uszka, ukrywając się za kupką ziół. Czując mocny zapach roślin prawie kichnął, jednak w porę zakrył nosek łapką. Wolał sobie nawet nie wyobrażać zdenerwowania cioci, gdyby ta odkryła, że potajemnie przysłuchuje się jej rozmowie.
— Nie obchodzi mnie to, daj mu jakieś ziółka na wzmocnienie i idziemy dalej — mruknęła w końcu kotka, kierując się w głąb legowiska po kociaka.
Zestresowany kociak nie wiedział za bardzo co zrobić. Jak zostanie przy ziołach ciotka wścieknie się, że ich podsłuchiwał, ale też choćby chciał nie zdąży wrócić niezauważony do legowiska. Złapał się za łebek zdezorientowany. Co powinien zrobić? Czy było jakieś wyjście z tej sytuacji, które nie kończyło się rozgniewaniem ukochanej cioci? Rozejrzał się szybko dookoła siebie, licząc, że wpadnie mu jakiś pomysł do łebka. Może jak zje jakieś zioła odzyska szybko siły i będzie mógł bez problemowo wrócić do treningu? Wśród licznych ziół starał się znaleźć coś co go postawi na nogi i wzmocni na długą wyprawę z mentorką. Opierając swoją wiedzę na tym księżyc temu pokazywał mu wujek Lśniący, wziął do łapki małe czerwone owoce. Wyglądały niepozornie, wręcz apetycznie do tego pachniały kusząco. To na pewno musiało być to.
— Żywiczna Łapo, czy ty naprawdę chcesz mnie dziś doprowadzić do załamania? — syknęła zdenerwowana kotka, zauważywszy brak kociaka w legowisku.
Żywica trochę się zląkł krzyku cioci, lecz przełknął ciężką gulę w gardle i wyszedł za ziół. Zimorodkowa Pieśń zmierzyła kociaka wzrokiem i już otworzyła pysk, by skomentować jego zachowanie, jednak liliowy pokazał cioci łapkę z czerwonymi jagodami.
— B-bardzo przepraszam ciociu, te j-jagódki na pewno postawią mnie na nogi i możemy wracać na trening — mruknął niepewnie, widząc zaskoczenie na pysku kotki.
— Żywico, nie jedz tego! — krzyknęła wojowniczka, rzucając się w kierunku ucznia.
Ten jednak zdążył włożyć czerwone kuleczki do pyska i zacząć je przeżuwać. Widząc zdenerwowanie kotki, spojrzał na nią zdziwiony.
O jej chodziło tym razem? Przecież zaraz pójdą na ten trening.
— Wypluj to! Wypluj!— darła się mentorka, potrząsając kociakiem.
Żywiczna Łapa przestał przeżuwać i połknął zawartość paszczy. Spojrzał na ciocię przerażony.
Czyżby znowu zrobił coś nie tak?
— Zimorodkowa Pieśnio, co się stało? — zapytał zmartwiony Sokole Skrzydło, podbiegając prędko do kotki.
Kociak przenosił wzrok z Zimorodkowej Pieśni na medyka, próbując zrozumieć o co im chodziło.
— Połknął jagody ostrokrzewu — odparła pośpiesznie mentorka.

<Zimorodkowa Pieśnio?>

Od Słodkiej Łapy (Słodkiego Języka) CD. Pstrągowego Pyska

*Większość wydarzeń ma miejsce przed napaścią Baraniego Łba na Pstrągowy Pysk.*
- A więc zacznijmy dzisiaj od segregacji ziół. Kiedy ostatnio przechodziłaś test ich znajomości, trochę nabałaganiłyśmy. Liście buku koniecznie oddziel od liści bzu! Teraz już wiesz, czym się różnią. – Zajęcza Stopa uśmiechnęła się, czując dumę, jaka ogarniała ją przez to, jak dużo w ostatnim czasie nauczyła swoją podopieczną. Czas płynie tak szybko, niedawno to ona stała przed kupą roślin, zastanawiając się w skupieniu, czy te kwiaty to na pewno wrotycz. A teraz proszę! Robi to jej własna Uczennica. Największa satysfakcja płynęła z tego, iż to wszystko jej zasługa i cała wiedza, którą posiadała jej terminatorka, została zaczerpnięta od niej samej.
Słodka Łapa posłusznie skinęła głową. Wszystko tak ją tak fascynowało i dodawało zapału, że nie potrzebowała wiele, aby zanotować w głowie to, o czym informowała ją jej mentorka. Trapiła ją jednak jedna kwestia… Nie wiedziała, czy nadaje się do tej roli. Nie mogła przecież sama ocenić swoich umiejętności.  Zajęcza od razu zauważyła, że coś nie gra, więc czując pewne zobowiązanie, starała się wybić z jej głowy złe myśli.
- Hej, o co chodzi? Nie możesz się teraz smucić, bo jeszcze pomylisz wszystkie składniki! – Zaśmiała się. Słodka jednak tkwiła wciąż w bezruchu, widocznie takie żarty ją nie bawiły. Zajęcza Stopa podeszła, więc bliżej, lekko gładząc ją ogonem.
- Czy nie przysparzam pani kłopotów? Boję się, że będzie tak samo, jak ze szkoleniem na Wojownika… Że mogę się do tego nie nadawać. – Odwróciła się, chcąc spojrzeć głęboko w oczy swojej nauczycielki, aby wymusić na niej szczerość.
Szylkretka poczuła się nieco zakłopotana, lecz równie oburzona jej słowami. Przecież to ona ją uczy, więc jak może przysparzać kłopoty!? Nie chciała jednak odpowiedzieć jej niemiło w sprawie powątpiewania w swojego mistrza, bo zdążyła przez ten krótki okres, trochę poznać wrażliwość Słodkiej.
- Oczywiście, że nie! Przecież gdybyś sprawiała kłopoty, to nie chciałabym Cię uczyć. Ponadto przecież to dzięki mnie dysponujesz takim zasobem wiedzy, prawda? Dlaczego więc tak twierdzisz… - Oznajmiła, jednak zauważyła, że nieśmiałość czarnej kotki się zwiększyła. – Posłuchaj, rzecz nie leży w tym, jaka jesteś Słodka Łapo, lecz w tym, jaka nie jesteś.
Perska uśmiechnęła się żałośnie.

***

W ostatnim czasie atmosfera w Klanie była dosyć napięta, za sprawą Klanu Klifu, który napadł na Klan Nocy. Słodka Łapa była akurat wtedy poza Obozem, czego później bardzo żałowała, ale musiała się uczyć, a przecież nie mogła przewidzieć takiego obrotu zdarzeń. Wpadła cała roztrzęsiona do azylu Klanu, chwilę po tym, jak Lisia Gwiazda zadeklarował odwrót. Wyczuła ich zapach z daleka, dlatego też panicznie się bała o pobratymców. Pstrągowy Pysk zdążyła ją już kiedyś uświadomić, jak szalony jest ich lider.
Gdy przedostała się przez kolcolist, pierwszym kotem, jakiego ujrzała była właśnie Pstrąg. Pół przytomna Pstrąg. Momentalnie znalazła się przy niej ze łzami w oczach, sprawdzając jej aktualny stan zdrowotny. Poczuła ogromną ulgę, kiedy okazało się, że żyje. Po przeniesieniu jej do Legowiska Medyka uważnie się nią zajęła, na tyle jak bardzo potrafiła. Wciąż zadręczała się tym, czy na pewno wszystko jest w porządku. Myślała nawet o tym, czy nie pobiec do Zajęczej Stopy i zapytać ją o to, lecz uświadomiła sobie, że pozostała tam jedyną osobą znającą się na medycynie i jeżeli nie ona, to wszystkie poważnie ranne koty umrą. Na szczęście jakoś dawała radę, pomimo palącego poczucia obowiązku.

***

Słodka Łapa siedziała nieco zdenerwowana pod powalonym pniem, obok Bobrzej Łapy, który wyglądał na mniej przejętego. Kiedy wreszcie nadszedł odpowiedni czas, Żwirowa Gwiazda pojawiła się na środku dużego obiektu, zwołując cały klan.
- Niech wszystkie koty na tyle duże, by samodzielnie polować, zbiorą się pod powalonym pniem.
Gdy już cały gwar ucichł, a wszystkie zebrane koty skupiły swoją uwagę na dwójce Uczniów, Żwirka zwróciła się do Bobrzej Łapy i tak po zakończeniu jego ceremonii, został Bobrzą Kłodą.
Następnie nadeszła kolej na jego kobiecą towarzyszkę. Głowa Klanu Nocy postąpiła z nią tak samo. Przed tym jednak Słodka zastanawiała się po co, tak naprawdę jest mianowana. W końcu przecież swoją ścieżkę życiową skupiła na ćwiczeniach pod nadzorem Medyka. Jednakże może wynikało to z tego, że miała już ponad dwadzieścia księżyców i bądź co bądź szkoliła się też na Wojownika, a uczniem wiecznie pozostać nie mogła. Chociaż jakikolwiek byłby to powód, ona i tak stwierdziła, że liderka wie, co robi.
 - Słodka Łapo, czy obiecujesz przestrzegać Kodeksu Wojownika i bronić Klan nawet za cenę życia?

***

I tak oto z niewinnej, naiwnej koteczki, w mgnieniu oka zamieniła się w Słodki Język. Całkiem polubiła swoje nowe imię, lecz gdzieś głęboko w sercu wciąż czuła sentyment do Lukrecji. Czasami nawet zapominała się i nazywała tak siebie w myślach, ale nie zdarzało się to za często.
Jej szkolenie na Medyka niesamowicie się rozwinęło, a wiedza wciąż rozszerzała. Nieprzyjemnym aspektem tego zawodu, było dla niej jedynie szukanie ziół podczas pory nagich drzew. Przez to, że zimę potrafi przetrwać tylko niewiele z nich, to poszukiwania na mrozie bardzo często się przeciągały, a hodowlana pomimo całkiem odpornej na takie temperatury długości futra i tak wciąż narzekała.
Większość kotów zdążyła już wyzdrowieć po napadzie, jednak rany Pstrągowego Pyska były na tyle poważne, że Słodki Język nie ryzykowała i zalecała jej długi wypoczynek. Na szczęście przynajmniej w zapomnienie odeszła uraza pręgowanej, ponieważ rzeczywiście poświęciła wiele cennego czasu na szkolenie Słodkiej, a ona postanowiła to wszystko porzucić. Uważała też, iż to Pstrągini powinna być przyzwana za jej mentorkę, podczas mianowania na Wojownika, ale niestety tak się nie stało. Jednakże teraz nie było czasu na gniewanie się. Czarno-biała kocica zawsze wracając z terytorium Klanu Burzy, opowiadała jej co się działo w danym dniu, czego się nauczyła i co robiła, aby chociaż trochę umilić jej czas, ponieważ wiedziała, że przesiadywanie w Legowisku Medyka przez tak długi okres, nie jest jakoś bardzo ciekawe i interesujące, a gabarytowa Wojowniczka należała bardziej do osób, które muszą koniecznie się czymś zająć albo inaczej nie jest z nimi za dobrze. Jednak była nauczycielka Wroniego Nieba niezbyt przejęła się ostrzeżeniami i ukradkiem wymknęła się z Obozu, chociaż ledwie zagoił się jej nieodwracalnie urwany kawałek pysku. Teraz jej imię będzie do niej idealnie pasować.

***

- Pstrągowy Pysku, gdzieś ty była?! Jesteś cała w śniegu, na ciernie i osty, na pewno teraz jeszcze złapiesz dodatkowo przeziębienie! – Nakrzyczała na nią bezlitośnie, nie panując nad emocjami. Pstrąg musiała się zdziwić, ponieważ jej dobra znajoma jeszcze nigdy nie była w  takim stanie. Ale teraz uaktywniła się jej druga strona medalu, która nie będzie milusia, jeżeli na czymś naprawdę jej zależy.
Pstrąg nie była teraz skora do rozmów, chciała wrócić aktualnie tam, skąd wyszła i najlepiej nie wychodzić przez kilka dni. Czuła się obrzydzona. Nic dziwnego, że zachowywała się nonszalancko.
- Śmierdzi od ciebie Klanem Klifu... – Uczennica Medyczki rozszerzyła swoje źrenice.
- To nie twoja sprawa. I tak byś pewnie nie zrozumiała, za młoda jesteś. – Pręgowana zatrzymała się, nie mogąc już tłumić łez. Było to dla niej cholernie ciężkie, tak ciężkie, że wydawało jej się, iż nikt tego nie zrozumie.
Słodki Język zorientowała się, że była zbyt ostra i dociekliwa w tak poważnej kwestii. Jeżeli pod naciskiem słów, żółtooka nie chciała jej nic wyjawić, to nie będzie jej o to teraz wypytywać. Nie będzie prowokować u niej płaczu. Chyba dzisiaj obie nawzajem ujrzały niespotykane wersje siebie. Terminatorka podeszła do niej, pozwalając się wtulić w swoje futro. Pomimo ogromnych rozmiarów córki Pstrokatego Serca, zdołała jakoś objąć ją, swoim puchatym ogonem. Starsza kocica jedynie ostrzegała ją przez łzy, zmartwionym i niepewnym tonem głosu, aby nigdy nie pojawiała się na granicy Klanu Klifu. Perska uspokajała ją, ocierając się pyskiem o jej pysk. Zapewniała, że nigdy tego nie zrobi, byle tylko się uspokoiła. Kiedy tylko wyczuła zapach jej krwi, zaczęła się zastanawiać, co tak dokładnie się stało, ale nie zamierzała ją o to pytać podczas takiego roztrzęsienia. Oznajmiła jedynie cichutko, że pora wracać do legowiska i opatrzyć ranę na karku pajęczyną. Musiała jeszcze sprawdzić, czy stare skaleczenia się nie otworzyły, a byłaby to niezbyt przyjemna informacja.

***

Minęło z półtora księżyca. Pstrągowy Pysk zdążyła już zregenerować wszystkie urazy i powrócić do swojej klanowej funkcji. Często jednak odwiedzała Słodką, kiedy ta wracała od Zajęczej Stopy. Wtedy skarżyła się na ciągle powracające bóle brzucha, mdłości i niespodziewane skoki temperatury ciała. Raz było jej gorąco, tak że zastanawiała się nad tym, czy nie wskoczyć do zamarzniętej wody i już z niej nie wypłynąć, a kiedy indziej tak lodowato, że dostawała drgawek. Najlepszym lekarstwem na tę przypadłość był wrotycz, lecz Słodki Język nie chciała, by Pstrąg go nadużywała, ponieważ nie wpłynęłoby to zbyt dobrze na jej organizm. Jej zdaniem, warto było zbadać główną przyczynę tych wszystkich dolegliwości i ją zneutralizować. Nie chciała zakładać żadnych czarnych scenariuszy, ale w ostatnim czasie zdawało jej się, iż pręgowanej znacznie powiększył się brzuch, a przecież i tak mało jadła, bo i tak przez chorobę nie potrafiła nic przełknąć… W skrócie: wyglądała marnie.
Kiedy kotka o różniących się ślepiach przestała badać pacjentkę, popatrzyła się na nią poważną miną i zastanawiała się, czy na pewno dobrym pomysłem będzie powiedzieć jej prawdę, czy może lepszym rozwiązaniem okaże się kłamstwo. Nie mogła jednak okłamywać tak ważną osobę w równie ważnej sprawie, nawet jeżeli miałoby to być dla jej dobra. W końcu od teraz prawdopodobnie zależało od tego nie tylko jej zdrowie, ale również kilku małych. Z trudem przyszło jej ubrać to w słowa.
- A więc… - Przełknęła ślinę. – Będziesz miała kocięta Pstrągowy Pysku. – Jest ich więcej niż trzy, tak myślę. – Rzekła z kamienną twarzą.

<Pstrąg? Biedactwo :c>

Od Mglistej Ścieżki

(przed chorobą Porannej Łapy)
Kotka wskoczyła do legowiska uczniów. Ptaki jeszcze spały, a słońce drzemało. Było bardzo wcześnie co każdy mógł potwierdzić. Niebieska trąciła płowego bicolora na co ten się obudził.
-Jak mówiłam...-szepnęła czekając aż kocurek się rozbudzi.-Trening...
-Nie... daj trochę pospać-warknął na wpół z szacunkiem. Jednak starszej kotki to nie uraziło. Złapała niebieskookiego i wyniosła na zewnątrz, a następnie przez ''przypadek'' upuściła.
-Oj... jak mi przykro-wycedziła i trąciła go ponownie.-Wychodzimy już-warknęła na co Poranna Łapa zrobił maślane oczy. Mglista Ścieżka rzuciła mu przelotne spojrzenie pełne kpiny.-Ruszaj się.-rzuciła i wyszła przed wejście do obozu.
-P-proszę panią-jęknął ziewając na co Mglista Ścieżka prawie się poddała.
-Idziemy-powiedziała drżącym od wysiłku swojej woli głosem. Odetchnęła cicho i wyszła przed stróżującego Żurawinowe Bagno.
-A gdzie ty idziesz… i ty…?-zapytał bardzo zdziwiony. Spojrzała na zaspanego ucznia i przewróciła oczami.
-Idziemy na trening… że tak powiem, przedwczesny-mruknęła i jakby nigdy nic przeszła obok kocura i poszła na miejsce treningów. A inaczej pod wielki dąb.-Polowałeś kiedyś?
-Proszę? N-nie-powiedział normalnie.
-O nie… będzie z tobą dużo pracy…-jęknęła i siadła gdy byli już na miejscu. Wiał zimny wiatr i zbierało się na burze o czym świadczyły ciemne chmury. Strzepneła gniewnie ogonem.-To może zacznijmy od polowania. Bo walki słowne masz opracowane.-powiedziała i nastawiła uszy na grzmienie jednak nie śpieszyło jej się do obozu. Zaczęła po kolei tłumaczyć jak polować, o jakiej porze na co i gdzie jest pewnej zwierzyny. Ostatnim zwierzęciem był gronostaj który panoszył się wiele razy na terenach. Uczeń za każdym razem kiwał głową.-Gronostaje można znaleźć najczęściej na słonecznej polanie, tutaj i w drodze do przeprawy. Najczęściej widziałam go w zimie. Poluje się na nie jak na myszy tylko więkrze. Rozumiesz i pamiętasz?-Zapytała patrząc na w pełni zaangażowanego uczniaka.-Powtórz jak poluje się na myszy.-rozkazała i usłyszała nieco zmienioną formułkę na co kiwnęła głową. Potem wreszcie machnęła pyskiem na wielki dąb.-Jest tam pełno nornic i myszy w lecie. Teraz pewnie też jest ich tam kilka. Spróbuj złapać.

-Skip Time-

Uczyła tego uczniaka ledwo cztery wschody księżyca a on już tyle umiał. Jednak nie można było powiedzieć że się lubili. Przed klanem zgrywali wielkich przyjaciół i w ogóle a na samotnych treningach obydwoje zachowywali się jak obrażone ropuchy. Aktualnie wschodził księżyc a oni dalej ćwiczyli przy wielkim dębię polowanie i techniki.
-Na dziś wystarczy.-warknęła do twardo trzymającego się na ziemi płowego kocura. Zastrzygła uszami kilka razy i rzuciła mu jeszcze.-Idz od razu spać. Jutro zaczynamy ciężką pracę nad walką, obroną i ucieczką.-odwróciła się i słysząc kroki łap za nią zaczęła iść pewnie po śniegu do obozu klanu. W wejściu rzuciła tylko krótkie ‘’Nie twoja sprawa’’ do Baraniego Łba. Odprowadziła ucznia do legowiska. Napotkała tam dzierżące spojrzenie Żywicowej Łapy które szybko tamta zatarła. Kiedy usłyszała jęknięcie któregoś z innych uczniów warknęła na ciszę. Takim sposobem zostawiając ich.-Radziłabym ci nie rozmawiać i iść spać bo jak się nie wyśpisz to będzie ci ciężej ćwiczyć.-powiedziała. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego że za ostro traktowała tego ucznia i mogła doprowadzić do nieszczęśliwego obrotu zdarzeń. Gdy usypiała obiecała sobie że ciut zmieni swoje zachowanie i wytłumaczy dlaczego tak ostro z nim trenuje. Nie chciała się non stop kłócić z młodym a i nie mogła go traktować ulgowo.

<Poranna Łapo? PS. Szczęściarz miałam wenę.>

Od Berberys CD. Dzika

Słońce powoli znikało za horyzontem, gdy pstrokata kupa futerka leniwie otworzyła żółte oczęta. Z trudem podniosła się na łapy, ziewając przy tym przeciągle. Wyprężyła się dumnie i zlustrowała przytulny żłobek bystrym spojrzeniem. Wiewiórka chrapała z zadowoleniem niedaleko niej, a ten zaskakująco cichy kocurek, noszący imię Skała, jak zwykle leżał w najbardziej oddalonym kącie kociarni. Musiała przyznać, że z każdym wschodem słońca coraz bardziej ją intrygował, lecz na wspomnienie tego, jak odepchnął małą tortie, kotce przechodziła ochota na rozmowę. Obawiała się, że może skończyć tak samo przy próbie bliższego poznania się. Bacznie obserwowała, jak jasna klatka piersiowa opada w miarowy rytm oddechu cętkowanego, a półdługie futerko powiewa przy zimnych podmuchach wiatru. Chciała zapamiętać położenie każdej plamki, pręgi czy chociażby kosmyka należącego do Skały. Nie do końca pojmowała, jakim cudem ów osobnik znalazł się w jej ukochanym Klanie Klifu, jednak nie przeszkadzało jej to. Wręcz przeciwnie, jakże ogromnym szczęściem ją to napawało! Niespodziewanie westchnęła na głos, przerywając ciszę trwającą w żłobku. Na szczęście, wszyscy spali mocno niczym niedźwiedzie, więc sapnięcie koteczki nie skutkowało większym poruszeniem. Kamień spadł jej z serca, gdy ponownie rzuciła okiem na resztę. Przy cudownej Wschodzącej Fali, która znosiła ich humorki całymi dniami, zwinięta w puchaty kłębuszek, leżała drobniutka szylkretka. Kocię lekko drżało, wtulając się głębiej w długie, czarno-rude futro. Berberys bez dłuższego zastanowienia podeszła do kotek, siadając obok calico. Gdy tylko córka Szron wyczuła jej obecność, pisnęła z przerażeniem i spojrzała na nią niebieskimi ślipiami, w których czaiła się panika. 
— S-spokojnie, nic ci nie zrobię — odparła zdezorientowana żółtooka, chcąc zapaść się jak najgłębiej pod ziemię. Co ona najlepszego zrobiła?
—  Czego ch-chcesz? — wyjąkała dymna, chowając się za miękką kitą z białą końcówką. 
— Poznać cię — wyrzuciła z siebie natychmiastowo, przebierając z nerwów łapkami. Atmosfera wokół nich co prawda trochę zelżała, mimo to nadal ciężko było oddychać.
— Poznać mnie? — zapytała calico z wyraźnym szokiem wymalowanym na pyszczku. Zmarszczyła nosek, a zjeżone do tej pory futerko na karku nieco opadło —  Mam na imię Dzik i pochodzę z Klanu Nocy...
—  Klanu Nocy? To istnieją jakieś inne klany oprócz Klanu Klifu? — przerwała Berberys, otwierając szerzej oczy. Jak to? Przecież nigdy nikt jej o tym nie powiedział!
— O-Oczywiście, że t-tak — szepnęła Dzik, wystraszona reakcją kotki — Klan Nocy, Klan Klifu, Klan Wilka i Klan Burzy — wyrecytowała, po czym dodała — Jest jeszcze jakiś Klan Lisa, ale nie wiem o nim za dużo — dokończyła, przypatrując się wnuczce Błękitnej Łapy. Jej obecność nawet nie przeszkadzała jej tak, jak przedtem. Nie mogła jednak powiedzieć, że ufała szylkretce. Lisia Gwiazda, przywódca córy Rosomaka, zabrał ją przecież od ukochanych rodziców!
—  Nie wiedziałam. Sama nie wiem, czy to dobrze czy nie — skwitowała żółtooka, posyłając Dzikowi nieśmiały uśmiech — Swoją drogą, czemu zawsze siedzisz sama? I gdzie są twoi rodzice?
— Lisia Gwiazda — dymna splunęła wypowiadając imię rudzielca — O-on... Porwał m-mnie i Skałę! Po-pozbawił rodziców...— krzyknęła z goryczą, zaczynając się trząść. W jej oczach zalśniły łzy, a głos załamał się — Ten mysi m-móżdżek odebrał mi w-wszystko! M-mamę i ta-tatę, nawet Klan Nocy! Jest o-okropny! — zaszlochała, gdy na ziemię kapała słona ciecz.  Wyznanie niebieskookiej zdumiało Berberys. Co ona wygaduje? Lis nie zrobiłby czegoś tak okropnego! Był wspaniałym liderem, na pewno miał ku temu ważne powody! Krótkowłosa potrząsnęła główką, odganiając kłębiące się myśli. Musi coś zrobić, nie zostawi jej przecież w takim stanie.
— N-nie martw się, wszystko będzie dobrze — wymruczała uspokajająco, przylegając lewym bokiem do Dzika. Wywołała tym dreszcze i jeszcze większą panikę niż przedtem, ale po chwili  wszystko minęło. Koteczka uspokoiła się, a jej mięśnie w znacznym stopniu rozluźniły. Nie spuszczała wzroku z córki Gronostaj, która liznęła ją za uchem, próbując poprawić samopoczucie potomkini Deszczowego Poranka. 
—  Ja nigdy nie poznałam swojej mamy ani taty. Nawet nie wiem, czy miałam rodzeństwo — mruknęła cicho Berberys, kładąc pyszczek na przednich łapkach — Nie wiem, dlaczego tak się stało. Może mnie nie chcieli. Może nie byłam wystarczająco dobra. A może po prostu nigdy ich nie było — dodała z żalem, czując napływające do oczu łzy.

<Dzik?>

Od Wilczego Serca CD. Sroczego Żaru


     Wiedział, że kotka łatwo się nie podda. Wiedział też, że tym, czego najbardziej teraz potrzebowała było wyrzucenie z siebie gromadzonych przez księżyce emocji. Nie zwolnił uścisku, gdy zaczęła się wyrywać, w milczeniu czekając, aż się podda.
- Puść mnie, lisi bobku! No puszczaj!
Nie miał zamiaru. Z ulgą poczuł, jak kotką targa dreszcz (musiał przyznać, że nie był pewny, jak długo zdoła ją utrzymać), a na jego futro kapią gorące łzy. Płakała, drżąc lekko. Przytulił ją mocniej.
W końcu poczuł, jak jej mięśnie sztywnieją. Odskoczyła od niego, starając się zetrzeć ślady po płaczu.
Spojrzał w jej mokre oczy i wiedział już, że żadne inne spojrzenie nie wyda mu się tak piękne, żadne futro tak miękkie, a zapach - tak przyjemny.
- Nic nie widziałeś, jasne?
Uśmiechnął się. W odpowiedzi najeżyła sierść.
- Piśnij komuś słówko, a obudzisz się łysy, obiecuję ci to - warknęła.
Wojownicza jak zawsze. Nie mógł zaprzeczyć, wizja obudzenia się całkiem łysym była bardzo interesująca. Uśmiechnął się rozbawiony.
Jasne, że nikomu by nie powiedział, nawet, gdyby nie poprosiła (czy raczej kazała). Nie był Wróblowym Śpiewem…
- No co ty, już biegnę do obozowiska Klanu Klifu ogłosić wszystkim, że Sroczy Żar jest beksalalą. - Łobuzersko trącił kotkę łapą. W odpowiedzi wywróciła oczami i pokazała mu język.
Tak właśnie wyglądały rozmowy dwóch poważnych wojowników z wrogich klanów. Cieszył się, że już jej lepiej. Nie spodziewał się tylko, że do tego stopnia. Zaskoczony, dał się powalić na ziemię, gdy na niego skoczyła.
- A spróbuj tylko - mruknęła. Podziwiał ją, oj tak.
Czuł na pysku jej przyspieszony nieco oddech. Spojrzał wyzywająco w pomarańczowe ślepia i się uśmiechnął.
- To co?
Cały czas patrząc jej w oczy, podniósł łeb. O pazur. Kolejny. Jeszcze jeden. Nie chcąc pozwolić mu wstać, mocniej przyparła go do ziemi. Czuł jak jej pierś faluje w rytm każdego oddechu, tuż przy jego. Serce biło mu trochę zbyt szybko, gdy ich nosy prawie zetknęły się ze sobą.
Na moment straciła czujność… Błyskawicznym ruchem zrzucił ją z siebie i przycisnął. Mogła przejrzeć się w jego oczach…
Plan. Lisia Gwiazda. Zdrada.
Kocur odskoczył, pozwalając jej wstać. Musiała dostrzec niepewność w jego oczach, bo posłała mu pytające spojrzenie.
- No co? Przekonałaś mnie, łysy nie byłbym już tak piękny - zażartował. Musiał się opanować. Odetchnął głębiej, starając się uspokoić przyspieszony oddech.
Sroka pokręciła głową z niedowierzaniem, ale nie drążyła tematu.
- W obozie na pewno za mną tęsknią - rzucił najbardziej ironicznie jak potrafił.
- Na pewno - parsknęła. - Trudno nie tęsknić za tak ładnym i miłym kocurem.
- Jakoś sobie poradzisz - wyszczerzył się i już go nie było.
- Mysi bobek! - Usłyszał za sobą.


    Po raz kolejny przewrócił się z boku na bok. Srebrny Wilk już od dawna królował na niebie, a on wciąż nie spał. Nie potrafił. Za dużo myśli krążyło po jego głowie, nie pozwalając mu się wyciszyć. Gdy tylko zamykał oczy, we wyobraźni widział znajomą, niebieską sylwetkę. Każde wspomnienie sprawiało, że jego serce przyspieszało, a po ciele rozlewała się fala ciepła.
Czy to możliwe? Czy on…
Wrócił myślami do ich pierwszego spotkania. Wtedy, gdy jego klan był pod okupacją. Pokłócili się, następnym razem zresztą też. Uśmiechnął się w duchu. Potrafiła być złośliwa jak mało kto, a konwenanse miała zupełnie gdzieś. I tym zdobyła jego serce. Nie oceniała, nie bawiła się w uprzejmości. Nie miała wobec niego żadnych oczekiwań.
A później walczyła z nim jak równy z równym, bez cienia strachu.
Jej oczy… Sprawiała, że chciał przy niej być, toczyć boje na sarkastyczne uwagi, walczyć, czuć jej pierś na swojej…
   Nie mógł. To jedno było dla niego od początku jasne. I nie chodziło tylko o to, że są z różnych klanów. Gdy nie było już Borsuka, byłby gotowy dla niej odejść, a Klan Gwiazdy mógł mu naskoczyć. Po prostu…
Ona zasługiwała na kogoś lepszego. Na więcej niż paskudny charakter opakowany jeszcze paskudniejszą gębą. Co mógł jej dać? Kłótnie o najmniejszy drobiazg? Swoją lekkomyślność, pychę, niezdolność do uczuć i zaufania? A jej dzieci? Potrzebowały ojca, wzoru do naśladowania… A on zdecydowanie nim nie był.
Potrafił tylko sprowadzać nieszczęście na tych, którzy mu zaufali.
Zresztą, o czym on w ogóle myślał? Sroczka może i go toleruje (może nawet i lubi), ale nigdy nie byłaby w stanie…
I Lisia Gwiazda. Powód, dla którego jeszcze żył. Kocur, którego musiał (i chciał!) zabić. A Sroczka była jego jedyną szansą, by to zrobić...
  Gdyby nawet porzucił zemstę… Czy mógłby być szczęśliwy ze świadomością, że to Lisie Łajno, morderca, który napadł na jego klan, dalej żyje? Nie.
Czy mógłby spać spokojnie wiedząc, że w każdej chwili może ponownie zaatakować i zabrać mu wszystko, co było dla niego ważne? Nie.
Czy jego szczęście było ważniejsze niż dobro klanu, który go przyjął, nakarmił i stał się nową Rodzina?
Zamknął oczy. Nie.
Poczuł ucisk w gardle. Zacisnął mocniej powieki.
A może… A gdyby powiedział jej prawdę? Wyznał swój plan, poprosił o pomoc? Musiała widzieć, jaki jej lider jest naprawdę. Jego serce przyspieszyło. Wśród Klifiaków na pewno były koty myślące podobnie. Razem… razem mogli go unicestwić.
I kogo on chce oszukać? Jaki by nie był, Lis to jej lider. Gdyby miał szczęście, po prostu by go wyśmiała i kazała nigdy więcej nie pokazywać na oczy. Albo go wydała.
Nie było innego wyjścia.
Sroczka… Błagał wszystkie Gwiazdy, żeby domyśliła się prawdy. Żeby jej nigdy więcej nie zobaczył.
   Wyszczerzył kły.
Dość. O czym on w ogóle rozmyśla! O uczuciach? Jego uczucia się nie liczą! Jego celem jest zabicie Lisiej Gwiazdy. Jeśli przy okazji zrazi do siebie Srokę, tym lepiej. Powinna wiedzieć, że z jego strony nie spotka jej nic dobrego.
Wypełnił go lodowaty chłód podobny do tego, który towarzyszył mu podczas walk.
Postanowione.

Po wschodzie słońca, jak gdyby nigdy nic, ruszył na przydzielony mu patrol, później posilił się i wybrał na polowanie licząc, że spotka Sroczy Żar.
Tak mijały mu kolejne dni. Noce spędzał przewracając się z boku na bok w niespokojnym śnie, pełnym bólu wyrzutów sumienia i obłąkańczych wizji, w których mordował lidera Klanu Klifu na setki różnych sposobów.

Jak mogłam go skrzywdzić takim charakterem xd
<Sroczko? Rozpisałam się xd>

Od Miedzianej Iskry CD Zmierzchowej Łapy

Miedziana Iskra podbiegła do miotającego się kocurka.
- C-co t-to je-jest? - wydukał czekoladowy na chwilę przestając się wierzgać na wszystkie strony.
Kotka delikatnie się uśmiechnęła i podeszła parę kroków bliżej, aby upewnić się że to to co myśli.
- Spokojnie, to tylko przytulia czepna. Poczekaj, zaraz to z ciebie ściągnę - powiedziała spokojnie, rozglądając się dookoła, żeby znaleźć coś, czym mogłaby ściągnąć kolczaste kulki. No bo hej, nie zrobi tego pyszczkiem ani łapami, bo przylepią się do niej!
W pierwszej chwili przyszły do głowy jej liście, ale zaraz potem zorientowała się, że jest przecież Pora Nagich Drzew i wszystkie leżą już dawno pod warstwą śniegu, stare i przegnite.
Śnieg, śnieg, śnieg, śnieg... O, patyki!
Kotka podreptała do najbliższego krzaczka. Obejrzała go dokładnie, po czym chwyciła w pysk gałązkę przypominającą małe widełki i oderwała od reszty. W kilku susach była z powrotem przy swoim uczniu.
- Nie ruszaj się - miauknęła tylko przez zaciśnięte na gałązce zęby.
Jedną łapę przyłożyła do boku kocurka, żeby mieć lepsze oparcie, a gałązką zahaczyła o kolczastą kulkę. Przesunęła powoli gałązką w dół, żeby nie powyrywać Zmierzchowej Łapie za dużo sierści, co wyglądało trochę jakby wyczesywała futro. Kiedy kulka odczepiła się od sierści młodzika, ten spiął delikatnie mięśnie na chwilę, bo jednak kilka włosów zostało na upierdliwej roślinie.
Ok, jedna za nami, jeszcze... No, kilka...
Płowa zabrała się za kolejną kulkę. Potem jeszcze jedną, i jeszcze, i jeszcze... Aż w końcu, wyciągając ostatnią z nich miauknęła:
- Dobrze, to już wszystkie. Możemy iść dalej? Jeszcze tylko kawałek drogi przed nami.
Czekoladowy kiwnął głową na zgodę. Koty ruszyły dalej, w stronę granicy z siedliskiem dwunożnych. Powoli słońce chyliło się ku zachodowi, więc Miedziana Iskra stwierdziła, że Wielką Polanę pokaże mu już jutro. I tak dużo dzisiaj przeszli.
Niezbyt pospiesznie zbliżali się do granicy, zwinnie przedzierając się przez śnieżne zaspy. Kilka długości ogona później, byli już na miejscu. Nie wyszli jednak z lasu, aby się nie narażać na jakieś niebezpieczeństwo, ukryli się za jakimś bezlistnym krzewem. Widać stąd było jednak wązką Ścieżkę Grzmotu i kilka gniazd dwunożnych. Nagle Miedziana Iskra zwietrzyła nietypową woń, a gdy spojrzała w stronę, z której dochodził zapach, ujrzała... Kocię dwunożnych! Dziwne stworzenie popylało na swoich dwóch łysych nóżkach prosto w stronę lasu! Sierść na karku wojowniczki mimowolnie zjeżyła się, a ona sama przypadła nisko do ziemi, zastanawiając się, czy aby lepszym wyjściem nie byłaby ucieczka. Ale, co jeśli ta kreatura pobiegłaby za nimi?
- Kryć się! - syknęła cicho w stronę ucznia.



<Zmierzchowa Łapo? Co ty na to?>

Od Hiacynta CD Pliszkowego Kroku

*za czasów kocięcych*

Wysunął się przed rodzeństwo, niecierpliwie machając ogonem.
- Pani Pliszkowy Kroku... Niech pani jeszcze nie idzie!
- Tak, niech pani zostanie - dołączyła się Chaber. - Muszę wiedzieć, skąd pani ma takie ładne futerko!
Wciąż naburmuszony Hiacynt prychnął pod nosem, ostentacyjnie odwracając głowę. Mysi móżdżek. Hiacynt z politowaniem zerknął na braciszka, po czym resztę uwagi skupił na wojowniczce. Jaka była? Dlaczego siedziała akurat w tym miejscu? Co tym pokazywała? Protestowała przeciwko patrolom?
- Słuchajcie dzieciaki, mam dzisiaj naprawdę kiepski dzień i nie sądzę by...
Hiacynt donośnym miauknięciem przerwał jej potok słów, uśmiechając się przepraszająco.
- Jest pani wojowniczką? - zapytał przymilnie.
Córka Pręgowanego Piórka prychnęła cicho.
- A wyglądam ci na kociaka?
- Nie, no w sumie to nie... - niebieski dla pewności, obrzucił ją uważnym spojrzeniem.
- Ktoś panią wcześniej obudził! - zatryumfował Narcyz. - To dlatego jest pani taka zła! Też nie lubię wcześniej wstawać, niby jest dużo czasu, a jak przychodzi co do czego, to nawet mama nie nadąża z myciem nas!
Pliszkowy Krok przekrzywiła kształtny łebek, zakrywając pyszczek łapą. Hiacynt strzepnął ogonem, dla zabawy burząc idealnie poukładaną sierść na karku Narcyza. Jego brat warknął bojowo, po czym rzucił się na kocurka, okładając go łapkami. Hiacynt bronił się ze śmiechem, zakrywając głowę. Chaber przypatrywała się im w milczeniu, jednak jej oczy błyszczały, gdy spięła mięśnie do skoku. Właśnie wtedy niebieski zauważył nagłe poruszenie przy wojowniczce. O nie! Wstawała, czyli zwyczajnie miała ich dość i chciała sobie pójść! Z przerażeniem podskoczył, chwytając ją za przednią nogę.
- Mówiłem, żeby pani nigdzie nie szła! - warknął z wściekłością w głosie.
- Puść moją łapę - syknęła bengalka, machając uczepionym niej synem Błękitnej Cętki.
Hiacynt uśmiechnął się delikatnie, zacieśniając uścisk.
- Tylko jeżeli obieca pani, że weźmie nas poza obóz!


<Pliszka? Jakoś, długość i czas oczekiwania... Przepraszam :c >

Od Czaplego Potoku CD. Orzecha (Orzechowej Łapy)

Oczywistym chyba było, że Czapli Potok miał zamiar zabrać Orzecha do Klanu Burzy, w końcu z każdym dniem było coraz zimniej, a kociak miał bardzo małe szanse przeżycia samotnie. Początkowo pozwolił Orzechowi iść za nim, nie chcąc go ograniczać czy coś, szybko jednak doszło do niego, że o wiele szybciej dojdą do obozu, gdy będzie go niósł. Toteż, wbrew protestom kociaka, podniósł go za skórę na karku, po czym ruszył truchtem.

* * *

Zanim się obejrzał, znaleziony przez niego Orzech był już na tyle duży, że nadszedł czas jego mianowania na ucznia. Zresztą, nie tylko jego. Kocięta Błękitnej Cętki również miały być mianowane.
Czapli Potok cały dzień pochlipywał cicho i mamrotał pod nosem "Moi kochani, już tacy duzi, niedługo zostaną wojownikami, a potem nim się obejrzą, będą dziadami jak ja". W końcu, nadszedł ten czas. Brzoskwiniowa Gwiazda wskoczyła na swoje miejsce przemawiania, wraz z Błękitną Cętką, która usadowiła się obok niej. Donośnym głosem oznajmiła zebranie klanu, a gdy koty już się zgromadziły, zlustrowała podekscytowane kocięta ciepłym wzrokiem.
— Hiacyncie, Chabrze, Narcyzie, Orzechu, wystąpcie — rzekła, a cała czwórka posłusznie wykonała jej polecenie. — Osiągnęliście już odpowiedni wiek i nadszedł czas, abyście zostali uczniami. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika, będziecie nazywać się Hiacyntowa Łapa, Chabrowa Łapa, Narcyzowa Łapa i Orzechowa Łapa — przerwała na moment. — Orli Trzepocie, zostaniesz mentorem Hiacyntowej Łapy i mam nadzieję, że wyszkolisz go równie dobrze, co twoją poprzednią uczennicę. Ośle Ucho, jesteś już gotów, aby dostać swojego pierwszego ucznia, toteż zostaniesz mentorem Narcyzowej Łapy. Liczę, że przekażesz mu wszystko, czego nauczyła cię Brzozowy Szept. Cienista Łzo, cienie ogłaszam cię mentorką Chabrowej Łapy, która z pewnością pod twoim okiem wyrośnie na zdolną wojowniczkę. Natomiast tobie, Fiołkowa Bryzo, powierzam szkolenie i wychowanie Orzechowej Łapy.
Czapli Potok obserwował, jak czwórka nowych mentorów podeszła do swoich uczniów i zetknęła się z nimi nosami, a następnie, wraz z resztą klanu, począł radośnie skandować imiona Hiacyntowej Łapy, Narcyzowej Łapy, Chabrowej Łapy i Orzechowej Łapy. Rozpierała go dumna, zarówno z siostrzeńców, jak i ze znalezionego parę księżyców temu Orzecha.

<Orzechowa Łapo?>

Od Mokrej Blizny CD Deszczowego Futra

Emocje opadły, chyba nie chciał mnie już zaatakować. Zrobiło mi się wstyd, gdy zobaczyłem, że to nie jest mój ojciec. Tak pomylić koty...w dodatku ten nie jest starszy...
- Z m-moim ojcem - odparłem na jego pytanie, z kim go pomyliłem. - Deszczowym Porankiem.
Futro kota zjeżyło się, z nieznanych mi przyczyn. Mimowolnie i ja przybralem ostrzegawczy wyraz pyska, wysuwając pazury. Kocur patrzył się na mnie, a dźwięk imienia mojego taty rozbrzmiewała dookoła. Chyba się nie lubili.
Poza tym, kocur jest masywny, ale maścią faktycznie przypomina mojego tatę.
- Czemu tak zareagowałeś? - Zapytałem podejrzliwie.
- Nie twój interes - odparł, po czym wziął rybę w zęby i przeszedł parę kroków w moją stronę. Machnął ogonem, zacisnął szczęki i odszedł.
Przekrzywiłem głowę patrząc, jak niebieski się oddala. Przylizałem nastroszone futro. Następnie wróciłem do obozu, gdzie pomogłem starszym, oraz zapolowałem. Zaniosłem jedną piszczkę mojemu ojcu, który cały czas łaził mi po głowie. Dlaczego tamten wojownik tak ostro zareagował? Może on mi to wyjaśni?
Zajrzałem do ich legowisk, a niebieski kocur wylizał powoli swoje łapy.
- Mam dla ciebie piszczkę - oznajmiłem spokojnie, kładąc przed nim wiewiórkę.
- Dziękuję - odparł, jedząc nieśpiesznie.
Wylizalem w tym czasie swój grzbiet, a gdy starszy skończył, zapytałem go.
- Chciałbyś iść jutro na spacer? - Zaproponowałem.
- Jestem już starszym. - Odparł. - Nie bez przyczyny.
Chyba chciał mi dać do zrozumienia; nie, nie chce mi się. Ja jednak spróbowałem znowu.
- No proszę, dawno nie spacerowaliśmy razem...
Nie żebyśmy kiedykolwiek przeszli więcej niż z krańca obozu na polankę i spowrotem.
- Tato - Miauknąłem, machając niecierpliwie ogonem.
- Dobrze, zgoda - mruknął, a ja otarłem się o jego bok.
Wyszedłem od starszych, idąc do swojego legowiska. W głowie ułożyłem wszystkie pytania, które zamierzałem jutro mu zadać. Miałem jedynie nadzieję, że zdoła dojść do granicy z Klanem Nocy, bez padnięcia po drodze.

             ~nastepnego dnia na spacerze*oraz niewidzialny skip do pory nagich drzew*~

Opowiadałem mu jakąś historię, gdy do moich uszu dobiegł szum wody. Było chłodniej, w końcu pora nagich liści. Rzeka wciąż nie zamarzła, mimo kry w niektórych miejscach, oraz oblodzonej kłody.
Zerknąłem na ojca; odpowiedział mi coś na moją historię, po czym stanął w miejscu.
Jego oczy wyrażały zdziwienie, oraz coś jeszcze, jednak nie wiedziałem dokładnie co. Podążyłem za jego spojrzeniem; dostrzegłem tego kocura! Deszczowe Futro!
Stal na brzegu patrząc na nas, a jego pysk zdradzał niechęć do mojego ojca, którego teraz świdrował wzrokiem.
Przywitać się?
- Um, witaj Deszczowe Futro - zacząłem, zmierzając w stronę granicy. - To z tym kotem cię pomyliłem.
Wskazałem głową na mojego ojca, który podszedł dwa kroki, wciąż mierząc się spojrzeniami z tamtym. Co jest?

<Deszczowe Futro? ^^>



Od Mglistej Ścieżki CD. Koziej Nóżki

Kotka omal nie udusiła, się z radości widząc, liliowo białe futro tak bardzo jej znajome, jak żadne inne. To był na pewno Kozia Nóżka. Bardzo się cieszyła, tak bardzo, że zapomniała o towarzyszach z patrolu.
-Chodź Mglista Ścieżko!-syknął, cicho Żurawinowe Bagno a na to niebieska szybko zareagowała.
-Już idę...-powiedziała i w końcu wyskoczyła z obozu i skierowała się do lasu.
-Gdzie polujemy?-usłyszała pytanie Porannej Łapy.
-Przy wielkim dębie i na słonecznej polanie. Jak myślisz gdzie iść o tej porze?-zapytała ucznia. Słońce dopiero wschodziło, więc była, to idealna pora na polowanie na ptaki i mniejsze gryzonie.
-Na słoneczną polanę?-usłyszała.
-Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie.-powiedziała ostrzegawczo.-Tak. Na słoneczną polanę.-dodała z małą nutą dumy. Szkoliła tego uczniaka od trzech wschodów słońca i nawet wiele umiał. Jednak widziała, jak kocurek jest, zmęczony i może paść z wycieńczenia.

-Skip Time-

Gdy wrócili, z polowania przynieśli, nie wiele, bo tylko dwie sikorki, trzy nornice i królika, który był wychodzony. Widząc, jak Poranna Łapa jest, zmęczony i padnięty podeszła do niego.
-Resztę dnia i jutro do górowania słońca masz czas wolny...-powiedziała, odwracając, głowę.-Zasłużyłeś na to, Poranna Łapo.
Uczniak skinął z wolna głową i pobiegł do legowiska uczniów. Już miała odejść, kiedy poczuła na sobie spojrzenie Perłowej Łapy, która mrużyła na nią oczy. Niebieska tylko uniosła głowę i rzuciła, jej wyzywające spojrzenie, na co tamta się, odwróciła. Mglista Ścieżka strzepnęła ogonem zdenerwowana i odeszła. Nagle przypomniała sobie o Koziej Nóżce i zaczęła go szukać. W końcu go znalazła, siedział, sam przy kępie krzewów jedząc, wiewiórkę. Od razu do niego skoczyła i położyła po sobie uszy.
-Czemu mi nie powiedziałeś, że odchodzisz i gdzie?!-wydarła, się na niego przytrzymując, go do ziemi.-Ja bym umarła jakbyś nie wrócił!-syknęła już trochę ciszej. Widząc przerażoną minę bicolora, zaśmiała się i go puściła. Po chwili jednak wtuliła głowę w jego bok.-Nawet nie wiesz, jak tęskniłam...
-Co? Nie uważasz mnie za... zdrajcę?-usłyszała niedorzeczne pytanie.
-Nie...-wyszeptała.-Dla mnie zawsze będziesz tym samym Kozią Nóżką...
Nie słysząc, odpowiedzi spojrzała, na kocura znacznie się odsuwając. Przechyliła głowę.
-Co?-zapytała, a kocur ją obszedł, zatrzymując się przy ranach na boku.
-A ty to z kąt masz?-zapytał.
-Od aroganckiego Sroczego Odoru.-powiedziała.
-Co?-usłyszała śmiech żółtookiego i przekręciła głowę.
-Od Sroczego Żaru.-powiedziała tylko spokojnie i siadła.
-Ty tak serio?-zapytał i kotka kiwnęła głową.
-Nie ważne. Najważniejsze, że wróciłeś...-powiedziała. Mimo że widziała do aroganckie spojrzenie Baraniego Łba, wywyższony wzrok Sroczego Żaru i kpiące iskierki w oczach niektórych Klanowiczów. Mogła być też zdrajcą. Dla innych, ale nie dla niej.

<Kozia Nóżka? PS Nie, Śnieżko ,TO NIE SHIP D=<>

Od Skały CD Wiewiórki

Kocurek mlasnął mokrą od mleka mordką, że znużeniem spoglądając na młodszą od niego koteczkę, która to awanturowała się tuż przy jego uchu. Tatuś, ta? Kocurek przewrócił ślepkami ignorując natarczywe stworzenie, które to ani myślało by dać mu święty spokój.
"A gówno mnie obchodzi twój wyrzygany tatuś" - sarknął w myślach. Też coś, znalazła się lalunia do siedmiu sosen, co to wszystko musi dostawać pod sam pysk. Młodzik co prawda nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielkim kocięciem jest, bo był większy od Wiewiórki z pięć razy, jednak zapewne gdyby chciał jej walnąć, to tej zajęło by to trochę czasu nim znowu do niego startowała z krzykiem.
Zamiast tego Skała postanowił najzwyczajniej w świecie olać sprawę i odwrócić się do wściekłej tortie tylną częścią swojego ciała.
- J-jak śmiesz?! Wiesz ty może KIM JA JESTEM?! - warknęła, zapowietrzając się wcześniej. Pręgowana kupa futra ani drgnęła, oddychała spkojnie. Nie miał zamiaru wdawać się w dyskusje z zaplutą smarkulą, która woziła się gorzej niż ktokolwiek, kogo poznał w swym krótkim życiu.
Czego ona nie rozumiała? Ignorował ją z całym sił. Czy to stworzenie było AŻ tak głupie, czy upierdliwe, że nie chciało dać mu spokoju? Hm... A może oba? Jego siostrzyczka Dzik była o stokroć lepsza!
Khem... Przynajmniej nie zwracała mu ogona o byle co.
- Ej, ty! Słyszysz! Te, no głuchy! BO ZARAZ ZAWOŁAM TATUSIA I ZOBACZYSZ! - piszczała Wiewiórka dosłownie rzucając się z wściekłości. Aha, czyli jak księżniczce coś nie pasowało, to wolała tatusia.
Żałosne.
Skała tylko parsknął w myślach, rzucając jej pogarlidwe spojrzenie, które czysto i klarownie kazał czarno-rudej spieprzać i zająć się własnym dupskiem.
- Zostaw mojego brata! - do jednostronnej przepychanki włączyła się również Dzik, która dotychczas spoglądała ukradkiem na dwójkę kociąt.
- Bo co? - miauknęła młodsza, unosząc wysoko mordkę, spoglądając przy tym pogardliwie na nocniaków.
"Bo to" - sarknął w myślach Skała i niewiele myśląc, rzucił się na córkę Lisiej Gwiazdy. Popchnął ją bokiem, co w połączeniu z jego wielkością oraz kruchością kotki sprawiło, iż ta przewróciła się i wyturlała z kociarni wprost na śnieg. "No, może to ją czegoś nauczy" - napuszył dumnie futro, wracając do swojej ulubionej czynności jaką było spanie.

< Wiewiórko? >

Od Sroczego Żaru CD Wilczego Serca

Sroczy Żar zaskoczona reakcją wypłosza, pierw próbowała odepchnąć kocura, na co ten jej nie pozwolił, więc zaczęła miotać się jak oszalała, byle wyrwać się z potrzasku. Wilcze Serce trzymał uparcie niezadowoloną tym kotkę.
— Puść mnie lisi bobku! No puszczaj! — rwała się jak opętana, jednak na marne.
Zdyszana kotka poczuła jak coś w niej pęka. Nagromadzone w niej emocje i problemy w końcu znalazły ujście w postaci łez. Ból po utracie Zlepka, odrzucenie siostry, czy trójka kociąt, których w ogóle nie chciała. W końcu przestała kryć się z męczącymi ją od dawna myślami. Czym sobie zasłużyła na tyle nieszczęść? Jak miała sobie poradzić w roli matki, skoro własnego ogona nie potrafiła upilnować? Czy pogodzi się z Zimorodkiem? Na myśl o siostrze przez kotkę przeszła fala smutku i gniewu, na skutek czego przez ciało Sroki przeszedł dreszcz, który sprawił, że jeszcze bardziej się rozpłakała. Zalewając futro Wilczego Serca słonymi łzami, nie przejmowała się otaczających ich światem. Równie dobrze mógłby wpaść na nich patrol, a ona i tak beczała by jak głupia przy Wilczaku. Gdy tak o tym pomyślała, zaczęło do niej docierać do właśnie robi. 
Czy naprawdę była aż tak upośledzona, by chlipać przy Wilczaku, wtulona w jego sierść? 
Oderwała się od kocura jak poparzona i otarła pośpiesznie łzy. Poczuła lekkie zawstydzenie na myśl, że popłakała się jak kociak przy obcym wojowniku. 
—  Nic nie widziałeś jasne? —  spytała zażenowanie swoim zachowaniem. Widząc podły uśmiech wypłosza, zjeżyła się. —  Piśnij komuś słówko, a obudzisz się łysy, obiecuje ci to —  warknęła, mając nadzieję, że ten dzięki temu lepiej zrozumie przekaz. 
Kocur uśmiechnął się sarkastycznie i spojrzał rozbawiony na kotkę.
— No co ty, już biegnę do obozowiska Klanu Klifu ogłosić wszystkim, że Sroczy Żar jest beksalalą — zażartował, trącając Srokę łapą.
Ta słysząc jakie głupoty plecie, wywróciła oczami i pokazała mu język. Kiwnęła ogonem zirytowana i po chwili zastanowienia, wskoczyła na kocura.
— A spróbuj tylko — mruknęła, przyszpilając go do ziemi. 

<Wilcze Serce?>