Nadal nie mógł uwierzyć, że ojciec chodził tymi samymi drogami co on. Jak to się stało? Przecież... Nie znał tego miejsca. Czemu tu trafił? Czyżby to była jego pośmiertna sprawka? Ale nie ma życia po śmierci. Nie wierzył w to. Mimo to, stał tu i zastanawiał się, co musiał zrobić, że opuścił to miejsce. Pewnie coś złego. Nornice wygnano za morderstwo... Czy i on... Pokręcił głową. Oczywiście wiedział, że Czermień był potworem... Już sam fakt, że szkolił go, aby zabił własną matkę dużo o tym mówił. Jednak uświadomienie sobie, że miał na karku taką zbrodnie...
Jego rozmyślania przerwał szelest w krzakach i przeklnięcie. Zerknął w tamtą stronę, dostrzegając Ziębe. Niedawno dołączyła do Owocowego Lasu i wyróżniała się bardzo na tle mieszkańców. Biel jej futra była tak zaskakująca, że zastanawiał się, czy nie jest pieszczochem. Nie chciał jednak rzucać bezpodstawnych oskarżeń. Wiedział, że był jeszcze jeden kot w bieli, lecz zazwyczaj nie udawało mu się go dostrzec. No może tylko przelotnie. Teraz więc przypatrywał się temu blaskowi, pokrytemu masą pyłu i ziemi, który sprawiał, że jej naturalny odcień, przybrał masę szarości.
- Yh... - jej westchnięcie przepełnione było zirytowaniem.
Widząc, że jej się przygląda, rzuciła mu spojrzenie, jakby nic się nie wydarzyło.
- Coś nie tak? - zapytał.
Kotka skrzywiła się, po czym podeszła, siadając z frustracją.
- No dalej... mów jakim jestem beztalenciem, bo uciekła mi mysz...
Polowała? Za bardzo chyba skupił się na własnych myślach, że tego nie zauważył. Widząc, że ten milczy, zrobiła jeszcze bardziej skwaszoną minę.
- Ja... - nie wiedział co powiedzieć. Nie znał się na pocieszaniu obcych kotek. - Następnym razem się uda...
- A skąd niby to wiesz co? - prychnęła mordując go spojrzeniem. - Ty nie masz pewnie z tym problemu. Twoja sierść jest czarna i żadna ofiara nie wypatrzy cię tak szybko jak mnie! Yhhhh... Dlaczego mnie to spotkało! - wyrzuciła z siebie, trzepiąc z niezadowolenie ogonem.
No tak... Miała nieco racji, że koty o czarnym futrze miały szansę dopaść do zwierzyny niezauważenie, jednak on... nie chciał mieć takiego koloru. Brzydził się nim. Ciągle widział we własnym odbiciu, odbicie ojca. To tak jakby przeszłość chciała mu coś udowodnić. Nie był z tego zadowolony.
- Gdyby istniał sposób, to... z chęcią bym się zamienił - miauknął.
To zainteresowało Ziębe, która wbiła w niego natarczywie wzrok.
- Nie mów... Nie lubisz swojego koloru futra? Ale... Dlaczego?
Uśmiechnął się słabo, kręcąc głową.
- Nie chcę o tym mówić. To... skomplikowana historia. - Zwiesił łeb, patrząc na swoje łapy.
Kotka zmierzyła go uważnym spojrzeniem. Czuł jak jej wzrok prześwietla go na wskroś.
- Byłeś samotnikiem, czy tu macie jakieś zapasy? - zadała nagle pytanie.
Uniósł głowę, widząc jak ta wodzi po jego bliznach. Ach... No tak... Zapomniał, że wygląda jak po walce z psem.
- Samotnikiem.
Ta pokiwała głową, jakby coś zrozumiała.
- Też byłam... - No i na tym się skończyła wymiana zdań.
Oboje mieli swoje tajemnice, oboje nie ufali łatwo nowo poznanym osobom. Dlatego też chwilę później rozeszli się do własnych spraw.
***
Zatrzymał się słysząc jakieś dziwne odgłosy. Zamarł i zerknął zza krzaków na Ziębę, która tarzała się w ziemi, sycząc z niezadowolenia jakie to irytujące.
Nie za bardzo wiedział co zrobić. Podejść, czy może zostawić kotkę sam na sam z tym problemem.
- Czuję cię! - miauknęła głośno, a on nie miał już powodów do ukrywania się.
Wyszedł naprzeciw niej, obserwując jak ta wstaję i otrzepuję się, wzbijając proch z ziemi w powietrze.
- Podglądasz mnie czy jak? - prychnęła niezadowolona.
- Co? Nie! - Pokręcił szybko głową.
O rany! Jeszcze mu tego brakuje żeby dostać łatkę jakiegoś dziwaka.
- Szedłem tędy i usłyszałem jakiś dźwięk. Poszedłem sprawdzić - wyjaśnił.
Zięba rzuciła mu nieufne spojrzenie.
Stali tak, patrząc na siebie. Przełknął ślinę. Jak nic zaraz mu się oberwie. Jeszcze brakowało, aby Kostka go śledziła i to wszystko zobaczyła. Naprawdę to był przecież przypadek!
- Lepiej już pójdę... - miauknął, kiedy nie dostał bury i szybko umknął z powrotem w krzaki.
Musiał chyba zacząć zajmować się obowiązkami, a nie szlajać się po okolicy.
***
- Posuń się... - Biała zajęła gniazdo obok niego, na rozłożystej gałęzi, gdzie mieli swe legowiska uczniowie. Chyba nie przywykła do takiej formy odpoczynku, bo przepychała się pomiędzy śpiącymi. Prawie jednego zwaliła na ziemię, za co dostała kąśliwe uwagi, inne niż "uważaj jak leziesz". Dlatego też, kiedy dotarła do wolnego miejsca, zrobił jej go więcej. I tak wątpił czy zaśnie... Był zmęczony fakt, ale bezsenność nadal mu ciążyła.
Nie chciał wybierać się do medyka. Musiałby się tłumaczyć, dlaczego nie przyszedł wcześniej. To i tak było kłopotliwe, a nie chciał sprawiać problemów członkom Owocowego Lasu.
Przez to wszystko znów odleciał, gapiąc się cały czas na kotkę, która głośno chrząknęła, wyrywając go z myśli. Już otwierał pysk, aby coś powiedzieć, ale ta go ubiegła.
- Rozumiem, że nie widziałeś nigdy białego kota, ale to już przesada. Nie jestem skamieliną - fuknęła.
- Co? Nie! Ja... widziałem. Bocian jest biały...
Ta rzuciła mu spojrzenie, jakby urwał się nie wiadomo skąd.
- Bocian jest biały? No nie żartuj. Wiem przecież, że te ptaki są białe. Ale mają dodatkowo jakieś czarne pióra, więc nie do końca... - dalej już nie słuchał.
Kotka dalej paplała o bocianach, nie pozwalając mu się wtrącić. Nie o takiego mu bociana chodziło! Widać było, że ta nie zna jeszcze wszystkich członków klanu, bo znałaby tego kocura.
- ... więc nie porównuj mnie do bocianów. Jasne? - skończyła, a on zamrugał.
- Jasne... - Nie chciał dalej się pogrążać, więc odwrócił łeb w inną stronę, udając sen.
Ten jednak nie nadszedł.
***
Była ciemna noc, a mu się nudziło. Chociaż zmęczenie dawało w kość, oczy nie kleiły mu się do snu. Okropność. Nagle dostał łapą po grzbiecie, więc drgnął. Obrócił się i zobaczył jak Zięba leży na boku i jak gdyby nigdy nic, macha łapami. No tak... śniło jej się pewnie coś fajnego, a nie koszmary, które wiecznie go nawiedzały.
Uderzenie w pysk było tak niespodziewane, że aż poderwał się na łapy. O nie... Nawet ona wygania go z legowiska uświadamiając, że skoro nie śpi, to powinien spadać. Nie chcąc znów oberwać od jej łap, szybko zszedł na dół i usiadł przy drzewie.
Od razu jego myśli zaczęły błądzić bez większego celu. Wpatrywał się w mrok sadu, wyobrażając sobie, że nagle wpada tu lis. Jednak on został już pokonany. Ale czy był sam? Może sprowadził cały swoj gatunek, a nikt o tym nie wiedział?
Wschód słońca zauważył dopiero, kiedy mignęła mu szarawa sierść Zięby. On też powinien udać się na swój trening. Wstał ciężko na łapy i ruszył na spotkanie z mentorką.
uroczy są <3
OdpowiedzUsuń