Zmrużyła oczy, drgając lekko ogonem, nie ruszając się z miejsca nawet o milimetr, kiedy jeden z tych zdziczałych podkotów postanowił pokazać, jaki to on wielki i groźny, samiec alfa od siedmiu boleści. Zamiast tego stała prosto, patrząc w pysk pręgusa jakby niewzruszona. Była w gotowości jakoś głupio odpowiedzieć, lub też wymyślić spokojną odpowiedź pokroju pokój wam wszystkim i wytłumaczyć bardzo powoli, jakie ma zamiary i gdzie chcę iść oraz co zrobić, by przypadkiem ilość ich szarych komórek całkowicie nie odleciała, co najpewniej byłoby dość tragiczne w skutkach dla obu stron, jeśli zachować ich agresję. Nim jednak zdążyła do końca zaczerpnąć powietrze, pewna osoba postanowiła jej przerwać. Brązowe ślepia powędrowały na nową, zbliżającą się osobę, która zdecydowanie była wilczakiem. Burzaczce podniosła się lekko dolna powieka, zdradzając tym nieufność i zainteresowanie, jeśli tylko ktoś w tym momencie by zwrócił na nią swoją uwagę. Tak czy inaczej, korzystając z okazji, nie racząc nawet spojrzeć na dwóch osobników którzy chwilę temu postanowili zabawić się w groźby, wyminęła ich bez słowa kierując się na zewnątrz. Nie była zadowolona z towarzystwa, wręcz przeciwnie. Po co kotka się zgłosiła, chciała coś z niej wydobyć, przekabacić na swoją stronę, tylko zabawić, czy był to pretekst by odejść chociaż na moment od rozszalałych współklanowiczów? Kiedy natomiast ciszę przerwał jej głos, szylkretka strzepnęła jedynie uchem. Odezwać się, czy wciąż milczeć? Nie widziała powodów by się odzywać, a tym bardziej wchodzić w konwersację. Poza tym, czy kotka naprawdę w tej sytuacji spodziewała się pieśni dziękczynnej? Być może niektórzy byliby do tego skłonni, jednak calico w tej chwili chyba myśl ta nawet powodowała pętle w gardle. Postanowiła więc na razie milczeć, idąc wciąż dalej przed siebie, jakby rzep w postaci kotki za nią w ogóle nie istniał. Zamiast tego skupiła się bardziej na polowaniu. Nastawiła uszu, doszukując się znajomych zajęczaków lub też innych jadalnych istot, nie zwracając już uwagi na stojącą za nią kotką, która teraz widocznie pływała w niezręczności. Kto wie, być może udałoby się jakoś wilczaków nastawić na prawidłową drogę, by wreszcie oświecić ich ciemne umysły, ale musiałaby znaleźć odpowiednią sposobność i osobę, a jak na razie… czy owa kotka się do tego nadawała? Czy posłuchałaby słów Różanej, czy nadal tkwiła w przekonaniu, że postępuje słusznie, patrząc na świat zza przyciemnionych okularów? Zastępczyni ruszyła powoli w stronę wystających z traw uszu zająca.
Czas pokaże.
‧▪꙳◈◃♦――♜――♦▹◈꙳▪‧
Szylkretowe futro, chowając się przed żarem spadającym z góry (chociaż ten żywy w sumie mógłby upaść), poruszyło się chaotycznie, kiedy mocniejszy wiaterek zatańczył swojego walczyka. Różana Przełęcz, nie mając nic ciekawego w planach do zrobienia, obserwowała wilczaków oraz ich zachowania, oddzielając tych bardziej agresywnych od tych mniej, a te dwie grupy z kolei na bardziej myślących i, no, tych mniej myślących. Chciała znaleźć jakieś słabe ogniwa i powiązania, by w razie czego później móc wykorzystać lub coś zmanipulować na korzyść swojego klanu. W końcu Wilczaki czy nie Wilczaki, są połączonym ze sobą klanem w mniejszym, czy większym stopniu pokrewieństwa czy przyjaźni. W ten sposób może sobie na przyszłość zaoszczędzić pracy.
<Chryzia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz