Minęło parę dni od wypadku na drzewie. Od tamtej pory Sówka zachowuje się... No dziwnie. Nie zachowuje się tak jak wcześniej. Ciągle siedziała w legowisku uczniów, rozmyślając, czy zabiła białego kocura, czy może nie. Jak wychodziła, to tylko na treningi lub patrole. Czasem wychodziła też do legowiska medyczki, ale nie wchodziła do środka. Zatrzymywała się w wejściu i pytała o Mniszka. Dziś zrobiła tak samo. Poszła do Witki i zatrzymała się w progu. Latała spojrzeniem po prawie całym legowisku, próbując coś zobaczyć. Nagle jej wzrok napotkał wzrok Mniszka. Przestraszyła się i zaczęła się oddalać, lecz kocur ją zatrzymał.
- Sówko! Podejdź! - zawołał stłumionym głosem. Sówka niepewnie wykonała polecenie, nie chciała kolejnej kłótni, zwłaszcza po tym, co zrobiła. Powoli podeszła do jego posłania, a gdy się zatrzymała, powiedziała:
- Przepraszam Cię Mniszku! To moja wina, że zostałeś ranny. Miałeś rację, to wszystko moja wina...
Stali tak przez chwilę w ciszy. Czekoladowa kotka zastanawiała się, o czym teraz myśli ranny. Może uważa mnie za potwora? A może nie chce mnie już nigdy widzieć, a zawołał mnie tylko po to, by mi to powiedzieć? A może jej wybaczy? - w jej głowie kłębiło się tysiąc podobnych pytań. Cisza trwała niemiłosiernie długo, ale nikt jej nie przerywał. Po chwili ranny się odezwał:
- Jak twoja łapa? Mówiłaś, że cię boli... Powinnaś pokazać ją Witce, bo inaczej może czekać cię amputacją tak jak i mnie...
Kotka wlepiła w niego przerażone spojrzenie.
- Czeka cię a-amputacja..? Przepraszam! - krzyknęła przerażona, tym co zrobiła. Nie chciała tego, nie chciała nikomu nic zrobić.
- Jeszcze kilka urazów i możliwe, że nie będę miał tej łapy - powiedział pół żartem, co mu nie wyszło i pół serio - To jak twoja łapa?
- Sama wyzdrowieje. Jestem na tyle silna, że łapa wyzdrowieje - oznajmiła.
- Nie powinnaś zwlekać - do rozmowy dołączyła się Witka - Siadaj obok kolegi, a ja zaraz wrócę, muszę iść po zioła, bo ktoś wszystkie już zużył...
Kotka usłyszała w głosie Witki nutkę złości i szybko domyśliła się o kogo jej chodziło, z tym "zużyciem" ziół. Po chwili usiadła na posłaniu z mchu. Siedzieli tak w ciszy. Ta cisza dręczyła uczennice od środka. Sumienie cicho - pomyślała lekko się denerwując. Postanowiła przerwać ciszę.
- Wiesz może, co ci się stało? - zapytała, widząc dziwną, drewnianą konstrukcję przy jego łapie, ciągnącą się dalej, aż do barku.
<Mniszku?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz