BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Jeszcze podczas szczególnie upalnej Pory Zielonych Liści, na patrol napada para lisów. Podczas zaciekłej walki ginie aż trójka wojowników - Skacząca Cyranka, która przez brak łapy nie była się w stanie samodzielnie się obronić, a także dwoje jej rodziców - Poranny Ferwor i Księżycowy Blask. Sytuacja ta jedynie przyspiesza budowę ziołowego "ogrodu", umiejscowionego na jednej z pobliskich wysp, którego budowę zarządziła sama księżniczka, Różana Woń. Klan Nocy szykuje się powoli do zemsty na krwiożerczych bestiach. Życie jednak nie stoi w miejscu - do klanu dołącza tajemnicza samotniczka, Zroszona Łapa, owiana mgłą niewiadomej, o której informacje są bardzo ograniczone. Niektórym jednak zdaje się być ona dziwnie znajoma, lecz na razie przymykają na to oko. Świat żywych opuszcza emerytka, Pszczela Duma. Miejsce jej jednak nie pozostaje długo puste, gdyż do obozu nocniaków trafiają dwie zguby - Czereśnia oraz Kuna. Obie wprowadzają się do żłobka, gdzie już wkrótce, za sprawą pęczniejącego brzucha księżniczki Mandarynkowe Pióro, może się zrobić bardzo tłoczno...

W Klanie Wilka

Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.

W Owocowym Lesie

W Porze Zielonych Liści społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Aż po dzień dzisiejszy patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
Po dłuższym czasie spokoju, społecznością wstrząsnęła wieść tajemniczego zaginięcia najstarszej wojowniczki Mleczyk. Zaledwie wschód słońca później, znaleziono brutalnie okaleczoną Kruchą, która w trybie pilnym otrzymała pomoc medyczną. Niestety, w skutek poważnego obrażenia starsza zmarła po kilku dniach. Coś jednak wydaje się być bardzo podejrzane w tej sprawie...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Klanie Klifu!
(brak wolnych miejsc!)

Znajdki w Owocowym Lesie!
(dwa wolne miejsca!)

Zmiana pory roku już 26 stycznia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

09 stycznia 2025

Od Brukselki (Brukselkowej Łapy) CD. Syczkowego Szeptu

Kilka dni przed mianowaniem

Kotka spokojnie leżała na posłaniu swojej mamy. Jak zwykle wokół niej unosił się ciepły i kojący zapach mleka, do którego zdążyła już przywyknąć. W końcu spędziła w żłobku… w sumie to całe swoje życie! No i co prawda było tu bardzo przytulnie i miło, a w dodatku Brukselka miała tu uwagę mamy całą dla niej (no prawie, bo w końcu był jeszcze Brokuł i Koper!) to w końcu musiała opuścić to miejsce i zostać mianowana na uczennicę. Czuła, że to już niedługo. Ostatnio Pokrzywowy Wąs coraz częściej witał w tym legowisku, a w dodatku w rozmowach z liliową kotką starał się przemycić opisy terenów, technik walk i polowań, jakby miały ją przygotować na przyszłą rangę. Mimo tego, że Brukselce bardzo nie podobały się całe te klany oraz większość wilczaków, to kociakiem wiecznie być nie mogła. Już wolała zostać tym uczniem i wykonywać rozkazy jakiegoś głupiego kota, jakby była jakimś niepotrzebnym pionkiem, niż być już silna i dorosła, siedząc pod opieką mamy. To było bardzo upokarzające, ale na pewno nigdy by się nie wydarzyło. Sosnowa Gwiazda była na tyle podła i okrutna, że wyrzuciłaby takiego kota bez wahania, na zbity pysk, albo może nadałaby mu karne imię w stylu “Dziecinna Łapa” albo “Niewychowana Łapa”, a wtedy też by taki przypadek pobiła i naznaczyła bliznami. Przynajmniej tak było w przypadku biednej Głupiej Łapy, a raczej Skarabeuszowej! Brukselka nie miała pojęcia, co dokładnie zrobiła ta uczennica, ale na pewno nie zasługiwała na taką karę. Nawet jeśli Brukselka nie przepadała za wilczakami, tak obcej kotce bardzo współczuła. Może to dlatego, że większą nienawiścią zdecydowanie darzyła przywódczynię? Ona to mogłaby ukarać największego zbira, ale i tak w oczach Brukselki byłaby tą “gorszą”. Chociaż może ona już jest tą gorszą? Nie wiadomo co w trakcie swojego żywotu zdążyła już zrobić! Pewnie wiele, wiele złego. To dziwne, że ci głupi obywatele Klanu Wilka wciąż za nią podążają. Ona jest jedna, a ich jest wielu. Na pewno, gdyby tylko przejrzeli na oczy, to udałoby się zrzucić okrutną liderkę z posady. Wtedy skończyłaby kilka lisich ogonów pod ziemią, chociaż ona z całą pewnością nie zasługuje na żaden należyty pochówek! Najlepiej by było, jakby ją psy bezlitośnie rozszarpały na kawałeczki. Może to się wydaje trochę brutalne, a raczej to jest trochę brutalne, ale Brukselka na całym świecie niczego nienawidzi bardziej niż samej Sosnowej Gwiazdy, bo to ona przewodzi reszcie głupców. Reszta przywódców pewnie wcale nie jest od niej lepsza. Jak tylko liliową kotkę zmuszą do opuszczenia tego miejsca, to wyrwie się poza obóz i odszuka resztę tych parszywych kotów i zrobi z nimi wywiad. W taki sposób się przekona czy oni również zasługują na stracenie… albo może po prostu poczeka, aż wybiorą ją na jakieś zgromadzenie? To zdecydowanie wydaje się łatwiejszą opcją… no i bardziej realną dla kotki takiej jak ona. W końcu w hierarchii klanowej to ona jest nikim, no i to jest właśnie problem! W tym kodeksie tyle jest luk, co dziur w serze. Czemu niby tylko jeden kot ma decydować o życiu reszty, a dlaczego ta “reszta” jest niczym innym niż szczurami skąpanymi w błocie? Ci liderzy na pewno sobie myślą, że i Brukselką będą sobie pomiatać, ale się bardzo mylą! Liliowa kotka jest całkowicie świadoma ich złych zamiarów, no, albo po prostu ma jakieś urojenia. Cóż, w tym wieku na pewno się to zdarza. Jej kreatywność jest teraz bujna, szczytowa. Być może jak ją wrzucą do zimnego jeziora i każą ćwiczyć, to jej przejdzie, a może nie? Może już na zawsze zostanie buntowniczką — czujną buntowniczką! Tylko to też już może pod jakieś zaburzenia podejdzie? Ona to raczej zdrowa jest, zdrowa też ma pozostać! Nie po to ma dwójkę (chyba) kochających się rodziców i ciepły kąt w legowisku, żeby wyrastać na kolejnego dzikusa. W sumie to ona chyba nie lubi takich kotów, takich zgarbionych ze świdrującym wzrokiem i chorymi opiniami, więc jest szansa, że sama się taka w przyszłości nie stanie. Kalafior na pewno by nie chciała, a skoro Kalafior nie chce, to Brukselka też nie. Tak już działa ta miłość córki do własnej matki, prawda? Liliowa kotka ma jej bardzo sporo. Nikt by się chyba nie zdziwił, gdyby tak ktoś rozkroił serce Brukselki, a tam by się ukazała kotka biała jak śnieg ze skarpetą na ogonie. Liliowa kotka bardzo otwarcie pokazuje miłość do swojej rodzicielki, trochę mniej do swojego ojca, ale jego też bardzo kocha.

No a skoro dotarliśmy już do tematu rodziny, to może warto będzie przedstawić opinie Brukselki na temat każdego z nich? Kotka poznała już trochę swoich krewnych, a tym bardziej wykreowała sobie w głowie kilka słów na ich temat. Pierwszą z nich oczywiście jest Kalafior, czyli jej przecudowna, najpiękniejsza i najlepsza mama pod słońcem! Koteczka ma chyba na niej jakąś obsesje, czy coś takiego. Najchętniej to by z nią uciekła gdzieś daleko od klanów i zamieszkała w wygodnej, przytulnej norce. Kalafior na pewno marzy o życiu samotnika. Brukselka zdążyła już zauważyć, że białej kotce w Klanie Wilka nie do końca się podoba, ale jest tu ze względu na Pokrzywowego Wąsa i swoje dzieci. Brukselka dobrze pamięta dzień, w którym tak jakby trochę się pokłócili. Wtedy Kalafior powiedziała, że w klanie jest niebezpiecznie, ale miała rację! Tutaj, w Klanie Wilka, wiele kotów szydzi z Brukselki i jej rodzeństwa, że przecież są półkrwi, że są pieszczochami i takie tam… ale zazwyczaj liliowa kotka ich nie słucha, tylko uważa za jakichś zakompleksionych, zapchlonych i brudnych zazdrośników, bo przecież wśród wilczaków z całą pewnością się od nich roi. Oczywiście nie licząc jej taty, którego bardzo lubi! Z tego, co jej opowiadał, wynika, że kiedyś był bardzo energiczny i głośny, tak samo, jak ona. Tylko po znalezieniu tak bliskiej jemu sercu kotki i założeniu rodziny stał się jakiś spokojniejszy. Brukselka chyba nie chce więc zakładać rodziny, jej się podoba jej własna osoba. Poza tym niebieski kocur przynosi jej skóry różnych zwierząt, czasami także obdarowuje ją kwiatami i piórami, a z tych wszystkich rzeczy Brukselka wykonuje różne akcesoria, ubrania, dodatki. Ona bardzo lubi to robić! Czasami się zastanawia, czy nie lepiej by było, jakby się kiedyś zbuntowała i wymusiła na Sosnowej Gwieździe stworzenia nowej rangi. Może właśnie takiej rangi… jakiejś stwórczyni? Projektantki? Na pewno Brukselka byłaby w stanie wytwarzać rzeczy, które by klanu pomagały, chociaż ona za bardzo o dobro klanu to się nie troszczy. To w takim razie może te rzeczy pomogłyby Pokrzywowemu Wąsowi, Kalafiorowi, Brokułowi albo… Koprowi? Chociaż o nim to akurat myślała niechętnie. Według niej Kuper był nudny i tajemniczy, ale w złym znaczeniu. Kotka uważała, że jej brat próbuje zgrywać kogoś ważnego i poważnego, takiego złowieszczego! Ale dopóki jest tylko małym kocięciem, to wygląda raczej żałośnie. Gorzej będzie, jak już finalnie zostanie wojownikiem i poczuje się lepszy od reszty. Brukselka już drżała ze strachu! (Wcale nie). Do oceny został jeszcze tylko Brokuł, no i na upartego można by było też wepchnąć jej dziadków, ale ich zostawi się na później. W każdym razie, biały (a może zielony?) kocur był według Brukselki bardzo zacny! Co prawda trochę przygłuchy, ale wciąż fajny! Zawsze potrafił się dobrze bawić, a przede wszystkim lubił Brukselkę i nie fochał się na nią o byle co. Poza tym nie próbował jej też w żadnym stopniu wykluczyć, czego nie można było powiedzieć o Koperku. On to cały czas starał się Brukselce dogryźć, co ją potwornie wpieniało, no bo ile można! Zawsze tylko ją stawiał w złym świetle i odtrącał. Chociaż może to i lepiej. Ona nigdy by nie chciała się z nim przyjaźnić.

Trochę szkoda, że tak bardzo siebie nie lubią, bo w końcu są rodzeństwem. Rodzeństwo powinno się wspierać, prawda? Nie po to przyszli na świat z miłości tej samej dwójki kotów, aby zachowywać się wobec siebie jak obce koty. Co jednak biedna Brukselka ma począć, jeśli jej brat jest jej znienawidzonym typem kota? Nie zmusi go przecież do zmiany! W sensie może by mogła, ale chyba jej się nie chce użerać z kimś takim jak Koper. Takim dziwnym, zacofanym, żyjącym we własnym świecie! Poza tym on sam raczej nie chce się zmieniać. Nie wygląda na takiego, co by w sobie widział wady. Raczej na odwrót! Pewnie myśli tylko o zaletach i zaletach, ale Brukselka nie ma co do tego pewności. Właściwie ze swoim liliowym bratem rozmawiała tylko raz… może dwa. Chyba w końcu powinna to zmienić? Na pewno tego chciałaby Kalafior, chciałaby, aby jej dzieci się dogadywały i wspierały w trudnych chwilach i żeby bezpieczne trzymały się w tym okrutnym Klanie Wilka, w którym przetrwają tylko najsilniejsi! No i też tacy, którzy mają kontakty z innymi kotami, a Brukselka, będąc taką dzikuską, raczej nieprędko je zdobędzie, więc może powinna jakoś wykorzystać przywilej bycia z kimś rodziną? Koperek może w przyszłości okazać się przydatnym sojusznikiem, ale z drugiej strony, czy Kalafior chciałaby, aby jej dzieci przyjaźniły się tylko ze względu na interesy? Raczej nie! Powinna ich połączyć prawdziwa, braterska miłość… która jak na razie gdzieś przepadła, gdzieś daleko w odmętach umysłów obu tych kotów. Być może z pomocą Brukselki kiedyś uda się ją odnaleźć i wywlec na światło dzienne, a wtedy liliowa kotka i liliowy kocur będą się trzymać razem!

***

Brukselkę już nie pierwszy raz zbudziły kroki jakiegoś kota, który właśnie wkraczał do żłobka. Nic dziwnego, sen liliowej kotki zazwyczaj jest bardzo płytki i niezmiernie łatwo ją z niego wybudzić. Nawet najcichszy szmer lub szept może sprawić, że jej ucho zacznie drgać, a ona sama zostanie wyrwana z krainy marzeń. Chociaż krainy marzeń to za dużo powiedziane! Ona rzadko miewa jakieś sny, zwykle po prostu zamyka oczy, widzi czarny obraz przez ułamek sekundy, a potem wstaje, zbudzona przez ciepłe promienie słoneczne. Brukselka jak tylko słyszy opowiadania innych kociąt o tym, co im się przyśniło, to sama robi się trochę zazdrosna. Ona też chciałaby zdobywać góry i doliny nie męcząc przy tym łap, a jednak nie może! Jak coś już jej się śni, to zazwyczaj jest niewyraźne, głupie i szybko o tym zapomina. W każdym razie okazało się, że gościem w żłobku jest nikt inny jak sam Pokrzywowy Wąs. Znowu przyszedł tu z uśmiechem na pysku i skórą z myszy w zębach. Liliowa kotka przecisnęła się przez swoich braci i pobiegła w jego stronę. Ciekawe co tym razem miał im do opowiedzenia? Ostatnio cały czas rozmawiał tylko o sprawach związanych z rangą wojownika. On naprawdę chciał, aby jego dzieci poszły w jego ślady. Trochę to smutne, wiedząc, że Brukselka wcale nie widzi siebie grzejącej tyłek w Klanie Wilka aż do późnej starości. No cóż, przynajmniej Pokrzywowy Wąs może jeszcze liczyć na Brokuła i Koperka! Oni raczej wyglądają na takich, co w Klanie Wilka zostaną i nigdy go nie opuszczą.
— Cześć tato! — przywitała się Brukselka, podchodząc do niebieskiego kocura. Liliowa kotka po jakimś czasie usłyszała, jak coś pędzi w jej stronę. Gorączkowo obróciła głowę i wtedy dostrzegła biegnącą w jej stronę białą kulkę, a właściwie to nie białą, a raczej zieloną. Nikt w żłobku nie ma takiego nietypowego koloru oprócz… Brokuła! Przygłuchy kocurek stanął chwiejnie tuż obok swojej siostry. Brukselka nie mogła powstrzymać się od cichego zachichotania.
— Tata! — krzyknął Brokuł. Jego głos zaczął świdrować w głowie liliowej kotki, która została bezpośrednio narażona na jego donośny wrzask. Brukselka wykrzywiła swój pyszczek w niezadowolonym grymasie i delikatnie pacnęła swojego brata łapą.
— Ciszej, Brokule! Nie musisz być taki głośny, wszyscy doskonale cię słyszą! Gwarantuje ci to, że jak tak krzyczysz, to cię nawet koty z Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd zauważają! — fuknęła. Nie chciała jednak obrażać się na brata, szybko wylizała nastroszone futro na piersi i wzięła głęboki oddech. Na jej pysku ponownie zagościł uśmiech.
— Masz nam coś do opowiedzenia, tato? — spytała zaciekawiona. Była ciekawa, czy znowu będzie jej dane usłyszeć te same historyjki po raz dziesiąty. Wojownik przytaknął głową i odłożył skórę na ziemię. Jego mina stała się o wiele bardziej poważniejsza. Brukselka rzuciła z ukosa na Brokuła, który wciąż cieszył się jak mały kociak. W jego oczach błysnęła iskierka zaciekawienia. Pokrzywowy Wąs odchrząknął.
— Oczywiście, że tak. Kim bym był, gdybym przychodził tu z pustymi łapami i pustą gębą! — mruknął. Brukselka zaśmiała się pod nosem, a Brokuł chyba nie załapał żartu. Jego mina była taka sama jak przed chwilą. Widać, że cieszył się chłopak!
— Dziś opowiem wam o kodeksie wojownika… jego znajomość bardzo pomoże wam w przyszłości na treningach! Wasi mentorzy będą od was wymagać posiadania jego zasad w małym paluszku! — miauknął poważnie. Oba kociaki rozsiadły się wygodnie i zaciekawione postawiły uszy na sztorc. Pokrzywowy Wąs widząc, że jego widownia go słucha, kontynuował przemowę.
— Wiecie ile punktów jest w kodeksie? — zapytał, ale w odpowiedzi otrzymał jedynie ciszę.
— No dobrze, to ja wam powiem! Punktów jest 12, każdy równie ważny co poprzedni — stwierdził, kiwając powoli głową. Brukselka przewróciła oczami. Nie chciała poznawać wszystkich 12 punktów kodeksu wojownika, którym i tak się nie stanie! No… ale nie chciała też zawieść swojego ojca… więc musiała udawać, że choć trochę jej na tym zależy. Przełknęła głośno ślinę i wymusiła na swoim licu uśmiech.
— Ojej! W takim razie może nam je przedstawisz? — spytała, jej zaciekawienie w głosie brzmiało trochę sztucznie. Pokrzywowy Wąs chyba to zauważył, ale nic na ten temat nie powiedział.
— Cóż, na pewno ich wszystkich nie zapamiętacie, ale… po prostu chodzi o to, że musicie bronić i chronić swojego klanu, szanować jego tradycje i zwyczaje. Nie tolerujemy uciekinierów, zdrajców. Opuszczanie klanu i przechodzenie do innego jest zabronione i nie będzie tu tolerowane, ale jeśli chodzi o was, to nie mam się o co martwić, prawda? — miauknął. Brukselka pokiwała głową.
— No jasne! — odpowiedziała od razu. Niebieski kocur się uśmiechnął. Wyglądał, jakby właśnie kamień spadł mu z serca.
— Poza tym, jak już zostaniecie uczniami, a potem wojownikami, to waszym obowiązkiem zostanie wyznaczanie granic i ich pilnowanie. Musicie przegonić każdego intruza, który bez pozwolenia wtargnie na nasze tereny i będzie siać zamęt — stwierdził.
“Zwykłe oczywistości! Każdy głupi kociak wie, co spocznie w przyszłości na ich barkach” westchnęła.
— No, więc ja też mam własne obowiązki. Teraz muszę już iść, aby je wykonać. Staram się być przykładnym wojownikiem, mam nadzieję, że w przyszłości zobaczę w was siebie samego — mruknął. Ostatni raz rzucił wzrokiem na kociaki, po czym zniknął w wyjściu ze żłobka. Brukselka odetchnęła z ulgą.
“No nareszcie sobie już poszedł! Ile można było udawać, że interesuje mnie jakiś głupi kodeks” pomyślała, przewracając oczami. W drodze powrotnej do legowiska mamy liliowa kotka sprzedała kuksańca swojemu bratu. Brokułek zatrzymał się gwałtownie.
— Brokułku! Cześć — mruknęła.
— Cieszysz się na zostanie uczniem? Chciałbyś już móc wychodzić obozu? — zapytała. Miała nadzieję, że jej braciszek również nie jest zadowolony na nadchodzącą ceremonię i wreszcie znajdzie jakieś oparcie, kogoś, z kim będzie się zgadzać.
— No pewnie! Nie mogę się doczekać, aż w końcu będę mógł ganiać za wszystkimi motylkami i tarzać się w trawie na rozległej łące! — krzyknął. Brukselka westchnęła.
“No nic. Próbowałam” pomyślała.
— Ja też nie mogę się już doczekać! Chcę wreszcie wyrwać się z obozu i spędzić czas wśród natury, rozumiesz? Chcę słuchać śpiewu ptaków i szumu wody! — przyznała. Brokułek jednak nie bardzo zwracał już uwagi na jej słowa. Był zajęty wiciem się na ziemi żłobka. Liliowa kotka nie zauważyła nawet momentu, w którym jej brat przypadł do ziemi.
— No chodź, pobawmy się! Ja mogę być psem, a ty kotem, no i razem zagramy w berka!

***

Brukselka maszerowała żwawym krokiem zaraz obok czarnej jak noc kotki o imieniu Jadowita Żmija. Była ona zastępczynią Sosnowej Gwiazdy i w sumie liliowa kotka nie wiedziała, czy ma czuć zaszczyt, czy może zgorszenie. Było już ciemno, na niebie widniały różnorakie gwiazdy. Niedawno kotka została rozdzielona od swoich dwóch braci, którzy mieli zostać zaprowadzeni w zupełnie inny kąt terenów niż ona. Było też dosyć chłodno, w końcu zawsze jak zachodziło słońce, robiło się mroźnie. Przyszła uczennica słyszała jedynie swój drżący oddech, kroki zastępczyni i pohukiwanie sowy. Trochę ją to martwiło, ale w razie czego miała przy sobie broń – pazury i kły. Tata opowiadał jej o wielkości tych ptaszysk i o ile dla rosłego wojownika nie stanowią za dużego zagrożenia, tak dla takiego kocięcia mogą być zabójcze. Przypadków porwania jakiegoś młodzika przez sowę było wiele, przynajmniej tak powtarzał jej Pokrzywowy Wąs. Brukselka walczyła sama ze sobą, czy może nie podpytać Jadowitej Żmii w sprawie kilku rzeczy, które trochę ją martwiły. Z jednej strony kotka nie chciała dostać ochrzanu od przywódczyni ani zastępczyni, ale z drugiej i tak nie miała nic do stracenia. Zawsze była przecież głośna i krnąbrna, więc wszystkie koty muszą się do tego dostosować. Przełknęła ślinę.
— Czy to na pewno bezpieczne? Dlaczego niby chcecie tracić przyszłych wojowników — burknęła, unosząc jedną brew do góry. W jej głowie odbijało się echem chrupanie kamieni i ziemi pod ich łapami. Po słowach Brukselki zapanowała cisza, przerywana jedynie ciężkimi oddechami czarnej kotki.
— Halo? — spytała. Jej głos był ostry i cięty, jakby nie chciała ukrywać niezadowolenia. Brukselka dostrzegła marszczący się zarys pyska Jadowitej Żmii. Było ciemno, ale mimo tego czarne futro kotki lśniło, oświetlone blaskiem księżyca. Ciężko było to przyznać, ale w nocy zastępczyni wyglądała majestatycznie. Mięśnie delikatnie rysowały jej się na łapach, a zielone oczy błyszczały w ciemności.
— W Klanie Wilka nie ma miejsca na słabe koty — odparła gniewnym tonem.
— Każdy musi najpierw przejść test, będąc sam w ciemnym lesie. To pokazuje waszą wytrwałość, ambicje i siłę! Gdybyście byli tylko głupimi, strachliwymi potworami to zwialibyście z miejsca i uciekli grzać tyłek do pieszczochów! Takich w Klanie Wilka nikt nigdy nie powita z otwartymi ramionami! — dodała, po czym zaczerpnęła powietrza w swoje stare płuca.
— A potem uczniowie muszą się zmierzyć ze sobą w walce, aby udowodnić, że cokolwiek wynieśli z treningów. Są koty zbyt leniwe, aby podjąć się nauki i nadają się tylko wyłącznie na wygnanie, bo nikt za nich obowiązków nie będzie wykonywał — warknęła. Brukselka spuściła wzrok ze starszej kotki i spojrzała na swoje łapy.
— Nawet niedawno znalazł się taki przypadek, któremu nie dało się przemówić do łba. Polna Łapa, może kojarzysz. Krnąbrna i głupia, nie dało się jej zmusić do nauki — splunęła. Liliowa kotka przewróciła oczami.
— Może jakbyście w klanie mieli inne metody nauki, to może inni chętniej by się uczyli! — burknęła. Jadowita Żmija stanęła jak wryta i odwróciła się w stronę Brukselki. Młoda kotka znieruchomiała. W zielonych ślepiach kotki widać było złość, poza tym za nią rysowało się ogromne drzewo pozbawione liści. Jego gałęzie wyglądały jak ogromne szpony.
— Co masz na myśli? — rzuciła ostro. Brukselka zmarszczyła brwi.
— Po co wszystko robicie tak brutalnie! Życie w ciągłym strachu na pewno wpływa na samopoczucie takich uczniów, przez co są mniej wydolni — odparła.
— Co ty wiesz o życiu i ciągłym strachu! Dopiero co cię matka spod ciepłej pierzyny wypuściła, a ty mi będziesz coś mówić o przerażeniu i stresie! — warknęła. Liliowa kotka chciała coś powiedzieć, ale Jadowita Żmija jej przerwała.
— Idealne miejsce dla ciebie, prawda? Za karę zostajesz tu, pod tym drzewem. Jeśli tylko się stąd ruszysz o choćby lisi ogon, to gwarantuję ci, że wylecisz z tego klanu! — syknęła, wymijając przyszłą uczennicę i szturchając ją przy tym w bok.
— Doskonale rozumiem, dlaczego Sosnowa Gwiazda wybrała właśnie mnie na odprowadzenie cię do miejsca docelowego. Jesteś pyskata! Nikt inny nie zrobiłby z tobą porządku tak, jak ja to zrobię — dodała, nie odwracając nawet głowy w stronę Brukselki.
— Powiadomię przywódczynię o całym zajściu, nie uniknie cię kara — rzuciła pod koniec, po czym zniknęła w ciemności. Liliowa kotka wystawiła język, na jej pysku pojawił się grymas.
— Co za! Wredne to takie, okropne! — splunęła, siadając ciężko przed drzewem. Teraz musiała tu czekać aż do świtu, w mrozie i chłodzie, z towarzyszącym jej pohukiwaniem sów i szumem wiatru. Już chyba wolałaby zginąć!

Czas mijał, a napięcie narastało. Brukselka była bardzo czujna, wręcz za czujna! Nie potrafiła w głowie ułożyć sobie myśli, była zbyt bardzo skupiona na utrzymaniu się przy życiu. Każdy dziwny dźwięk ją płoszył. BARDZO nie chciała umierać, nie chciała zostawiać swojej matki, ojca, Brokuła, a nawet tego… Kopra, za którym od małego nie przepadała. Gdzie podziała się jej duma? Pewność siebie? Teraz już nie miała do kogo ani na kogo krzyczeć. Dobrze, że nikt jej nie widział w tym momencie. Była tak skupiona, że pewnie zaczynała już wyglądać śmiesznie. Podłe wilczaki na pewno już by ją błotem obrzuciły i zwyzywały, brutalnie, jak to miały w zwyczaju. Nagle Brukselkę rozproszył trzepot skrzydeł nad jej głową. Zerwała się z miejsca i gorączkowo zaczęła rozglądać. Pazury jakby same jej się wysunęły, a kły obnażyły. Na niebie dostrzegła zarysowaną sylwetkę, chyba sowy. W dodatku w szponach trzymała najpewniej swoją zdobycz. Liliowa kotka nie była w stanie zidentyfikować znalezionego przez sowę przedmiotu. Mysz nie mogła to być, to zdecydowanie było coś większego. Młody lis? Nie, sowy raczej nie polowały na lisy! Może to był jakiś szczeniak psa? Tylko co miał tu robić pies? A może był to… kociak! Brukselka zamarła, serce podeszło jej do gardła. Nie myśląc ani chwili dłużej rzuciła się w pogoń za ptakiem.
— Ty! Głupie ptaszysko! Wracaj tu! — krzyczała rozpaczliwie. Niestety sowa była szybsza, a w dodatku potrafiła latać. Odfrunęła. Brukselka przysiadła na skrawku ziemi, ledwo dysząc. Jej oddech był głośny, ale jeszcze głośniejsze były jej myśli.
“To Brokuł czy Koper? A może jakieś dziecko samotników?” myślała. Nie mogła nic już zrobić, było za późno. Pozostało modlić się o to, że był to ktoś obcy kotce. Po długiej chwili Brukselka podniosła się z miejsca. Wciąż ciężko jej było brać do płuc oddechy, a łapy bolały ją niemiłosiernie. W przerażeniu biegła szybciej niż zazwyczaj, co trochę ją wyczerpało. Teraz musiała wrócić pod to drzewo, o ile nie chciała problemów. Jadowita Żmija chyba by ją udusiła! Kto wie, do czego zdolni byliby ci popaprańce, być może Sosnowej Gwieździe znowu by coś odbiło i zamiast Brukselkowej Łapy pojawiłaby się Strachliwa Łapa. Na pewno wszystkie koty w klanie rzucałyby na nią pogardliwe spojrzenia, w dodatku jeszcze dochodzi fakt, że jej matka była samotniczką. Och, Brukselka nie nadawała się do klanu! W ogóle to Kalafior nie powinna iść razem z tym Pokrzywowym Wąsem do wilczaków, powinna zostać tam, gdzie było jej najlepiej, gdzie była szczęśliwa. W klanie się marnowała! Wszyscy i tak widzieli w niej kogoś obcego, kogoś niegodnego tytułu wojownika. Biała kotka już dawno powinna uciec, a wtedy Brukselka zabrałaby się razem z nią i obie jakoś by sobie poradziły.

Słońce powoli już wschodziło nad horyzont. Wciąż było zimno, ale teraz Brukselkę ogrzewał promyk nadziei, że będzie w końcu mogła wrócić do obozu i odpocząć. Zdążyła już zapomnieć o poprzednim incydencie z sową i czymkolwiek, co trzymała w swoich szponach. Teraz skupiała się jedynie na przetrwaniu do momentu, w którym przyjdzie tu po nią jakiś wojownik i ją zabierze. Nie, żeby wcześniej o tym nie myślała, bo myślała! Cały jej pobyt tutaj to było wieczne zamartwianie się o to, co przyniosą kolejne uderzenia serca. W dodatku oczy już się jej kleiły, chciała tylko spać! Jak tylko wróci do obozu, to padnie na pysk, no, chyba że Sosnowa Gwiazda zażyczy sobie ceremonii natychmiastowej.
Ugh.
Brukselka nie mogła już dłużej tak sztywno siedzieć. Nie potrafiła. W pewnym momencie po prostu rozłożyła się na płasko przed tym cholernym drzewem i robiła wszystko, co w swojej mocy, aby nie zmrużyć oczu i nie zasnąć. Było ciężko. Wiatr brzmiał, jakby specjalnie dla niej tworzył teraz kołysankę. Już miała zasypiać, gdy nagle usłyszała czyjeś kroki. Podniosła się z miejsca jak poparzona, nie chcąc mieć problemów, gdyby w razie czego ktoś pomyślał, że zasnęła. Brukselka dostrzegła idącego w jej stronę wojownika. Tym razem nie była to Jadowita Żmija, którą w nocy ją tu odprowadziła, a był to Prążkowana Kita. On akurat był raczej miły, przynajmniej z tego, co liliowa kotka zdążyła wyhaczyć. Mimo tego i tak go nie lubiła, przecież był wilczakiem.
— Brukselko? — miauknął niepewnie. Kotka podbiegła do niego i stanęła tuż przed nim.
— Tak, to ja! Pfff, to czuwanie było takie proste! Zero problemów, zero trudu, wszystko przebiegło jak po lodzie — zaśmiała się. Jej głos był lekko senny, Brukselka chyba sama już nie do końca wiedziała, co mówi. Starała się jednak zachować pozory wcale nie wzruszonej tym czuwaniem, nie chciała wyjść na słabiaka.
— To dobrze. Przywódczyni kazała mi po ciebie przyjść — odparł. Liliowa kotka uśmiechnęła się.
— W takim razie się rusz! Nie wytrzymam w takiej nudzie ani chwili dłużej — stwierdziła i zaczęła na ślepo iść w którąkolwiek ze stron. Nie miała pojęcia, gdzie znajdował się obóz.
— Nie w tą stronę — mruknął cętkowany kocur. Brukselka od razu zawróciła i poszła w inną stronę.

Gdy Brukselka dotarła do obozu, obok niej stał już Koperek. Nie było jednak Brokuła. Liliowa kotka trochę się tym faktem zmartwiła. Nawet trochę bardzo. Przypomniała jej się ogromna sowa, która przeleciała nad jej głową, trzymając coś w swoich szponach. Czy naprawdę to właśnie ona mogła przyczynić się do nieobecności białego kocura? A może po prostu został wyniesiony najdalej ze wszystkich i droga była po prostu dłuższa? Powinien zaraz wrócić, prawda? Tak się jednak nie działo. Po Brokuła została wysłana szylkretowa wojowniczka o imieniu Zalotna Krasopani, która długo nie wracała. Brukselka zaczęła podejrzewać nawet, że może coś stało im się po drodze. Jej wątpliwości zostały jednak rozwiane z chwilą, w której kotka wkroczyła do obozu. Było po niej widać, że nie jest zadowolona.
— Nie było go tam — rzuciła krótko, podchodząc do Sosnowej Gwiazdy. Brukselka postawiła uszy i małymi kroczkami zbliżyła się do obu kotek.
— Zostały po nim jedynie piórka i kilka kropel krwi — przyznała, pysk Zalotnej Krasopani wyglądał na bardzo poważny, ale bez żadnych większych emocji. Czy na serio nikt nie przejmował się porwaniem jednego z kociąt?
— Zapewne podczas czuwania porwała go sowa — dodała jeszcze. Liliowa kotka zmarszczyła brwi i tak naburmuszona odeszła gdzieś w kąt. Przy okazji kopnęła kamyk.
“Głupie klany! Głupie tradycje!” pomyślała. Jej oczy delikatnie się zaszkliły, ale starała się ten fakt ukryć. To właśnie przez durne przekonania wilczaków biedny Brokuł był teraz nie wiadomo gdzie. W najlepszym wypadku mógł być teraz na samotniczych terenach albo u dwunożnych, w najgorszym mógł przesiadywać już na niebie i obserwować wszystkich z góry. Był jeszcze taki młody, energiczny i ucieszony! Całe życie miał przed sobą, ale wszystko zostało zniszczone w tamtej chwili! Czy jeśli biały kocurek jakimś cudem przeżył, to czy na pewno sobie poradzi? W końcu nawet nie nauczył się walczyć, polować. Niczego się nie nauczył, bo nie było mu dane! Być może jakimś dziwnym trafem uratuje go koci instynkt, podpowiadając mu jak zdobywać pożywienie? Oby. Albo może uda mu się zawędrować do innego, lepszego klanu? Jeśli tak, to Brukselka będzie go wyczekiwać na zgromadzeniach.
— Czuwanie tej dwójki uczniów zostało zakończone. W nocy z obozu wybyła trójka kociąt, ale wrócili tylko oni, najsilniejsi. Wykazali się dumą i odwagą, udowadniając, że należy im się nowe imię oraz nowa ranga — rozległ się głos Sosnowej Gwiazdy.
— Niech więc wszystkie koty zdolne do samodzielnego polowania zbiorą się dziś na obozowej polanie, aby dokonać ceremonii! — zakończyła. Rozległ się gwar, koty zaczęły się plątać w obozie, zbierając się przed przywódczynią.

***

Brukselka stanęła gdzieś w tłumie, obserwując z niezadowoloną miną przywódczynię. Sosnowa Gwiazda jednak ani razu nawet nie rzuciła w jej stronę, chociaż może to i lepiej. Gdyby czarna kotka dostrzegła złość i zirytowanie liliowej kotki, pewnie zrobiłaby jej o to jakieś problemy. Przyszła uczennica westchnęła i rozluźniła pysk. Czekała teraz na przyznanie jej nowego imienia i mentora jak na wyrok śmierci. Chyba już pogodziła się ze swoim losem.
— Koperku, ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz zwany Koperkową Łapą. Twoim mentorem zostanie Blade Lico. Mam nadzieję, że przekaże ci on całą swoją wiedzę — usłyszała. Uśmiechnęła się pod nosem, jej brat nie lubił, jak nazywało się go Koperkiem, znacznie bardziej preferował imię Koper. Na całe szczęście nie było to jego oficjalnym imieniem, więc wszyscy zwracali się do niego tym znienawidzonym przez kocurka. Brukselka nagle trochę zbladła i jej wzrok przesunął się na jej łapy.
“Chyba powinnam trochę go wesprzeć, a nie wyśmiewać i cieszyć się z jego niezadowolenia. Albo to on powinien wesprzeć mnie? Przecież to ja zawsze byłam bliżej z Brokułem, którego teraz nie ma! Koper chyba za bardzo go nie lubił, pewnie jest obojętny co do jego zaginięcia” pomyślała. W sumie jej relacja z bratem była skomplikowana. Niby przez tyle księżyców żyli pod jednym dachem, ale Brukselka nic o nim nie wiedziała. W sensie słyszała coś o tym, że niby nie uważa się za kocura… ale to w takim razie za kogo? Nie była pewna jak ma do niego mówić, bo on sam na nic się nie skarżył. Może powinna się zapytać? No i przy okazji spróbować jakoś polepszyć ich relacje… skoro teraz z rodzeństwa mają tylko siebie. W każdym razie trudno. Dziś był dzień ceremonii, a nie zamartwiania się o rzeczy do załatwienia w przyszłości. Nie mogła przegapić momentu, w którym przywódczyni wywoła ją na środek, przydzieli mentora i nada nowe imię. Nie mogła przegapić, ale w głębi duszy bardzo by chciała. Z całego serca nienawidziła klanów i wszystkiego, co z nimi związane. Brukselka obserwowała, jak biały niczym śnieg kocur styka się nosem z fioletowym kocurkiem, a następnie oba koty znikają gdzieś w tłumie. Przyszła uczennica podniosła głowę do góry, a jej końcówka ogona zaczęła drgać z ekscytacji i napięcia. Atmosfera jakby gęstniała, a czas zdawał się zwalniać. Teraz kotka skupiła się na zaletach awansu, aby choć trochę przypominać ucieszoną. Na myśl o samotnych wędrówkach poza obóz w jej oku pojawiła się iskierka.
— Brukselko, ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, byś została uczennicą. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz zwana Brukselkową Łapą. Szkolić cię będzie... Syczkowy Szept — przemówiła Sosnowa Gwiazda. Liliowa kotka przecisnęła się przez kilka kotów i wysunęła na środek polany. Otaczała ją spora ilość kotów, po których Brukselka się rozejrzała. Uśmiech mimowolnie wkradł się na jej lico. Poczuła… dumę? Tylko nie wiedziała skąd i dlaczego! Przecież nie chciała zostawać uczennicą, nie chciała stosować się do jakichś głupich klanowych zasad. Dlaczego się cieszyła? Dlaczego na sercu zrobiło jej się jakoś cieplej? W sensie przynajmniej przez chwilę. Dostrzegając swojego mentora wkraczającego na polanę, zrobiło jej się jakoś gorzej. Pręgowany kocur wyglądał jak jakiś dziwak! Brukselka zaciągnęła się powietrzem. W dodatku on śmierdział. Śmierdział jakimś kurzem i ususzonymi liśćmi. Liliowa kotka ugryzła się w język, aby powstrzymać się od jakiejś niemiłej uwagi. Gdyby nie fakt, że obecnie był tu zebrany cały klan, pewnie zaczęłaby krzyczeć na cały obóz. Może dostanie kogoś takiego za mentora było tą karą wspomnianą przez Jadowitą Żmiję? Jak się można domyśleć, iskra w jej oku zniknęła, a ogon znieruchomiał i opadł. Obrzuciła Syczkowy Szept wzrokiem pełnym wątpliwości i niechętnie stuknęła się z nim nosem. Od razu jakby przeszedł ją dreszcz, a kotka nie potrafiła powstrzymać swojego ciała od wzdrygnięcia się. Nie była zadowolona, ale w tym przypadku nie można jej było dogodzić. Cieszyłaby się tylko, gdyby za mentora dostała Pokrzywowego Wąsa albo swoją ukochaną matkę – Kalafior. Dwójka kotów zaczęła wracać w szeregi kotów.
— Jak ty miałeś na imię? Sraczkowy Szept? — spytała kąśliwie. Nie była dziś w za dobrym humorze, a ten głupi mentor jeszcze bardziej pogorszył sprawę. Sraczek wyglądał jak straszna mimoza, nie ma szans, że będzie choć trochę dobrym mentorem! Chociaż to może dobrze. Brukselkowej Łapie łatwiej będzie pomiatać kimś tak wrażliwym i delikatnym. Niebieski kocur nie wyjdzie z tych treningów cało, a Brukselka tego dopilnuje. Będzie tak bardzo uszczypliwa, że Syczek sam nie wytrzyma i w końcu się podda! Może wtedy kotka dostanie za mentora kogoś bardziej ogarniętego… na przykład Pokrzywowego Wąsa…
— Życzę ci powodzenia w szkoleniu mnie! — szepnęła mu do ucha. To trochę śmieszne, że tyle narzekała na podłość Klanu Wilka, a teraz sama wręcz kipiała z nienawiści. Tylko że ona miała jakieś tam wymyślone powody w swojej głowie, ale według niej Klan Wilka powinien się ogarnąć i bardziej dbać o członków. Może wtedy Brukselka wcale nie musiałaby być zła za to, że musi się szkolić! Może wtedy szczęśliwie mogłaby wymieniać się opiniami na temat treningów z Brokułem! Może wtedy mogłaby uczyć się z nim u boku i wzajemnie motywować, a tak to co? Była sama jak ten palec, ze śmierdzącym mentorem u boku i rodzicami, na których spadła teraz masa obowiązków, a raczej tylko na Kalafior. Pokrzywowy Wąs już wcześniej musiał się z nimi mierzyć.

***

Uczennicę obudził głos jakiegoś wojownika. Zmarszczyła brwi i fuknęła gniewnie, obracając się na drugi bok. Było wcześnie! Za wcześnie! W końcu udało jej się zasnąć, a teraz nagle ktoś ją wybudził. To niesprawiedliwe! Brukselkowa Łapa dalej nie dowierzała, że od dziś będzie musiała wykonywać wszystkie obowiązki, które wcześniej wykonywali inni uczniowie. Nie chciała chodzić na treningi, nie chciała słuchać się swojego mentora, nie chciała polować, walczyć, nie chciała też w razie czego zajmować się starszyzną, bo to ohydne! Rozluźniła pysk i ponownie chciała zanurzyć się w krainie słów, ale ktoś trącił ją łapą.
— Zostaw mnie! Poczekaj chwilę do jasnej ciasnej, zamiast mnie szturchać! — zezłościła się, otwierając zmęczone i senne ślepia. Wyglądała, jakby ją piorun trzasnął, pewnie w nocy się wierciła. Już teraz nie była zadowolona, a widząc pysk Sraczkowego Szeptu, zrobiło jej się jeszcze gorzej. Obserwowała go wzrokiem pełnym pogardy, jakby sama była prawowitym wilczakiem, który nienawidzi wszystkiego, co się rusza.
— Nie gap się tak! Zachowujesz się jak małe kocię! — fuknęła pod nosem, podnosząc się z miejsca i strzepując z futra resztki mchu. Jej głos był bardzo niewyraźny, więc pewnie Syczek nie zwrócił na to uwagi. Ziewnęła przeciągle, niebieski kocur wciąż tu był.
— Wynoś się na zewnątrz i tam na mnie poczekaj, musisz mi dać chwilę na ogarnięcie futra! — rozkazała mu. Zachowywała się jak jakaś księżniczka, która właśnie pomiatała swoim sługą. Tak jakby jeszcze nie zauważyła różnicy pomiędzy ich rangami i wiekiem, dla niej Syczek mógł być co najwyżej jakimś głupim kleszczem, a nie mentorem.
— Bo mi w przeciwieństwie do ciebie widocznie zależy na wyglądzie — dodała. Niebieski nie wyglądał na specjalnie uradowanego. Właściwie był trochę zszokowany. Nic dziwnego! Mimo tego jeszcze nic nie powiedział, co było trochę dziwne. Brukselka wykonała w jego stronę gest łapą, jakby chciała go wyprosić. Sraczek zamrugał kilka razy i finalnie powolnym krokiem opuścił legowisko uczniów.
“Ciekawe czy kiedyś mnie skarci za to zachowanie” pomyślała, uśmiechając się pod nosem.
“Wojownicy Klanu Wilka są tacy słabi i głupi!” zaśmiała się. Podniosła się ze swojego legowiska i wyciągnęła, po czym zaczęła wylizywać i układać swoje futro. Dawniej robiła to jej mama, ale teraz przecież nie mogła jej zawracać tym głowy, to by było dziecinne. Ten głupi Koper na pewno by Brukselkę wyśmiał za takie zachowanie, a to było niedopuszczalne! Uczennica za żadne skarby nie dopuści do takiego scenariusza, w którym jej brat jest od niej lepszy. Problem był taki, że ona nie za bardzo zamierzała się uczyć, więc tak czy siak, w oczach klanu będzie tą gorszą. Może będzie trenować w samotności, poza obozem, bez wkurzającego mentora u boku? To też zawsze była jakaś opcja. Teraz jednak nie mogła się wyrwać, wstała i opuściła legowisko. Jej futro zostało natychmiast oblane słonecznymi promieniami. Gdy wyszła z cienia, zrobiło jej się cieplej.
— Idziemy — usłyszała nagle głos swojego mentora. Jak zwykle, wszystko musiał popsuć! Brukselkowa Łapa podbiegła do niego żwawo, chociaż w głębi wcale jej się nie chciało. Oba koty wyszły poza obóz. Właściwie liliowa kotka dopiero po raz pierwszy miała okazję SPOKOJNIE przejść się po okolicy. Czuwania w nocy nie można było nazwać miłym i przyjemnym. To był istny koszmar! Zresztą nie tylko dla niej.

Koty szły już przez dłuższy czas. Brukselkowej Łapie zaczynało się już potwornie nudzić! Ile jeszcze miała zajmować się kwiatami, ścieżką, drzewami i wszystkim innym, czemu wcześniej nie miała okazji się przyjrzeć. Wystarczy jej zobaczenie jedynie jednego wróbla, jednej pszczoły i jednego motyla. Więcej nie musi. Poza tym było zimno! Chciałaby już wrócić do obozu i ponownie zasnąć. Nie wiedziała już jak umilić sobie czas, jej wzrok skupił się na Sraczkowym Szepcie. Uśmiechnęła się złowieszczo, ale potem ochłonęła i podniosła głowę do góry, jakby się nad kocurem wywyższała.
— Mam nadzieję, że przejdziemy się nad jakieś jezioro! Capi od ciebie zgnilizną, brudem i kurzem, mógłbyś się umyć! — burknęła dramatycznie. W odpowiedzi dostała jedynie ciszę.
“Kurka rurka. On coś za dobrze to wszystko znosi! W mojej obecności wypowiedział jak na razie tylko jedno słowo. Wkurza mnie to, strasznie wkurza! Jego spokój nie przetrwa na długo, ja już o to zadbam!” pomyślała, przewracając oczami.
“No błagam! Co jeszcze mam zrobić, aby on w końcu się poddał” westchnęła. Kotka przystanęła na chwilę i kopnęła leżący przed nią kamyk. Miała nadzieję, że uda jej się trafić w niebieskiego kocura, ale zamiast tego kamyk musnął jedynie jego futro i spadł gdzieś dalej na ziemię. Jej mentor zatrzymał się zaalarmowany nagłym trzaskiem.
— Pfff, nawet zwykłego kamyczka się boisz — zaśmiała się i popchnęła go lekko łapą. Czemu on ciągle milczał? Brukselkowa Łapa zmarszczyła brwi.
— No dalej! Powiedz mi coś, zwróć mi uwagę! — warknęła.

<Syczkowy Szepcie?>

[6009 słów]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz