Krwawnik dzielnie za nim dreptał. Zaraz po przekroczeniu wejściu do obozu postanowił udawać skazańca. Zwiesił nisko łeb i dotykał końcem ogona ziemi, smętnie szurając łapami za Krzemieniem.
Usłyszał jego cierpiętnicze westchnięcie, co niemalże wepchnęło mu uśmiech na pysk. Chociaż wojownik kierował swe kroki w ustronne miejsce, niebieskooki wciąż parł do przodu. A gdy starszy pojął, że ten podąża za nim, zatrzymał się i spojrzał na niego ze zdziwieniem, na co Krwawnik skulił się jeszcze bardziej.
— Ale n-nie bij — pisnął głośniej, próbując na nowo zgrywać poszkodowanego.
Krzemień skrzywił się lekko, ale widząc zainteresowanie przechodniów, odszedł pospiesznie, nie komentując tego. Odegrał to tak, jakby Krwawnik nawet nic do niego nie mówił.
Młodszego to nie usatysfakcjnowowało, ale nic nie powiedział, tylko skulił się na środku obozu.
Usłyszał jego cierpiętnicze westchnięcie, co niemalże wepchnęło mu uśmiech na pysk. Chociaż wojownik kierował swe kroki w ustronne miejsce, niebieskooki wciąż parł do przodu. A gdy starszy pojął, że ten podąża za nim, zatrzymał się i spojrzał na niego ze zdziwieniem, na co Krwawnik skulił się jeszcze bardziej.
— Ale n-nie bij — pisnął głośniej, próbując na nowo zgrywać poszkodowanego.
Krzemień skrzywił się lekko, ale widząc zainteresowanie przechodniów, odszedł pospiesznie, nie komentując tego. Odegrał to tak, jakby Krwawnik nawet nic do niego nie mówił.
Młodszego to nie usatysfakcjnowowało, ale nic nie powiedział, tylko skulił się na środku obozu.
***
Jego ulubiony wojownik trafił do starszyzny. Krwawnik nawet nie wiedział, ile kocur miał księżyców na karku, ale był zaskoczony, że naszła go taka nagła potrzeba na emeryturę. Nie wydawał się aż taki wiekowy, choć z tej sytuacji wynikało, że pozory mylą.
— Dzień dobry — rzucił z niewinnym uśmiechem w stronę Krzemienia. Nie był sam w legowisku, bo i Bielik miała tu swój kącik. Z dala od nich, a jednak wojownik wiedział, że warto pilnować języka.
— Witaj Krwawniku. Czym sobie zasłużyłem, że mnie odwiedzasz? — mruknął, patrząc na niego nadal chłodnym wzrokiem.
— Chciałem zobaczyć, jak się masz, Krzemieniu — wyrecytował z głowy przygotowaną wcześniej formułkę. — W końcu, starość daje w kość. Jesteś jeszcze w stanie chodzić? — lekko zakpił.
— Owszem, jestem. — I na potwierdzenie swoich słów, poniósł się na łapy. — Bycie starym nie oznacza, że już się dogorywa i czeka na śmierć — wyjaśnił.
— Może i nie, ale niektórzy starzeją się szybciej, inni wolniej. Z moich obserwacji zdecydowanie jesteś członkiem tej pierwszej grupy — rzekł z pokrzepiającym tonem głosu.
— Nie boję się śmierci, jeśli to masz na myśli. — Strzepnął uchem. — Nie powinieneś zajmować się szukaniem pożywienia? — spytał. Krwawnik doskonale wiedział, że w tym momencie starzec nie przejmował się aż tak losami klanu, a po prostu chciał się go stąd pozbyć.
— Od rana biegałem po skrajach terenów, przykro mi, ale pustki to pustki. Nie stworzę zwierzyny z niczego — prychnął. Krzemień doskonale znał ich aktualną sytuację i zdecydowanie oczekiwał zbyt wielkich cudów.
— Och jak mi przykro. Pewnie musisz być zmęczony. Nie lepiej iść odpocząć w legowisku? Nabiegałeś się sporo, łapy pewnie ci odpadają — miauknął, choć troska w jego głosie była sztuczna.
— Nie trzeba, wolę wykorzystać czas na rozmowy z mądrym staruszkiem z tego klanu, póki jeszcze żyje — odparł.
— A o czym niby chcesz ze mną rozmawiać? — Posłał mu podejrzliwe spojrzenie.
Parsknął cichym śmiechem, ocierając łapą pysk. Tematów mogło być wiele, ale i ich aktualne miejsce pobytu, a także obecność Bielik w kącie, przeszkadzała mu w zadawaniu tych szczerszych pytań.
Pozostało mu jedynie zakończyć to we właściwy sposób.
— O tobie — odparł, podnosząc na niego wzrok. — O tym, jak wdzięczny jestem ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Za każdy dodatkowy trening, motywujące słowa — mruczał z zadowoleniem te bzdury, obserwując z fascynacją każdą zachodzącą zmianę w mimice starszego. — Przez długi czas pilnowałeś mnie, chodząc za mną niczym cień. Szkoda, że o tym nie wiedziałem — rzekł z wyczuwalnym żalem, choć ostatecznie nic mu to nie zaszkodziło. — Byłeś dla mnie takim ogromnym wsparciem — skłamał po raz kolejny, powoli wycofując się w stronę wyjścia. — Masz rację, nie będę cię męczył. Skoro już znasz moją wdzięczność, to chcę ci życzyć miłego odpoczynku. — Uśmiechnął się, ostatni raz patrząc w te zielone, pełne zdziwienia, ślepia.
Jak wyszedł, tak już nigdy tam nie wrócił. W tym niewielkim starciu i niepokojących intrygach, jakie wynikały z podejrzanych sojuszów Krzemienia – to Krwawnik wyszedł zwycięsko. Skoro jego wróg zadomowił się w tym miejscu, to tak naprawdę gotował się już na śmierć.
Nie interesował się już więcej jego tematem. Nawet gdy usłyszał, że ten zmarł, przyjął tę informację z pokorą. Taka kolej rzeczy, jedyni odchodzą, drudzy przychodzą. Dla niego liczyło się już tylko to, że problemy same wyniosły się z jego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz