Zdziwiła go propozycja burego. Zmrużył ślepia podejrzliwie. Nie wiedział, czy dogryzała mu samotność, czy chciał go wykorzystać do pogodzenia się z Aksamitką. Na co Srokosz nie miał zamiaru się zgadzać. Uniósł dumnie kitę do góry.
— Możemy się przejść. — mruknął w końcu, czując na sobie wzrok wojownika.
W milczeniu ruszyli w stronę wyjścia z obozowiska. Porywisty wiatr targał futra kocurów, gdy wchodzili na górę klifu. Mieszkanie w jaskini miało według Srokosza więcej minusów niż plusów. Wilgoć, ziąb i niemożność dojrzenia wroga z obozowiska utwierdzała go w przekonaniu, że Klifiacy mieli puste kamienie zamiast łbów. Doszli do niewielkiego lasu rozciągającego się na zboczu klifu.
— Zdajesz się zmęczony. — stwierdził niebieski, wodząc spojrzeniem po burym futrze.
Aż tak dobiło go odrzucenie Aksamitki? Srokosz zmarszczył nos. Bury zdawał się pozbawiony emocji. Niczym kamienny głaz. Zimny i pusty w środku. Myśl, że tak naprawdę rozpacza za szylkretką zdawała się dziwna, lecz nie znał kocura. Niedźwiedzia Siła mógł go jeszcze zaskoczyć. Dlatego też nie spuszczał z niego spojrzenia. Bury wydał z siebie pomruk.
— Mam dużo na głowie. — odpowiedział w końcu.
Srokosz uniósł brew. Bawienie się w pieska Lamparciej Gwiazdy było aż tak wyczerpujące? A może plotki o dzikim romansie kocurów, które szerzyły się po klanie były jednak prawdziwe.
— Aksamitna Chmura dała ci spokój, nie cieszysz się? — mruknął, jakby od niechcenia bacznie obserwując kocura.
Bury trzepnął uchem. Rozejrzał się po lesie aż spojrzał na niebieskiego.
— Coś sobie ubzdurała i nie mogę przemówić jej do rozsądku. — odparł Niedźwiedzia Siła. — Czekam aż sama będzie gotowa porozmawiać.
Srokosz zmrużył ślepia, idąc parę kroków do przodu. Nie wiedział za bardzo jaką minę miał teraz, a wolałby bury nie wiedział o nim zbyt wiele.
— Dobry pomysł. — mruknął w końcu do kocura. — Z daniem jej czasu. Jeszcze to zaginięcie jej brata. Bardzo to przeżywa, przyda się jej przestrzeń. — dodał, odwracając się w stronę wojownika.
Bury utknął na nim wzrokiem na uderzenie serca.
— Nie obchodzi mnie to. — stwierdził Niedźwiedzia Siła i ruszył dalej nie zważając już na Srokosza.
Niebieski obserwował oddalającego się wojownika. Czuł, jak łapy mu drżały z ekscytacji.
Gdyby tylko Aksamitna Chmurka mogła to usłyszeć.
* * *
Nie mógł znieść widoku godzącej się dwójki wojowników. Później tej sielankowej atmosfery miłości jaką rozrzucali wokół siebie, starając się na każdym kroku podkreślić, jak bardzo się kochają i jak wielka jest ich miłość. Do Srokosza wpadały czasem, zupełnie przypadkowo, fragmenty ich rozmów. O wspólnych posiłkach z samotnikami, kłótnie i inne bohomazy. Na domiar złego wojowniczka została zastępczynią, bo Grzybowej Gwieździe najwidoczniej zależało jedynie na rozpierdoleniu Klanu Klifu do końca, wybierając tą słodką idiotkę na swojego następcę. Szczytem tego wszystkiego była wieść, która rozeszła się po Klanie Klifu szybciej niż plotka o niedoszłym romansie Miśka z Lampartem. Aksamitna Chmurka była w ciąży. Irytacja niebieskiego wchodziła na nowe niepoznane poziomy, gdy tylko słyszał o kolejnych poczynaniach tej pary. Z każdym księżycem nie przestawali go zadziwiać. Niedźwiedzia Siła skończył w kociarni z młodymi, gdy Aksamitka pełniła dalej powierzoną jej funkcję. Srokosz potrafił wymienić co najmniej pięciu lepszych wojowników do objęcia pozycji zastępcy, lecz nie zamierzał w to integrować. Jeśli Klifiacy chcieli własnego upadku zamierzał się temu jedynie przyglądać w rozbawieniu.
Bura sylwetka napatoczyła, a bardziej stanęła swym ogromem, mu na drodze sprawiając, że zmarszczył brwi. Nie rozmawiali od tamtego dnia. Nie mieli powodów. Teraz tym bardziej. Srokosz sprawnie wyminął większego kocura, by zniknąć w odmętach mroku obozowiska, gdy do łba wpadła mu myśl. A bardziej przyjemna informacja, którą pewnego dnia ktoś się z nim podzielił. Odwrócił się w stronę już odchodzącego kocura.
— Niedźwiedzia Siło? — zawołał cicho kocura.
Ten zwrócił się w jego stronę. Brązowe ślepia, jak zwykle przepełnione pustką spoglądały na niego uważnie.
— Nie czujesz się czasem zbrukany? — zapytał, robiąc krok w stronę wojownika.
Bura sylwetka napatoczyła, a bardziej stanęła swym ogromem, mu na drodze sprawiając, że zmarszczył brwi. Nie rozmawiali od tamtego dnia. Nie mieli powodów. Teraz tym bardziej. Srokosz sprawnie wyminął większego kocura, by zniknąć w odmętach mroku obozowiska, gdy do łba wpadła mu myśl. A bardziej przyjemna informacja, którą pewnego dnia ktoś się z nim podzielił. Odwrócił się w stronę już odchodzącego kocura.
— Niedźwiedzia Siło? — zawołał cicho kocura.
Ten zwrócił się w jego stronę. Brązowe ślepia, jak zwykle przepełnione pustką spoglądały na niego uważnie.
— Nie czujesz się czasem zbrukany? — zapytał, robiąc krok w stronę wojownika.
<Misiek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz