kiedy Cień był jeszcze bardzo mały
– Przepraszam – wybełkotał jednocześnie śpiącym i niewinnym głosem. Miał nadzieję, że siostra nie będzie się na niego gniewać; przecież nie uderzył jej specjalnie! Cóż miał poradzić na to, że jego zalepione powieki były ciężkie jak głazy i nie chciały się otworzyć, pozbawiając kocurka zmysłu wzroku?
Już chwilę potem przyjemna cisza, dająca wytchnienie młodym uszom rodzeństwa minęła, gdy do żłobka wskoczyły dwa rozgadane kociaki o imionach Miłostka i Sekrecik. Gdyby tylko brali przykład ze swojej siostry, Kruszynki, która prawie nigdy się nie odzywała…
***
Przed łysym majaczyła bardzo ruchliwa, jasnoruda plama o długich nogach. Zielone punkciki na jej okrągłym pyszczku utkwione były w drugim, nieco mniejszym, jasnopłowym kształcie. Z pewnością były to dwa koty, ale Cień na razie widział je bardzo niewyraźnie. Od rudego bił zapach Miłostki, ten mniejszy za to miał głos Sekrecika. Obok leżała puchata, szylkretowa karmicielka, była to Migotka, przy niej zaś z pewnością znajdowała się Kruszynka, czyli ta mała, czekoladowa kupka futra.
Kocurek spojrzał za siebie. Skóra jego matki była w odcieniu brązowego różu, na nią przyklejone były żywicą liście i pióra. To dlatego rodzicielka wydzielała tak silny zapach… Jaśminowiec była śliczną, łaciatą istotką o trójkątnym pyszczku i zgrabnym ciałku. No i do tego miała futerko!
Znajdowali się w przestronnym krzewie kaliny. Wiele cienkich gałązek podtrzymywało piękne liście i delikatne białe kwiaty, które wypełniały ściany żłobka, tak, aby jak najmniej chłodnego wiatru dostawało się do legowiska. Roślina wydawała słodki, przyjemny zapach, który Cień znał od urodzenia i który kojarzył mu się z miłymi chwilami. Podłoże zostało wypełnione grubą warstwą mchu, w który wplecione były miękkie liście i pióra.
Wcześniej kocurka otaczała ciemność, nicość, pustka. Nie widział kształtów, kolorów, ruchu. Zastanawiał się, jak to jest coś zobaczyć, jak to jest widzieć. Teraz najwyraźniej znalazł odpowiedź na to pytanie, bo skoro jeszcze jeden jego zmysł pracował, to… To znaczyło, że otworzył oczy! Od bardzo dawna (kilku wschodów słońca) o tym marzył! I to nareszcie się stało! Widział! W dodatku zrobił to pierwszy, przed swoją siostrą, Jaśminowiec. To oznaczało, że był wyjątkowy. Stanie się niezwykłym, szybkim jak błyskawica, do tego silnym jak piorun wojownikiem. Pokona wszystkich swoich wrogów i już nikt nie stanie mu na drodze. Lisy będą przed nim drżeć, a on zdobędzie serca całej społeczności. Będzie ich bohaterem, wybawicielem i oni bez wahania wybiorą go na swojego lidera. Pokieruje całą grupą kotów, będzie utrzymywał jedność i siłę Owocowego Lasu, a nikt nie dorówna mu autorytetem. Stanie się jedynym, niepowtarzalnym, najlepszym kotem, jakiego widział ten świat!
Z rozmyślań wyrwały go głosy Sekrecika i Migotki. Oczywiście znowu się kłócili. Nic innego nie potrafili robić! Gdy już stanie się liderem, rozprawi się z nimi.
– Hej, to moje posłanie!
– Bo co?
– Bo zawsze było moje!
– Ja mogę leżeć, gdzie chcę.
– Nie na moim posłaniu.
– Przecież nie ty je zrobiłaś, więc nie jest twoje.
– Trudno!
– Co ty, głupia jesteś?
– Ty jesteś głupi, parszywy robaku!
Cień skierował swoje otwarte oczka z powrotem na Cierń, ignorując krzyki za sobą. Przylgnął do jej boku, patrząc na pysk kotki. Jak super było widzieć!
– Mamo, ładna jesteś. – Uśmiechnął się zadowolony z tego, że jednocześnie pochwalił się swoim wzrokiem i sprawił rodzicielce komplement.
<Ładna Cierń?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz