Nakrapiany Kwiat pozwoliła mi wyjść do Płomiennej Łapy. Bardzo się ucieszyłam z tego powodu, więc wybiegłam z kociarni i od razu skierowałam się do legowiska terminatorów. Zwolniłam przed wejściem. Niestety nie zastałam tam nikogo oprócz szarej kotki. Popatrzyła na mnie swymi zielonymi oczami. Skuliłam delikatnie uszy, ponieważ jej nie znałam a obcych trochę się bałam. Zrobiłam krok w tył, na co ta uśmiechnęła się.
- Szukasz Płomiennej Łapy, racja? - zapytała.
Kiwnęłam głową na potwierdzenie jej zdania. Terminatorka wskazała łapą na wyjście z obozu.
- Aktualnie wybrał się na trening z Malinowym Futerkiem, lecz myślę, że niedługo wrócą. - wyjaśniła.
Skinieniem głowy podziękowałam jej za te informacje i wycofałam się. Następnie usiadłam i uważnie obserwowałam otoczenie.
Po paru minutach rudy kocurek w końcu się zjawił. Zauważyłam, że wchodzi wraz z pewną kotką. Była to zapewne jego mentorka, Jagodowe (Błąd specjalnie) Futerko czy jakoś tak. Płomienna Łapa rozmawiał z nią, po czym najprawdopodobniej pożegnali się i rozeszli. Braciszek kierował się właśnie w moją stronę. Wyskoczyłam jak torpeda i podbiegłam do niego, tuląc się.
- Cześć Płomienna Łapo! - przywitałam się.
Kocurek zaśmiał się po czym odparł:
- Cześć, Piórko.
Odlepiłam się od futra samczyka i popatrzyłam mu prosto w jego pomarańczowe oczy.
- Braciszkuuu, jak było na treningu? - specjalnie przeciągnęłam pierwsze słowo.
- Akurat poznawałem tereny, na których możemy polować. Oprócz tego nic ciekawego się nie działo. - odpowiedział.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem, chociaż i tak dziwiło mnie to, iż nie możemy polować gdzie chcemy. Może chodzi tu o zbyt duże oddalenie się od obozu klanowego? Nie wiem, tajemnicę tą poznam dopiero za parę księżyców. Zauważyłam, że Płomienna Łapa miał pod nogami zdobycz. Bez wahania ją złapałam i pobiegłam w stronę mamy. Chwilę potem kot i tak mnie dogonił, po czym przygwoździł do ziemi. Szybko jednak odpuścił i oboje upadliśmy w śmiechu na glebę.
- Muszę odnieść tą mysz na stos zdobyczy. Za chwilkę wrócę. - rzekł, wstając i zabierając ze sobą mięso. Odprowadziłam go wzrokiem. Braciszek szybko wrócił.
- Mama coś chciała, więc może pójdziemy do niej? - zaproponowałam.
- Hm... - zamyślił się. - Dobrze. Dzisiaj z nią się w ogóle nie przywitałem, więc będzie to odpowiednia okazja. - dodał z uśmiechem.
Powędrowaliśmy do kociarni. Nakrapiany Kwiat widząc nas, stała się bardziej pogodna.
- Przyprowadziłam Płomienną Łapę! - oznajmiłam z dumą.
<Nakrapiany Kwiat?>
- Szukasz Płomiennej Łapy, racja? - zapytała.
Kiwnęłam głową na potwierdzenie jej zdania. Terminatorka wskazała łapą na wyjście z obozu.
- Aktualnie wybrał się na trening z Malinowym Futerkiem, lecz myślę, że niedługo wrócą. - wyjaśniła.
Skinieniem głowy podziękowałam jej za te informacje i wycofałam się. Następnie usiadłam i uważnie obserwowałam otoczenie.
Po paru minutach rudy kocurek w końcu się zjawił. Zauważyłam, że wchodzi wraz z pewną kotką. Była to zapewne jego mentorka, Jagodowe (Błąd specjalnie) Futerko czy jakoś tak. Płomienna Łapa rozmawiał z nią, po czym najprawdopodobniej pożegnali się i rozeszli. Braciszek kierował się właśnie w moją stronę. Wyskoczyłam jak torpeda i podbiegłam do niego, tuląc się.
- Cześć Płomienna Łapo! - przywitałam się.
Kocurek zaśmiał się po czym odparł:
- Cześć, Piórko.
Odlepiłam się od futra samczyka i popatrzyłam mu prosto w jego pomarańczowe oczy.
- Braciszkuuu, jak było na treningu? - specjalnie przeciągnęłam pierwsze słowo.
- Akurat poznawałem tereny, na których możemy polować. Oprócz tego nic ciekawego się nie działo. - odpowiedział.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem, chociaż i tak dziwiło mnie to, iż nie możemy polować gdzie chcemy. Może chodzi tu o zbyt duże oddalenie się od obozu klanowego? Nie wiem, tajemnicę tą poznam dopiero za parę księżyców. Zauważyłam, że Płomienna Łapa miał pod nogami zdobycz. Bez wahania ją złapałam i pobiegłam w stronę mamy. Chwilę potem kot i tak mnie dogonił, po czym przygwoździł do ziemi. Szybko jednak odpuścił i oboje upadliśmy w śmiechu na glebę.
- Muszę odnieść tą mysz na stos zdobyczy. Za chwilkę wrócę. - rzekł, wstając i zabierając ze sobą mięso. Odprowadziłam go wzrokiem. Braciszek szybko wrócił.
- Mama coś chciała, więc może pójdziemy do niej? - zaproponowałam.
- Hm... - zamyślił się. - Dobrze. Dzisiaj z nią się w ogóle nie przywitałem, więc będzie to odpowiednia okazja. - dodał z uśmiechem.
Powędrowaliśmy do kociarni. Nakrapiany Kwiat widząc nas, stała się bardziej pogodna.
- Przyprowadziłam Płomienną Łapę! - oznajmiłam z dumą.
<Nakrapiany Kwiat?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz