Siostra leżała przy niej, mrucząc spokojnie. Wśród tylu kotów i chaosu jaki nastał w obozowisku jedynie ona wydawała się być zrelaksowana. Nieprzejęta tajemniczą śmiercią ich lidera. Nieprzejęta zaginięciem zastępcy, który powinien przejąć stołek lidera. Siewka w przeciwieństwie do niej siedziała cała przykurczona i zjeżona. Bała się, tak strasznie i panicznie. Morderca był wśród nich. A ilość kotów wysławiających się pozytywnie o zgodzie poprzednika zdawała się stale rosnąć. Nieprzyjemne komentarze wobec zbrodni jakiej dokonano powoli ucichały, bali się podzielić los zamordowanego. Prószący Śnieg wciąż stalowo trzymał się swojego zdania. Biały mimo śmierci obiektu ostatnich dyskusji nadal użerał się w rozmowach z Kruszynową Knieją. Ta dwójka była jedynym niezmiennym elementem ich obozowiska.
— Fajnie mieć liderkę, nie? — zaczęła Jaskółka, opierając się mocniej o siostrę, by ściągnąć ją na ziemię. — Jest taka sympatyczna i oddana rodzinie. Myślisz, że Judaszowy Pocałunek ma kogoś na oku?
Szylkretka spuściła wzrok. Nie była wstanie prowadzić takich rozmów. Udawać, że nic się nie stało. Wrócić do normalności. Nic już nie było normalne.
— No weź, i tak i tak niedługo by zmarł. — jęknęła kremowa niezadowolona ze stanu Siewki. — Pomyśl o tym jako o dobrej zmianie. Już skończy się ta lawina nieszczęść. Dobrze?
Wojowniczka niechętnie kiwnęła łbem, bardziej by siostra już ją zostawiła. Nie miała siły rozmawiać. Nie spała. Wcześniej problemy ze snem ciągnęły się za nią od wielu wschodów słońca. A teraz. Bała się, że zostanie kolejną ofiarą. Była równie pechowa. Przepełniona klątwą. Złem, którego nigdy nie chciała. Matka zawsze obwiniała o to Srokoszową Gwiazdę, lecz gdy ten nie żył makabryczne myśli, które żyły w niej od narodzin do teraz, powinny zniknąć? Dlaczego więc dalej ją męczyły. Nieustannie. Bez przerwy. Wręcz się nasiliły. Obawy o własne życie jedynie narastały w jej umyśle z każdym uderzeniem serca.
— Może się przejdziemy? — trąciła ją Jaskółka. — Chciałam coś ci powiedzieć, ale tutaj nie ma nastroju na to.
Siewka niechętnie wstała. Mimo braku siły do takich aktywności atmosfera w obozowisku była mordercza. Wyszły pod pretekstem polowania, niewielu chętnych rwało się do samotnych wędrówek.
— Przyjemnie jest spędzić czas na dworze, nie? — rzuciła kremowa.
Szylkretka zmarszczyła brwi, maszerując za siostrą. Zdawała się jakaś inna. Wcześniej tego nie zauważała. Jej myśli krążyły nerwowo przy Srokoszowej Gwieździe i Gasnący Płomyku. Oraz nadchodzącej wizji apokalipsy. Jaskółka zeszła na dalszy plan. Wycofała się, jakby celowo, i wykorzystała ten czas. Kremowa nie lubiła niczego marnować. Obserwowała siostrę, zerkając na nią co uderzenie serca. Mówiła, o wiele więcej niż zazwyczaj. Zwykle szły w ciszy. Czasem zdarzyło się, że ktoś podpadł kremowej i stał się obiektem licznych kpin pod jego adresem, którymi wojowniczka dzieliła się jedynie z nielicznym gronem. Lecz teraz, zdawała się być odmieniona. Jej krok lżejszy. Oczy jaśniejsze. Wyróżniała się pośród pochmurnego tłumu pogrążonego we własnych myślach. Zapomniała już o tej wersji niej.
— I jak? Jak myślisz o czym porozmawiamy? — przystanęła wojowniczka.
Odwróciła się z uśmiechem w stronę siostry. Musiała zauważyć, że jej nie słuchała. Siewka położyła po sobie uszy.
— O... mordercy lidera? — rzuciła niepewnie.
Jaskółka zaśmiała się cicho.
— Źle. — miauknęła, odwracając się na pięcie. — Choć nie mówię, że śmierć tego dziada nie jest mi na łapę. — dodała zadowolona.
Siewka zmarszczyła brwi. Próbowała złapać jakąś woń. Zająć choć trochę umysł polowaniem. Wątpiła, że faktycznie uda się jej zgadnąć temat ich rozmowy. Kremowa zdawała się być zirytowana małym zaangażowaniem siostry. Trzepnęła ogonem i podeszła do niej.
— Poddajesz się, co? Zawsze boisz się spróbować, wolisz od razu się poddać. I to jest jeden z twoich większych problemów, Siewko. — wypomniała jej, stając przed nią.
Szylkretka skuliła się. Dobrze o tym wiedziała. Przez to straciła Pokrzywowe Zarośla. Wciąż się z tego nie podniosła.
— Ale dziś nie o tobie. Wyjątkowo. — ogłosiła Jaskółka, mrużąc oczy. — Bo widzisz... poznałam kogoś!
Siewka zamarła. Patrzyła osłupiale na siostrę, próbując znaleźć potwierdzenie tego. Nie dowierzała, nie widziała w jej towarzystwie żadnego samca. Zwykle marudziła na kocury w Klanie Klifu. Z nikim nie zdawała się zbliżyć w ostatnich księżycach. A jednak. Zmiana nastąpiła. A on był za to odpowiedzialny.
— Kogo...? — wydusiła z siebie Siewka.
Jaskółka uśmiechnęła się.
— T a j e m n i c a — przeliterowała jej, unosząc zadowolona kitę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz