Wyrywając się z objęć matki, zauważył, że ktoś stoi przy wejściu do Żłobka i obserwuje całą tą okrutną procedurę.
Zielone, podkrążone oczy, wpatrywały się w niego z nienawiścią. Futro, całe pozlepiane od krwi i brudu, wydzielało niezbyt przyjemny, drażniący zapach, który natychmiast dotarł do nozdrzy dziecka Orzechowego Zmierzchu. Na łapach nieznajomego znajdowały się zakrwawione bandaże z pajęczyny, a na lewym policzku widać było kilka niewyraźnych blizn.
Widząc, że Rzeczka wpatruje się w niego rozszerzonymi z przerażenia oczyma, rudy zrobił kilka kroków w tyłu po czym zniknął w oddali.
Kilka minut później, zmęczonymi tymi wszystkimi strasznymi doświadczeniami, kremowy zasnął, wtulony w miękkie futro matki.
Śniły mu się ogromne, rude koty, ścigające jego i całą jego rodzinę.
***
Rzeczna Łapa był pełen energii.
Jeszcze raz przejechał językiem po swojej przykrótkiej, skołtunionej sierści, próbując sprawić, by przynajmniej jakoś wyglądała- w końcu to był jego pierwszy trening z Borówkowym Liściem i nie mógł wyglądać jak jakiś… włóczęga!
Gdy zakończył tą niezwykle trudną czynność rozplątywania kłaków, skocznym krokiem opuścił Legowisko. Chciał rozgrzać się i nieco poćwiczyć przed treningiem - w końcu, jeśli chciał zostać mianowany w wieku dziesięciu Księżycy, musiał dużo trenować!
Idąc, zobaczył, jak z powrotem do Legowiska Medyków pośpiesznie zdąża Muchomorza Łapa, za którym, z pochmurną miną, podążał drugi z uczniów.
- Hej, Muchomorza Łapo! -wykrzyknął, szczerząc się w kierunku niebieskiego -Jak się dzisiaj czujesz? Wyglądasz świetnie, z resztą, jak zawsze!- stwierdził, uśmiechając się jeszcze szerzej do przyszłego medyka. Jakby na to nie patrzeć, to właśnie on za niedługo przejmie pałeczkę w kwestii rozmawiania z Klanem Gwiazd; takie osobistości opłacało się mieć po swojej stronie -Ciebie też miło widzieć, Czarna Łapo! - dodał szybko, posyłając uśmiech również w kierunku syna Chrobotkowego Obłoku. Nawet to lisie łajno zepsuje mu tego cudownego dnia!
Nieco oddalił się od Obozu i rozpoczął rozgrzewkę. Pochylił się, zgiął łapy i szykował się do szybkiego biegu aż po znajdującą się kawałek dalej, leżącą na ziemi, kłodę. Już miał wystartować, gdy usłyszał ciche kaszlnięcie tuż za nim.
Odwrócił się szybko, wyciągając w przerażeniu pazury.
Za nim, oddalony o zaledwie kilka kroków stał kot, który od pamiętnego spotkania prześladował go w każdym jego śnie.
Nie zmienił się praktycznie w ogóle.
Być może jego rzadkie futro coraz bardziej osłaniało żebra, być może było jeszcze bardziej zaniedbane niż wtedy, kiedy zobaczył go po raz ostatni. Na łapach tym razem nie miał bandaży, co odsłaniało grube, różowe blizny, jak i świeże rany.
Nieznajomy pustym wzrokiem wpatrywał się gdzieś w dał, nie zwracając w ogóle uwagi na młodszego kota.
Rzeczna Łapa pisnął, robiąc kilka kroków w tył.
Zerwał się do panicznego biegu przed siebie, niemal zabijając się o kłodę, która miała być jego metą i potykając o wystające kamienie.
Zatrzymał się dopiero przed Legowiskiem Wojowników, dysząc ciężko i rozglądając się za siebie, jakby w obawie, że rudy nadal go ściga.
- Rzeczko? - usłyszał głos zza pleców i odwrócił się szybko, wyciągając pazury i podnosząc sierść na grzbiecie - Coś się stało?
Przed nim stała Orzechowy Zmierzch, uśmiechając się niepewnie i spoglądając na dziecko z wyraźną troską.
Rzeczna Łapa westchnął, kręcąc głową.
Może zobaczenie kota było tylko wytworem jego bujnej wyobraźni? Może powinien udać się do medyka i poprosić o jakieś leki na paranoję?
Może wszyscy żyją w jednej wielkiej symulacji?
- Mamo… - westchnął, uśmiechając się smutno do rodzicielki. - Jestem po prostu… zmęczony, to wszystko. Dziękuję, że pytasz.
Po tych słowach odwrócił się i ruszył z powrotem do legowiska uczniów.
<Orzechowy Zmierzchu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz